Goniec

Pewien bohater w zbroi przemierzał krainy magicznego wymiaru, podróżując z południa na północ.
Jego wędrówka trwała od kilku dni, podróżował sam, dzierżąc jedynie magiczny miecz, wykuty przez najlepszego kowala w jego wiosce.

Obecnie podróżował przez miejsce zwane Starym Pastwiskiem lub Pastwiskiem Samotnej Wieży.
Kiedyś w pobliżu były liczne farmy, a samo miejsce służyło za ogromne pastwisko i miejsce spotkań farmerów różnych zaprzyjaźnionych gatunków. Trawa odrastała tu o wiele szybciej niż w innych częściach okolicy.

Środek pastwiska zdobiła dumna, kamienna wieża, z na tyle szeroką średnicą podstawy, że zmieściłby się w niej mini-bus, gdyby istniał w tym wyrmiarze.

Kiedyś z komanty na szczycie wieży, strażnicy pilnowali spokoju tego miejsca, a na dolnym poziomie farmerzy mogli ochronić się przed grzejącym słońcem.

Jednak sielanka tego miejsca skończyła się, kiedy wiele lat temu zwierzęta zaczęły masowo zniakać z pastwiska lub były znajdowane martwe. Pastwisko zaczęło się wyludniać, okliczni farmerzy przenieśli się w inne okolice i nikt już nie zjamował się pilnowaniem okolicy ze szczytu wierzy.

Teraz, kiedy nikt z tamtych czasów już nie żył, natura przejęła pastwisko do reszty. Trawa sięgała do kolan (nie chciała wyżej rosnąć, nikt nie wie dlaczego), pobliski las zaczął się rozprzestrzeniać na pastwisko, a otaczające je wzgórza, które kiedyś skutcznie trzymały zwierzęta rolne w miejscu, stały o wiele trudniejsze do przejścia, jeśli ktoś unikał dawnych tras.

Obecnie przez pastwisko biegły dwie, wydeptane i ledwo widoczne ścieżki, z północy na południe i z zachodu na wschód, prowadzącą w szczeliny między pagorzami, zbliżone do poziomu gruntu, a przecinały się one prawie na środku pastwiska, niedaleko nadal stojącej, samotnej wierzy.

Po jej ścianach pieły się rośliny, dachówki utworzyły stosy gruzu, zsuwając się okazjonalnie z dachu, ale sama budowlna dalej dumnie zajmowała swe miejsc w przeciwieństwie do starych, okolicznych farm, które dawno już pochłonęła przyroda.

Bohater tymczasem właśnie kroczył ścieżką od strony południa, mijał on samotną wieżę, kiedy nagle z górnej komnaty usłyszał on kobiecy krzyk.

Stanął momentalnie, dreszcz przebiegł mu po plecach, a serce zaczęło bić szybciej, kiedy ruszył w stronę otwartych drzwi do wierzy i wbiegł ma górę kręconymi schodami, po czym stanął on przed drewnianymi drzwiami.

Pocącą się reką sięgnął po metalowy pierścień w miejscu klamki i przekręcjąc go otworzył drzwi, wchodząc do komnaty, która w połowie była spowita przez ciemność.

Rozejrzał się i dostrzegł stojącą w cieniu sylwetkę, rogatej postaci ze skrzydłami i wijącym się ogon, a na ten widok ledwo powstrzymał się przed ucieczką.

Bohater bowiem, był tchórzem.

Podniósł miecz trzęsącymi się rekoma i wyrzucił z siebie słowa, jakając się przy tym.

- P-p-pokaż się p-potworze! M-mam zezwolenie na... na... na zabijanie bestii stanowiących za-za-zagrożenie dla-dla-dla ludu tych oto ziem - wyrzucił z siebie niepewnym głosem, po czym prawie dostał zawału, kiedy drzwi się za nim zamknęły.

- Ale ja przecież... - odpowiedziała postać wchodząc w światło.

Jest to z wyglądu 22 letnia kobieta, o fioletowych włosach i ciemnoróżowych oczach, delikatniej, idealie gładkiej, lekko opalonej skórze, o idealnie białych zębach i z nieco długimi paznokciami, pomalowanymi na kolor jej włosów. Jest ona skąpo odziana, ma na sobie tylko czarną, kobiecą bieliznę oraz bardzo cienkie, fioletowe zakolanówki. Ma też małe, czarne serduszko pod lewy okiem.

- ...chciałam ci podziękować za przybycie z pomocą. Chodź do mnie mój bohaterze, przyjmij swoją na-gro-dę...

Bohater opuścił swój miecz i jak zachipnotyzowany ruszył w stronę kobiety. Jego oczy nie były w stanie dostrzec, jak zza jej pleców wyłania się para czarnych skrzydeł z małymi rogami na końcach zgnieć, ani jak zza pasa wysuwa się jej mięsno-różowy, nieco gruby u podstawy ogon z czymś na kształt małego strączka na końcu, ani jak jej włosy opadają, odsłaniając parę czarnych, poskręcanych rogów, które najpierw pną się w górę, zakręcają do tyłu, w dół i odginając się na boki wysuwają lekko do przodu.

Bohater po prostu szedł w jej kierunku.

***

- Możesz mi właściwie powiedzieć, skąd wziąłeś te mapę? - zapytała Luna zerkając mi przez ramię, na trzymaną przeze mnie mapę.

Obecnie kierowaliśmy się nią w stronę Krainy Sukkubów, o której mówił mi Hermes. Wcześniej zrobiłem małe rozeznanie i poczytałem o to miejsce w okoli.

Garion stwierdził, że w całej krainie sukkubów, aż roi się od erotycznych istost, niespotykanych w innych częściach świata, a większość osób która tam się wybiera, nie planuje już powrotu. Najgorzej mają tam prawiczki, ponieważ ich czyste dusze to łakomy kąsek dla sukkubów. Tia... muszę uważać.

Ludzie z wioski mieli mieszane opinie. Jedni mówili, że to swego rodzaju raj na ziemi, inni, że to strasznie niebezpieczna okolica. Dawid stwierdził, że to jedna wielka dzielnica czerwony latarni z tego co słyszał od podróżujacych z tego miejsca.

Obecnie podróżowali już od kilku godzin. Mieliśmy pas górski na wchodzie, który bogu dzięki, okazał się o wiele szczuplejszy niż to co jest na północy, za naszą górą.

Swoją drogą, bardzo mnie ciekawią te góry, chciałbym na nie wybrać. Ojciec wpoił mi upodobanie do chłodzenia po górach. Ach, wakacyjne wspinaczki całą rodziną...

Ale wracając, dziewczyny wyjątkowo szły obok mnie w swoich ludzkich formach. Gabi nie zabraliśmy, bo jak uzgodniliśmy z Garionem, nie jest to najlepsze miejsce dla osób w jej wieku.

- Cóż Luna, dostałem ją od pewnego boga z innej mitologi, który...

- Czy to był Hermes? - przerwała mi.

- A ty skąd znasz Hermesa?

- Kiedyś miałam okazję być przez niego dostarczona. To było przed pojawieniem się mojej samoświadomości, ale mimo to, dobrze pamiętam tego Boga. Szczególnie moment, w którym zatrzymał się w pewenym mieście i podglądał kobiety w łaźni przez szczelinę w murze. I zaprosił do tego grupkę dzieci, które nieopodal walczyły na patyki.

- Czyli zawsze taki był? - zapytałem z niesmakiem. Baby i Domino z ciekawością przysłuchiwały się naszej rozmowie.

- A w jakich warunkach go spotkałeś?

- Wisiał na drzewie, po tym jak elfki przyłapały go na podglądaniu ich w kąpieli.

- Więc nic się nie zmienił. Mimo to, idziemy według mapy, którą on ci dał.

- W końcu to miejsce także jest częścią magicznego wymiaru i Hermes raczej nie miał nic wspólnego z jego powstaniem.

- Wybacz, że się wtrące, ale czy wy rozmawiając o Hermesie, naprawdę macie na myśli boga z mitologi greckiej? - zapytała Baby.

- A i owszem - powiedziałem i zerknąłem na mapę - Okej, zbliżamy się do 2/3 trasy. Niedługo będziemy przechodzić przez Pastwisko Opuszczonej Wieży. Luna, twoje zaklęcie szybkości jesy bardzo pomocne, bez niego już byśmy musieli urządzać obozowisko na noc, a na to czasu raczej nie mamy. Nie mogę od tak zniknąć na parę dni z domu.

Jej zaklęcia było silne, ale subtelne. Z naszej perspektywy szliśmy normalnie i cieszyliśmy się widokiem, ale tak naprawdę bardzo szybko pokonywaliśmy dystans. Przypomniało mi to Jasona Voorheesa z filmu Piątek 13, który potrafił idąc zwykłym tempet doganiać biegnące ofiary, które w teori poruszały się szybciej niż on.

- Prosta magia, nic trudnego, przynajmniej dla mnie. Chociaż nieco podkręciłam efekt - przyznała.

- Brawo, doskonale ci to wyszło - przyznałem. Albo mi się wydawało, albo nieco odwróciła odemnie głowę, lekko się rumieniąc.

W tym czasie przed nami pokazały się masywne pagórki, między którymi biegła ledwie widoczna ścieżka.

Przeszliśmy między nimi i znaleźliśmy się na szerokim polu, trawa sięgała tu do kolan, a w północno-wschodniej części rósł las. Przed nami biegła wydeptana ścieżka, a na środku stała kamienna wieża.

- Więc to musi być właśnie Patwisko Smaotnej Wieży - powiedziała Domino przyglądając się budowli.

- Dokładnie. Zbliżamy się powoli do granicy ziem Krainy Sukkubów. Do samej "stolicy" będziemy jeszcze musieli nieco przejść, ale to i tak dość daleko. Idąc normalnie na piechotę, trafilibyśmy tam po kilku dniach.

- Nawet lecąc, zeszło by mam około całego dnia - powiedziała Baby, zerkając na mapę.

Oczywiście mogłem lecieć będąc pod wpływem zaklęcia Luny, ale ponieważ dzieczyny postanowiły przejść się, trzymaliśmy się ziemi.

Ruszyliśmy ścieżką patrząc na zaciśnięte, stare pastwisko. Trawa była tu zielona, a z pobliskich drzew dało się słyszeć odgłosy magicznych stworzeń. Słońce grzało przyjemnie, więc wędrówka przebiegała bardzo dobrze.

Kiedy mijaliśmy wieże, do mojego nosa doszła woń, której, wolałbym nie wyczuć. Metaliczno-rdzawy zapach, który u większości ludzi powoduje stres. Zapach krwi.

Zatrzymałem się przenosząc wzrok na wieżę, bo to z jej górnej komnaty dobiegał zapach. Dziewczyny zwróciły na to uwagę.

- Co się dzieje? - zapytała Domino, stając się czujna, gotowa w każdej chwili stać się bronią.

- Ktoś tam leży - powiedziała Baby patrząc na wieżę - Widzę sygnature cieplną tej osoby.

- Ty tak umiesz? - zdziwiłem się idąc w stronę wejścia do wieży.

- Oczywiście! - wypieła dumnie pierś ruszając za mną. Luna się z nią zrównała, a Domino szła u mego boku.

Na parterze stało kilka starych stołów i siedzeń lub obciętych pni drzew. Miejsce było stare, pokrywały je pajęczyny, gdzie niegdzie był mech lub grzyb. Z podłogi wyrastały jakieś rośliny lub inne chwasty.

Ruszyliśmy w górę schodów i dotarliśmy do uchylonych drzwi. Pociągnołem za metalowy pierścień w miejscu klamki i ukazało nan się okrągłe pomieszczenie.

Pod ścianą na przewciwko drzwi, w kałuży szkarłatnej krwi, siedziała fioletowowłosa... kobieta? A może dziewczyna? Miałem problem z określenim tego. Za to w oczy rzuciły mi się jej czarne skrzydła, mięsistoróżowy ogon i sporą rana na brzuchu. Bo chwili zdałem sobie sprawę, że jest bardzo skąpo odziana.

- To sukkub - powiedziała Luna, potwierdzając moje przypuszczenia.

- Baby, jaki jest jej stan? - zapytałem zbliżając się do leżącej. Zdawała się być nieprzytomna.

- Straciła dużo krwi. Musi leżeć tu od kilku godzin. Ktoś przebił ją na wylot, ma dwie rany. Krawędzie zdają się być... zaczarowane?

- To magiczna broń, prawdopodobnie miecz. Stawiam na proste zaklęcie wzmacniające, nakładane za pomocą zwoju, przez kowala. Jest dość powszechne, a owe zwoje łatwo zdobyć.  No, przynajmniej kiedyś tak było - powiedziała Luna, wracając wspomnieniami do starych czasów.

- Mhm - schyliłem się, żeby lepiej przyjrzeć się ranie, chociaż medycyna to nie moja działka, wolę wszystko zobaczyć na własne oczy.

Wtedy zauważyłem ruch jej ręki. Przybrała taką pozycję, jakby chciała mnie nią przebić, a jej paznokcie się wydłużyły, ale poruszała się bardzo powoli, więc z łatwością złapałem ją za nadgarstek, ale nie musiałem użyć zbyt wiele siły, żeby ją zatrzymać. Spojrzałem na jej oczy, były zamglone, ale widocznie kierowała na mnie wzrok. Odłożyłem jej ręke na ziemię.

- Nie ruszaj się - powiedziałem, wierząc, że skoro mnie widzi i próbuje zaatakować, musi mnie słyszeć. Delikatnie przełożyłem rękę do jej rany. Ma ona bardzo gładką skórę - Baby, jakie ona ma szanse?

- Zmaierzasz jej pomóc? - zapytała Domino, kiedy Baby skanowała dokładnie stan leżącej.

- W końcu zmierzamy do jej krainy. A raczej zmierzaliśmy, bo wątpię, czy starczy na to czasu. Tak czy siak, na pewno pomoc jej nam nje zaszkodzi. Baby?

- Straciła zbyt dużo krwii, a my nie mamy odpowiedniego sprzętu. Poza tym jej budowa wewnętrzna różni się od naszej. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić, tradycyjnymi metodami.

- Mistrzu, jeśli naprawdę chcesz jej pomóc, znasz jedyne wyjście - podziała Luna kucając obok mnie. W takich chwilach miała zwyczaj używać poważnego głosu i okazjonalnie nazywać mnie Mistrzem.

Westchnąłem. Dobrze wiedziałem co ma na myśli. Musiałem tylko podjąć decyzję, co do tego, jaka powinna być jej rola. Jakby w odpowiedzi na moje przemyślenia, znów odezwała się Luna.

- Wyczuwam w niej wielkie pokłady magii, a sukkuby znane są ze swoich zaklęć, magi miłości i magi teleportacyjnej.

- Czyli goniec - podsumowałem. Obok mnie pojawiły się zawieszone w powietrzu, szklane figury szachowe, pełne czarnej jak noc aury. Wybrałem figurę gońca, a pozostałe zniknęły, po czym znów spojrzałem w oczy sukkuba - Uspokój się - podziałem i zbliżyłem figurę do jej piersi. Ta podleciała w jej stronę i znikła między jej dekoltem, jak złożony banknot.

Fioletowowłosą odkryła czarna aura, krew przestała wyciekać z jej rany, a ona sama zdawała się chwilowa odpłynąć. Transformacja się rozpoczęła.

- Co tu się musiało stać? - zapytałem pozostałych.

- Możemy się przekonać - powiedziała Luna i zbliżyła do siebie dłonie, a między nimi, pojawiła się kulka błękitnej energi. Uniosła ją, a kulka rozpatrzeniła się na cały pokój.

Zobaczyliśmy nagle błękitną, przezroczystą postać rannej, która stała w cieniu komnaty. Po przeciwnie stronie otworzyły się drzwi, raczej ich odpowiednik z tej samej, błękitnej energi i do pomieszczenia wszedł jakiś koleś w zbroi i zmieczem. Rozejrzał się i po zobaczeniu... muszę szybko poznać jej imię... jej, podniósł miecz, trzęsącymi się rokoma i zaczął coś m.ówić. Nie słyszeliśmy głosu.

Wyglądał jakby miał zejść na zawał, kiedy drzwi za nim się zamknęły.

Sukkub w odpowiedzi wyszedł z cienia, chowając zza sobą skrzydła i ogon, a jej włosy ukryły rogi. Zaczęła coś mówić i palcem przywoływać do siebie typka w zbroi. Ten jak zachipnotyzowany opuścił miecz i ruszył w jej stronę. Ona tymczasem rozłożyła swóje skrzydła, a włosy odsłoniły jej rogi.

Cały czas coś mówiąc, powoli zrobiła trzy kroki na przeciw typka w zbroi, a ten cały czas szedł w jej stronę, aż nagle, kiedy był już przy niej... potknął się o własne nogi, stracił równowagę i poleciał do przodu wybijając jej miecz w brzuch, tak, że ten przeszedł na wylot.

Dziewczyna cofnęła się, upadając na ziemię, a typ w zbroi podnosił się na rękach. Kiedy zobaczył co zrobił, w pierwszej chwili odskoczył jak wystraszony, a potem niepewnie zbliżył się do dziewczyny, która dała podciągnąć się pod ścianę i kładąc nogę na jej kolanie, zaczął coś znowu mówić, po czym prawie się wywalił, próbując odskoczyć od jej zamachu pazurami.
Widocznie ją ten manewr zmęczył.

Rycerz niepewnie się zbliżył i złapał za rękojeść miecza, próbując ją wydobyć z jej ciała, ale widocznie miał z tym problem i zaczął szarpać mieczem, czym jeszcze bardziej powiększył rane, aż w końcu pociągnął tak mocno, że wyjął miecz, stracił równowagę, zrobił kilka chwiejnych kroków do tyłu, wywalił się, zrobił fikołka i przeleciał przez drzwi, po czym zaczął się staczać z schodów i tyle go tu widziano.

Sukkubica próbowała wstać, ale skończyła dopasowując się do pozyji w której ją znaleźliśmy. Wizja się rozwiała.

- Co to miało niby być? - zapytała z szokiem Domino - Kto dał temu typkowi broń do ręki?!

- Sam się zastanawiam - przyznałem - Ciekawe co się z nim stało? Na dole nie ma zwłok, więc musiał przeżyć upadek.

- To... co teraz robimy? - zapytała Baby.

- Ech... skoro z wędrówki nici, rozejrzyjcie się po okolicy. Ja przypilnuje jej, aż odzyska przytomność - podziałem posiadając na ziemi i wyciągając termos z plecaka. Nalałem sobie kubek herbaty.

Dziewczyny postanowiły przejść się po piastowsku, Domino poszła razem z Baby, a Luna rozejrzała się wokół wierzy. Następnie postawiła wokół niej barierę, podbną do tej, w wejściu do jaskini. Potem wróciła do komnaty, gdzie akurat podawałem naszej nowej znajomie picie, bo na chwilę odzyskała przytomność.

Luna tymczasem stworzyła na podłodze  komnaty kolejny specjalny krąg teleportacyjny, łącząc go z kregiem w jaskini i tworząc sieć komunikacyjną, między tymi miejscami. Ozancza to, że z niemal kazdego miejsca w Magicznym Wymiarze, możemy przenieść się albo do naszej jaskini, albo do Samotnej Wieży.

Luna powiedziała o tym Domino i Baby i wspólnie postanowiły, że postarają jakoś ogarnąć to miejsce, skoro może to być nasza kwatera wypadowa.
Zaczęły ogarniać parter, więc ja, dalej mając sukkuba na oku, postanowiłem nieco ogarnąć te komnatę. Puki co były to lekki porządki, a poważniejsze zmiany zostawiliśmy na później.

W końcu nasza znajoma w pełni się obudziła, a jej rany się niemal całkowicie zagoiły. Zabraliśmy się w komnacie, żeby powiedzieć jej jak wygląda sytuacja.

- Pamiętasz co się wydarzyło? - zapytałem.

- Pamiętam. Próbowałam usidlić jakiegoś rycerzyka... wyszłoby mi, ale ten idiota się wywalił i przebił mnie mieczem.

- To było kilka godzin temu, pamiętasz?

- Straciłam poczucie czasu. A wy kim jesteście?

- Nazywam się Daniel, a to moja wierna broń Domino i moje dwa grimoire, Luna i Baby - przedstawiłem grupę - Znaleźliśmy Cię i prawdę mówiąc, uratowaliśmy ci życie.

- Uratowaliście... - zaczęła po czym dotknęła miejca, gdzie wcześniej świeciła jej rana. Zobaczyła tylko jeszcze zaczerwieniony, podłużny ślad. Na jej twarzy pojawił się pewny siebie uśmiech - Och, mój bohatrze, pozwól więc, że w ramach nagrody... - próbowała dokonać mojej twarzy, ale złapałem ją za nadgarstek.

- Wiemy, że jesteś sukkubem i twoje numery obencie tu nic nie wskurają... mogę właściwie wiedzieć, jak ci na imię?

- Jestem Ann Maria - powiedziała robiąc grymas i wstając - Cóż, dziękuję wam za pomoc, ale skoro nic tu nie ugram, to chyba na mnie już...

- Nie tak szybko - przerwałem jej - Jest jeszcze coś, o czymś powinnaś wiedzieć.

- Mianowicie? - zapytała jakby od niechcenia, ale z nutką... zadowolenia?

Uśmiechnąłem się tylko i rozłożyłem obie pary swoich skrzydeł bardziej eksponując te diabelskie. Jakby w odpowiedzi jej zwykłe, sukkubie skrzydła także zmieniły się w diabelskie. Zwróciło to jej uwagę.

- Co do...?!

- Żebyś mogła zachować życie, musiałem przemienić Cię w diablice. Od tej pory jesteś częścią mojego parostwa i pełnisz w nim rolę gońca, czyli eksperta od magii. Dodatkowo dzięki przemianie, twoje moce jeszcze bardziej wzrosły, przez co jesteś silniejsza w magicznej dziedzinie od innych przedstawicielek swojego pierwotnego gatunku.

- Co?! Czyli... teraz jestem diabłem?

- Dokładniej mówiąc, wskrzeszonym diabłem, ale tak.

- A jeśli się nie zgodzę? - zapytała i dla testu stworzyła w dłoni serduszko z różowych płomieni. Było bardzo jasne, co sądzącz po jej minie, bardzo ją zaskoczyło.

- Wskrzeszony Diabeł, który porzuci swojego Króla, to jest w tym przypadku mnie, zostaje uzmany za zdrajcę i przestępce, a inne diabły mają pełne prawo zabić go od razu po jego spotkaniu - podziałem ma co zrobiła wielkie jak spodki oczy i szybko skrociła dystans między nami.

- Więc mój Królu, jakie są twe rozkazy? - zapytała robiąc uwodzicielską minę i próbując oprzeć się na mojej klatce piersiowej.

Zrobiłem krok w tył, przez co straciła równowagę i prawie poleciła na ziemie, ale wspomogła się skrzydłami.

- Najpierw chciałbym Cię lepiej poznać. Oraz przestawić ci moją Wieżę i zapoznać Cię z nadzymi obecnymi działaniami. Swoją drogą, byliśmy właśnie w trakcie podróży do Krainy Sukkubów, ale przerwaliśmy ją, ze względu na Ciebie, więc liczę, że pomożesz nam się dam dostać.

- Och, wy się tam wybieracie... więc na początku dam wam dobrą radę, lepiej przełożyć wizytę na przyszły tydzień. Obecnie jest tam... tłoczno. Dlatego też postanowiłam się tu na chwilę ulokować.

- Tłoczno?

- Świetno Sukkubów, Tydzień Miłości Rodzinej. Prawie wszystkie sukkuby wracają na ten czas do stolicy i urządzamy wielkie orgie.

- Więc, czemu Cię tam nie ma?

- Sprawa rodzinna, potrzebowałam nieco przestrzeni. Więc tak, przełóżmy te wizytę na za tydzień.

- Hm... niech będzie. A teraz, jak mówiłem, pora wprowadzić Cię w nasze sprawy. Luna, połączenie jest stabilne?

- Dopuki będziemy go używać, będzie się trzymać w doskonałym stanie.

- Świetnie, a więc Ann Mario, pozwól, że pokaże ci co i jak - powiedziałem i weszłem w krąg teleportacyjny. Dziewczyny stanęły obok mnie, a Ann Maria po chwili sobie sprawę o co chodzi i dołączyła do nas. Krąg zalśnił czarną aurą i przeniósł nas do Jaskini Portalu.

***

Tym czasem, ze szczytu nieco oddalonego wzgórza, przez okno Samotnej Wieży, przyglądał się temu wszystkiemu mężczyna w zielonym płaszczu i w brązowym kapeluszu z dwoma piurami po bokach.

Hermes z zadowoleniem przymknął oczy w typowy dla siebie sposób, jakby dostrzegł coś cennego i łatwego w kradzieży. Na jego usta zawędrował typowy dla niego uśmiech.

- Oto i jest chłopak, co patrząc na rannego sukkuba, nie widzi pięknej niewiasty, której pragnie oddać duszę, a jedynie ranną dziewczynę, wymagająca pomocy. Co więcej, nie spodziewałbym się zobaczyć z nim Księgi Księżycowego Świtu. Może faktycznie, drzemie w nim odpowiedni potencjał. Cóż, zobaczymy, czy się nadaje - powiedział i odwrócił się na pięcie, kierując się na wschód.

Ruszył w stronę gdzie zmierzali wcześniej główni bohaterowie, do Krainy Sukkubów. W przeciwieństwie do nich, nie chciał przegapić święta, które tam się odbywa. Prawdziwi greccy bogowie, muszą znać swoje priorytety.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top