Lara
Dwa miesiące od otwarcia bramy
Niemcy
Tajna baza wojskowa
Sala treningowa
Gdyby ktoś wszedł teraz do sali, nie zobaczyłby nikogo, oprócz jednej, być może 17-letniej dziewczyny uderzającej w worek do ćwiczeń.
Jednak zdecydowanie wyróżniałaby się ona z tłumu, gdyby się tu takowy znajdował. Ma ona długie, białe włosy, proste, sięgające poniżej pach. Na lewym oku nosi ona opaskę, a jej prawe oko jest srebrno-szare. Dodatkową uwagę przyciągać powinna jej prawa ręka, wykona z metalu, a mimo to poruszająca się z pełną swobodą i dobrze widoczna w jej obecnym stroju, na który składają się ciemnozielone, wojskowe spodnie, czarne wojskowe buty i czarna podkoszulka na ramiączkach.
Na krześle stojącym nieopodal wisiała jednolita, ciemnozielona koszula wojskowa z doszytą na ramionach Niemiecką flagą.
Dziewczyna raz po raz uderzała worek na zmianę swoją zwykłą i mechaniczną ręką po czym zrobiła lekki wyskok w powietrze, obróciła się wokół własnej osi i wymierzyła porządny kopniak w sam środek zwisającego z sufitu wora, aż ten spadł z haka i odleciał parę metrów.
Kiedy wieszała go z powrotem na miejscu, chcąc kontynuować trening, otworzyły się drzwi do sali i wszedł do niej pewien mężczyna.
Ma on na sobie prawie identyczne wojskowe buty oraz nieco jaśniejsze wojskowe spodnie i koszule na której posiadał Niemieckie flagi i naramienniki z naszytymi symbolami złotych liści dębu i czterema gwiazdkami, oznaczenie stopnia generała. Jest on młody jak na ten stopień, miał może 40 lat. Posiada on czarne, płasko przystrzyrżone włosy, brązowe oczy i dobrze umięśnione, chodź proporcjonalnie standardowe ciało. Mierzy gdzieś na oko 1.90 metra.
- Lara, właśnie tak myślałem, że Cię tu znajdę - odezwał się do dziewczyny.
- Na rozkaz generale - odpowiedziała stając na baczności i salutując.
- Spocznij. Mam dla Ciebie zadanie. Czy możesz za 10 minut być w Pokoju Zebrań numer 8? Chciałbym ci kogoś przedstawić.
- Oczywiście, zgodnie z rozkazem - odpowiedziała mu Lara, po czym chwyciła koszule z krzesła i skierowała się w stronę szatni, przemyć się po treningu.
Tymczasem generał pokiwał z uznaniem głową i opuścił sale.
-----------------------------------------------------------
10 minut później
Pokój Zebrań numer 8
Lara weszła właśnie do pokoju, a jej oczom ukazał się typowy stół konferencyjny, przy którym siedzi inna dziewczyna, najpewniej w jej wieku. Ma ona jasne, niebieskie włosy, o wiele krótsze od włosów Lary, ale zdecydowanie dłuższe od włosów generała. Na nie ma nałożony ciemnoniebieski beret, przechylony na lewą stronę. Nosi także wojkowy strój podobny do tego, noszego przez Larę, ale ciemniejszy i z flagą Francji. Obecnie przygląda się Larze niecodziennymi, czerwonymi oczami.
Obok stołu stoi także generał Lary, który wcześniej ją tu wezwał. Kiedy tylko dziewczyna weszła, natychmiast podniósł na nią wzrok.
- Melduje się Generale - oświadczyła salutując.
- Punktualna jak zawsze. Laro, to jest Alison Calme, pochodzi z Francuskiego Odłamu Projektu Żołnierzy Młodocianych.
- Witam Panno Bodewich - odezwała się dziewczyna.
- Przybyła tu jako reprezentantka naszych Francuskich przyjaciół, którzy chcą prosić nas o pomoc w ujęciu pewnego osobnika.
- O kogo chodzi?
- Siadaj, zaraz się wszystkiego dowiesz. Panno Alison, oddaje ci głos - powiedział Generał, kiedy Lara zajęła miejsce, a Alison wstała i pilotem uruchomiła projektor.
Na tablicy pojawiło się zdjęcie twarzy opalonego egipcjanina, posiadającego czarną, krótką, zadbaną brodę i podobne włosy, ukryte w większości pod małym, białym turbanem. Ma on ciemno-brązeowe oczy i surowy wyraz twarzy. Nosi on też mały złoty medalion z ametystem.
- Sulivan Dal, powszechnie znany Egipski polityk, według opini publicznej jest on szanującym siebiei innych człowiekiem, który dąży do rozwoju gospodarki swojego kraju. Jest to części prawda, jednak w rzeczywistości jest on też Socjopatą. Jako cel wyznaczył sobie udoskonalenie gospodarki własnego kraju, ale o czym nikt nie wie, kosztem innym państw.
- A ponieważ jest politykiem, posiada immunitet? - domyśliła się Lara.
- Dokładnie i tu jest problem. Nie możemy go tak po prostu załapać i aresztować, kiedy przebywa na terenie dowolnego Państwa. Ale teraz pojawiła się żadka okazja do jego przechwycenia - powiedziała Alison, naciskając guzik na pilocie sterującym projektorem.
Obraz na tablicy zmienił się z Sullivana na dość niewyraźny obraz wyspy na środku oceanu z górą wystającą z jej środka. Widać na niej zarysy jakiegoś sporego kompleksu.
- Niedawno wykupił on te małą wyspę na środku Morza Norweskiego. Obecnie na niej właśnie się znajduje. Nie ma możliwości wykonania bardziej szczegółowego zdjęcia, ponieważ wyspa posiada już zakłóczac sygnału. Jest też wyposażona w radar i sytemy obrony woda-powietrze. Nie mówiąc już o dziesiątkach ludzi pracujących dla Dala, znajdujących się na terenie wyspy.
- Czyli do wyspy w żaden sposób nie da się dotrzeć, a jeśli się to uda, szansę przeżycia spadają poniżej przeciętnej? - dopytała Lara.
- Nie do końca - powiedziała Alison, naciskając znów przycis na pilocie.
Na tablicy pojawił się cyfrowo wygenerowany obraz czarnego myśliwca, o rozpietych, chodź nie za długich skrzydłach, nadających mu z góry wygląd trójkąta równo-ramiennego.
- Oto IviP (czyt. AjviajPi), najnowszej generacji samolo kamuflujący. Niedawno z lini zeszło pierwsze pięć sztuk tego cudu. Niestety nie udało nam się zdobyć ani jednego, ale jeden z nich znajduje się tutaj w niemczech i został wykupiony na aukcji przez anonimowego kupującego. Jutro w południe ma zostać przetransportowany do nieznanej lokacji i szansa jego przejęcie spadnie do zera.
- Twoja misja Laro jest następująca - odezwał się generał - Musisz przejąć ten samolot i udać się na wyspę gdzie znajduje się Dal. Następnie wylądujesz nim z tyłu wyspy i po cichu pozbędziesz się ulokowanych tam posterunków. Kiedy to zrobisz, Dal straci blisko połowę swoich ludzi, czyli potencjalne wsparcie. Później masz pełne pozwolenie na improwizować. Twoim celem jest pojmanie Dala i przetransportowanie go do naszej placówki, skąd następnie zostanie zabrany do Francji. Czy wszytko rozumiesz?
- Oczywiście Generale. Idę zebrać swój oddział i zaraz wyruszamy - powiedziała Lara wstając z miejsca.
- To nie będzie koniecznie. Francuzi wyrazili się jasno. Akcja ma być wykonana w miarę możliwości cicho i co najważniejsze szybko, a w większej grupie będzie to ponoć utrudnione. Naprawdę nie mam zamiaru się z nimi kłócić, więc twoim partnerem będzie Panna Calme.
- Co?! - zapytała nagle zdziwiona francuska, zapominając o swoim profesjonalnym tonie.
- Twoi przełożeni są przekonani, że poradzisz sobie z tą misją i będzie do dla Ciebie świetna szansa na wyruszenie w teren - powiedział Generał kierując spojrzenie na Alison
- A-ale przecież ja nie wypuszczam się w teren! Ja się zajmuje pracą ze sprzętem, albo pracuje zdalnie! Nie mogli przydzielić mnie do tej misji.
- Z całym szacunkiem Generale, ale ja i mój oddział jesteśmy dobrze zgrani, jestem pewna, że poradzimy sobie z tym zadaniem.
- Wybacz Laro, wiem, że prawdopodobnie masz rację, ale na prawdę nie mam ochoty się wykłucać z Francuskim dowództwem, kiedy zależy nam ma czasie - powiedział mężczyzna patrząc na nią surowym spojrzeniem.
- Ech... dobrze Generale McLean... - poddaje się Lara, nie chcąc dyskutować ze swoim przełożonym, którego bardzo szanuje.
- A co do Ciebie Alison - generał znów przenosi wzrok na Francuzke i sięga po jakąś teczkę ze stołu obok siebie - Podobno spełniasz wszystkie standardy do akcji w terenie, jesteś wysportowana, bystra i pomysłowa, świetnie obsługujesz różnego rodzaju sprzęt i potrafisz poruszać się wyjątko cicho. Hm... kilka razy zostałaś zamknięta w biurze, ponieważ nikt nie zdawał sobie sprawy, że się tam znajdujesz? Em... no cóż, zostałaś przydzielona do tego zadania i liczę, że nawiążesz współpracę z Larą. Tak samo ty Laro, oczekuję, że będziesz traktować Alison jak członka swojego standardowego oddziału.
- Oczywiście Generale - potwierdziła natychmiast białowłosa.
- Ech... chyba i tak nie mam wyjścia... niech będzie - zgodziła się zrezygnowana niebieskowłosa.
- Dobrze. Laro, wasz wyjazd zaplanowano ma godzinę 7.30 rano, czyli za pół godziny. Na miejscu aukcji, gdzie znajduje się samolot powinniście pojawić się w okolicach 9.00. Jeśli wszytko dobrze pójdzie, to uwzględniając zmianę czasu, na wyspie Dala wylądujecie kwadras po 12.00 jednak są to jedynie wstępne założenia. Kiedy już przejmiecie Dala i pozbędziecie się jego ludzi, pożyczycie z jego wyspy odpowiednią ilość paliwa i wrócicie. Poradzisz sobie?
- Oczywiście Generale, może Pan na mnie liczyć - potwierdziła Lara.
- Świetnie. A teraz zabierz Alison do zbrojowni swojej grupy, weźcie odpowiednie wyposażenie i idźcie na parking. Samochód dla was jest już przygotowany, macie też spakowany w nim prowiant.
- Przyjełam - odezwała się Lara i spojrzała na Alison - Więc jesteśmy na siebie skazane, jeśli dobrze rozumiem. Chodź za mną - powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia, a za nią po chwili powlekła się Francuzka.
- Aha, Laro... - odezwał się jeszcze Generał.
- Tak?
- Jeśli nie masz nic przeciwko, niech Alison prowadzi, dobrze?
- Oh... - zarumieniła się dziewczyna - Rozumiem. Wedle rozkazu.
I czym prędzej wyszła. Alison spojrzała jeszcze skołowana na Generał McLean'a i wyszła za nią. Kiedy się rozejrzała, zobaczyła Larę oddalającą się już korytarzem. Szybko do niej pobiegła.
- Jeśli mogę zapytać, o co chodziło?
- Serio jesteś cicha - owiedziała Lara odsuwając się krok w bok, zaskoczona nagłym pojawieniem się dziewczyny. Spodziewała się usłyszeć chociaż jej kroki.
- Wybacz.
- A odpowiadając na twoje pytanie, zwykle moja znajoma prowadzi, kiedy jesteśmy wysyłane na akcje. Jako jedyna w drużynie ma ona legalne prawo jazdy i ukończone 18 lat. Ja zwykle... nie siadam za kółkiem.
- Nie umiesz?
- Oczywiście, że umiem. Po prostu, rzadko to robię.
- Aha... we Francji można mieć prawo jazdy od 17 roku życia, ale tu w Niemczech, raczej na niewiele mi się ono przyda, więc też muszę użyć wojskowego.
Dziewczyny po chwili doszły do mechanicznych drzwi z mikrofonem i czytnikiem lini papilarnych. Lara położyła na nim lewą rękę i zbliżyła usta do mikrofonu.
- "Goryl" - powiedziała do mikrofonu, a drzwi się otworzyły. Obie dziewczyny weszły.
- To raczej nie było po niemiecku? - zapytała zdziwiona Alison, rozglądając się po pomieszczeniu.
Było tu kilkanaście stojaków i pułek z różnymi rodzajami broni, wejście do innego pomieszczenia i pięć stanowisk, każde ozdobione w inny sposób, jak biurka poszczególnych pracowników w wieżowcu. Każde stanowisko odzwierciedlało w jakiś sposób pracującego przy nim członka drużyny. Francuzka mogła się domyślać, że najpewniej należą one do Lary i jej oddziału. Jej uwagę zwróciła też podłoga, przyzdobiona dziurami po kulach, rysami i wszelkiego rodzaju złobieniami.
- To był Polski. A słowo to Goryl, tak dla ścisłości - powiedziała Lara podchodząc do miejsca, gdzie stały zadbanie ułożone karabiny snajperskie.
- Aha. Mogę wiedzieć skąd taki wybór?
- A czy ja Cię pytam o prywatne sprawy Calme? - zapytała nagle zirytowan Lara.
- Oh wybacz. Po prostu... nie jestem zbyt dobra w kontaktach między ludzkich - stwierdziła Alison przechodząc koło różnych stojaków z bronią. Zatrzymała się koło kilku z pozoru prostych, ale nieco zmodyfikowanych pistoletów.
Lara przewróciła na to oczami i chwyciła swóją ulubiona snajperkę. Następnie podeszła do miejsca gdzie stała Alison i zabrała swój najczęściej używany pistolet, bez celownika, ale ze specjalnym wylotem, który wzmacniał stabilność i siłę pocisku oraz wygodnym uchwytem na amunicję. Następnie podeszła do przyłączego pokoju, który był składem amunicji.
Jednak białowłosa zamiast wejść do pomieszczenia, staneła w wejściu i wysuwaneła ze swojej protezy kabel USB, który podłączyła do znajdującego się obok monitora. Po tym pociągnęła rękaw, a w jej ręce wysunęła się klabka odsłaniając dotykowy ekran, na którym Lara zaczęła klikać jakiejś elemnty interfejsu. Przyciągnęło to uwagę Alison.
- Interesujące. Zawansowa mechanicznie poteza z wytrzymałego, nierdzewnego metalu, wyposażona zapewne w sensory czuciowe i w pełni kompatybilna z ruchami noszącego. Tego rodzaju sprzęt jest bardzo kosztowny i trudny w zdobyciu. Mogłabym wiedzieć skąd...
- Co ja mówiłam o prywatnych pytaniach? - przerwała jej ostro Lara.
- Wybacz... - powiedziała Alison spuszczając głowę i wracając do wyboru broni. Podniosła dziwnie wyglądający, czarny pistolet, dość ciężki i bez jakiś specjalny bajerów, ale z kilkoma przyciskami pod osłonką.
Nagle usłyszała za sobą dziwy pisk i odwróciła się, żeby zobaczyć lecące w jej stronę ostrze siekiery. Francuzka nie zdążyła zrobić nawet kroku, kiedy rozpędzony metal przeleciał jej o milimetry przed nosem i uderzył w ziemię między jej stopami.
Sparaliżowana Niebieskowłosa stała i przyglądała się Larze, która dalej trzymała siekierę wbitą w ziemię. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jednooka dziewczyna ma spanikowany wyraz twarzy i patrzy się uważnie w kierunku ostrza siekiery.
Alison niepewnie spojrzała pod siebie i zobaczyła ostrze wbite na centymetr we wzmocnioną podłogę i... karalucha, którego głowa znajdowała się po drugiej stronie ostrza.
- C-czy ty właśnie...?
- Ja... nie lubię... karaczanów... - powiedziała lekko spanikowa białowłosa, kiedy nagle ciała kalarucha wstało i zaczęło szybko biec w losowym kierunku - AAAA! - krzyknęła Lara wyskakując na najbliższe stanowisko - Jakim cudem to nadal żyje! To nie ma prawa żyć! Przeklęte nieśmiertelne dziadostwo!!!
Alison patrzyła tymczasem jak ta do tej pory poważna i zdyscyplinowana dziewczyna, po raz pierwszy zachowuje się... jak zwykła, 17-letnia dziewczyna, a nie jakaś wieloletnia wojskowa. Chodź w sumie nie wiedziała ile lat Lara uczestniczy w projekcie. Mimo to kąciki jej ust się lekko uniosły.
Przy okazji odkryła tajemnicę, jaka kryła się za takim, a nie innym stanem podłogi.
Tymczasem tułów owada dobiegł, a Lara po chwili się uspokoiła i zeszła ze stanowiska. Przy okazji zauważyła co trzyma w ręku Alison.
- Tego ci radzę odłożyć, może wybuchnąć. Moja inna znajoma ma zamiłowanie do wybuchów - powiedziała wracając po amunicję.
Alison nagle spojrzała ze strachem na trzymaną przez siebie broń i delikatnie odłożyła ją na miejsce. Ostatecznie wybrała sobie dwa standardowe pistolety i na szybko domontowała do nich standardowe celowniki zbliżeniowe i znaczniki laserowe.
Lara dała jej zasobnik z amunicją i na szybko pokazała jak przeładować i jakie naboje do czego. Następnie obie dziewczyny podeszły jeszcze do jednej piłki i wzięły kamizelki kuloodporne. Lara z automatu sięgnęła po swoją, a Alison musiała przymierzać kamizelki zapasowe, żeby znaleźć swój rozmiar, ale w końcu obie dziewczyny opuściły Zbrojownie i udały się do parkingu, oczywiście Alison szła za Larą, ale tym razem nie rozmawiały o niczym.
Kiedy doszły na podziemny parking, oczom Alison ukazały się różne pojazdy bojowe i łodzie ma przyczepach, oraz kilka z pozoru zwykłych pojazdów cywilnych. Lara skierowała się do jednego z nich, czarnego Vana przy którym stał jakiś wojkowy z listą na podkładce i odznaczał na niej kolejne punkty.
- Hej Will, jak sytuacja?
- A w porządku wszystko spakowane - powiedział wojkowy podnosząc głowę - Macie prowiant, podstawowe wyposażenie, plecaki i specjalne stróje na nagłą okazje. Wszytsko o co zawsze prosisz - powiedział i już wyciągnął klucze w jej stronę, ale jego ręka zatrzymała się w pół drogi - Em... a gdzie jest Rachel? - zapytał rzyglądając się, z lekko przerażonym uśmiechem na ustach.
- Ej no nie prowadzę aż tak źle! Ech... ona kieruje... - powiedziała Lara wskazując Alison i kierując się na siedzenie pasażera.
Will widocznie westchnął z ulgą i rzucił klucze Alison, nawet nie zawracając sobie głowy pytaniem kim właściwie ona jest.
Dziewczyna złapała kluczyki i z nieco zmieszaną miną okrążyła Vana podchodząc do drzwi od strony kierowcy. Kiedy wsiadła Lara widocznie naburmuszona opierała się o przednią część kabiny kierowcy.
- Więc mówiłaś, że...
- Ani słowa - wycedziła przez żeby białowłosa. Przez opaskę Alison nie mogła odczytać wyrazu jej twarzy.
Nieco zdenerowowana niebieskowłosa włożyła kluczyk do stacyjki i uruchomiła pojazd. Powoli wyjechała z podziemnego garażu koło niepozornej knajpy na środku zielonego pola przy losowej drodze ze sporym, prywatnym lasem na tyłach i ruszyła w kierunku celu pierwszej części ich zadania.
Nie pewnie włączyła radio, jednak kiedy Lara nie wykazała żadnych negatywnych emocjinw związku z tym, nieco się odprężyła. Po chwila nawet zdała sobie sprawę, że białowłosa wybija palcami rytm do muzyki i do z zadziwiającą dokładnością. I tak ich misja wspólna misja rozpoczęła się.
----------------------------------------------------------
Godzina 9.15
Prywatne Lotnisko Domu Aukcyjnego
Dalekie obrzeża Berlina
Czarny Van zaparkował pod dużym białym murem, w cieniu drzwe otaczającego go lasu, kilkanaście metrów od drogi. W środku dwie siedemnastolatki omawiały raz jeszcze plan działania.
- Więc jesteś specjalistą od komputerów tak? Możesz przez laptop operacyjny włamać się do systemu kamer i zarzymać obraz w momencie, kiedy nie wykrywa ruchu? - zapytała Lara przebywając w tylnej częścią Vana i pakując odpowiednie wyposażenie.
- Bez problemu, na tym do tej pory skupiała się moja robota - odpowiedziała nagle pewna siebie Alison.
- No to trzymaj - powiedziała Lara i podała jej czarny, dobrze wyposażony laptop.
- Fiu... Wy Niemcy faktycznie możecie sobie pozwolić na lepsze wyposażenie - powiedziała Francuzka uruchamiając laptop i zabierając się do pracy.
Po pięciu minutach Lara spakowała już oba plecaki i narzuciła swój na plecy.
- Już - powiedziały jednocześnie obie dzieczyny i spojrzały na siebie. Lara usiłowała zebrać się na powagę, ale Alison nie wytrzymała i parskneła śmiechem.
Po chwili obie się uspokoiły i wyszły z Vana.
- Kamery będą zastopowane na godzinę, w tym czasie na spokojnie uśpimy strażników i zdobędziemy dostęp do IviP - powiedziała Alison.
- Dobrze. Kiedy już wejdziemy, dostaniemy się do pomieszczenia nadzoru budynku i sprawdzę w którym magazynie przebywa samolot - owiedziała Lara.
- Ja mogę to zrobić - zaczęła Francuzka, ale Lara postukała się organiczną reką w mechaniczną.
- Mi pójdzie szybciej. A teraz idę znaleźć miejsce w którym będzie można przejść przez mur. Poczekaj tu chwilę - powiedziała i przełożyła sobie przez ramię linę z hakiem, po czym poszła wzdłuż muru.
Alison nie wiedząc co ma zrobić postanowiła przyjrzeć się zawartości Vana.
Po jakimś czasie Lara znalazła dobre miejsce, gdzie gałęzie drzew przechodziły ponad murem i opadały, tworząc naturalny baldachim. Dziewczyna pociągnęła rekaw prawej reki z której wysuneła się mała kusza. Nałożyła na nią hak, po czym przycelowała i wystrzeliła. Hak posadził się po drugiej stronie muru, a lina spokojnie opadła na ścianę. Zadowolona Lara podniosła te samą rękę i przyłożyła nadgarstek do ust.
- Alison, mamy przejście, chodź tu do mnie - powiedziała i nagle usłyszała odpowiedź z tyłu.
- Już jestem - powiedziała zadowolona Alison.
- "Jezus Maria, Alicjo co z Tobą nie tak?!" - wykrzykneła cicho Lara odskakując na metr i patrząc na zdezorientowaną Alison - Co ty masz na sobie? - zapytała nagle.
Alison zamiast swojego munduru miała na sobie czarne spodnie, buty i lekką, czarną koszulę pod kamizelką kuloodporną oraz swój ciemnoniebski beret wymieniła na czarny.
- Znalazłam ten strój w Vanie. Czy to nie tak powino się ubierać na ciche akcje? Poza tym, znów mówiłaś po Polsku?
- Tak wybacz, udało ci się mnie podejść. Poza tym ten strój pasuje bardziej w nocy, kiedy jest ciemno. Ale nie będę ci się znów kazała przebierać. Idziemy - powiedziała Lara i wspieła się na mur. Po chwili dołączyla do niej Alison.
Obie dziewczyny naładowały pistolety niegroźną dla życia amunicją usypiającą, ponieważ żadnej z nich nie zależało na odbieraniu życia bogu ducha winnym ochroniarzom, przełożyły linę i z jej pomocą zeszły z muru.
Podeszły na cicho do tylnyh drzwi sporego budynku aukcyjnego. Według danych obecnie przebywali tu tylko ochroniarze, więc sprawa powinna być o tyle prosta. Lara za pomocą wytrychu zamontowanego w protezie szybko otworzyła drzwi i obie weszły do budynku.
Kierowały się w stronę centralnej części, gdzie według informacji znajduje się główny komputer zarządzania posiadanymi zbiorami.
O dziwo nie spotkały jeszcze żadnego z ochroniarzy. Czyżby dopisało im szczęście?
Kiedy szli korytarzem i coraz bardziej zbliżali się do celu, nagle usłyszeli głosy zza zakretu. Natychmiast obie przylgneły do ściany koło schowka na szczotki i nasłuchiwały. Głosy nie zbliżały się, anie nie oddalały, więc rozmawiający musieli stać w miejscu. Lara wychyliła się delikatnie i ujrzała dwóch, stojących do niej plecami osiłków o wielkich, potężnie zbudowanych ciałach, prawie tak szerokich w barach co wysokich. No może tyko o połowę mniej. Ale i tak dobry metr wszerz mieli. Obai nosili czarne garnitury i rozmawiali o czymś.
- To raczej nie są typowi ochroniarze tego miejsca - powiedziała szeptem Lara, nie zauważając jak stojąca za nią Alison zauważa coś na podłodze i schyla się po to, żeby po podniesieniu i przyjrzeniu się z bliska zrobić wielkie.
Natychmiast złapała Larę za ramię i pociągnęła do schowka na szczotki (który okazał się pomieszczeniem 2×3 metry), po czym cicho domkneła dzrzwi.
- Co ty robisz?! - zapytała szeptem zdziwiona i lekko zdenerwowana Lara.
- Mamy duży, duży, duży problem. Nie powinno nas tu być! - odszeptała jej zdenerwowana Alison.
- O czym ty mówisz?
- Patrz! - sykneła i wyciągnęła w jej stronę mała, złotą przypinkę z literą K na szkarłatnym tle - To jest symbol Pana K. Jeśli to tu leży, oznacza to że tamte goryle w holu to jego ludzie, jeden z nich musiał to zgubić, a to oznacza, że mamy poważne, bardzo poważne kłopoty.
- Pan K. - zapytała Lara jakby nie wierząc własnym uszom.
- Kowalczyk! To znany Niemiecki Mafiozo, Polskiego pochodzenia. Sam w sobie nie jest zbyt groźny, nawet wspomaga rozwój medycyny, ale słynie z surowych i niewyrafinowanch kar kiedy ktoś wejdzie mu w drogę. Kilka osób, którym udało się przeżyć pierwszą próbę zabójstwa, zostało kilka dni później znalezionch brutalnie zamordowanych. Tem człowiek nigdy nie zapomina i nigdy nie odpuszcza nikomu kto stanął mu na drodze. Bez wyjątków.
Lara stała chwilę osłupiała po czym uśmiechnęła się tajemniczo.
- Spokojnie. Bez obaw. Mam plan - powiedziała.
- Tak? To chciałabym go usłyszeć - powiedziała Alison rozkładając ręce i przy okazji uderzając w jakiś łach, wzbijając w powietrze chmurę kurzu.
- No to słuchaj po pierwsze musimy... my... myyy... myyyy... APSIUUUUU!!! - kichneła nagle białowłosa.
- Na... zdrowie... - owiedziała Alison blednąc.
Lara zdąrzyła się odwrócić tylko po to, żeby zobaczyć jak jeden z goryli nakłada jej worek na głowę.
------------------------------------------------------
W tym czasie w miejscu do którego zmierzały bohaterki tej historii, czyli w pokoju z głównym komputerem, pewien jegomość siedzi na specjalnie dostarczonym u fotelu i patrzy na drzwi w oczekiwaniu na wieści o rozpoczęciu przewozu jego nowego nabytku.
Jest to niezbyt wysoki mężczyna z lekkim brzuszkie w eleganckim garniturze. Ma zmęczony i zatroskany wyraz twarzy, a samą twarz pokrytą zmarszczkami, których zdecydowanie nie powinno być u niego w tym wieku. Jego głowę pokrywają elegancko przystrzyrżone włosy, lecz nawet dobra fryzura nie jest w stanie ukryć postępującej powoli łysiny na czupku głowy. Na jednym z palców ma on sygnet ze zdobioną literą K, tym samym symbolem, który noszą jego ludzie.
To on, Kowalczyk we własnej osobie.
Nagle z drugiej strony drzwi rozległo się pukanie.
- Wejść - powiedział zmęczonym, przeciągającym samogłoski głosem.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszło dwóch goryli popychając przed sobą Larę i Alison. Obie dziewczyny miały worki na głowach i ręce związane za plecami.
- Założyliśmy te dwie kiedy ukrywały się na terenie tego budynku - odezwał się goryl numer 1.
- Najpewniej chciały ukraść z tąd kilka rzeczy, a w tym pański nowy samolot, Panie K. - odezwał się goryl numer 2.
- Co mamy z nimi zrobić? - zapytał goryl numer 1.
- Zabetonujcie im nogi, przewieźcie przez granicę i wrzućcie do Wisły - powiedział na spokojnie Kowalczyk - Ale najpierw tradycyjnie, pokażcie mi kto był na tyle głupi, by próbować mnie okraść.
Obaj goryle kiwneli głowami, złapali za worki i pociągnęli w górę. Kiedy to się stało, goryl numer 1 oberwał silnego kopa w krocze, dobitkę w brzuch i z łokcia porsto w nos. Po tym wyczynie Lara łatwo zerwał linę zza pleców, odskoczyła od łap goryla numer 2, rzuciła się biegiem w stronę Kowalczyka i... wskoczyła mu na kolana.
- Hej Tatusiu - powiedziała całując mężczyznę w czoło. Ten spojrzał na nią i nagle się rozpromienił.
- Lara, Słoneczko moje, jak miło Cię widzieć - powiedział tym samym, zmęczonym i przeciągającym samogłoski głosem, ale ze słyszalną nutą radości - Powiedz mi co u Ciebie Kochanie.
- Dobrze Tatusiu, tylko twoje goryle mnie nieco sponiewierały - powiedziała nagle robiąc nieszczęśliwą minkę i spoglądając w stronę wyżej wspomnianych, którzy zamarli w połowie drogi między nią i Kowalczykiem, a Alison i podobnie jak niebieskowłosa rozdziawili usta do samej ziemi.
- Chłopcy czy to prawda?! - zapytał Kowalczyk, przenosząc na nich nagle groźne, chodź zmęczone oczy - Skrzywdziliście mojego Aniołka?!
Goryle stały tak jeszcze 5 sekund, zanim zdały sobie sprawę w jakiej znajdują się sytuacji i natychmiast padli na kolana.
- Przepraszamy Szefie!
- Wybacz nam!
- My nie wiedzieliśmy!
- Prosimy, nie zabijaj nas!
Obaj na zmianę padali nosem do ziemi modląc się o miłosierdzie.
Kowalczyk patrzył ma nich chwilę zanim przeniósł wzrok ma Larę.
- Co myślisz mój mały Kwiatuszku? - zapytał ją, jakby chciał jej kupić lody i pytał o smak.
- Wiesz Tatusiu, w końcu wykonywali swoją pracę, a to się ceni - powiedziała Lara, owijając włosy wokół palca - Daj im jeszcze jedną szansę.
- Skoro takie jest twoje życzenie - powiedział mężczyna i znów przeniósł wzrok na goryli - Dobrze, znajcie moją łaskę. Daruje wam życie. Jednak kiedy wrócimy do domu, wasza dwójka będzie odpowiedzialna, za sprzątanie wybiegu Bubu przez następny miesiąc. A teraz pod ścianę! - krzyknął.
Oba goryle zadrżały na wieść o swojej karze, ale szybko zajeli wskazane im miejsce. Tymczasem Lara nagle się ożywiła.
- Bubu? Jest tu gdzieś mój pieszczoszek? - zapytała nagle się rozglądając i zaglądając za fotel, jakby spodziewała się zobaczyć za nim ukochanego pupila.
- Niestety nie, Kwiatuszku, Bubu musiał zostać w domu. Nie martw się Colin obiecał zabrać go na spacer. Pamiętasz Colina, prawda?
- Oczywiście, zawsze pilnował kiedy bawiłam się z moim pieszczoszkiem.
- A jak się sprawuje ręka? - zapytał nagle Kowalczyk.
- Doskonale Tatusiu, to dzięki niej się tu dostałam. Sprawuje się świetnie, nawet lepiej niż mówiłeś.
- Cieszy mnie to Aniołku. Ale czemu nosisz te opaskę? Nie podoba ci się proteza, którą ci kupiłem? Tyle na nią wydałem, żebyś mogła normalnie widzieć.
- Oh tato, oko też jest świetne, po prostu ciut za bardzo rzuca się... w oczy - powiedziała nie chcąc zasmucać ojca. Nie, żeby jej słowa nie były zgodne z prawdą.
- Na pewno nie bardziej niż ta opaska - odpowiedział mężczyzna.
- Hehehe... em... tato... a co z... mamą? - zapytała Lara nieco przygasając.
- Mama... dalej śpi. Ale nie martw się Słonko, tatuś obiecał ci, że zrobi wszystko co w jego mocy, żeby mama się obudziła - powiedziała Kowalczyk, a na jego twarzy pojawiło się znów zatroskanie i zmęczenie, jeszcze większe niż wcześniej, a także... ukryty pod zmarszczkami smutek...
- No dobrze. Wiem, że dasz sobie radę - powiedziała Lara przytulając się do niego. Ten odwzajemnił uścisk, a na jego twarzy zagościł spokój.
Tymczasem stająca koło drzwi Alison wyglądała, jakby miała się popłakać na ten widok. Cofneła się lekko i odezwała do jednego z goryli.
- Tak właściwe... o co chodzi?
Ten spojrzał na nią, po czym na szefa, pochylił się i osłaniając usta dłonią zaczął jej szepte wyjaśniać sytuację.
- Żona Pana K. leży w ciężkiej śpiączce. Miała poważny wypadek samochodowy w którym ucierpiała zarówno ona jak i córka Pana K., to znaczy twoja przyjaciółka. Dziewczyna była ciężko ranna, straciła rękę, oko, czucie w obu nogach i pozrywały jej się nerwy. Jednak żona Pana K., mimo praku otwartych ran i utraconych kończyn była w staie krytycznym. Pan K. wydał mnóstwo pieniędzy, żeby uratować obie kobiety swojego życia. Jego córka, dzięki zaawansowanym protezom, ćwiczeniom i treningom, jak widzisz, wróciła do pełni formy. Niestety jej matka nie miała tyle szczęścia i obecnie leży w bardzo zaawansowanek technicznie sali szpitalnej, na terenie posiadłości Pana K. pod okiem lekarzy specjalistów. Pan K. robi co może, przeznacza fundusze na rozwój medycyny, dostarcza środki na zakup nowego sprzętu dla szpitali, konsultuje się ze specjalistami z całego świata, ale jak na razie bez rezultatu. Mimo to Pan K. się nie poddaje. Za bardzo kocha swoją żonę i złożył obietnicę swojej najukochańszej córce i zamierza jej dotrzymać. Nic nie może stanąć munna drodze do tego celu - zakończył swoją opowieść i szybko wrócił do poprzedniej pozycji.
- Wow - zdołała wykrztusić Francuzka, kierując spojrzenie na dalej Larę, która dalej tuliła się do swojego, o dziwo jak się okazuje, ojca.
Dane Lary były ściśle tajne, dlatego we Francji mało wiedziało się o jej pochodzeniu. Miml to niebieskowłosa nigdy nie przypuszczałaby, że za tą silną, odważną dziewczyną, może kryć się osoba o ta ciężkiej przeszłości. Właśnie chcąc nie chcąc lepiej zrozumiała Larę i odkryła skąd się wcześniej brała jej nieufność, kiedy ta zadawała bardziej osobiste pytania.
Tymczasem Kowlaczyk w końcu puścił swoją córkę, a jego spojrzenie powędrowało właśnie na Alison.
- A ty musisz być przyjaciółką mojej córki, zgadza się? - zapytał kiedy na jego ustach znów zagościł lekki uśmiech.
- C-co? J-ja... - zaczęła bełkotać Alison
- Tak! - odezwała się nagle Lara - To jedna z moich przyjaciółek, Alison. Jest Francuzką.
- Oh jak miło. Podejdź tu drogie dziecko - powiedział życzliwie Kowalczyk, kiedy nagle zdał sobie z czegoś sprawę - Chłopcy, czemu ona nadal jest związana?!
Oba goryle jak na komendę rzuciły się do więzów, przez co obaj stukneli się głowami. Goryl numer 2, ten który opowiadał historię, odepchnął goryla numer 1 i szybko oraz sprawnie usunął jej więzy.
Oswobodzona Alison wyprostowała ręce i zaczęła zginać je w nadgarstkach.
- Podejdź tu do mnie - odezwał się znów mężczyna.
Alison, nadal będąc lekko przerażona swoją sytuacją powoli ruszyła w stronę jego i Lary.
- P-panie K. j-ja naprawdę nie chciałam robić, znaczy zrobić niczego... - zaczęła się usprawiedliwiać, ale przerwał jej mężczyna.
- Spokojnie dziecko, nie masz się czego obawiać. Nie zrobię ci rzywdy. Skoro jesteś przyjaciółką mojej Córeczki wiedz, że w moim domu zawsze znajdziesz schronienie, jedzenie i kąt do spania - powiedział Kowlaczyk, z promiennym uśmiechem.
- O-och! - wykrzusiła zdziwiona dziewczyna - D-dziękuję.
- Miło mi w końcu spotkać jedną z przyjaciółek mojego Kwiatuszka. Nigdy nie zapraszasz ich do domu - skomentował Kowalczyk przenosząc wzrok na Larę.
- Tato... - zarumieniła się białowłosa.
- Czy to takie dziwne, że ojciec chciałby poznać znajome córki? - zapytał mężczyna - Chciałbym wiedzieć w jakim towarzystwie przebywasz.
- Nie musisz się tym przejmować, mówiła ci, że to świetne dziewczyny.
- Oj Córeczko, czemu nie przeprowadzisz ich w końcu na Święta, żebym mógł je osobiście poznać. Ajejejej... Ale powiedz mi - podniósł głowę i przeniósł wzrok na Alison - Jaka według ciebie jest moja Córka?
- Em... no... - to nagłe pytanie mocno wystraszyło Francuzkę. Mimo to postawiła mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę - Lara jest... dość zdyscyplinowana i posłusznie wypełnia rozkazy. Widać, że jest profesjonalistką. Bywa dość skryta i nie lubi mówić o sobie, ale jest dobrą dziewczyną.
- Naprawdę? - zdziwił się mężczyzna - Nie lubisz mówić o sobie Słoneczko? Ale przecież nie masz się czego wstydzić.
- Wiem Tatusiu... po prostu... tak jakoś... nie mam na to ochoty.
- Oj Córeczko, oj Córeczko... no dobrze, powiedz mi lepiej co Cię tu sprowadza, bo raczej nie przyszłaś tu tylko przywitać się z Ojcem. A tym bardziej nie planowałaś mi dziś przedstawiać przyjaciół.
- Tatku, czemu tak...
- Więc? - dopytywał mężczyna, dobrze znając swoją córkę, nawet mimo tego, że bardzo chciał wierzyć, że to on jest powodem obecności tu jego Pociechy.
- Ech... no bo widzisz Tatku, jest taka jedna sprawa... - zaczęła Lara, chodząc palcami po jego klatce piersiowej - Potrzebowałybyśmy pożyczyć twój nowy samolocik...
Kowalczyk westchnął jakby tego się właśnie spodziewał.
- Oj Kochanie, zawsze pożyczasz nowe zabawki Tatusia i już ich potem nie widzę.
- To nie prawda - skomentowała Lara odwracając głowę.
- A co z BMW? I trójkołowcem. I helikopterem? A łódź podwodna? Nie wspominając o...
- No dobrze, dobrze, było kilka... przypadków... ale Terenówkę odstawiłam.
- Do dziś nie da się jej uruchomić. Mechanicy załamują ręce, nie wiedząc co jest tego przyczyną.
- To nie moja wina. Ale Tatusiu, obiecuję, że tym razem odstawię tstenamolot na miejsce. Proszę! - owiedziała robiąc oczka szczeniaka.
- Kosztował mnie duzo pieniędzy i właśnie skończyli wygrywać oprogramowanie kontrolne... - próbował bronić się Kowalczyk, ale w końcu uległ pod skojarzeniem córki - Ech... no dobrze.
- Yay! Dziękuję Tatku - krzyknęła Lara rzucając się na szyje mężczyny. Ten zaczął głaskać ją po plecach.
- Oj Kwiatuszku, niegdy nie dasz się Tatusiowi pobawić... Ale obiecaj, że w tym roku przedstawisz mi swoje koleżanki.
- No dobrze, obiecuję - powiedziała Lara, robiąc nieco kwaśną minę i zaskakując z kolan mężczyzny - Czy jeden z twoich osiłków może przeprowadzić naszego Vana pod hangar? Jeśli jest taka możliwość, woliny zabrać cały sprzęt.
- Oczywiście. Chłopcy - Kowalczyk spojrzał na goryli. Ci natychmiast odskoczyli od ściany i podeszli do nich - Więc tak, John, ty idź zawiadomić resztę, żeby szykowali samolot do startu. Odwołujemy przewóz. A ty Clade, pójdziesz na zewnątrz i przyprowadzisz ich samochód - Kowalczyk spojrzał na Larę i otworzył usta, ale szybko je zamknął i potrącił głową, po czym spojrzał na Alison - Mogłabyś oddać mu klucze? - zapytał.
- Tato?! - wykrzykneła Lara oburzona brakiem wsparcia od własnego Ojca.
Alison musiała użyć wszystkich sił, żeby stłumić chichot i rzuciła klucze Clade'owi. Obaj goryle czym prędzej pobiegli wykonać zlecone im zadania.
- No dobrze, chodźmy - powiedział Kowalczyk, podnosząc się z miejsca. Ruszył powoli przed siebie, a Lara i Alison poszły za nim, idąc obok siebie. Mężczyna lekko się garbił idąc, ale mimo to utrzymywał prostą postawę i szedł spokojnym krokiek z rękami za plecami - Więc powiedzcie mi, czego dotyczy wasza dzisiejsza misja.
- Wie Pan, praktycznie rzecz biorąc jest to... - zaczęła Alison, ale dostała kuksańca od Lary.
- Wiesz Tatusiu, musimy złapać pewnego niebezpiecznego człowieka.
- Ach tak? To mam nadzieję, za nie chodzi wam o mnie, hehehe. No dobrze, mów dalej - powiedział mężczyna i kontynuowali drogę.
--------------------------------------------------------
10 minut później, godzina 9.40
Hangar Domu Aukcyjnego
Lara i Alison stały obok myśliwca IviP i patrzyły jak goryle Kowlaczyka załadowują na pokład ich sprzęt. Sam Kowlaczyk stał obok nich i obserwował postępy prac.
- Słonko, ale obiecaj, że będziesz na siebie uważać.
- Dobrze Tatusiu, znasz mnie.
- Znam, znam, ale Ojciec zawsze będzie się martwił o swoją dziewczynkę. I posłuchaj, tam ci klucze, a proszę, leć ostrożnie.
- Oczywiście Tatku, jak zawsze... - zaczęła, ale zobaczyła skrzywione spojrzenie Ojca - To znaczy jak nigdy. Tym razem będzie dobrze.
- No niech będzie. Ale przynajmniej niech autopilot ląduje.
- Dobrze Tatusiu, nie martw się.
- Nie potrafię się nie martwić. Będę czekał w wierzy lotów, więc będziemy się czasem kontaktować, żebym mógł sprawdzić, czy wszytko w porządku.
- Skoro ci tak zależy... - powiedziała Lara. Wtedy z samolotu wyszedł ostatni z osiłków.
- Wszytko gotowe - powiedział i podszedł do grupy - Proszę Księżniczko - powiedział dając Larze klucze.
- Dzięki Walezy - powiedziała Lara, przyjmując klucze, po czym pocałowała ojca w czoło i zadowolona ruszyła w stronę wejścia.
- Em... to ja... idę za nią... - powiedziała Alison i szybko podbiegła w stronę Lary.
- Uważajcie na siebie! - krzyknął za nimi Kowalczyk kiedy wsiadały na pokład.
- Wrócimy za kilka godzin! - odpowiedziała mu Lara zamykając właz.
Obie dziewczyny ruszyły w stronę sterów.
- Nie mówiłaś, że twój Ojciec jest mafiozem - skomntowała Alison, kiedy w końcu zostały same.
- Wybacz, że musiałaś dowiedzieć się w takich okolicznościach - odpowiedziała Lara.
Kiedy zbliżyły się do steru rozległ się cyfrowy, kobiecy głos.
- Witaj na pokładzie Panie Ko... - głos nagle zamarł - Och... to ty Laro... - dokończyła bardzo niechętnie.
- Hej Iris - powiedziała białowłosa nie przejmując się jej tonem.
- Znów planujesz mnie wysadzić? - zapytał komputer.
- Nie mam tego w planie.
- Jasne... ty nigdy nie masz tego w planie...
- Em... Laro? - odezwała się zdziwiona Fracuzka.
- A no tak, Alison to jest Iris, system operacyjny mojego ojca, instaluje ją w każdym ze swoich pojazdów.
- Które ty potem zawsze musisz zniszczyć.
- Nie robię tego specjalnie. Nie przejmuj się tym aż tak.
- Jak mam się nie przejmować, kiedy wylatuje w powietrze?! Przynajmniej widuje Cię raz na ruski rok, ale pod żadnym pozorem te spotkania nie są coraz przyjemniejsze.
- Nie martw się, niedługo to się skończy - powiedziała Lara uruchamiając myśliwiec.
- Naprawdę? Jak miło. Zamierzasz wyjecieć za granicę?
- Nie mam tego w planach. Nie, niedługo skończę 18 lat i Tatuś obiecał, że dostanę Cię w prezencie.
- CO?!?! - wykrzyknął przerażony komputer - Kłamiesz! To nie może być prawda! Pan Kowalczyk by mi tego nie zrobił!
- Ależ oczywiście, że to zrobi. Obiecał mi już - odezwała się zadowolona Lara i uruchomiła silniki. Myśliwiec zaczął wytaczać się z hangaru.
- Obym złapała wcześniej wirusa... Może trojana... - zaczeła rozmyślać Iris, kiedy myśliwiec nabierał prędkości.
- Wybacz, masz zbyt dobry system obronny. Nic nie złapiesz, bez obaw.
- Bez obaw?! Ja mam obawy bo siedzisz za starami!!!
Maszyna oderwała się od ziemi i zaczęła wzbijać w powietrze. Lara na spokojnie schowała podwozie i obrała kierunek.
Na oddalajacy się myśliwiec patrzył z dołu Kowlaczyk wraz z Walezym. Mężczyna miał na twarzy wyraz dumym.
- Moja mała dziewczynka. Tak szybko dorasta - powiedział i splutł ręce przy piersi.
Stojący obok niego Walezy schylił się w jego stronę.
- Mamy szykować gaśnice Szefie? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała tylko Kowalczyk, dalej patrząc na oddalający się samolot.
---------------------------------------------------------
Godzina 12.45
(13.45 czasu Niemieckiego)
Morze Norweskie
Okolice Wyspy Dala
- Zbliżamy się w zasięg radaru. Powinniśmy uruchomić już systemy maskujące - powiedziała Alison siedząc w laptopie.
- Okej, wypróbujmy te zabawkę - owiedziała Lara przełączając kolejne przełączniki.
Myśliwiec nieco zwolnił i wyciszył obroty, po czym dosłownie znikł, jednak tulkp z zewnątrz. Od środka maszyna dalej była w pełni widoczna. Mimo to wyglądając przez szybę Lara czuła się nieco dziwnie, ponieważ nie widziała czubka maszyny.
- Wow. To wygląda nieźle - powiedziała. Jesteśmy w pełni niewidoczne i niewykonalne?
- Tak to wygląda - powiedziała Alison, nie odrywając się od laptopa operacyjnego.
- Laro, chodź wolałabym nie musieć się do ciebie odzywać przez resztę mojej wolności, zmuszona jestem powiedzieć ci, że twój Ojciec oczekuje na lini komunikacyjnej.
- Dzięki Iris, połącz nas - powiedziała na spokojnie Lara.
- Jak sobie życzysz - wycedził komputer i po chwiki z komunikatora rozbrzmiał głos Kowalczyka.
- Laro słyszysz mnie?
- Tak Tatusiu.
- Nadal jesteś w powietrzu?
- Na pewno nie pod wodą.
- Dzięki Bogu. A przy okazji, jest tu ktoś ze mną - powiedział dumny z siebie mężczyna i po chwili z głośnika rozbrzmiał drugi głos.
- Laro, zgłoś się.
- Generał McLean?! - zapytała Lara prostując się w fotelu.
- Tak Laro, twój ojciec był na tyle miły, że posłał po mnie jednego ze swoich ludzi. Muszę przyznać, limuzyna była całkiem wygodna. Mimo to byłbym wdzięczny, gdybyś następnym razem wcześniej powiadomiła mnie o rodzinnym spotkaniu.
- Rozkaz Generale, najmocniej przepraszam.
- No już spokojnie, nie jesteśmy w kwaterze głównej. Widzicie już wyspę Dala?
- Na horyzoncie.
- Dobrze, mimo opóźnienia nic się nie wydarzyło. Pamiętaj instrukcje. Lądujcie na tyłach wyspy. Działajcie cicho.
- Wedle rozkazów - powiedziała Lara zbliżając się do wyspy - Podchodzimy do lądowania. Wstrzymuje kontakt. Odpowiem po udanym lądowaniu - owiedziała wyłączając radio i popychając ster, powodując zniżenie lotów.
Dało się dojrzeć sporych rozmiarów ośrodek na wyspie, w połowie wybudowany na zboczu góry i kilka mniejszych budowli na całym jej obszarze. Dodatkowo jeśli się przyjrzeć można było zauważyć maszerujące po plaży ludzi Dala. W innej części plaży można było zobaczyć mniej zorganizowaną grupę i kilka osób w wodzie, najpewniej korzystających z przerwy w pracy czy coś. Było nawet widać motorówkę ciągnącą kogoś na spadochronie.
- Laro, nie miałaś lądować na auto-pilocie? - zapytała Alison zamykając laptop.
- Spokojnie, poradzę sobie.
- Laro Bodewich, natychmiast oddaj mi kontrolę! - odezwała się Iris, zdając sobie sprawę, że swojej sytuacji.
- Tym razem będzie dobrze.
- Laro Bodewich!!! - zażądała zdenerwowana Iris wpływając na oświetlenie.
- Ech, no dobra - powiedziała Lara puszczając ster i zakładając ręce na ramiona.
- Posłuchaj, nie twierdzę... - zaczęła Alison, ale przerwała jej Lara.
- Nie kończ.
- Laro - odezwała się Iris, lecz została zignorowana.
- Ale ja naprawdę nie chciałam Cię urazić.
- Laro.
- Ech no dobra, po prostu mam dość tego bezpodstawnego czepiania się mojej kontroli nad pojazdem - uspokoiła się białowłosa.
- Na miłość boską, Laro!!! - wykrzykneła Iris.
- Ech, no co?! - zapytała Lara i po chwili usłyszała głuche uderzenie o bok myśliwca.
Obie dziewczyny czym prędzej spojrzały na monitoring i zobaczyły przylegającego do boku, wcześniej widzialnego spadochroniarza.
Lara od razu złapała za ster i zawyżyła lot, a nieszczęśnik zsunął się z samolotu.
- Iris, jak prowadzisz?! - wykrzykneła dziewczyna, kiedy ludzie na plaży zaczęli się mobilizować i wybuchły alarmy.
- O tym chciałam powiedzieć, nie uruchomiłaś autopilota - odpowiedziała zdenerwoana Iris.
- "Kurwa!" - krzyknęła wkurzona Lara próbując unieść maszynę - "I nie mogłaś od razu powiedzieć?"
- Laro uważaj! - krzyknęła Alioson. Lara podniosła wzrok i zobaczyła lecący w ich stronę pocisk.
Szybko wykonała manewr wymijający, o dziwo zakończony sukcesem, jednak rakieta wybuchła od razu za nimi jednocześnie wyłączając silniki, główną elektronikę i sterowność odrzutowca. Także samolot stał się znowu widoczny.
- "Jasne cholera!" Iris, zrestaruj system! - krzyknęła białowłosa.
- Restar systemu. Uruchamianie podstawowych funkcji. Błąd. Ponowne uruchamianie. Błąd. Ponowne uruchamia. Rozpoczynam proces - oznajmiła Iris, działająca na zasilaniu awaryjnym.
Jako pierwsze uruchomiło się radio.
- Lara, Alison jaka sytuacja? - zapytał na spokojnie Generał.
- Mamy problem, wykryli nas. Spadamy! - oznajmiła Lara próbując uruchomić układ sterowniczy.
- "Matko Boska, Laro!" Moja dziewczynka! - zaczął panikować Kowalczyk.
- Spokojnie! Spokój! - krzyknął generał - Laro będziesz w stanie wylądować?
- Nie tym razem, ledwo daje radę kołować nad wyspą.
- O Boże, O Boże...
- Bez Paniki, niech się Pan weźmie w garść! Alison, masz jakiś pomysł? Podobno Francuzi mają szerszy punkt widzenia.
- N-nie wiem! Pojęcia nie mam! Nie bywam na akcjach w terenie! - krzyknęła spanikowana niebieskowłosa.
- Ajajaj... - gorączkował się generał.
- Człowieku zrób coś! Cokolwiek! - nakazywał Kowalczyk.
- Cokolwiek, cokolwiek... dobra, już wiem, przypomniałem sobie coś - powiedział Generał i było słychać jakieś hałasy.
- Człowieku co Ty robisz?! Nie rysuj po podłodze, ratuj moją córkę!!! - zaczął krzyczeć Kowalczyk i sygnał się urwał.
- Co tam się dzieje? - wykrzykneła zdezorientowana i spanikowana Alison.
- Pojęcia nie mam! - wykrzykneła Lara, próbując zachować spokój.
- Czy my umrzemy?! - wykrzykneła Alison - Ja się nie pchałam na akcję!
- Alison, spokój - krzyknęła Lara - Próbuje zapanować nad sytuacją okej?! Iris jak przebiega restart?
- Nie zdążę uruchomić ponownie silników! To twoja wina ty podła dziewucho! - oskarżał ją system.
Nagle samolot przestał spadać i wyrównał pozycję w poziomie. Można było zobaczyć jak otacza go tajemnicza, czarna aura.
- C-co się dzieje? - zapytała Alison, rozglądajac się.
- Nie mam pojęcia - powiedziała Lara - Ale chyba będziemy lądować na otwartym placu w samym środku placówki - powiedziała, kiedy w ich stronę zaczęły lecieć pociski, jednak z jakiegoś powodu zdawały się omijać odrzutowiec - Ech... szykuj broń. I... - niepewnie puściła stery, ale samolot utrzymał kurs - Do drzwi.
Obie dziewczyny wstały i podeszły w głąb maszyny. Każda chwyciła wybraną wcześniej broń i zajęła miejsce przy wyjściu.
- Iris, możesz wysunąć podwozie? - zapytała Lara.
- Ty durna dziewczyno, czy nie rozumiesz, że nie mam obecnie prawie żadnej kontroli nad maszyną? Ledwo daje radę uruchomić kolejne systemy! Nawet nie wiem, jakim cudem nie grzmotnełyśmy jeszcze w ziemię. A poza tym... och... dobra bez znaczenia, właśnie odzyskałam kontrolę nad podwoziem. Masz szczęście Bodewich...
- A właśnie, dlaczego masz na nazwisko Bodewich, skoro twoim ojcem jest Kowalczyk? - zapytała Alison, bo czym przypomniała sobie o prywatnych pytaniach - Wybacz, zapomnij o...
- W porządku. Nazywam się Lara Bodewich-Kowalczyk. Bodewich to panieńskie nazwisko mamy - powiedziała Lara uśmiechając się do niej. Alison współdziała tym samym, po czym obie dziewczyny przeładowały magazynki.
- Drogie Panie i ty Laro, chcem powiadomić was, że samolot właśnie wylądował i już czeka na was komitet powitalny - odezwała się Iris.
- Za ten tekst, trafisz do tostera. A teraz, bądź tak miła i otworz drzwi - powiedziała Lara, szukając pistolet.
Właz się otworzył i od razu w ich stronę poleciał grad pocisków, jednak wszytkie zatrzymały się na tajemniczej ścianie czarnej aury. Tymczasem Lara i Alisom nie tracąc czasu same spróbowały przeprowadzić wstępny ostrzał i o dziwo udało im się z miejsca położyć kilku pachołków Dala. Reszta szybko się rozbiegła, więc dzieczyny były zmuszone opuścić pojazd.
Kiedy tylko wyszły, zaczęła się strzelanina, jednak Lara szybko przejeła inicjatywę, nie tylko oddając parę celnych seri z pistoletu, ale udawało jej się też tak manewrować Alison, że obie nie oberwały jeszcze żadnej kulki.
Sytuacja zaczęła się komplikować, kiedy znikąd zaczęły nadchodzić posiłki, a na wyższych piętrach zaczeli pojawiać się snajperzy. Nagle Lara usłyszała głos dochodzący ze swojej ręki.
- Lara, Skarbie słyszysz mnie?! Lara?!
- Głośno i wyraźnie Tatku, chociaż mamy tu kolejny problem, jesteśmy w środku sporej wymiany ognia. Przydałoby się wsparcie.
- Wybacz Lara, nie jesteśmy w stanie wysłać ci... - zaczął generał, ale przerwał mu Kowalczyk.
- Wsparcie? Nie martw się Skarbie, już wysyłam ci wsparcia. Walezy, kod biały, natychmiast dzwoń do domu!
- Rozkaz szefie! - dało się usłyszeć stłumiony głos osiłka.
- Bez obaw Kwiatuszku, pomoc jest w drodze! - powiedział Kowalczyk.
- Dzięki Tatku. Ale jeszcze nie słyszałam o kodzie białym? - zdziwiła się Lara, popychając Alison pod skrzydło i strzelając dwie celne kulki. Jakie szczęście, że jej wrogowie nie byli na tyle inteligentni, żeby jednocześnie strzelać i się ruszać.
- To nowość Kwiatuszku, spodoba ci się - oświadczył dumnie Kowalczyk.
- Nie mogę się doczekać. Wiesz Alison, ostanio Socjopatą coraz trudniej znaleźć dobrych ludzi. Ciekawe z czego to wynika?
- Można się tylko domyślać - powiedziała Alison, oddając strzały z nowej pozycji. Większość strzelców skupiła się na Larze, więc miała o w miarę sporo luzu.
Dziewczyny dawały radę jeszcze dobre pięć minut, kiedy w końcu ilość przeciwników przekroczyła ich możliwości.
- I gdzie to wsparcie?! - zapytała spanikowana Alison, stając plecy w plecy z Larą.
- Nie wiem, ale... - zaczęła, ale przerwały jej krzyki atakujących.
Nagle zaprzestali oni strzałów i zaczęli się rozbiegać, kiedy na niebie dało się zobaczyć sporych rozmiarów pocisk, lecący w stronę wyspy.
- Co to ma być? - wykrzykneła Alison. Gdzieś dalej padały rozkazy o zestrzeleniu go, a kilkoro ludzi zaczęło uciekać. Niektórzy postanowili wykorzystać zamieszanie i pozbyć się Lary oraz Alison, ale ich plan spalił na panewce, więc znów rozgorzała strzelanina.
Mimo usilnych prób, pocisk coraz bardziej zbliżał się do obiektu ośrodka, aż w końcu jakieś sto metrów nad ziemią otworzył spadochron.
Mimo to i tak z impetem walnął w ziemię, a wtedy okazało się, że w rzeczywistości jest to kapsuła.
- No to chyba po naszym wsparciu - odezwała się Alison - Nikt nie powinien być w stanie przeżyć takiego uderzenia.
Nagle jednak z wnętrza kapsuły rozległ się huk. A po nim drugi. I następny. Aż w końcu drzwi kapsuły wyleciały z ram i oczom zebranych ukazał się... najprawdziwszy Goryl Albinos w eleganckim garniturze i z dwoma sporymi karabinami. Zwierzę zaryczało gniewnie i rozpoczęło skupiony ostrzał na pachołkach Dala, kiedy ci w panice sami próbowali go rozstrzelać.
- Bubu! - rozpromieniła się nagle Lara - Mój dzielny Maluszek!
- Twoim zwierzakiem jest goryl albinos?! - wykrzykneła skonsternowana Alison przypadkiem zaliczając dwa strzały w głowę.
- A co w tym dziwnego? - zapytała Lara przerzucając się na karabin snajperski i na szybko eliminując snajperów i strzelców z wyżej położonych balkonów.
- Dobra, teraz nic mnie już nie zdziwi, powiedziała Alison na szybko skacząc zza jedno z kół i oddając strzały po nogach.
Nagle coś jednak przykuło uwagę Lary. Był to helikopter uruchamiający silnik, do którego biegł nie kto inny, jak Sullivan Dal.
- Drań chce uciec! - krzyknęła białowłosa.
- Nie damy rady go złapać - skomentowała to Alison.
- Jest jeszcze szansa! Szybko - powiedziała Lara podbiegając do goryla - Hej Bubu, pora nauczyć się latać - powiedziała, a goryl spojrzał na nią i wyszczerzył zęby.
Lara szybko wskazała helikopter, a ten złapał ją wielką łapą i cisnął w powietrze. Dziewczyna zrobiła efektowne salto, unikając pocisku i wylądowała na mostku, tuż obok schodów prowadzących na lądowisko. Już zamierzała po nich wbiec kiedy usłyszała zbliżający się w jej stronę krzyk.
- ALE JA NIE CHCĘ!!!!! - po czym obok niej upadła Alison.
- Wybacz, najwyraźniej Bubu, chciał pomóc także i tobie - powiedziała po czym wbiegła po schodach.
Helikopter już odlatywał, więc Lara szybko sięgnęła po snajperkę, jednak magazynek był pusty. Nie tracąc czasu, dziewczyna pożyczyła broń od jednego z trupów i próbowała wycelować.
- Jest za daleko, nie trafisz go - powiedziała Alison stając obok niej.
- Nigdy nie mów nigdy - powiedziała Lara pociągając opaskę i odsłaniają świecące złotym światłem lewe oko.
Szybko oddała strzał, a po chwili tylny wirnik helikoptera stanął w płomieniach.
- Wow... masz oko - skomntowała Alison, kiedy maszyna pikując uderzyła w taflę wody.
Dzieczyny jak najszybciej zaczęły zbiegać po schodach, a kiedy już stanęły stabilnie na ziemi puściły się pędem w stronę plaży. Po drodze minęły Bubu, który układał sobie stosik z trupów.
Kiedy dobiegły na plażę, zdążyły zobaczyć tylko jak Sullivan wsiada na pokład łodzi podwodnej i zamyka za sobą właz, po czym maszyna odpłynęła i zanurzyła się.
- "Jebany drań!" - krzyknęła Lara rzucając snajperką o piasek.
- Nie przejmuj się. Grunt, że jesteśmy całe. A teraz pora, żebyśmy wracały, skoro nie mamy już nic do zrobienia.
- Ech, chyba masz rację. Ale raczej nic się nie staniez jeśli oprócz paliwa pożyczymy także broń, amunicję i przyjrzymy komputery w placówce. Może znajdziemy coś interesującego - zaproponowała Lara podnosząc swoją broń i kierując się do placówki.
- Dobry pomysł - odpowiedziała Alison - Na szczęście zawsze mam przy sobie kilka pendrive'ów.
- No i świetnie - powiedziała Lara, kiedy obie udały się w kierunku placówki.
-------------------------------------------------------
Godzina 18.53
Prywtane Lotnisko Domu Aukcyjnego
Lara właśnie podchodziła do lądowania. Wszystko przebiegało dobrzez jednak za późno wysunęła podwozie, przez co koła się złamały i myśliwiec sunąc po pasie w morzu iskier, wślizgnął się do hangaru.
Kiedy już wtrącił prędkość i się zatrzymał, otworzył się właz i wyszły z niego Lara razem z Alison oraz idący za nimi Bubu, który niósł sporą skrzynię broni, jedną z wielu w maszynie.
Kiedy Lara wyszła jej oczom jako pierwsi ukazali się generał McLean, Kowalczyk oraz jeden z osiłków, Walezy. Kawałek dalej, siedząc oparty o ścianę przyglądał jej się widocznie wykończony, blond włosy chłopak, nieco starszy od niej, a obok niego siedziała nieco młodsza od niej dziewczynka o zielonej skórze i niebieskich włosach. Lara nie ząrzyła się im dobrze przyjrzeć, ponieważ kiedy tylko zeszła na ziemię, podszedł do niej ojciec i ją przytulił.
- Oh kochanie, jestem taki szczęśliwy, że nic ci nie jest - powiedziała mężczyna mocno ściskając córkę.
- No już Tatusiu, wszytko w porządku. Em... wybacz za samolot.
- Nic się nie stało, to da się łatwo naprawić - powiedział Kowalczyk, kiedy nagłe na tylnej części myśliwca rozbrzmiał się wybuch i pojawiły się płomienie.
- Przeklinam Cię Laro Bodewich!!! - dało się usłyszeć głos Iris, kiedy nagle z każdego kąta w hagarze zaczęły wybiegać osiłki Kowalczyka w strażackich czapkach na głowach i zaczęli gasić płomienie.
Po zobaczeniu ich, Lara podparła ręce na bokach i spojrzała surowo na ojca, który wzruszył ramionami i uśmiechnął się niezręcznie.
- Właśnie dlatego nie dajemy jej prowadzić - powiedział Generał podchodząc do Alison.
- Aha. To wiele wyjaśnia - odrzekła dziewczyna, patrząc na akcję osiłków - A przy okazji, mam tu pendrive z danymi z komputerów Dala. Jest to drugi, taki, na które przegrałam dane z oryginału, który zabieram ze sobą do Francji. Ten jest dla was - powiedziała, wręczając mężczyźnie małe urządzenie.
- A właśnie, Generale jak pan to zrobił? - zapytała Lara przenosząc wzrok na swojego dowódcę - Myśliwiec nagle otoczył się taką ciemną aurą i zaczął sam lądować.
- A tak... no więc, jeśli o to chodzi... - zaczął generał - Widzisz tego chłopaka? - zapytał wskazując blondyna - Może być ci trudno w to uwierzyć, ale jest on w połowie diabłem.
- Co?! - zapytały zdziwione dziewczyny.
- Naprawdę. Spotkałem go miesiąc temu, kiedy byłem na urlopie w Polsce. Znalazłem jego ulotkę i zapamiętałem symbol, którym go przyzwałem kilka godzin temu. Zgodził się uratować Ciebie i Alison, ale... za pewną cenę.
- Jaką cenę? - zapytała niepewnie Lara, nie wiedząc czy dorośli sobie z niej właśnie nie żartują.
- Widzisz... Kiedy zdobędzie już do tego odpowiednie warunki... Będziesz musiała zostać zostać jego sługą.
- CO?! - zapytała zaszokowana Laraz, a gdzieś na pokładzie gaszonego samolotu uruchomiła się imprezowa piosenka - Czyli, że ja też stanę się diablicą?!
- Nie Kochanie, bez obaw. Tatuś zadbał, żebyś nie stała się diabełkiem. Po prostu... Będziesz żyła nieco dłużej niż inni. I zyskasz jeszcze kilka nowych cech.
- Powiedział, że ktoś taki jak ty przydałby mu się w osobistej gwardii, kiedy już będzie w stanie taką utrzymać. Ale na razie możesz dalej pracować w naszej jednostce.
- To jest szalone - powiedziała Lara.
- Niestety zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego chciałbym prosić, żebyś później z nim porozmawiała. Na razie jest wykończony i nadal nie odzyskał pełni sił po tym co się wydarzyło.
- Ja... ech... no dobrze. Ale mam nadzieję że nie jest to głupi żart - powiedziała Lara i spojrzała na Alison - Wiesz Ali, dobrze mi się z Tobą pracowało. Kiedy wrócimy do mojej kwatery, miałbyś co przeciwko, żeby pójść gdzieś ze mną po cywilnemu?
- Z Tobą? Chętnie, ale... gdzie? - zapytała Alison, którą jednak było dziś coś jeszcze w stanie zaskoczyć, a w odpowiedzi zobaczyła podstępny uśmiech na ustach Lary.
-----------------------------------------------------------
Godzina 22.25
Klub "Muzyczne Zawirowanie"
Lara i Alison siedziały przy jednym ze stolików popijając napoje owocowe. Białowłosa miała Wiśniowo-Ananasową Miesznkę, a Niebieskowłosa popijała Kiwi Bombę z Granatem.
- Serio często tu przychodzisz? - dopytywała Alison ubrana w ciemne dżinsy i niebieski top. Całości dopełnialy błekitne klapki.
- No pewnie. Ja i mój oddział przychodzimy tu co najmniej raz w tygodniu - odpowiedziała jej Lara, mająca na sobie jasne dżinsy i ciemnozieloną, jednobarwną bluzę z kapturem oraz standardowe, białe adidasy z czerwonymi elementami.
- Nie spodziewałabym się tego po tobie - powiedziała Alison, mieszając swój napój słodką.
- Powinnaś już wiedzieć, że w moim przypadku nie można być niczego pewnym.
- Ta... chyba masz rację. Ale to tłumaczy dlaczego bramkarz nazwał cię księżniczką. No i jeszcze ta platynowa karta...
- Prezent od taty.
Nie mam co się dziwić - odpowiedziała Francuzka, kiedy nagle światła przygasły, a DJ oglosił, że znów pora na to, na co wszyscy czekają - Hm? Laro, o co chodzi? - zapytała rozglądajac się, kiedy nagle zdała siebie sprawę, że na przeciwko niej nikogo nie ma - Laro? Laro?! - nagle poczuła coś koło nogi i schyliła głowę pod stolik - Co ty tu robisz? - zapytała zmieszana.
- To się nazywa Muzyczna Kamera. Co pół godziny na salę wypuszczają drona z kamerą, który wybiera losową osobę, która musi śpiewać na scenie. Zawsze wtedy wychodzę do toalety, ale tym razem zapomniałam o tym.
- Czemu, nie lubisz śpiewać?
- To nie tak... - zaczęła Lara, ale zauważyła spojrzenie Alison i spojrzała w lewo. Koło niej unosil się dron i wpatrywał w nią okiem kamery - Hę? EEEECH?!
- Kamera dokonała wyboru! - krzyknął DJ - Białowłosa piratka spod stolika numer 8. Zapraszamy na scenę!
- Co? Nie, nie, nie ja się nie zgadzam! - krzyknęła Lara.
- Znasz zasady, nie masz wyboru. No śmiało, więcej werwy. Zachęćmy ją wszyscy! - krzyknął DJ, a klijenci zaczęli rytmicznie uderzać w ręce.
- Alison, pomóż mi - zwróciła się Lara do przyjaciółki, ale ta uśmiechnęła się pewna siebie i przyłączyła do tłumu.
- La-ra, La-ra, La-ra, La-ra - zaczęła skandować w rytm uderzeń, po chwili dołączyli się kolejni i w końcu cały lokal powtarzał imię Lary.
Ta nie mogąc uwierzyć w to co się wydarzyło, zrezygnowana wyszła spod stolika i skierowała się w stronę sceny.
- Zdrajczyni - rzucił w jeszcze przez ramię w kierunku Alison, która z uśmiechem i przymrurzonymi oczami machała jej jedną ręką na pożegnanie. Cała sytuacja widocznie ją bawiła.
Kiedy Lara weszła w końcu na scenę, tłum ryknął radośnie.
- Brawa dla naszej dzielnej młodocianej! - krzyknął DJ, podając Larze drugi mikrofon - No dobra mała, wolisz zaśpiewać coś swojego czy coś znanego? - zapytał jej DJ.
- Niech będzie coś swojego... - powiedziała zrezygnowana Lara.
- No to śmiało, zacznij śpiewać, a ja dobiorę muzykę - powiedział DJ zajmując swoje stanowisko.
- Ech... no dobra... zaczynajmy - powiedziała Lara zbliżając mikrofon do ust - "Nie pozwolę nikomu dziś kontrolować się, będę robić sama to co chcę! Nikt już nie powie co mi wolno a czego nie, sama zrobię to co chcę! Na co ochotę mam! Bo na sznurkach nie jestem, o nie...!" - zaczęła śpiewać, kiedy doszła muzyka, a tłum ruknął podekscytowany. Lara śpiewała jakby miała to we krwi, a jej słowa, chodź dla nikogo nie zrozumiałem, szybko skomponawały się z muzyką, tworząc cudowne brzmienie.
Alison patrzyła na to oczarowana, nie wierząc własnym uszom, po raz kolejny zapomijając, że to Lara, czyli dziewczyna, po której niczego nie można się spodziewać. Powoli zaczynała pisać głową w rytm piosenki.
Tymczasem w kącie sali siedziało, siedziało pięć postaci, które umknęły głównym bohaterkom. Byli wśród nich wcześniej widoczny blondyn i mała, zielonoskóra dziewczynka, a także trzy inne dzieczyny. Dla wtajemniczonych byli to oczywiście Daniel, Gabi, Luna, Domino i Baby.
- Mówiłem, że będzie świetnym nabytkiem? - zapytał blondyn popijając Cole.
- Racja, choć nadal nie wiem, czemu zgodziłeś się jej nie przemieniać - wtrąciła Luna, biorąc łyk z kieliszka wina.
- Nie każdemu trzeba od razu odbierać dusze Luno - stwierdził blondyn.
- A ja się dalej, zastanawiam, bo mówiłeś, że ta misja będzie prosta - dziwiła się Gabi, również pijąc Cole.
- Bo wcześniej ten Gość chciał, żeby ktoś oprowadził go po moście. Skąd miałem wiedzieć, że to wojskowy? No dobrze, drużyno, wznoszę toast. Za nasz nowy nabytek - powiedział blondyn i cała piątka stukneła się szklankami.
Lara tym czasem zapomniała o swojej niechęci i tańcząc na scenie kontynuowała swoją piosenkę ku uciesze tłumu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top