Goście z... zaraz, co tu się...?

Las w magicznym wymiarze to niezwykłe miejsce, chodź na pozór nie różni się od naszego. Drzewa, trawa, liście i wydeptane szlaki oraz leśne drogi. Ale u nas obecnie ciężko doświadczyć wróżek przemykających między drzewami, smoków przelatujących nad drzewami, czy samych drzew, którym nagle mogą pojawić się nogi (enty) lub z których mogą wyłonić się urodziwe dziewczęta (driady).

Takie uczycia towarzyszyły mi, kiedy przechodziłem spokojnie drogą słuchając dźwięków natury.

Tym razem byłem sam, ponieważ Gabi pomagała ojcu przy jakiś pracach w wiosce, a Luna, Baby i Domino zdecydowały się porozdzielać książki w bibliotece na te przydatne i na kompletne farmazony, jednak poprosiłem je, żeby zamiast je wyrzucać ustawiły je w jakimś odległym rogu biblioteki i odpowiednio oznaczyły ten region. Ale tak będąc szczerym, dzieczyny widocznie potrzebowały czasu dla siebie. Chodź jestem ciekaw jak mogą wyglądać plotki starożytnej magicznej księgi, japońskiej dziewczyny zaklętej w miecz i telefonu komórkowego. Cóż, mają prawo do prywatności.

Lara oczywiście przebywa w swojej kwaterze w Niemczech, gdzie nadal przeanalizuje sytuację. Kontaktuje się z nią od czasu do czasu, żeby pomóc jej się oswoić z nową rzeczywistością. Obiecałem jej, że przy najbliżej nadarzającej się okazji pokaże jej to miejsce, co powinno w pełni ją przekonać.

A zanim dołączę ją na stałe do mojej grupy... muszę znaleźć odpowiednie miejsce, gdzie możemy się ulokować. Mój dom w ludzkin świecie jest przyjemny, ale nie za duży, no i oczywiście... rodzice. Nieodzowny problem bohaterów prowadzących podwójne życie i ukrywających wielką moc. Równie wielki, co uciążliwe rodzeństwo lub wścipska sąsiadka. Akurat z taką sąsiadka nie mam problemów, na szczęście, ale zarówno rodzice, jak i brat już mogą zostać uznani za problem.

Muszę też w końcu oznajmić to mojej dziewczynie, bo akurat ona raczej mi z tym pomoże, a nie zrobi dodatkowy problem. Nadajemy na identycznych falach. Chociaż... jak jej powiedzieć o nagłym wzroście liczby dzieczyn w moim otoczeniu? Ta, to jednak może być problem.

Ale wracając, biblioteka też mimo spornych rozmiarów nie nadaje się na lokum dla dużej grupy, co najwyżej punkt strategiczny i bazę wypadową. Aj, same problemy z tym.

Ale znowu, wracając tym razem do tematu mojej samotnej wędrówki po magicznym lesie, Garion zapewnił mnie, że w tej części lasu nie powienien spotkać nic niebezpiecznego lub w inny sposób zagrażającego mojemu życiu i zdrowiu. I jak dotąd jego słowa się sprawdzały, okolica była spokojna i cicha, pozwalała zebrać myśli.

Spokojnie przemierzałem drogę zwracając oczy na różne małe szczegóły otoczenia. A to ślady kopyt, a to kamień o dziwnym kształcie lub gałązka leżąca na ziemi, gdzieś dalej można było zobaczyć mrowisko z mrówkami, które mieniły się jak kryształy albo gdzieś w trawie leżał brązowy kapelusz z piórami... zaraz co?

Podeszłem do kapelusza i przyjarzałem się mu. Wyglądał jak brązowa fedora z czarnym pasem, w który po obu stronach był u wetknięte, białe pióra.

- Ehem - usłyszałem głos z góry i podniósłem głowę, a moim oczom ukazał się związany, młody mężczyzna, zwiasający głową w dół z gałezi. Ma on pomarańczowo-blond włosy i brązowe, przymknięte oczy oraz pewny siebie, zawodniczy uśmiech, który z czymś mi się kojarzył - Hej Chłopcze, czy mógłbyś mi pomóc?

- Emmm... a co Pan robi na drzewie, jeśli wolno spytać? - odezwałem się nieufnie.

- Och mogę Cię zapewnić, że to wspaniała i wciągająca historia o jak widzisz niezbyt udanym zakończeniu, ale szczerze mówiąc wolałbym ci ją opowiedzieć będąc na ziemi. Czy mógłbyś proszę, przeciąć linę? - zapytał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Hm... niby nie powienien, ale coś mi nie dawało spokoju, kiedy patrzyłem na jego twarz, więc podeszłem do drzewa, na którym był zawieszony i nożem ze scyzoryka zacząłem przecinać linę. Trochę to trwało i kiefy włókna w końcu się poddały nieco za późno zareagowałem i...

*ŁUP!!!*

Odwróciłem się powoli i odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem, że facet lezyna ziemi w luźnej już linie i rozciera głowę, czyli nadal żył.

- Mogłem Cię w sumie poprosić, żebyś jeszcze przytrzymał linę, ale chyba nieco się męczyłeś z nożem, więc Cię nie winie - powiedział po czym nałożył kapelusz na głowę i zaczął wstawać.

Miał na sobie zielony, niezapięty na żaden guzik płaszcz, białą... chyba podkoszulkę, czarne spodnie i wysokie, brązowe buty podróżne. Wyglądał jak zaprawiony wędrowiec, jednak z powodu wyrazu twarzy, zdawał się przypominać ten rodzaj człowieka, który chwilą nieuwagi oskubie Cię z całego posiadanego dobra. Poza tym był dość chudy, ale dobrze zbudowany i przystojny.

- No więc, dziękuję za pomoc - powiedział - Wypadałoby się przedstawić. Nazywam się Hermes.

- Hermes? Zupełnie jak... - zacząłem, ale przerwał mi machając palcem.

- A, a, a... żadne "zupełnie jak...". Jam jest Hermes, grecki bóg i Boski Posłaniec - powiedział, a z jego butów wyrosły dwie pary skrzydłek i wzbił się nieco w powietrze, wykonał obrót i wylądował, a skrzydełka zniknęły.

- Czyli jednak. Nie spodziewałem się spotkać tak szybko przedstawiciela innej mitologii. A co Cię tu sprowadza, jaśnie Hermesie? I jak właściwe skończyłeś na drzewie? - zapytałem. Z jakiegoś powodu byłem mniej zaskoczony niż powinienem być.

- Możesz mówić mi po prostu Hermes, a przybyłem tu, ponieważ stare drogi zostały otwarte i znów chciałem poczuć swobodę podróży przez to miejsce.

- Jestem tego świadomy. A właśnie, na imię mi Daniel. Jestem powiązany z Diabłami i Aniołami.

- Ach, czy to o tobie wspominał mi Michał? Więc to ty pewnie otworzyłeś bramę?

- Tak, to ja. Ale wracając... co robił Pan na drzewie?

- A tak, więc jak mówiłem chłopcze, było to niezapomniane zdarzenie - powiedział opierając ramie na moich barkach i wykonując szeroki ruch dłonią przed nami - Szedłem sobie spokojnie tą drogą, kiedy nagle zza tych oto krzaków dobiegł mnie odgłos plusku wody i nagły, kobiecy krzyk. Szybko zorientując się w sytuacji, czym prędzej wspiołem się na pobliskie, wysokie drzewo, skąd spojrzałem w owym kierunku i ujrzałem to... kąpiące się niewiasty!

- Co proszę?! - zapytałem nagle wychylając się spod jego ramienia, jednak ten podążył za mną nie zmieniając naszej pozycji.

- Widok, który każdego chłopca potrafi zmienić w mężczyznę. W dodatku to były elfki! Wyobraź sobie te jędrne, dobrze ukształtowane, idealne kobiece ciałka! - zaczął się nakręcać.

- Czy ja dobrze... - nagle stanął przedemną i położył mi obie dłonie na ramionach, a jego wzrok stał się poważny.

- Zapamiętaj to chłopcze! Podglądanie dziewczyn w czasie kąpieli jest nieodłączną częścią męskiego romantyzmu!

- Słucham?! - zapytałem odsuwając się od niego - Czy Pan się dobrze czuje? Przecież jest Pan bogiem podróżnych i...

- No i co? - zapytał wzruszając ramionami, jakby się tym nie przejął - Niestety, zdradziła mnie natura i gałąź na której siedziałem pękła, przez co spadłem prosto na brzeg stawu, gdzie kąpały się owe Panie - powiedział i odciągnął liście przydrożnych krzaków ukazując piękny staw i leżąca na ziemi, sporą gałąź - Niestety, nie spodobała im się obecność boga...

- Dziwi się Pan? - zapytałem i już miałem coś dodać, kiedy usłyszałem donośny śmiech kogoś, kto zbliżał się drogą.

Obaj z Hermesem spojrzeliśmy w tamtą stronę i naszym oczom ukazał się umięśniony mężczyzna w pomarańczowej szacie, o czarnych włosach i w masce czerwonego słonia na oczach. Szedł drogą i zdawał się nas nie zauważać.

- Cóż za piękne miejsc, natura jest tu taka żywa! Na wielu drzewach obiwicie rosną owoce! Czegóż chcieć więcej?! Muszę znaleźć najbliższą osadę, HaHaHa!!! - mówił do siebie idąc, i zatrzymał się nagle dwa metry przed nami, dopiero zdając sobie sprawę z naszej obecności. Spojrzał na nas i...

- Hermes?

- A no ja. Witaj Ganeśa - odowiedział mu grek.

- Że kto? - zapytałem, a mężczyna w masce odpowiedział mi śmiechem.

- HaHaHa!!! Jestem Ganeśa!!! Indyjskie bóstwo, pan ganów, patron kupców i uczonych, uosobienie witalności i żywotności, bóg dobrobytu i obfitości, Ganeśa!!! - przestawił się z każdym słowem przybierając dziwne pozy.

- Tak, cały on - powiedział Hermes, jakby dobrze go znał. To dlatego, że jest posłańcem bogów, czy ponieważ obaj patronują kupcom? - Co u Ciebie Ganeśa?

- Jestem Ganeśa!!! Przybyłem tu ponieważ wyczułem dobrą energię tej krainy! HaHaHa!!! To miejsce jest wspaniałe!

- Nie dało się nie słyszeć... a skoro już się spotykamy, to pozwól, że ci przedstawię, ten młody człowiek to Daniel. Możesz kojarzyć, Michał o nim wspominał.

- Hm...? - Ganeśa spojrzał na mnie i przyjrzał mi się chwilę - HaHaHa!!! Witaj chłopcze! Jestem Ganeśa!!! Miło spotkać kogoś spoza boskiego grona i ja, Ganeśa, liczę że niedługo będzie więcej takich okazji!

- E... heehee... miło mi Pana poznać, Panie Ganeśa...

- Jestem Ganeśa!!! - powiedział i znów zrobił dziwną pozę.

To zacząło się robić coraz dziwniejsze, kiedy nagle z przeciwnwj strony ścieżki nadeszła kolejna osoba.

Był to mężczyzna o spokojnej twarzy i długich, czarnych włosach, które miał związane z tyłu w mały kucyk. Nosił skromną, brązową szatę i niósł koszyk w którym miał jakiejś zioła, gałązki i grzyby. Zatrzymał się, kiedy tylko nas zobaczył.

- Hermes? Ganeśa? - zapytał nieco zdziwionym, spokojnym, serdecznym głosem. Biło od niego dobrem.

- Jestem Ganeśa!!!

- Witaj Miach - powiedział Hermes ppodnosząc rękę, po czym zwrócił się do mnie - To jest Miach, syn Irlandzkiego boga uzdrawiania, Diana Cechta. Miach do dobra i spokojna dusza i dobrze zna się na uzdrawianiu.

- Dziękuję za miłe słowa Hermesie, a kim jest twój przyjaciel? - zapytał Miach podchodząc do nas.

- To jest Daniel, ten od Michała i Lucyfera, na pewno kojarzysz - odrzekł Hermes ze swoim jak podejrzewam typowym uśmieszkiem. Co więcej, bóg podróżnych i złodziei często miał przymknięte oczy.

- Ach, więc to dzięki tobie chłopcze mogę łatwiej zbierać magiczne zioła? Przyjmij to w roli podziękowania - powiedział i wyciągnął zza pasa dwie alchemiczne próbówki, wypełnione świecącym płynnem.

- Em, dziękuję, chociaż nic takiego wielkiego znowu nie zrobiłem? A co to jest, jeśli wolno mi zapytać? - spytałem oglądając próbówki.

- Nic takiego, ale pozwoli ci uzupełnić siły i energię w przypadku ciężkich wyzwań, gdyby ci ich zabrakło - powiedział Miach z uśmiechem. Tymczasem Hermes złapał się za twarz.

- Czy ty się nigdy nie zmienisz? I tak nie jesteś zbyt bogaty, a rozdawanie takich wywarów za darmo ci z tym nie pomoże. Poza tym nadal masz długi do spłacenia - powiedział, co zwróciło moją uwagę.

- Słucham?! W takim razie, nie mógłbym tego przyjąć... - zacząłem, ale Miach podniósł rękę.

- Nie, nie. To jest prezent. Poczuję się urażony, jeśli tego nie przyjmiesz.

- Em... no to w takim razie, chyba nie mam wyjścia... ja...

- Hehehe - roześmiał się delikatnie Miach - Miło było was spotkać, ale moja Familia czeka na mnie w domu, więc idę skończyć zbierać zioła. Miłego dnia - powiedział i ruszył dalej.

- HaHaHa!!! A ja idę znaleźć jakąś osadę, mam ochotę pogadać z ludźmi! Jesten Ganeśa!!! Owocnego dnia przyjaciele! - podział Ganeśa i ruszył przed siebie.

- No cóż, chyba też powienien się zbierać - powiedział Hermes - Mam ochotę jeszcze odwiedzić pewne miejsce, korzystając z okazji.

- Em, Panie Hermesie, o czym mówił Miach, kiedy odchodził? - zapytałem, puki miałem okazję.

- Chodzi ci o Familie? To grupa osób obdarzona przez danego Boga błogosławieństwem, czyli pewną wyjątkową mocą, pozwalającą na większy rozwój umiejętności. Famiali Miacha, to zaledwie trzy osoby,  mało kto prosi o błogosławieństwo biedniejszych bogów. Ja i Ganeśa mamy na ten przykład wiele dzieci w naszych Familiach. Żeby było jasne, chodzi o ludzi z naszym błogosławieństwem.

- Mhm... - mruknąłem myśląc nad tym.

- No dobrze, na mnie pora - powiedział Hermes ruszając się z miejsca.

- A gdzie się Pan wybiera? - zapytałem jeszcze.

Hermes przystanął i rozejrzał się, czy Ganeśa i Miach już odeszli, po czym złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie, nieco się schylając.

- Zmierzam skorzystać z okazji i odwiedzić Krainę Sukkubów - powiedział z tym swoim uśmieszkiem.

- Słucham?! - próbowałem się odsunąć, ale znów przyciągnął mnie do siebie i położył palec na ustach.

- Ciii... - powiedział, po czym sięgnął do płaszcza i wyjął z niego jaką pozginaną kartę starego papieru, który wcisnął mi do ręki, po czyn puścił oczko, wstał i zaczął odchodzić - Dobrze to wykorzystaj. Trzymaj się.

Stałem tak chwilę patrząc na niego (inaczej wyobrażałam sobie tego konkretnego greckiego boga. Aż strach pomyśleć o Zeusie, biorąc pod uwagę liczbę jego dzieci). W końcu spojrzałem na podarowany mi przez niego kawałek papieru i go rozłożyłem.
Moim oczom ukazała się stara mapa tej okolicy, jednak dalsza od obecnie przez nas posiadanej, która wskazywała drogę do miejsca nazwanego jako Kraina Sukkubów.

Spojrzałem znów na Hermesa, na mapę, na Hermesa i znów na mapę. Czy ten bóg serio myśli, że ja... hm... chociaż w sumie... po prostu sprawdzić chyba nie zaszkodzi, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top