Jaskinia Olbrzyma i Magiczny Sklep

Ja, Luna, Baby, Domino, Gaby i Ann Maria siedzieliśmy w Karczmie Dawida i ze smakiem zajadaliśmy tutejsze potrawy. Ann Maria i Luna popijały dodatkowo wino, a Domino, która wcześniej nauczyła Dawida robić sake, teraz się nim delektowała.

Postanowiliśmy wybrać się do Karczmy w magicznym wymiarze, żeby lepiej poznać tutejsze smaki i poobserwować życie w tym miejscu. Ann Maria i Gaby towarzyszyły nam bardziej z powodu darmowego jedzenia.

No właśnie, jakiś czas temu zawarłem z Dawidem kontrakt. Ja dostarczam mu nowe książki kucharskie, sprzęt kuchenny i nieobecne tu przyprawy z naszego świata, a on oprócz darmowych posiłków (raz w tygodniu) dawał mi sakiewkę miejscowej waluty.

A wracając do bardziej obecnych wydarzeń, od mojego spotkania ze Śmiercią minął tydzień. Przez ten czas, Dina wpadła do mnie już pięć razy, z czego cztery razy zastałem ją po powrocie do domu, jak spała w moim pokoju. Zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, jeśli mam się obawiać kogoś z Departamentu Śmierci, to raczej nie jej. Po drugie, powinienem zacząć się przyzywczajać do jej widoku.

Kiedy dziewczyny dowiedziały się o moim spotakniu z nią, początkowo były dość zaniepokojone, ponieważ jak powiedziała Luna, ataki kosą ponurych żniwiarzy mogą sięgać samej duszy, która stanowi podstawę mojego odradzania.

Jednak po ich osobistym spotkaniu, szybko porzuciły swoje obawy. Chociaż Luna przyznała, że moc Diny jest zaskakująco wysoka jak na jej postawę.

Z kolei prace Luny nad udostępnieniem skrytki osiągnęły już całkiem zadowalający poziom.

Obecnie udało jej się utworzyć połączenie bazujące na systemie systemie diabelskich pionków i związania many. W praktycze oznacza to, że członkowie mojego parostwa, moje chowańca, czyli Domino i takie przypadki jak Luna i Baby mogą swobodnie wchodzić i wychodzić ze skrytki.

Jendnak, dla dokładniejszego zakotwiczenia jej, tymczasowo wyjść można z niej tylko w miejsce z którego dana osoba weszła (chyba, że wychodzi z kimś) lub poprzez naszą sieć magicznych kręgów.

Z tego powodu, Luna zrobiła dwa dodatkowe kręgi, jeden w bibliotece, a drugi w moim domu. Oczywiście ten drugi jest ukryty i nie widać go na pierwszy rzut oka.

Tymczasem, ciesząc się posiłkiem, nagle dotarła do nas rozmowa paru mężczyzn ze stolika obok.

- Nigdy nie uwierzycie co udało mi się zdobyć. Spójrzcie.

- Niemożliwe! Czy to jest...?

- Czekaj, czy to pochodzi z...?

- Dokładnie. To jest prawdziwy Miecz Ognisty z samej Mistycznej Jaskini.

- Człowieku, jak tyś to zdobył?

- Przecież nikt tam nie chodzi.

- Miałem szczęście jak nigdy dotąd. Trafiłem na pewnego starszego człowieka, który na postanowił pod koniec życia zwiedzić odległe okolice i właśnie wracał z dalekiego zachwodu. Zatrzymał się, żeby nakarmić konie, a ja akurat wracałem do wioski. Kiedy mnie dostrzegł zapytał o kilka rzeczy, bo zapomniał drogi i zaprosił do gry w karty.

- Nie mów, że wygrałeś ten miecz w karty...

- Dokładnie. Pierwsza partia była mocno wyrównana, więc zaproponował powtórkę o małą sumę. Graliśmy chyba 5 razy i w sumie by mnie nieźle skosił już, ale za 6 udało mi się wygrać. Wtedy zdał sobie sprawę, że nieco się zapędził, bo potrzebował pieniędzy na powrót, ale nie chciał być nie uczciwy, więc zaproponował mi ten miecz. Dostał go kiedy jeszcze sam był młodym giermkiem od swojego Pana i później za jego pomocą zdobył sławę na południu, ale już mu jest nie przydatny w tym wieku i wiózł go tylko na wszelki przypadek. No i kiedy zdałem sobie sprawę z kąd jest ten miecz, oczywiście że go przyjąłem.

- Ty podły cwany lisie, takiego szczęścia to nawet chyba skrzat by nie miał.

- Co tam skrzat, do niego musiała się chyba sama Fortuna uśmiechnąć, żeby coś takiego się stało.

- Ma się to szczęście.

- Miecz z Mistycznej Jaskini... tego tu jeszcze nie było...

Z ciekawości spojrzałem przez ramię. Przy stole siedziało trzech mężczyzn, z czego jeden w grubych rękawicach trzymał długi miecz o rozgrzanym do białości ostrzu i bogato zdobionym uchwycie z motywem płomieni. Podejrzewałem, że jedno machnięcie spowoduje, że miecz może stanąć w płomieniach.

Spojrzałem na dziewczyny, które wyglądały też na bardzo zainteresowane, chociaż Ann Maria i Gabi sprawiały wrażenie, że coś im dzwoni, ale nie wiedzą w którym kościele. Postanowiłem zagadać do mężczyzn i odwróciłem się na krześle.

- Przepraszam Panowie - spojrzeli na mnie.

- Coś się stało? - zapytał ten siedzący najbliżej.

- Przypadkiem podsłuchałem z przyjaciółkami waszą rozmowę. Moglibyście powiedzieć coś więcej to tej Mitycznej Jaskini, bo brzmi to dość interesująco.

- A, ty musisz być tym Przybyszem, kolegą Dawida. Nic dziwnego, że nie znasz tej historii, to wydarzyło się dawno temu.

- Będzie że 300 lub 400 lat, co nie? Otóż na dalekim południu, przy pasmie gór granicznych, leżała kiedyś wioska. Ale nie taka zwykła. Cieszyła się ona wielką popularnością wśród poszukiwaczy przygód, a to za sprawą jenego, konkretnego miejsca, położonego nieco nad samą wioską.

- Mowa tu o Mistycznej Jaskini, czyli domu niesamowicie pięknej i niesamowicie potężnej Nieśmiertelnej Kapłanki.

- Nieśmiertenej? - wtrąciła się Baby.

- Tak, nieśmiertenej. Zyskała ona błogosławieństwo Mitycznej Istoty i...

- Mitycznej Istoty? - znowu się wtrąciła.

- Dasz nam opowiadać? Dziękuję. Mityczne Istoty są jedyne w swoim rodzaju, bardzo potężne, ale nie zostały stworzone przez Boga, chodź ich moc jest bliska jego. Nieśmiertelna Kapłanka zdobyła błogosławieństwo jednej z tych istot i stała się, no nieśmiertena.

- Oprócz tego zyskała potężną moc magiczną i potrafiła robić niezwykłe rzeczy.

- Podróżnicy i różne istoty podróżowali do wioski, by prosić Kapłankę o wzmocnienia, o siłę lub inne niezwykłe przedmioty, amulety i talizmany, a w zamian ofiarowali jej różne skarby.

- Jednak chodź wielu chciało ją zobaczyć, ze względu na jej legendarną urodę, nikt nie miał odwagi zajrzeć do Mitycznej Jaskini, więc prosili ludzi z wioski, by im pośredniczyli, ponieważ ci nie bali się wchodzić do domu Nieśmiertenej Kapłanki.

- Po jakimś czasie w jaskini zebrało się wiele bardzo cennych i potężnych przedmiotów, broni i artefaktów, więc kapłanka otworzyła magiczny sklep i sprzedawała, skupowała lub wymieniała to, co posiadała lub co przynosili ludzie, chociaż nadal tylko za pośrednictwem miejscowych.

- Ale pewnego dnia stało się coś straszenego. Na wioskę spadła gigantyczna lawina z samego szczytu gór i pochowała wszystkich ludzi żywcem.

- Lawinę wywołał potężny olbrzym, tak duży jakiego świat do tej pory nie widział, obdarzonymi potężną mocą, dzięki której nie było dla niego miejsca nie do splądrowania. Idący w stronę wioski podróżnicy widzieli jak lawina zasypuje wioskę, a olbrzym zdołał wedrzeć się do jaskini Kapłanki, więrząc w środku samą Kapłankę i przejmując cały jej majątek.

- Plotki mówią, że zmusił ją do małżeństwa i wykorzystuje ją każdego dnia.

- A ja słyszałem, że ją pożarł, a ona nie mogąc umrzeć musi żyć w jego brzuchu.

- Ja słyszałem, że zamknęła się w ukrytej komnacie i nie może wyjść, bo wielkie cielsko obrzyma blokuje drzwi. Sam olbrzym z kolei śpi otoczony skarbami.

- I nikt nie próbował odbić tej Jaskini i Kapłanki?

- Ależ pewnie. Próby podejmowano wiele razy, ale nigdy nie udało nawet zebrać odpowiedniej drużyny do tego zadania. Aż po dziś dzień siedzą tam, nad wielkim cmentarzyskiem, którym stała się wioska.

- A gdzie dokładnie leży ta jaskinia? - zapytałem.

- Ho, ho, ty chyba nie checsz tam ruszyć co? Powiedz mi, życie ci nie miłe?

- Ja się o swoje życie aktualnie nie boję, a chętnie zobaczę to miejsce, nawet jeśli odległości - odpowiedziałem bez strachu. Nieśmiertelność ma swoje plusy.

- Hmm... hm, hm, hm... no dobra, powiem ci jak tam dojść, tylko postarajmy się nie odwalić kity, bo odkąd dobiłeś umowy z Dawidem, to jedzenie tutaj nabrało zupełnie nowego smaku.

- Jasna sprawa, mam jeszcze sporo do zrobienia, więc postaram się szybko wrócić.

- No dobra, to słuchaj i może sobie zapisuj. Musisz iść na południe, aż do...

***

Właśnie kończyliśmy przygotowania do naszej następnej wyprawy, której celem jest Mistyczna Jaskinia. Zapowiadało się bardzo ciekawe przeżycie.

Dziewczyny były równie podekscytowane co ja, ponieważ Ann Maria i Gabi podpytały w swoich domach o Mistyczną Jaskinie i przyniosły nam kilka kolejnych, chodź oficjalnie nie potwierdzonych informacji.

Ponoć ów olbrzym był królem wszytskich olbrzymów, a dzięki swej potężnej mocy mógł przechodzić przez każde przejście bez względu na swój romair.
Albo że Mistyczna Jaskini pierotnie już pełniła funkcję legowiska tego olbrzyma, który z pewnych powodów ruszył gdzieś daleko, a w tym czasie została wybudowana wioska, a Nieśmiertelna Kapłanka zajęła jaskinie.

Obecnie jednak nic nie było pewne i jeśli chcieliśmy się dowiedzieć więcej, musieliśmy sprawdzić to sami.
Interesuje mnie jakie to mogą być tam skarby.

- I na czym stoimy? - zapytałem.

- Raczej wszytsko co mogłoby się na przydać schowaliśmy już w skrytce, więc nie musimy martwić się o wyposażenie.

- Mhm. Gabi?

- Tata powiedział, że mogę iść z wami, ale mam się was pilnować i się nie oddalać. Kazał przekazać, że liczy na Ciebie, że  nie spuścisz mnie z oka.

- Oczywiście, nawet mi to przez myśl by nie przeszło. No to dobra, mamy teraz  cztery dni, żeby przejść jakieś 640 kilometrów, sprawdzić o co chodzi z tą Mistyczną Jaskinią, stworzyć w jej okolicy krąg teleportacyjny i wrócić.

- A w sumie czemu cztery dni? - zapytała Ann Maria, która wcześniej odwiedzała swój dom (przy okazji stworzyła tam dodatkowy krąg teleportacyjny, prowadzący do jej salonu).

- Ponieważ moi rodzice jadą na mały urlop i nie będziemy mieli zbyt wielu problemów z wyjaśnieniem mojej nieobecności.

- Aha. Ma to sens.

- No dobra, to jeszcze zanim pójdziemy, Baby, możesz zdać raport z obecnej sytaucji w zwykłym świecie?

- Czekałam na to. Więc tak, bramę otworzyliśmy już jakieś cztery miesiące temu. Początowko nie wywołało to żadnych zmian środowiskowych. Jednak sytuacja w końcu zaczęła się zmieniać, głównie w północnej Polsce, czyli na naszym obsarze.

- Co konkretnie się dzieje?

- Potwierdzono już kilka przypadków urodzeń dzieci z niespotykanymi barwami włosów. Co więcej, zdarzają się przyadki, gdzie barwa włosów zmieniła się już u osoby dorosłej. Obcenie podjerzenia kieruje się na zanieczyszczenie środowiskowe, ale nie wiedzą gdzie zacząć szukać ich źródła.

- Mhm. Coś jeszcze?

- W okolicach wieczornych zaczęto dostrzegać dziwne, latające kulki światła, tańczące między drzewami.

- To pewnie Wróżki, ewntualnie Błędne Ogniki - stwierdziła Luna.

Hm... Błędne Ogniki? Trzeba będzie w najbliższym czasie zwracać uwagę na potencjalne zaginięcia w okolicach mokradeł. W sumie chciałbym zobaczyć takiego Ognika, muszę to niedługo sprawdzić.

- Poza tym, kilka zgłoszeń o wydarzeniach łączących się z obecnością Leszego, więc tym się nie musimy przejmować.

- To wszytsko?

- Aktualnie tak. W przyszłym miesiącu złożę ponowny raport, chyba że stanie się coś bardziej poważnego.

- Dobrze. Okej, ruszamy na 10 minut, jak ktoś chce coś załatwić lub przegryść to szybko - zapowiedziałem i podszedłem do przenośnej lodówki, żeby wziąść sobie butelkę zimnej wody. To będzie długa podróż...

***

Wczorajszy dzień w całości spędziliśmy na wędrówce, rozmowach i obserwowaniu mijanych przez nas zwierząt, roślin i widoków. Zauważyliśmy też kilka osad, zamieszkanych przez różne gatunki, ale nie zawędrowaliśmy do nich, skupieni na celu nasze podróżny. Chociaż Baby zapisała ich koordynaty.

Kiedy zbliżała się noc, zdecydowaliśmy się spędzić ją w skrytce międzywymiarowej. Znaleźliśmy też małą jaskinie bez śladu zamieszkania, więc Luna stworzyła w niej dla bezpieczeństwa kolejny krąg teleportacyjny, a także nałożyła na wejście kilka zaklęć, jak zaklęcie maskującę i zaklęcie ochronne. Muszę ją poprosić o lekcje używania magi, przyda mi się, jeśli kiedyś nie będzie jej w pobliżu.

Za to jedną z ciekaszych mijanych przez nas rzeczy były stare ruiny jakieś potężnej bydowli, które obecnie były dość... płaskie.
Wyglądało to, jakby ściany się przewróciły, dach poleciał na podłogę, a wieże złamały się w połowie.

Stanęliśmy tam na chwilę, bo przechodziliśmy tuż obok. Większość podziemnych koryatrzy była odsłonięta,  chodź zakrywały je resztki ściany i leżący na całej runine dach bodwli, wykonanyz kamienia.

Luna stwierdziła, że wykrywa tam spro żyjących istot, ale same ruiny są niebezpieczne, ponieważ jak się przekonała w ich granicach nie działa żadna magia, ani nic w tym rodzaju.

Dlatego też niedaleko stworzyliśmy kolejny krąg teleportacyjny, żeby móc im się bliżej przyjrzeć w przyszłości.

Obecnie zbliżało się południe dnia drugiego, a my niedawno przekroczyliśmy połowę trasy. W tym tępie będziemy mieć cały dzień czwarty i nie powinno być problemów z powrotem.

Szliśmy sobie równym tępem bez żadnych niespodzianek, aż nagle usłyszeliśmy przed nami jakiś gwar. Warto zaznaczyć, że szliśmy przez las.

Zwolniliśmy kroku, a Luna zdjęła zaklęcie przyspieszające (tym razem nie lecieliśmy, ze względu na Gabi, która jeszcze nie opanowała w pełni skrzydeł).

Przed nami zdecydowanie znajdowała się spora grupa istot, jednka nie wiedzieliśmy z czym mamy do czynienia.

Zaczęliśmy się ostrożnie zbliżać, planując w ostateczności przejść na około, ale kiedy zbliżyliśmy się do źródła głosów, zauważyliśmy spory obóz rozbity w lesie, a w nim sporą grupę ludzi i nie tylko.

Większość siedzieliała przy ognisku i patrzyła na jakiegoś kolesia z ciemnobląd włosami i w skórzanej zbroi z efektownyn, ciemnym płaszcze lub peleryną. Czymś pomiędzy.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że wszyscy w obozie poza tym kolesiem to dziewczyny. I wszystkie wydały się skupione na nim.

A przynajmniej tak myślałem, dopuki nie napotkałem spojrzenia siedzącej obok kolesia kobiety ze szpiczastymi uszami, która jak zgaduje jest elfką.

Elfka szturchneła swojego sąsiada i wskazała na nas, a ten podniósł się z miejsca.

- Kim jesteście i czego tu szukacie? - krzyknął w naszą stronę wyciągając przed siebie jakieś drewniane berło z krzyształem.

Nie mając już nic do stracenia wyszliśmy zza krzaków i stanęliśmy przed nimi.

- Nie szukamy kłopotów, wędrujemy na południe i usłyszeliśmy waszą grupę, chcieliśmy się tylko przekonać z czym mamy do czynienia - powiedziałem.

Koleś przejechał po nas wzrokiem, uśmiechnął się i schował berło.

- W takim razie, wypada mi się przedstawić. Jestem Albert, Wielki i Potężny Mag, a te 18 niewiast to mój mały harem - powiedział wskazując na nie machnięciem ręki.

Dziewczyny go otaczające uśmiechnęły się w naszą stronę i pomachały do nas, chodź niektóre wydawały się ostrożne. Było tu sporo ludzkich dziewczyn z różnego rodzaju ekwipunkiem (uzbrojona pani rycerz, zakapturzona łuczniczka, niska czarodziejka w białej szacie, po chłopięcemu ubrana bardka i wiele innych), a także bardziej niezwykłe osobniczki, jak wspomniana już elfka, driada, centaurka, minotaurka, itp.

- Nazywam się Daniel. Więc mówisz... twój harem?

- A i owszem, te dziewczęta podróżują ze mną cały czas, uwiedziedzione mym pięknem i niezwykłą potegą - powiedział poprawiając fryzurę - Prawda dziewczęta?

Wszystkie ochoczo potwierdziły, a bardka chwyciła za gitarę i zaczęła grać jakąś wesołą muzykę.

- Oto jest, Wielki Mag, jakiego nie widział dotąd świat, ma on styl, ma on wdzięk i niezwykły fryz, a urody mu nie brak! Oto on, już tu jest...

- Wystarczy Penelopo, dziękuję - przerwał jej Albert - Może usiądziecie z nami i wyprawimy małą uczte? Poza tym, jak widzę przyjacielu, ty też sobie nieźle radzisz - powiedziałem patrząc na moją grupę.

- Co?! Nie, nie, to tylko moje przyjaciółki i podwładne. Poza tym, ja mam dziewczynę, więc nie szukam nikogo innego - powiedział. Rany, brzmi to, jakbym się usprawiedliwiał czy coś. Beznadziejna sytuacja...

Dodatkowo usłyszałem za sobą westchnienie Ann Marii.

- Naprawdę? Żałuj przyjacielu, ale w takim razie nie miej mi za złe, jeśli któraś z twoich towarzyszek postanowi przyłączyć się do mnie. Na przykład, ta mała uroczo dziewczynka - powiedział mijając mnie i zbliżając się do zdezorientowanej Gabi.

- Ż-że ja? - cofnęła się lekko.

- Tak w moim haremie brakuje kogoś w rodzaju maskotki, uroczej młodszej siostry, która wszyscy się zajmują i kupują smakołyki. Powiedz mi, nie chciałabyś pójść z nami? Zyskałabyś 18 starszych sióstr i brata, którzy by się tobą zajmowali i musiałabyś tylko być urocza jak przed chwilą - mówił do niej, a ja wyczułem, że coś jest nie tak.

- Ja... młodszą siostrą...

Gabi wydawała się lekko otłumaniona, jakby nie do końca stykała się z rzeczywistością.

- Tak, słodka młodsza siostra, którą trzeba chronić i nic więcej, żadnych obowiązków. To co, pojedziesz ze mną?

- Ja... - już chciałem zareagować, ale uprzedziła mnie Ann Maria, która dmuchnęła w ich stronę chmurkę różowego pyłku.

Albert zaczął się nim krztusić i kaszleć, a Gabi otworzyła szerzej oczy, jakby nagle oprzytomniała.

- C-co? NIE! - krzyknęła i schowała się za mną.

- Khe, khe, khe, co jest?! - krztusił się Albert i zasłaniał twarz ręka, drugą rozdmuchując pyłek.

- Sukkubie feromony to najsilniejszy rodzaj magii miłosnej, dlatego są niezawodne do neutralizowania wypływu zaklęć i elikstorów miłosnych - powiedziała Ann Maria, splatając rece przy piersiach.

- Jesteś sukkubem?! To w sumie wyjaśnia strój - powiedział Albert, który wyszedł z chmury i łapał czyste powietrze.

Reszta dziewczyn odemnie patrzyła teraz na niego groźnie, z kolei te po jego stronie były gotowe ruszyć do walki, co nie uszło uwadze ani mojej, ani Alberta.

- Ej słuchaj - spojrzał na mnie - Głupio wyszło, ale raczej nikomu z nas nie zależy tu na rozlewie krwi, więc może zapomnimy o tym incydencie, AU! - Ann Maria rzuciła w niego szyszką - I zaczniemy od początku, co?

- Zgodzę się z Tobą, że nie ma co wszczynać walki, ale raczej nie mam ochoty ponownie zaczynać tej znajomości. Poza tym śpieszymy się.

- Jasne, jasne, ja nie ztarzymuje - spojrzał niepewnie na Ann Marie - Ale możemy rozejść się w pokoju? Nie zależy mi na zdobywaniu wrogów.

- Mogę ci zagwaratnwować, że nie zatakujemy cię bez przyczyny, ale jeśli liczysz na więcej, musisz na to zasłużyć. My musimy już iść - powiedziałem ruszając z miejsca, a reszta za mną.

- Ta jasne. Powodzenia wam w drodze, dokąd kolwiek. I nie zapomnij swojego sukkuba, co? - krzyknął, na co się odwróciłem.

Ann Maria została nieco z tyłu i patrzyła na hamerm Alberta, jakby rozważając zrzucenie na nich huragonu feromonów, co widocznie niepokoiło Alberta, ale w końcu machnęła ręka i podbiegła do nas, zrównując się ze mną. Luna rzuciła zaklęcie i przyśpieszyiśmy, znikając z zasięgu tamej grupy.

- Dlaczego tego nie zrobiłaś? - zapytałem Ann Marii.

- Wątpie, żeby długo z taką ilością wytrzymał. Poza tym, mam wrażenie, że i tak go jeszcze spotkamy, więc może być więcej okazji.

- Oby nie, ten typ był wstrętny. Jak można tak manipulować nieletnią? - stwierdziła Domino.

- Przyjamniej mówił prawdę, nie chciał je wykorzystać w sposób inny, niż jej przestawił, ale i tak tego nie pochwalam - odezwała się Luna.

- Skąd wiesz, że nie mówił tego na pokaz? - dopytała Domino.

- Czułam, że był szczery. Ale jak mówię i tak nie popieram.

- No cóż, postarajmy się o nim zapomnieć. Baby, ile trasy przed nami?

- Jeszcze jakieś 280 kilometrów.

- No to jutro będziemy na miejscu - cały czas obserwowałem Gabi, żeby się upewnić, że jest już w porządku - Gabi, wszytsko okej?

- Tak jest okej. To było dziwne, jakby miała watę w głowie, ale jest już dobrze. Dzięki Ann.

- Nie ma sprawy Gabi. W końcu, jakby nie patrzeć, należymy do jednej grupy.

I z tymi rozmowami szliśmy przed siebie.

***

- Niezręcznie wyszło - mówił do siebie Albert, przemywając twarz.

- Nie słuchaj ich, te dziewczyny się nie znają. Chodź, przed nami ciężka wyprawa, pozwól nam zrzucić z ciebie stres - odezwała się do niego rudowłosa tańcerka ostrzy, obejmując go od tyłu.

- Tak, chyba masz rację. Musimy się skupić na zadaniu, więc nie mogę się denerować. Dobrze że was tu mam.

Usłyszał za sobą zadowolone pomruki, a później do jego uszu doszła kojąca, spokojna muzyka Penelopy.

- Przynajmniej czasem się przydaje - stwierdziła, wsłuchując się w muzykę.

***

Nastał poranek czwartego dnia naszej podróży. Wczoraj z powodu nagłej i niekorzystnej pogody musieliśmy przerwać naszą podróż wcześniej i dopiero w okolicach 10 rano dotarliśmy do celu.

Naszym oczom ukazał się obraz wysokich gór z pokrytymi śniegiem szczytami, ale o wiele bogatszych, niż te góry na ziemi.

U podstawy gór było widać zasypane śniegiem ruiny wioski, szczególnie dachy które wystawały ponad warstwę wiecznego śniegu.

Nad ruinami wioski, kilkanaście metrów wyżej, widniało wejście do jaskini, wysokie na jakieś 5 metrów i szwrokie na może 3. Ciężko uwierzyć, że wlazł tam gigantyczny olbrzym.

W pobliżu wioski stały stajnie, które w większości przetrfały lawinę, więc w nich postanowiliśmy stworzyć krąg teleportacyjny.

Idąc tam, zatrzymałem się przy ruinach i odmówiłem modlitwę za wszytskich ludzi, którzy stracili tu życie. Reszta czekała za mną w ciszy. Może też się modlili, może tylko czekalia aż skończę.
To już była ich sprawa.

Kiedy skończyłem i stworzyliśmy krąg teleportacyjny w stajniach, zostaliśmy tam jeszcze trochę i zjedliśmy lunch, zastawiając się co czeka nas we wnętrzu jaskini.

- To wejście nie jest zbyt duże... może opowieści o rozmiarze tego olbrzyma są przesadzone?

- Ale słyszeliście, podobno ma te swoją moc i tak dalej.

- A może nie ma żadnego olbrzyma i to ktoś inny wyolbrzymia?

- A jak myślicie, co tam może jeszcze być? Z tych skarbów?

- Kto wie, wszytsko i nic.

- Pewnie jakieś magiczne miecze, jak miał ten gość w karczmie.

- Albo amulety.

- Nie przekonamy się, dopuki nie wejdziemy - powiedziałem w końcu, kończąc kanapkę.

- Czyli nadszedł już czas? - zapytała Ann Maria.

- Raczej nie ma co przedłyżać. A może ktoś chce zostać i ubezpieczać tyły? - zapytałem, dając komuś bezpieczną furtkę, ale nikt się nie zgłosił.

- Ja idę z tobą, jesteśmy partnerami w boju - powiedziała Domino, zmieniając się w katanę i lądując w moich rękach.

- Jak wy idziecie, to ja też.

- I ja, i ja!

I tak każda z nich wyraziła swoją chęć, żeby iść. Więc finalnie, szliśmy tam wszyscy.

Do Mistycznej Jaskini prowadziła prosta ścieżka biegnąca wokół wioski, zaczynająca się po lewej stronie, ale jej początek był przysypany śniegiem, więc musieliśmy się lekko wspiąć.

Kiedy w końcu stanęliśmy na (w miarę) suchej ziemi, rozpoczęliśmy drogę w górę w stronę wejścia do jaskini. Idąc tam patrzyliśmy na śniegową pokrywę która okrywa budynki i tych, którzy kiedyś w nich mieszkali.

Powoli zbliżaliśmy się do ziejącego w skale otworu, za którym spodziewaliśmy się znaleźć Mistyczną Jaskinie oraz spotkać Nieśmiertelną Kapłankę i przerażającą bestię.

Gdy stanęliśmy przed wejściem do jaskini uderzyło na wydobywające się z niej ciepło. Chodź okolice były dość surowe, a śniegi nie topniały to z wnętrza zapraszała nas temperatura jakby był to środek lata.

Nie wiedząc czego się spodziewać przekroczyliśmy próg jaskini i ruszyliśmy w głab, szybko jednak okazało się, że wejście to zaledwie pięcio metrowy tunel, który szybko otwierał się na ogromną, mająca może z 20 metrów wysokości komnate z kamienia. Wnetrze było ciemne, chodź diabelskie oczy szybko się do tego przyzwyczajały.

Komnata była bardzo długa i równie szeroka, a na jej środku stało wiele piedestałów w równych (i szerokich) odstępach z różnymi przedmiotami.
W ścianach wykute były duże i szerokie półki pełne po brzegi różnych różności. A niektóre z nich biegły dość wysoko, poza standardowy zasięg rąk ludzkich.

Ruszyliśmy przed siebie nie pewni czego należy się spodziewać. Domino dla bezpieczeństwa przybrała postać broni i wsunęła się w moje ręce. Złapałem mocno za rękojeść rozglądając się za potencjalnym niebezpieczeństwem.

Było tu zdecydowanie za cicho...

- Czyżby oczy figle mi płatały? - usłyszeliśmy głos, który rozbrzmiał w całej sali i zdawał się nadchodzić z każdej strony - Czy możne na jawie to sen? Czy naprawdę ktoś przekroczył sklepu mego próg? Przyjaciel to czy może wrogów? Czy Naprawdę dzieje to się? Klijenci znów, nachodzą tu mnie?

Rozglądaliśmy się niepewnie szukająca źródła głosu.

- Halo? Kim jesteś? Pokaż się! - krzyknąłem zaciskają rece na rękojeści katany.

- A więc to prawda, to faktycznie dzieje się, ktoś przybył, by odwiedzić mnie! - powiedział głos i nagle poczuliśmy obecność tuż za naszymi plecami.

Odwróciliśmy głowy i ujrzeliśmy gigantyczną, górująca nad nami ciemną sylwetkę. Momentalnie odskoczyliśmy do tyłu szykując się do walki, kiedy nagle w jaskini zaczęły pojawiać się kule światła.

Nagle wybuchały one jasnym światłem by po chwli zwęzić się jak wiązka z reflektora. A ich światło kierowało się na olbrzymią postać, która zaczęła się nam w pełni ukazywać.

Nie był to jednak przerażającą olbrzym jakiego się spodziewaliśmy. Bowiem kiedy wszystkie światła padły na ową postać, okazała się być ona nie olbrzymem, ale olbrzymką. I to raczej niecodzienną.

Była wysoka na jakieś 17 metrów, miała bujne, ciemnofioletowe włosy i tej samej barwy oczy. Wyglądała jakby miała 18 lat, ale jednocześnie była młodsza i starsza, więc nie dało się dokładnie określić jej wieku. Ale najbardziej szokował jej strój.

Czarne sznurowane buty na obcasie z których wychodziły fioletowe zakolanówki. Wyżej była czarna spódnica pasująca do luźno leżącej, czarnej marynarki na białej koszuli. Całości dopełniała fioletowa muszka i białe rękawiczki. A na jej głowie znajdowało się nic innego, jak klasyczny, czarny cylinder magika z fioletowyn paskiem.

Olbrzymka, kiedy już w pełni znalazła się w świetle otworzyła usta i przemówiła tym samym głosem, który mówił do nas przed chwilą.

- Wiatam was drodzy klijenci w Mistycznej Jaskini, magicznym sklepie prowadzonym przez Nieśmiertelną Kapłankę, zadziwiająca Axis, czyli... mnie! - powiedziała kłaniając się, przez co jej głową znalazła się sproro za nami.

Nasze szczęki, krótko mówiąc, wylądowały na podłodze. Domino też by tak skończyła, ale zdążyła się przemienić i teraz leżała na ziemie opierając się z tyłu na łokciach.

- Co? - wykrztusiłem.

- Tak się cieszę, że w końcu ktoś zdecydował się przejść przez to wejście. Od tylu lat nie miała żadnych nowych klientów. W czym mogę wam służyć, czego potrzebujecie? Broni? Amuletów? Błogosławieństwa? Pytajcie, a będzie wam dane, tu jest powiem wszytsko czego szukacie.

- Chwila! - krzyknołem przywołując się do porządku. Jej spojrzwnie powędrowało na mnie i wydawała się lekko zdziwona - Ty... jesteś Nieśmiertelną Kapłanką?

- Ależ oczywiście - na jej twarz powrócił uśmiech - Pełnie to funkcję odkąd zdobyłam błogosławieństwo Mistycznego Drzewa.

- Mistycznego... Drzewa? - zapytała zdezorientowana Baby.

- Entreety, Mityczna Istota, matka wszytskich drzew. Jej korzenie wypełniają cała planetę i łącza się z każdym jednym drzewem, które z ziemi wyrasta. Ona słyszy je wszytkie i jest przy nich w ich ostatnich chwilach, gdy łamią się lub są ścinane.

- I ty zdobyłaś jej błogosławieństwo? Jak? - zapytała Ann Maria.

- Dawno temu, nieświadomie zawędrowałam w jej okolice. Rozpoczęła się wichura, a ja usłyszałam jej głos.

- Drzewa? - zadziwiła się znów Baby.

- Tak jej, ona może mówić. I widzi i słyszy i czuje. Wygląda jak drzewo, ale jest żywą istotą. Prosiła mnie o pomoc, bym osłoniła ją i zwierzęta ukrywające się w jej pobliżu. Zrobiłam to, bo nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, a przynajmniej miałam coś do zrobienia. I tak zostałam za to nagrodzina.

- Poczekaj, poczekaj, zacznijmy od początku - powiedziałem - Nazywasz się Axis?

- Tak, to moje imię - przykucnęła i posłała nam olbrzymi uśmiech. Jej nogi idelanie pasowały w odstępy między piedestałami.

- I to ty jesteś Nieśmiertelną Kapłanką?

- Tak to wygląda.

- Czyli... tu nie ma żadnego Króla Olbrzymów?

- Co takiego? - to już ją zmieszało.

Opowiedzieliśmy więc jej to, co sami usłyszeliśmy. O Olbrzymie który sprowadził lawinę i uwięził Kapłankę. Axis wyglądała, jakby miała dostać ataku śmiechu.

- Że niby Król Olbrzymów? I że niby to mam być ja? Hahaha, dobre sobie, ja nawet nie jestem olbrzymem.

- Zaraz... jak to nie jesteś?

- Jestem tylko pół olbrzymem. Olbrzymy są 15 razy większe od ludzi. Ja jestem tylko 10 razy wyższa - powiedziała.

Lekko zrzedła mi mina, bo jak dla mnie, była ogromna.

- Czyli... dobra, nieważne... a wiesz może,  co się wtedy wydarzyło? - zapytałem. Jej mina spochmurniała.

- Tak. Usłyszałam lawinę spadająca z gór i wyszłam przed jaskinie chcąc ją zatrzymać. Jednak była bardzo silna, a ja się rozproszyłam, bo usłyszałam krzyki ludzi obozujących w pobliżu wioski. Musieli mnie zobaczyć i tak powstała historia o olbryzmie. Nie udało mi się zatrzymać lawiny i pochowała wioskę, a ja wróciłam do jaskini, bo dostrzegłam dzikie poruszenie ze strony ocalałych ludzi z poza wioski.

- Przykro mi to słyszeć Axis. Czyli... przez cały tem czas, od tamtego wydarzenia siedziez tu sama.

- Prawie. Czasem tylko odwiedza mnie Hermes w celach interesowych.

- Hermes?! - zakrzykneliśmy całą grupą.

Przypomniałem sobie postać Boga Złodziei, Wędrówców i za razem Posłańca Bogów, o dziwnie zboczonym charakterze. Przez myśl o nim, mój wzrok powędrował na spódnice Axis. Tutaj pewnie nawet nie musiał się wysilać.

- On jeden cały czas urztrzymuje pośredniczy moich transakcją. Chociaż cały czas zerka mi pod spódnice, więc już kilka razy prawie stał się częścią podłogi.

Moje przypuszczenia z jednej strony szybko się potwierdziły i w połowie obaliły, bo jednak musi się trochę wysilić.

- Niech zgadnę, twój strój to jego sprawka?

- Tak, pochodzi z niemagicznego Wymiaru, gdzie noszą go ludzie udający magię za pomocą sztuczek i iluzji, ale w zasadzie mi się spodobał.

- Wiem, pochodzę z tego wymiaru - powiedziałem na co Axis zmieniła pożyczkę na kucającą i zbliżyła do nas głowę.

- Serio?! - jej oczy zalśniły.

Tak więc przyszła nasza kolej na przedstawienie się. Chwilę nam zajęło zanim każdy coś o sobie powiedział, ale Axis była wdzięczną słuchaczką. A potem zmieniła się w karabin gatlinga, załadowany pytanimi.

- A to prawda, że ludzie podróżują po niebie w wielkich metalowych ptakach? - zadała kolejne pytanie chyba już 24.

- Tak, to są samoloty. Czy możemy przejść już do tematu twojego sklepu?

- Mojego sklepu? - nagle otworzyła szeroko oczy i podniosła się na nogi - A więc szanowni klijenci, co mogę dla was zrobić? - zapytała przekręcając rondo cylindra.

- Cóż w zasadzie... nie przyszliśmy tu w celu zakupów, bardziej planowaliśmy dowiedzieć się co tu się wydarzyło... ale co powiesz na to, że skoro już znamy prawdę, to możemy zawrzemy umowę? - wyczułem okazję i obudziła się we mnie diabelska strona.

- Umowę? - wyglądała na zaintrygowaną.

Rozłożyłem diabelskie skrzydła i podleciałem do jej twarzy.

- Bardzo korzystną. Po pierwsze stworzymy tu u Ciebie, w tej jaskinie Krąg Teleportacyjny, połączony z naszą siecią transportową. Kiedy wrócimy do wioski w naszej okolicy, powiemy ludziom jaka jest prawda i roześlemy te wieść w świat. A dodatkowo będziemy ci pośredniczyć w transakcjach na odległość. Twój interes nagle znowu ruszy, a ty zdobędziesz masę nowych klientów - kiedy to powiedziałem, jej tęczówki zmieniły się w symbole dolarów - A w zamian oczekuje kilku procent z każdej pośredniczonej przez nas transakcji oraz jakieś korzystnej zniżniki dla mnie, mojego parostwa i moich sług.

- Zgoda! - odpowiedziała od razu Axis.

W powietrzu obok mnie pojawił się kontrakt rozmiarem pasujący do Axis i pióro. Półolbrzymka na szybko przeczytałam umowęz chwyciła pióro i podpisała.

- Nie powinnać być bardziej ostrożna? - zapytałem, kiedy kontrakt się zmieszał i wlatywał w moją dłoń. Oczywiście ja nie chciałem jej oszukać.

- Zbyt długo siedzę tu sama i nic się nie dzieje, jestem aż nazbyt chętna na jakąkolwiek zmianę.

- Rozumiem. Więc gdzie możemy umieścić krąg?

- Najlepiej na zapleczu - powiedziała Axis składając opuszki palców, w odpowiedzi na co w jednej ze ścian pojawiło się przejście.

- Luna, mogę cię prosić? - zapytałem.

Luna skinęła głową i udała się na zaplecze.

- Reszta może zobaczyć co jest tu ciekawego, to może w najbliższym czasie sami wrócimy tu na zakupy - powiedziałem, na co dziewczyny rozeszły się po sklepie -  A ty Axis, pokażesz coś szczególnie wartego uwagi? - zapytałem ją.

W jej oczach pojawiły się gwiazdki.

- Pewnie! Zawsze chciałam kogoś oprowadzić. Co my tu mamy... - rozejrzała się po asortymencie - O już wiem. Często czujesz głód, a nie lubisz przepłacać. Róg Obfitości może rozwiązać ten problem, ale sam do tanich nie należy - powiedziała wskazując piedestał z kozim rogiem.

- Róg Obfitości? Czy on jest...

- Prawdziwy? Jak najbardziej. Hermes przyniósł mi go z samego Olimpu w zamian za jedyny istniejący egzemplarz Albumu ze zdjęciami najseksowniejszych potworów płci żeńskiej w strojach kąpielowych. Wzięłam to specjalnie, żeby zdobyć od niego coś cenngo, wiedziałam, że się nie oprze.

- Barawo ty. Co jeszcze masz? Tylko możesz oszczędź tej promo gatki, to nie jest zbyt dobry chwyt.

- No dobrze. Hm... mam tu też jeden z prawdziwych kluczy Janusa, który odłączy się od pęku w wyniku nieszczęśliwego wypadku z udziałem gilotyny - powiedziała wskazując na leżacy na innym piedestale, zdobiony klucz.

- Nawet nie wiedziałem, że on mógł zostać odłączony.

- Sam Janus był zaskoczony, trzy razy mi to opisywał podczas sprzedaży. Mam też miecze wykonane z samych esencji żywiołów. Na przykład Miecz Wodnisty - wskazała stojaki na miecze. Jeden z nich miał niebieską rękojeść, a jego ostrze było pokryte kroplami wody, które spływały i cały czas się pojawiały.

- Widziałem jego Ognisty Odpowiednik - przypomniałem sobie.

- Szczęściarz. Chyba że byłeś po drugiej stronie ostrza. Ale nie masz poparzeń, więc raczej tak się nie stało. Hm... O!

Sięgnęła ręką do jednej z wyzej umieszczonych półek i po chwili przyniosła na swojej dłoni coś, co wyglądało jak nieprzejrzysty, czarny kryształ z wygrawerowaną wagą na tle księżyca i starały skierowanej w górę.

Podleciałem i wylądowałem na jej dłoni

- Co to jest? - zapytałem.

- To kamień równomocy. Należał do jednego z najlepszych wojowników jaki chodził po tych ziemiach. Jest bardzo wyjątkowy, bowiem zwiększa moc tego kto go posiada do poziomu mocy jego przeciwnika na czas walki.

Słysząc to otworzyłem szeroko oczy.

- Skąd ty masz coś takiego?!

- Od niego samego. Jak mówił mi pośrednik, wojownik ów był pewien swojej mocy, więc postanowił sprzedać ten skarb. Jak się dowiedziałam potem, trafił na bestię o straszliwej sile i zginął w walce pięć dni po sprzedaży kamienia. To jedyny taki egzemplarz na świecie.

- Wow... kto mógł przewiedzieć, że coś takiego się stanie?

- No właśnie, kto? - jej wzrok spoczął na kamieniu, po czym przeniósł się na mnie. Powtórzyła to kilka razy i zrobiła zamyśloną minę.

- Coś nie tak Axis? - zapytałem.

- Weź go.

- CO?!!! - myślałem, że się przeszłyszałem. Czy ona chce mi oddać za darmo taki skarb?

- Niech to będzie moje zabezpieczenie. Jeśli coś wam się stanie, stracę ważnych klientów i pośredników, a może nawet gorzej. Jeśli to ma być cena waszego bezpieczeństwa, to mogę ci go oddać za darmo.

- Jesteś pewna?

- Bo się rozmyśle...

- Okej, biorę! - powiedziałem chwytając szybko kamień, kiedy nagle stało się coś... niespodziewanego.

Kamień zalśnił czarną aurą, która pokryła też moje ciało. Poczułem ciepło w klatce piersiowej, kiedy nagle Pionek Króla wynurzył się z mojego ciała. Kamień Równomocy zbliżył się do niego i wnikł w jego strukturę, po czym pionek ponownie przeleciał przez mą pierś, a otaczająca mnie aura nagle nabrała nowej głębi.

Kątem oka zobaczyłem, że inni też zostali otoczenia tą aurą i przyglądali się jej.
Po chwli aura znikła.

- Co... to... było? - zapytałem i zauważyłem zszokowane spojrzenie Axis - Czyli ty mi nie powiesz, tak?

***

Leżałem na ziemie, a nademną, po prawej i lewej stronie stały Luna i Baby, które złączyły ręce nad moją klatką piersiową i badały zmiany w mojej aurze.

Luna przybiegła chwilę po tamtyn wydarzeniu i pytała co się właśnie stało, a Baby snuła różne teorie.

Teraz obie mając zamknięte oczy skupiały się na aurze. Trwało to dobre pięć minut, reszta stała obok i czekała, a Axis robiła kilka kroków zawracała i znowu, jakby czekała przed salą opercayjną po wypadku.

Nagle Luna otworzyła oczy.

- To jest niesamowite... najpierw Kamień Równomocy połączył się z przebywającym w tobie Pionkiem Króla, a później całkowicie zsynchronizował się z twoją aurą, na tej samej zasadzie, jak dostęp do skrutki międzywymiarowej.

- Czekaj, czy to oznacza że...

- Nie tylko ty, ale też twoje Parostwo, Chowańce i Słudzy tacy jak Lena, którzy zawrali umowę opierającą się o aurę, mają stały, pasywny dostęp do efektu Kamienia Równomocy.

- A to oznacza, że cała drużyna zrównuje swój poziom mocy z poziomem mocy przeciwnika, ale w górę. Dokładniej mówiąc, walcząc z silniejszym przeciwnikiem nasza moc wzrośnie do jego poziomu, a później wrócić na nasz poziom. Ale walcąc ze słabszym przeciwnikiem,  nasza moc nie spadnie - wyjaśniła Baby.

- Wow... to może być OP. Baby, umów mi pilne spotkanie z Belzebubem - poprosiłem ją.

- Rozkaz - zasalutowała i nagle otoczyły ją holograficzne ekrany, które zaczęła scrollować.

- Axis, jak działał wcześniej ten kamień? - zapytała Luna.

- Po prostu, wojownik nosił go na szyji, przywiązany rzemionami. Czegoś takiego jeszzcze nie było.

- Hm... zobaczymy co powien na to Belzebub - stwierdziła Luna i ruszyła na zapelcze. Ja się tym czasem podniosłem.

- Wiesz Axis, my się chyna będziemy zbierać, ale wrócę tu po rzomwoie z Belzebubem i wtedy zaczniemy na dobre naszą współpracę.

- No tak, zgoda. Czekam na wasz powrót i jakieś informacje - półolbrzymka wydawała się mocno przejęta ty co się stało - A możesz przywieść jakieś pamiątki z waszego świata? - zapytała nagle odzyskując humor.

- Jasne, obiecuje. Dobra dziewczyny, zbieramy się. Czekam na was na  zapleczu przy kręgu, pozwiedzacie później - powiedziałem ruszając na zaplecze.

Byłem ciekaw co powie na to Belzebub i jak to wpłynie na mój dalszy los. Poza tym, chyba sobie walnę wycieczkę po piekle, a co?

Ciekawe co jeszcze czeka mnie w tym niezwykłym świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top