Grimoire
Od czasu mojej przemiany bardzo polubiłem spacery po lesie. Teraz, dzięki niczym nieograniczonym zmysłom widzę to, czego zawsze szukałem, a co zawsze mi umykało.
Małe kolorowe światełka latające między drzewkami, niezwykłe istoty howające się w cieniu i dźwięki niesłyszalne dla zwykłych ludzkich uszu.
Prawie jak gra komputerowa. A lubie gry komputerowe. W sumie za dużo na nie wydaje... no nic, bywa.
Tym razem postanowiłem zajrzeć do rzadko odwiedzanego, północnego fragmentu lasu, za przedwórnią mięsną.
Byłem tam może z dwa razy przed przemianą.
Szłem spokojnie, dawno wydepatanym szlakiem, kiedy moją uwagę przykuło coś, czego nie widziałem tu wcześniej. A może było, tylko nie patrzyłem dość uważnie. Jednak nawet gdybym wtedy chodził z lornetką i szkłem powiększającym nie zobaczyłbym tego co widzę teraz.
A mowa tu o wielkiej skale leżącej jakiś jawałek dalej w lesie. To co przykuło mój wzrok to zarys drzwi i runy go otaczające. Podeszłem tam i próbowałem odczytać zapis runiczny, jednak moje zdolności przyniosły marny efekt.
Z czystej ciekawości położyłem rękę na kammienych drzwiach, a te nagle rozbłysły błękitnym światłem i cofnęły się w skałę ukazując schody prowadzące w dół.
- Raczej nie jest to piwnica leśnego skrzata - powiedziałem do siebie i zacząłem schodzić.
Stopnie wygladały na własnoręcznie wyrzeźbione przed wiekami w litej skale. Ale tym co naprawdę zwracało uwagę nie były stare schody, ale pewna niezwykła, magiczna energia, płynącą z dołu.
Schodziłem tak przez dobrą chwilę, aż znalazłem się na samym dole, w małym pomieszczeniu w którym stał tylko wazon z wysuniętym bardzo dawno temu kwiatkiem. Oprócz schodów jedynym wyjściem były stare, drewniane drzwi, na przeciw ich. Podeszłem tam i zlapałem za klamkę, po czym pchnąłem drzwi napierając barkiem, ponieważ kilka wieków pod ziemią jednak szkodzi zawiasom.
Kiedy drzwi ustąpiły dosłownie wpadłem do środka większego pomieszczenia. To co ukazało się moim oczom po podniesieniu się z ziemi to biblioteka. Wielka. I stara.
Ruszyłem do przodu między półkami, szukając źródła tajemniczej energi. Po drodze przeglądałem się tytułom mijanych dzieł literatury, ponieważ niektóre były już wypisane na ich grzbiecie.
"Monsterpedia"
"Demony i diabły"
"Egzorcyzmy przez wieki"
"Jak zabijać potwory"
"Magia to herezja"
I wiele więcej. Między książkami były też liczne zwoje i papirusy. Szłem dalej przed siebie, wyczuwając zwiększający się poziom energii... aury... nie potrafię już tego określić.
Biblioteka ciągnie się bardzo daleko, ale w końcu udało mi się stanąć pod przeciwległą do wyjścia ścianą. Było tu dziwne kamienne podwyższenie, a na nim, przylegając do ściany znajdował się kamienny krąg.
W pobliżu, jak i na samym podwyższeniu było sporo mniejszych, głównie kwadratowych piedestałów, niektóre proste, bryłowate, inne pokryte tajemniczymi zdobieniami.
- Co to u licha jest? - zapytałen sam siebie, chcąc zmusić swój mózg do komponowania.
- To brama - usłyszałem w mojej głowie.
Natychmiast się odwróciłe i zacząłem rozglądać. Nie widziałem tu nikogo odkąd weszłem, a teraz także nienawidzę.
- Halo?! - krzyknąłem w głąb biblioteki, na co z sufitu posypał się kurz.
- Tutaj. Chodź - usłyszałem ponownie dziewczęcy głos w mojej głowie i wyczułem kolejne źródło takemniczej energi, mniejsze, ale intensywniejsze niż to przy którym stałem obecnie.
Ruszyłem ponownie pomiędzy półkami, tym razem idąc jak po sznurku, jakby coś mnie prowadziło. Co jakiś czas słyszałem w mojej głowie ten sam głos.
- No chodź, chodź.
- Nie zatrzymuj się.
- Tędy, tędy, coraz bliżej.
- Już prawie jesteś.
- Jeszcze kilka zakrętów.
Po kilku takich kwestiach doszedłem do pewnego miesjca, pomiędzy pułkami, gdzie zabrano kilka regałów, żeby zrobić miejsce dla drewnianego, przykrytego szkłem piedestału na którym leżała mała, fioletowa książeczka ze złotymi zdobieniami na okładce, bez żadnego tytułu, ale zakuta srebrnym łańcuchem biegnącym od jednego rogu do przeciwnego z małym, metalowym rombem na środku łączącym łańcuchy.
Romb był ozdobiony pojedyńczym, zielonym kryształkiem na środku.
To z tego przedmiotu wydziała się ta dziwna emergia. Tu kończył się sznurek.
- Halo? - zadałem pytanie w przestrzeń.
- Tutaj. Przed tobą - usłyszałem w odpowiedzi i po paru chwilach błądzenia mój wzrok spoczął na dziwnej książeczce na piedestale.
- Masz na myśli...?
- Tak. To ja tu leżę. Podejdź bliżej.
Nagle stałem się czujny.
- Dlaczego?
- Wyczuwam od ciebie wielką moc. Fuzje. Niebiańskość i Piekielność. Poza tym udało ci się odnaleźć to miejsce, co nie miało miejsca od czasu jego zapieczętowania - usłyszałem od książeczki.
- Zapieczteowania? Czemu zapieczteowano to miejce? Tamta konstrukcja... nazwałaś to bramą. Do czego?
- Do magicznej rzeczywistości. To długa historia. Wyciągnij mnie, a opowiem ci o tym miejscu.
- Hm... a dlaczego właściwie leżysz tu pod szkłem, zapięta łańcuchami? I kim właściwie jesteś?
- Jestem Grimoire'm. Księgą Księżycowego Świtu. Możesz mówić mi Luna.
- Grimoire?! Księga wiedzy magicznej?
- Czyli słyszałeś o tym.
- Tak, ale... poczekaj, bo czegoś nie rozumiem. Według zapisanych danych, Grimoire nie były samoświadome.
- To prawda. Jednak istnieje już długo na tym świecie. Byłam w wielu rękach, użyto mnie do wielu zaklęć, na moich stronach pojawiło się wiele informacji. Samoświadomość jak to nazwałeś, to coś co przebudziło się we mnie bardzo dawno temu, a może nawet było ze mną od początku, ale niezdawałam sobie z tego sprawy.
- A więc tak przedstawiasz sprawę. Hm... - zastanowiłem się jeszcze moment, ale moje wachanie przeszło już jakiś czas temu - Więc mówisz, że nazywasz się Luna? Chyba damy radę się dogadać.
Podeszłem do jej piedestału i próbowałem zdjąć szkło, ale ani drgnęło.
- Nic z tego. Także jest przypieczętowane. Żeby je podnieść, wymagane jest użycie bardzo potężnych zaklęć... - zaczęła mówić, a ja się w tym czasie rozejrzałem i dostrzegłem coś, dzięki czemu wpadłem na pomysł.
Podeszłem do jednego z regałów i schyliłem się po luźną kamienną cegłę z których składała się podłoga tego miejsca i wróciłem z nią do piedestału.
- A potem musisz... czekaj po co ci to? Chyba nie zamierzasz tego użyć. Na tym zostały użyte specjalnie zaklęcia, więc nie ma możliwości, żeby... - w czasie jej wypowiedzi wziołem zamach i uderzyłem cegłą w szybę, która rozpadła się w proszek wszędzie, oprócz okolic miejsc przylegających do piedestału - Emmm... a może ktoś rzucił zaklęcia tylko na dolną część tej gabloty.
- Bardzo możliwe - powiedziałem podnosząc ją w ręce - Hm... mimo tych łańcuchów nie ważysz zbyt wiele - powiedziałem podrzucając ją w rękach.
- Ej, bez takich tylko - powiedziała i zawisła w powietrzu po czym odleciała kawałem dalej i pokryła się fioletowym światłem.
Po chwili zaczęła się zmieniać w tak na oko 15/17-letnią, dziewczynę w białej staromodnej sukience z nieopaloną cerą i fioletowymi włosami do pośladków z białym pasemkiem z przodu i z tyłu, ma ona fioletowe oczy i białe zakolanówki
- Miło znów przybrać ludzką formę.
- Wow! O tym nie wspominałaś.
- Tak, zdaje sobie z tego sprawę. Chodź za mną, pokaże ci prawdziwą historię tego miejsca - powiedziała ruszając wzdłuż aleji regałów. Ruszyłem za nią.
- No więc Luna, powiesz mi jak tu trafiłaś?
- To było dawno. Zostałam tu przeniesiona przez jednego z ludzi, którzy zajmowali się tym projektem. A właśnie, który mamy rok?
- 2018 - powiedziałem wprost, na co ona się zatrzymała, odwróciła w moją stronę i zaczęła się mi uważnie przyglądać, zwracając szczególną uwagę na moje ubranie.
- Siedzę tu już od prawie 600 lat?!
- O kurczę... a, kiedy Cię tu...
- To był 1445. Dnia ci nie podam, ale było lato.
- No to moja droga, sporo cię ominęło.
- Nie cierpię nadrabiać takich zaległości. Ale jesteśmy na miejscu - powiedziała stając przed jednym z regałów przy ścianie.
Przejrzałem się mu, ale nie zauważyłem nic ciekawego, może oprócz tytułów kilku książek:
"Egispkie demony"
"Zło pustyni"
"Piekielne grobowce"
- No i co ja mam tu zauważyć?
- Musisz patrzeć poza to co widać - powiedziała, po czym pociągnęła regał w prawo i do przodu, przez co ten otworzył się jak drzwi ukazując wyrzeźbione w ścianie, mistrene półki pełne zwojów i małych dzienników.
- Co to ma być?
- Sam zobacz - powiedziała podając mi jeden ze zwoi.
Otworzyłem go i zacząłem czytać. To były jakieś prywatne zapiski.
Zrozumiałem, że popełniłem błąd. Nigdy nie powinienem był przyłączać się do tej grupy. Ich sposób myślenia jest błedny, a ja zauważyłem to za późno. Teraz nie mogę odejść. Ale nie mam zamiaru im pomagać. Postaram się opóźnić termin ich planu. Mam też w planach robić notatki. Będę je składował gdzieś w bibliotece, licząc, że ktoś kiedyś je znajdzie i naprawi ten błąd.
- Luna, o co tu chodzi? Kim był ten człowiek, jaka organizacja, jaki błąd?
Ona tylko podała mi kolejny zwój.
Zacząłem czytać.
Plan naszej organizacji był z załozenia bardzo prosty.
Mieliśmy stworzyć na całym świecie sieć bram i z pomocą potężnych czarowników kościelnych zapieczteować w nim całą magię i wszelkie nieludzkie istoty tego świata.
Jednak mój punkt widzenia zmeinił się, kiedy byłem świadkiem ludzkich zachowań ze strony przetrzymywanych już stowrzeń.
Oni myślą, czują, cierpią.
Tak jak my.
Większość potrzebuje jedzenia i wody.
Tak jak my.
Nikt z nich nie chce tu dłużej przebywać.
Tak jak ja.
Zanim zacząłem dochodzić do połowy dostałem już kolejny zwój.
Są inni.
Jednak oni już od początku byli przeciwni tej organizacji.
Nazywają siebie Korpusem Paranorlmanym.
Kilku ich ludzi nawiazało ze mną kontakt. Wiedzą o moich sabotażach.
Radzili mi uważać, bo mogę kiedyś wpaść.
Jednak nie zamierzam się poddawać. Już nie teraz.
- Hm... czyli tamto miejce to brama, za którą zapieczteowano całą magię? - zapytałem, wskazując orientacyjny kierunek, samemu patrząc na sporą ilość innych zwoi. Będę musiał je kiedyś przeczytać i poznać losy tego człowieka.
- To jedna z wielu bram. Ale wymiar za nią jest połączony z innymi bramami.
Każda brama działa na penwym obsarze. Ale nie zapieczteowano tam całej magii. To jest niemożliwe. Nadal sporo jej krąży po świecie, czuje to, jednak nie ma to porównania z dawną jej potęgą.
- Ach tak... a gdyby otworzyć bramę?
Nagle spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy. W jej oczach dostrzegłem blask, a na ustach pojawił się uśmiech.
- To byłoby doskonałe. Rozpoczęłoby efekt łańcuchówy, który doprowadziłby do otwarcia kolejnych bram. Jednak...
- Jednak? Luna, mów dalej.
- Świat na pewno się zmienił. Większość stworzeń szybko się przystosuje, ale inne mogą mieć problemy. Ech... muszę dostać się do jakiejś nowej biblioteki i zdobyć wiedzę.
- Co masz na myśli mówiąc o zdobywaniu wiedzy?
- Kiedy znajdę się w otoczeniu książek lub innych źródeł wiedzy pisanej pobieram z nich wiedzę. Wiem wszytko co jest zapisane w tej bibliotece, ale nie wiem jak wygląda świat obecny.
- Czekaj, chyba mam pomysł - powiedziałem wyciągając telefon. Nie wiem jak, ale miałem pełny zasięg.
Zaczołem uruchamiać stronę internetową i wpisałem w wyszukiwarce wikipedie.
Luna z zacuekawieniem obserowała moje poczyniania.
Uruchomiłem elektroniczną encyklopedię i wpisałem dość proste hasło "elektryczność", po czym podałem telefon Lunie.
- I co czy to zadziała?
- Nie wiem... co to jest...? - zaczeła skrollować ekran palcem czytając o elektryczności, a jej reka w tym czasie zaczęła wydowbywać fioletowy blask, który powoli się rozrastał i objął cały telefon - Co do... ach... AAAAA!!! - nagle oczy Luny stały się w całości białe i emanowały światłem, a jej włosy zaczeły się unosić.
Cofnołem się dwa kroki zastanawiając co powinienem zrobić, kiedy światło zgasło, a Luna wróciła do normy.
- Ej Luna, wszytko okej? - zapytałem podchodząc do niej.
- Tyle wiedzy... ja nie rozumiem ponad połowy z tych rzeczy. A jednak... to fascynujące... pomożesz mi wstać? - zapytała wyciągając rękę, ponieważ wcześniej upadła.
- Jasne - powiedziałem łapiąc ją za rękę. Przy okazji oddała mi telefon. Nadal świecił lekko fioletową poświatą, a na ekranie pojawiła się ikonka pobierania. Ech... autoaktualizacje to jednak zmora.
Schowałem telefon do kieszeni.
- Chyba... chyba będziemy mogli niedługo otworzyć tą bramę - powiedziała fioletowowłosa - Ale w między czasie muszę lepiej zrozumieć te czasy. A do tego przyda mi się właściciel - powiedziała patrząc na mnie. Po chwili zdałem sobie sprawę dlaczego.
- Czekaj, tu chcesz, żebym ja...
- Został moim Panem. Nadajesz się do tego idelanie no i poza tym, już mnie znasz.
- Em... ja... no dobra? - probowałem się zgodzić, jednak bardziej brzmiało to jak pytanie.
Jej jednak musiało wystarczyć, ponieważ znów zmieniła się w książeczkę, jednak tym razem wystawał z niej dodatkowych łańcuch, których zawiesił się na mojej szyi, bez żadnego uczucia ciężaru, przez co Luna zdawała się być zwulykłym... no prawie zwykłym naszyjnikiem. Mało osob nosi naszyjniki z książką.
- To teraz pokażesz mi nowy świat czy chcesz jeszcze pozwiedzać to miejsce? - zapytała, tym razem jej głos pochodził z książki i nie znajdował się w mojej głowie.
- Wiesz, dla mnie czas to pojęcie względne. Rozejrzyjmy się tu jeszcze chwilę.
- Jak sobie życzysz Panie.
I tak zaczęła się nasza współpraca. Jestem ciekaw, co z tego wyniknie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top