Ktoś tu jest ten zły
Henry Przemkowski, właściciel niewielkiej, ale dobrze prosperującej firmy nie spodziewał się dziś wizyty. A tym bardziej nie spodziewał się kobiety, która podaje się za prawdziwą użytkowniczkę magii.
Jednak jak się okazało, faktycznie był z nie umówiony. Musiał za dużo wypić i pamiętał tego, ale kobieta przebyła długą drogę, więc z grzeczności nie mógł od tak kazać jej odejść.
Siedział więc w swoim fotelu za biurkiem w swoim gabinecie i słuchał kobiety siedzącej naprzeciw niego.
Jego gabinet był niewielki, ale przytulny, na drugim piętrze jego firmy. Okno zaraz za plecami, okrągły dywan na panelowej podłodze, kilka obrazów na ścianie. Po lewej stronie Henrego, obok biurka stała złotą kaltka z papugą amazonką. Nadal po lewej, ale po przeciwnej stronie pomieszczenia, nieco za drzwiami stał solidny, czarny sejf. Henry zawsze lubił takie sejfy i używał go głównie jako ozdoby. W środku trzymał tylko broń i niewielką ilość pieniędzy, jako zmyłke na potencjalnych złodziei. Na przeciw sejfu leżało posłanie, w którym odpoczywała czarna kotka.
- Proszę Pani - odezwał się w końcu Pan Przemkowski - Trudno mi uwierzyć w to co Pani mówi. Że od zawsze wykazywała Pani niezwykłe zdolności jeszcze mogę zaakceptować, ale mówienie, że ostatnimi czasy stały się one prawdziwą magią brzmi niedorzecznie.
- Ależ to prawda! I mogę to udowodnić. Potrawie zmieniać elastyczność metali, umiem zamieniać barwy przedmiotów, a nawet przemić zwierzę w człowieka! - na te ostatnie słowa leżąca w koncie kotka otworzyła oczy i wyniosła ucho.
- Zamienić zwierzęta w ludzi, mówi Pani? Bardzo zabawne, chciałbym to zobaczyć - po czym powędrował wzrokiem do swojej ukochanej papugi i przez głowę przebiegło mu faktyczne zainteresowanie - Chociaż w sumie... - już chciał poprosić o pokaz, kiedy poczuł coś oferującego się o jego nogę.
Henry spojrzał w dół i zauważył swoją kotkę, która opierała się o niego mrucząc. Niepewny czy wszystko z nim w porządku, schylił się i podniósł ją, po czym posadził na biurku.
- Więc proszę mi udowodnić - powiedział do kobiety, spodziewając się usłyszeć po chwili jej śmiech. Ta jednak zapatrzyła się na kotkę.
- Ojej, jaka urocza kicia. Ja się nazywa? - zaczeła ją drapać za uchem, na co ta zamruczała.
- To Nucia, przypałetała się z ulicy jakiś miesiąc temu, ale nie mogłem jej zostawić ot tak.
- No dobrze, więc niech będzie - powiedziała kobieta, po czym wzięła kotkę, położyła na dywanie i cofnęła się do biurka. Wypowiedziała jakąś formułe, po czym wykonała gest obiema rękami i nagle kotkę otoczyła szara chmura.
Henry przetarł oczy ze zdumienia, kiedy patrzył jak hmura się rozrzedza, a w miejscu jego kotki siedzi nadal po kociemu, delitaknie ciemna, jakby mocno opalona 12-latka, co odpowiadało faktycznemu wieku kotki. Miała ona kocie uszy i ogon, jej oczy są żółte, z kocią źrenicą i o dziwo jest ubrana w czrane spodenki i podkoszulek.
- N-niesamowite! - wymusił Henry.
- A nie mówiłam? - zapytała dumna z siebie kobieta siadając.
- Nucia, chodź do mnie - zachęcił Henry dziewczynkę - Ta się podniosła, ale odwróciła do niego plecami i ruszyła w przeciwną stronę - Nuciu? Nuciu, chodź do mnie, nie bój się. N-nuciu, co ty robisz? - zapytał zaniepokojony Henry.
Dziewczynka klękneła obok sejfu i zaczęła wpisywać kombinacje, która jak myślał, znał tylko on.
- Nu... - zaczął kiedy nagle kotka się podniosła celując do niego z jego własnej broni. Henry nie zdarzył nawet krzyknąć, kiedy padły dwa strzały, a po chwili dwa odgłosu ciał padających na biurko.
Kocica zadowlona z siebie ruszyła w stronę biórka z bronią w ręce.
- Nareszcie, ten plan przyniósł owoce. Teraz, pora na przejście do fazy drugiej, a zacznę od... - jednak w połowie pomieszczenia magia, która była tymczasowa się wyczerpała i dzieczyna na powrót zmieniła się w kotkę, upadając na ziemię, tak samo jak broń, którą trzymała.
Kotka szybko zaczeła na powrotów oglądać swoje zwierzęce ciało.
- Kurwa! Ech... zapamiętać: nie zabijać od razu wiedźmy i upewnić się, że czar jest trwały - skomentowała po kociemu, po czym zbliżyła się do pistoletu i zaczęła lizać jego uchwyt.
Tymczasem papuga otworzyła swoją klatkę i podleciała do ciała właściciela.
- Panie Henry, Panie Henry! - zaskrzypiała trącając go dziobem, ale ten nie odpowiadał - O nieee...
- Hej Polly - doszedł ją głos, przez który poczuła dreszcz na karku. Czy prędzej spojrzała na kotkę, która teraz ogonem wycierała uchwyt broni.
- S-sharon! B-Błagam, oszczędź...
- Słuchaj, gdyby nie to, że straszna z Ciebie gaduła, dałabym ci spokój. Ale teraz masz dwie opcje... - po tym podniosła pistolet w pyszczek, co zrobiła o dziwo bez większego trudu, podeszła do biórka i wskoczyła na nie. Umieściła broń w ręku kobiety i zaczęła nieco zmieniać pozycję ciał - Albo mogę przegryść ci kark i zostawić z tą dwójką - wskazała ogonem na ciała - albo grzecznie pójdziesz ze mną i piórko ci z głowy nie spadnie - spojrzała na nią, po czym podeszła do oddalonego komputera i zaczęła poruszać kursorem za pomocą przesuwki w klawiaturze.
- Ale... Pan Henry...
- Nie żyje, a ty możesz do niego dołączyć. Więc jak? - powiedziała przelewając pieniądze firmy na kilka innych kąd. Było to równie łatwe jak zlecenie wycitłumienia ścian, kiedy Henry był na urlopie.
Papuga spojrzała na nią niepewnie, po czym na dwa ciała ułożone tak, jakby to kobieta zabiła jej Pana i potem strzrliła sobie w łep. Przełkneła.
- Jasne, że z Tobą p-pójdę Sharon. Błagam, nie rób mi krzywdy.
- Przydasz mi się, umiesz gadać, a to pożądana cecha wśród zwierząt - usunęła historię i zamknęła komputer, po czym zeskoczyła z biurka - Idziemy - powiedziała wskakując na okno, które było otwierane na zasufkę i przesuwając ją, po czym wyszła na parapet. Polly podelciała do niej.
- Ale... co teraz? Kto nas nakarmi? Gdzie będziemy spać? - niepokoiła się papuszka.
- Powiedziałam, że piórko ci z głowy nie spadnie? Bez obaw - powiedziała kotka zeskakując i lądują na cztery łapy, po czym ruszyła w stronę bramy.
Papuga zleciała za nią, naprawdę się jej obaiwiała, odkąd tylko Pan Henry przeprowadził ją do gabinetu. Sharon często jej się przyglądała, ale nigdy nie atakowała. To było straszne, jakby usypiała jej czujność.
Przy delijatnym powiewie wiatru Pollu nagle zdała sobie sprawę, że jest przecież na zewnątrz, więc mogłaby polecieć w górę i Sharon by jej nie złapała. Kiedy już zamierzała wcielić swój plan w życie...
- Jeśli myślisz o poleceniu w niebo i uczieczce, zastanów się dwa razy. Nie znasz tego miasta, nie masz gdzie polecieć, wszędzie czai się zagrożenie, a ja i tak Cię dopadnę, ale wtedy nie dam ci przywileju dwóch opcji - powiedziała nawet się nie odwracając i przeszła, między prętami bramy.
Polly momentalnie straciła chęć na samowolkę i podleciała za czarną kotką. Sharon zdawała się dobrze wiedzieć dokąd iść.
Po kilkudziesięciu metrach i paru zakretach stanęły na pustym skrzyżowaniu. Sharon odezwała się.
- Polly, widzisz ten ekran? - wskazała ogonem bankomat. Papuga przytakneła - podleć tam, wybierz opcje numeru telefonu. Wpisz 505 666 789 i podaj pin 3709, a następnie wypłać sume 100 zł. Jasne? - zapytała patrząc na nią.
- J-jasne - przytakneła i podleciała do urządzenia, po czym zrobiła jak jej kazano. Operacja się udała, więc papuga wzięła banknot w dziub i wróciła do oczekującej kotki. Ta odsuneła pazurem obroże, więc Polly umieściła tam pieniądze.
- Idziemy, już niedaleko - podziała ruszając dalej. Zaczęły przechodzić przez zaułki, co dla Sharon było normą, ale Polly była mocno wystraszona.
- To na pewno bezpieczne?
- Oczywiście, co niby mogłoby się stać? - skomentowała ironicznie Sharon i jakby w odpowiedzi na ich drodze stanęły trzy, bezdomne psy.
Były to od lewej do prawej, biały buldog z brązowymi plamami na plecach, owczarek niemiecki z szorstkim, wyblakłym futrem, i najniższa z trójki samica, będąca kundlem z elmetami jamnika o brązowym umaczeniu.
- No proszę, proszę, co my tu mamy... - odezwał się owczarek, przywódca grupy.
- Dawno nie jadłem potrafki z kota - stwierdził buldog.
- W końcu jakieś świeże mięsko - oblizała się suczka.
- Zamawiam ptaszka na przystawkę - dodał owczarek, kiedy psy zaczęły iść w ich stronę. Na Sharon nie zrobiło to wrażenia, ale Polly wracała się czy uciec czy zędlęć - Nie uciekacie? Lepiej dla nas - wyszczerzył kły.
- Oj powiem ci, że wątpię - stwierdziła Sharon i wydała dźwięk podobny do gwiazdania. Na psach również nie zrobiło to wrażenia, dopuki między nimi, a kotką nie pojawiła się szczelina w ziemi.
Cała trójka zatrzymał się ja na znak, kiedy chodnik pękł, po czym patrzyła zaniepokojona jak pęknięcie się poszerza, a następnie zaczęła świecić na czerowno, kiedy nagle wyłoniła się z niego łapa, potem następna, a po chwili z podziemi wyłonił się trójgłowy... cziłała. O szarym umaszczeniu, rozmiarami podobny do kotki i trzęsący się nieco.
Trzy psy spojrzały, na niego, po czym na siebie, po czym wybuchły psim śmiechem.
- Co to ma być? Próbujesz nas wystraszyć takim pokurczem? - zapytał owczarek, tarzając się ze śmiechu.
- Pokurczem?! - odezwała się jedna z głów cziłały.
- Kto jest pokurczem?!
- Mnie nazywasz pokurczam?!
- Chcesz się bić cwaniaku?!
Nagle mały piesek zaczął rosnąć, stał się czarny i osiągnął wzrost owczarka.
-- Ja niby jestem pokurczem?! - teraz dwie głowy mówiły na raz.
-- No chodź jak taki pewny?!
-- Pękasz?! No chodź!!!
Nagle stanął w ogniu i stał się dwa razy większy, ciemno-czerwonu z niebezpiecznie ostrym ogonem.
--- I co teraz pokurczu?! - wykrzykneły wszystkie trzy głowy groźnym głosem, ale dalej w stylu cziłały.
Psy zaczęły momentalnie próbować uciec, ale piekielny pies przeskoczył ich jednym susem i zablokował drogę, zbliżając do nich wielkie pyski. Psy powoli się cofały, nie mogąc oderwać wzroku od potwora przed sobą.
- Czekaj Spike - odezwała się Sharon, zwracając uwagę psów. Polly patrzyła na to z pobliskiego śmietnika, jednocześnie zafascynowana i przerażona - Dajmy im wybór.
--- Jasne Szefowo - odezwał się Piekielny Cziłała i warknał na psy, które momentalnie przeniosły wzrok na Sharon.
- Macie trzy opcje Pchlarze. Możecie próbować walczyć i zginąć boleśnie, a Spike pochłonie wasze dusze. Możecie uciec i modlić się, żeby nigdy więcej na nas nie wpaść. Lub... Możecie stanąć po mojej stronie i włos wam z głowy nie spadnie. Jeśli dołączycie do mojej grupy, będzie pod naszą opieką, a kiedy przyjdzie co do czego, zostaniecie nagrodzeni.
- N-nagrodzeni? - zapytał owczarek.
- Zamierzam przejąć całkowitą kontrolę. Najpierw nad miastem, podem nad krajem, potem nad kontynentem i w końcu nad światem. Jeśli będzie po mojej stronie, dostaniecie nagrodzeni wszystkim, czego będzie chcieć.
Przez głowy psów przebiegły różne obrazy, rzeczy których by chcieli. Potem spojrzeli na Spike i na pewno wiedzieli, że nie chcą mieć w nim wroga.
- Ja-ja się zgadzam na trzecią opcję - odrzekł owczarek.
- Ja tak samo - dodał buldog.
- Jestem z nimi - dopowiedziała suczka.
- Mądrze psy, bardzo mądrze. Idziemy, przedstawicie się przy reszcie. Poza tym Spike, twoja stopniowa przeniana robi niezłe wrażenie - odezwała się Kotka, idąc dalej. Psy ruszyły za nią, patrząc po sobie, a Polly poleciała w ich stronę.
--- Dzięki Szefowo, długo nad tym pracuje - powiedział piekielny ogar i stanął w ogni zmieniając się w małego, szarego siebie - A co to za ptaszek?
- Jest ze mną, przyda nam się.
- A po co nam te psy? Przecież masz mnie.
- Do burdnej roboty Spike. Ty musisz skupić się na najważniejszym. Czyli ochronie mnie i reszty.
- Zgodnie z życzeniem.
Zwierzęta przeszły szybko jeszcze kilka uliczek, aż doszli do takiej, która kończy się ścianą.
Sharon znów zagwizdała i zza śmietników wyszły dwa koty. Jedne biały, czysty, w fioletowej obroży, a drugi to rudawy kocur z białym brzuchem, widoczny dachowiec.
- Szefowo, cudnie Cię widzieć. No i jak poszło? - zapytał biały.
- Dalej jest jaka była, więc musiałaś nawalić - skomentował rudy.
- Et moi? Wypraszam sobie.
- Cisza chłopcy. No więc tak, Bastian, twoje informacje były prawdziwe, kobieta była wiedźmą. Niestety jej czar był nietrfały - Sharon odezwała się do białego kota.
- Bon sang! - odpowiedział Bastian.
- Jeffrey, trzeba nam znaleźć kolejnego typa jak ten Henry, bo on już jest nie do użytku.
- Znajdzie się, bez obaw. A co ci tu za kąsek lata koło głowy? - zapytał patrząc na Polly.
- To Papuga Amzonka, jedna z najlepiej naśladujących ludzką mowę - odezwał się szary kocór z niebieskimi oczami, niebieską obrożą i białymi łapkami, siedzący na jednym ze śmietników. A oprócz tego mamy tu owczarka niemieckiego, buldoga i kundelke. Cześć Spike.
- Elo Bliky.
- Punkt dla Ciebie doktorku. Idziemy, zanim nas ktoś zobaczy - powiedziała Sharon i weszła do zaułka, a reszta za nią.
- Więc tak, to są nasi nowy członkowie. Ma in z głowy nie spaść włos, ani...
*GULP*
- ...pióro... - Sharon odwróciła się w stronę grubej, brązowej kotki z kokardą, w której pysku szamotała się Polly - Ech... nie wytrzymam - ruszyła w jej stronę - Czy wiesz Pusiu, że kiedy twoją Szefowa przedstawia nowych członków, to absolutnie nie należy ich... zjadać?! - ostatnie wymówiła głośno i wbiła pazury w tylną część kotmi, która zawyła wypuszczając ptaka z ust.
Polly zrobiła dwa kroki i padła.
- Jest w szoku, zajmę się nią - powiedział Blinky i zaskoczył z kosza, wziął Polly w pyszczek i zaniósł na jakąś deskę do prasownia.
- Blinky to kot wetrynarza, lubi podglądać właściciela w pracy. Zna się na biologii zwierząt i rozpoznaje choroby. Nie wyleczy was z wszystkie, ale walcie do niego - powiedziała Sharon.
- Potem się wam przyjrze - krzyknął Blinky do psów, przykładając ucho do Polly.
- Dalej mamy Bastiana, kot z dobrego domu, jego właściciele mają różne konkaty i dostęp do Internetu.
- Kłaniam się Chiens Muets - odpowiedział biały kocór.
- A co on tak dziwnie gada? - zapytał buldog.
- Za kociaka mieszkał we francji. Następnie mamy Jeffrey'a, ten kocór wychował się na ulicy, znajdzie każdego, kogo potrzebujemy.
- Hej, wy się kreciliście zwykle koło zaułka cztery ulice dalej, obok mięsnego, prawda?
- Tia... niezły jest - przyznał owczarek.
- Wiem. Dalej jest Pusia, właścicielka ją rozpieszcza. Zna sporo najnowszych newsów i plotek.
- I za to dostaje pazurami w tyłek - posłużyła się kotka.
- Zasłużyłaś. A Spik'a już znacie. Teraz wy.
- Jestem Brutus, przewodze... przechodziłem naszej trójce - odezwał się owczarek.
- Masz plus za dobre formułowanie zdań.
- Ja jestem Pluto. Mam mocny uścisk w szczenkach - odezwał się buldog.
- Zmierzymu się? - zapytał Spike.
- Eee... nie, dzięki, podziekuję.
- A ja jestem Lejla, odracałam uwagę, kiedy ci dwaj kradli żarcie.
- Przydasz nam się - powiedział Sharon - Okej, pora coś wszamać. Gdzie on jest? - skierowała pytanie do Jeffrey'a.
- Śpi na samym końcu - odparł kocór, a Sharon poszła tam gdzie wskazał. Psy podążyły za nią zaciekawione.
W rogu zaułka spał jakiś menel w zielonym płaszczu i niebieskiej czapce. Sharon podeszła do niego i zaczęła kręcić ogonem koło jego nosa, a ten kichnął i podniósł się zaspany.
- Co? Kto? O, Sharon, co chcesz kiciu? - próbował ją poskładać, ale się odsuneła i zaczęła rysować pazurem po ziemi kilka rzeczy, w tym ryby, ziarna, jakiejś kształty...
Oczy mela rozświetliły się, kiedy narysowała dwie butelki. Kiedy skoczyła, pokazała mu banknot za obrożą, a ten go wziął.
- Dzięki mała. Dobrze, że już wróciłaś. Niedługo ja też wrócę - powiedział, spojrzał jeszcze raz na obrazek i ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi, na spy, koty, ani papugę.
- Co tu się stało? - zapytał Brutus.
- Ten typ robi nam zakupy. Ja mu dajemy kasę i mówie co ma kupić, a on to robi, bo pozwalam mu kupić alkohol.
- Ale skąd masz kasę?
- I skąd wiesz, że kupi co mu każesz - zapytał Pluto.
- Proste, jest chory. Uzależniony od alkoholu. A ja pielęgnuje jego chorobę. Wie, że jeśli będzie kupował to, co mu narysuj, będę przynosić więcej pieniędzy i będzie mógł kupić więcej alkoholu. Tresowałam go, ale nie zajęło to długo.
- Ale pieniądze...?
- Ten plan nie istnieje od wczoraj. Dzięki Bastianowi mamy sieć kont, w różnych krajach i łączną wartość kilkusetek tysięcy złotych.
- Tysięcy?! - krzyknęły wszystekie psy na raz.
- To czemu siedzicie w tej dziurze? - zapytała Lejla.
- Jak mówiłam, łatwiej mieć wtedy kontrole nad ludźmi. Gdybym dała mu dostęp do konta, żeby kupił dom, straciłabym nad nim władze. Poza tym, to, pieniądze na przyszłość.
- A tak właściwie, jak niby planujesz spełnić swoje plany, co? - zapytał Pluto.
- Używając trzech rzeczy. Magii, pieniędzy i znajomości.
- Magii?
- Znajomości?
- Mówię niewyraźnie. Mam już siatkę przyjaciół na całym świecie, w rosji, ameryce, różnych strategicznych punktach. A co do Magii, mamy księgę czarów. Historia na potem. Ale żebym mogła jej użyć, muszę stać się człowiekiem.
- Że niby co?
- Bez obaw, rób co mówię, a wszytsko zrozumiesz. A teraz, chodźcie, muszę zebrać raporty od reszty ekipy, zanim nasz, z braku leszego słowa, przyjaciel wróci z obiadem - powiedziała kotka i ruszyła do reszty ekipy, a psy podążyły za nią, patrząc po sobie w zamyśleniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top