Awans
W centrum Krainy Śmierci, wielkim biurowcu znanym jako Centralne Ministerstwo Pozyskiwania Dusz (lub w skórcie Departament Śmierci) trwał kolejny zwyczajny dzień pracy. Jak powszechnie wiadomo dziennie umiera około 150 tys. osób, ale żeby taki człowiek np. po wypadku samochodowym nagle nie powrócił do życia w stanie mielonki, trzeba odzielić jego duszę od ciała (jak się okazuje, nie zawsze dzieje się to naturalnie w momencie "śmierci") i odeskortować ją na drugą stronę, czym zajmują się właśnie pracujący w Biurze żniwiarze i innego rodzaju kostuchy.
Jedną z takich kostuch jest Dina, wysokiej klasy Ponury Żniwiarz, która została stworzona przez samą Śmierć (czyli CEO całego Ministerstwa i najpotężniejszą istotę w Krainie Śmierci) razem z zaledwie kilkoma innymi Żniwiarzami, kiedy pierwsi ludzie Adam i Ewa zostali wyrzuceni z raju, rozprzestrzeni się po Ziemi i zaczeli umierać.
Aktualnie Dina siedziała za biurkiem i rozdzielała swoją pracę na tych kilkunastu żniwiarzy, którzy składali się na zarządzany przez nią zespół, jeden z wielu które znajdują się w części Misterstwa która odpowiada za pozyskiwanie i przeprowadzanie dusz.
Samo Ministerstwo dzieli się na kilka Wydziałów. Wydział Zbierania Dusz, Wydział Dusz Zwierzęcych, Wydział Archiwum, Wydział Zatrudnienia, itd. Kierownik jednego z zespołów do pozyskiwania dusz może brzmieć prestiżowo, lecz w rzeczywistości jest dość nisko w hierarchii Ministerstwa, więc obecność tak starego i potężnego Żniwiarza na tym stanowisku może dziwić, ale jej to nie przeszkadza, mniej pracy do wykonania, i łatwiej zrzucić na podwładnych.
Tak było właśnie dziś, Dina rozdała wszystkie swoje obowiązki i przeciągnęła się na fotelu. Chodź była leniwa, mogła pochwalić się znakomitym okiem do ludzi, więc wiedziała komu przyznać jakie zadanie, żeby wszystkie zostały wykonane. A to dość skąplikowane biorąc pod uwagę, ze wszyscy kolejni żniwiarze po nich nie zostali stworzeni przez Śmierć.
Obecnie wszyscy żniwiarze poza pierwotnymi są duszami ludzi, którzy zdecydowali się na tę pracę po śmieci, magicznymi stworzeniami które samowolnie przyjęły te pracę i oddały się pod komendę Śmierci oraz urodzonymi ze związków powyższych. Szczególnie płodne pod tym względem są dullahany, którego najchętniej ukazują się w śmiertelnym świecie i obcują z ludźmi i innymi gatunkami.
Wracając do Diny, po pozbyciu się swoich obowiązków planowała kolejny spokojny dzień, może nawet sama udałaby się do świata ludzi i odwiedziła Daniela. Jednak nagle przyszedł do niej posłaniec i przekazał wezwanie od jej przełożonego, który odpowiadał za kilkanaście zespołów podobnych do jej własnego. To był schodek wyżej w hierarchii firmy, zespołów było kilkaset, więc dla lepszego zarządzania zostały podzielone na "grupy zespołów" i oddane pod różnych kierowników grup.
Dina spodziewając się kolejnej nudnej rozmowy udała się na wyższe piętra i do biura Johannesa, kilka tysięcy lat młodszego od niej żniwiarza, który zajął to stanowisko kilkaset lat temu. Johannes lubił się do nie przyczepiać, chodź nigdy nie zostawiała żadnych zaległości (jej podwładni zajmowali się wszystkim w terminie), więc była gotowa na sesję marudzenia.
Po kilkunastu minutach powolnego marszu korytarzami stanęła przed drzwiami z czarnego drewna, zapukała trzy razy i przekręciła gałkę w kształcie małej, perłowo-białej czaszki.
- Wzywałeś mnie Johannes? - zapytała od progu, nawet się nie witając i weszła do pomieszczenia.
Biuro było dość eleganckie, białe ściany których dolną połowę przykryto zdobionymi płytami czarnego drewna, od góry obitymi srebrem. Wysokiej jakości półki były miałe rzeźbioną winorośl wzdłuż bocznych ścianek i wyrzeźbione czaszki na górze. Pod jedną ze ścian stało akwarium z groteskowymi rybkami. Jedna pływała brzuchem do góry, druga była samym szkiletem, inną porosły glony, kolejna była nagryziona, a to tylko kilka z nich.
Na środku pomieszczenia stoi duże, bogato zdobione biurko z czarnego drewna. Na jego zewnątrznycch ścianach wyrzeźbiono pięć obrazów przedstawiających kolejno plagę, pochód szkieletów, Śmierć, czeterech jeźdźców i zniekształconą, krzyczącą twarz. Dwa były umieszczone na bocznych ściankach, trzy na przedniej. Dina znała już to biuro dość dobrze.
Za biurkiem na skórzanym fotelu siedział blady mężczyzna po 40, ubrany w czarną szatę urzedową, która jak typowu garnitur odsłaniała mały trójkąt przestrzeni pod szyją, który dawał widok na fragment białej koszuli i czarny krawat. Mężczyzna mimo grobowej barwy skóry miał lekko, acz wyraźnie puchlny brzuch i czuć było od niego pełność... pewność siebie.
- Ach, nareszcie jesteś Dino. Chwilę ci to zajęło. Jestem pewien, że twoje obecne biuro nie jest półgodziny drogi od mojego.
- Nie widziałam sensu biec i ryzykować, że wpadnę na kogoś na zakręcie - odpowiedziała beznamiętnie.
- Więc się wlokłaś. Cóż, nie dziwi mnie to. Siadaj - wskazał jej proste, drewniane krzesło stojące przed jego biurkiem, tak niepasujące do całego pomieszczenia.
Dina zajęła miejsce i spojrzała na niego w ciszy, czekając aż zacznie się wywód.
- No więc Dino, jak zapewne możesz się domyślać, wezawałem cię tutaj z powodu twojego podejścia do pracy przy zbieraniu dusz.
- Nie mamy żadnych opóźnień, jeśli o to chodzi, wszytskie dusze są zbierane w terminie.
- Och, w to nie wątpię, ale nie podoba mi się jedna kwestia. Ile dusz zebrałaś w tym tygodniu?
- Łącznie będzie około 5 tysięcy. A średnia dla jednego zespołu to około 3,500 tysiąca dusz tygodniowo.
- Nie, nie, nie pytam o twój zespoł, tylko konkretnie, o ciebie - wskazał ją palcem.
- Hm... tak około 6? 7? - zaczęła się zastanawiać.
- Dokładnie. Kierowniczka grupy nie może pozwalać sobie na takie olewanie tematu. Macie święcić przykładem, inspirować młodych żniwiarzy do pracy, pracować ciężko i przedstawiać nam porządne wyniki, a nie 6 czy 7 - zaczął ją rugać.
- Moim obowiązkiem jest dopilnować, żeby mój zespół zebrał wyznaczone im dusze w terminie.
- Masz też obowiązek sama zbierać dusze. To część twojej pracy. Sam mam górę papierkowej roboty, a mimo to znajduje czas, żeby przeprowadzić około 13 zrozpaczonych dusz na drugą stronę. Nawet przykładowo Pani Czesia ze stołówki, jest w stanie zebrać 5 dusz na dzień. A ty, kierowniczka zespołu, zbierasz 6 lub 7 na cały tydzień. Czy nie widzisz w tym problemu? - spojrzał na nią przymrużonymi oczami czekając na odpowiedź.
- Nie. Gdybyśmy mieli problem z wywiązaniem się w terminie oczywiście sama bym również zakasała rękawy, ale póki wszystkie liczby się zgadzają...
- A ja widzę! - przerwał jej - I zwracałem ci na to uwagę już nie raz, a dalej nie zamierzasz podjąć żadnych kroków w tej sprawie. Dlatego też, podjęto decyzję o usunięciu cię ze stanowiska kierowczniki zespołu i odsunięciu od wydziału odpowiadającego za zbieranie dusz - powiedział wyciągając jakąś kartkę i podając jej.
Dina zrobiła zaskoczoną minę, co rzadko się jej zdarza i sięgnęła po dokument. Zaczęła czytać go w milczeniu po czym podniosła na niego wzrok i przemówiła subtelnie ostrzejszym głosem.
- Śmierć tego nie zatwierdziła - zauważyła.
- Śmierć jesy bardzo zajęta i nie ma czasu zajmować się takimi rzeczami, które możemy rozwiązać sami. Pewnie wiesz, że średnio trzeba czekać miesiąc na zatwierdzenie lub odrzucenie zgłoszonych jej projektów. Dlatego te decyzję podjąłem samodzielnie i jestem pewien, że gdyby tu była, to nawet mimo twojej wysokiej rangi, zgodziłaby się ze mną - odpowiedział uśmiechając się pewnie.
Dina patrzyła na niego chwilę lustrującym wzrokiem, zanim zadała pytanie.
- Co z moim zespołem?
- Nie martw się, nie rozdzielę go. Przejmie go jedna z twoich byłych podwładnych, która jak zauważyłem pisała za ciebie większość raportów i zajmowała się dokumentacją, zanim ta trafiła do archiwum. Jestem pewny, że sobie poradzi.
- No cóż, Elwira ma wszystkie kompetencje na kierowcznikę zespołu i gdybym jej nie potrzebowała, to sama bym już dawno rekomendowała ją na kierowcznikę dla nowo utworzonego zespołu - odpowiedziała i westchnęła z ulgą, po czym znów spojrzała na Johannesa - A więc co ma być ze mną?
- Ty zostajesz odsunięta od zbierania dusz, skoro nawet nie czujesz potrzeby robienia tego. Ale bez obaw, nie zostaniesz bez pracy. Akurat jest wakat w wydziale pocztowym, a tam nie ma miejsca na miganie się od pracy i długie przerwy. Listy, korespondencje i dokumnety trzeba na bieżąco rozwozić, więc powinnaś wyciągnąć z tego dobrą lekcję ciężkiej pracy - odpowiedział z jeszcze szerszym uśmiechem.
Dina patrzyła na niego chwilę w milczeniu.
- Mam zacząć od jutra?
- Ależ nie, zaczynasz już teraz, więc udaj się prosto do sortowalni, ktoś tam już na ciebie czeka. Powodzenia w nowej pracy, Dino - w tym ostatnim dało się bez wątpienie usłyszeć bezczelną nutę.
Dina wstała z krzesła i ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymała się tuż przed nimi.
- Wysłałeś chociaż zawiadomienie o tym przeniesieniu do Śmierci?
- Nie widziałem takiej potrzeby, ale jak mówiłem, twoja obecna postawa daje wszytskie fundamenty pod takie działanie. Powiem o tym Śmierci przy najbliższej okazji, więc nie musisz się tym przejmować. A teraz uciekaj, listy czekają - zaczął odganiać ją machnięciami ręki.
- Nie licz, że taka samowolka przejdzie obok ciebie bez echa - powiedziała wychodząc. Stała kilka chwil za drzwiami, zanim ruszyła w stronę sortowalni. Na jej usta zbłądził psotny, złośliwy uśmiech.
***
|Następnego Dnia|
W centrum Krainy Śmierci, wielkim biurowcu znanym jako Centralne Ministerstwo Pozyskiwania Dusz trwał kolejny zwyczajny dzień pracy. Johannes siedział za biurkiem i zajmował się papierokową robotą, nadal dumny z osiągnięcia jakiego dokonał dnia poprzedniego. W końcu postawił Dinę na jej miejscu, a nowa kierowniczka jej bylego zespołu Elwira wydawała się odnajdywać na nowej pozycji. Wszytsko przebiegło po jego myśli.
Kiedy właśnie skończył wypełniać podstawowe dokumenty na dzisiejszy dzień, rozległo się pukanie do jego drzwi, dokładniej trzy krótkie uderzenia puki.
- Zapraszam - odezwał się życzliwie. Spodziewał się dziś dostać od Elwiry raport o nowym podziale zadań w uprzednim zespole Diny i obstawiał, że właśnie tu z nim przyszła.
Jednak zamiast Elwiry przez drzwi weszła Dina, pchająca wózek z korespondencją. Miała na sobie swoją standardową, czarną szatę, ale na głowie miała czarną czapkę listonosza z godłem koperty zapieczętowanej małą czaszką.
- Dzień dobry Panie Johannesie - przywitała się grzecznie i w typowy dla siebie sposób, bez żadnych emocji.
- Ach, to ty Dina. Widzę, że szybko przyzwyczaiłaś się do nowej pracy. Nawet twoje maniery się poprawiły. Co cię tu sprowadza moja droga? - zapytał zadowolony z widoku przed sobą.
- Mam dla Pana list - odpowiedziała biorąc czarną kopertkę z wózka, zapieczętowaną białym woskiem z dziwną pieczęcią.
- Naprawdę? Jak miło. Zobaczymy - odpowiedział wstając, obchodząc biurko i podchodząc do niej. Odebrał kopertę, spojrzał na pieczęć i posiniał, jako że bardziej już zbladnąć nie może - T-t-to przecież od Śmierci... ale ostatnio nie wysyłałem jej żadnych projektów do akceptacji...
Spojrzał na Dinę, która jednak nie stała już przed nim. Gdy się rozejrzał, zobaczył, że ta przygląda się akwarium.
~ Nie, to nie możliwe ~ pomyślał i otworzył kopertę.
Był to list napisany własnoręcznie przez Śmierć, skierowany prosto do niego. List, w którym Śmierć informowała, że doszły do niej informacje o jego samowoli. Listy w którym było napisane, że mimo własnoręcznego osiągnięcia swojej pozycji w ostatnich kilkuset latach zaczął jej nadużywać, stał się zbyt pewny siebie, zaczęł stawiać różnym podległym mu zespołom wymagania, których nie było w zakresie jego obowiązków. A przede wszystkim był to list, który informował z przykrością o jego degradacji ze stanowiska Kierowcznika Grupy Zespół do Pozyskiwania Dusz i odsunięciu go od tej czynności. A osobą która miała przejąć jego stanowisko jest... Dina.
Johannes otworzył oczy tak szeroko, że prawie gałki wypadły mu z oczodołów i spojrzał na Dinę. Jednak ta nie stała już koło akwarium, zamaist tego siedziała na jego fotelu i ustawiała tabliczkę z własnym imieniem na jego biurku, a wszystkie jego rzeczy sprzątnęła już do jakiegoś pudełka.
- Co...? Jak ty...? Dlaczego Śmierć...?
- Och, nie musiałam za dużo robić. Śmierć była w zasadzie już świadoma, że zadziałałeś za jej plecami. I wiedziała też o tym, że stanąłeś się zbyt pewny siebie i zarozumiały. Po prostu brakowało jej wcześniej faktycznej podstawy do podejścia działań, ale sam jej to zapewniłeś, działając samowolnie. Bez obaw, zadbam o wszystkich na Twoje miejscem.
- Ale... ale co ze mną?
- A właśnie - powiedziała ściągając z głowy czapkę listonosza i rzucając ją w jego stronę. Czapka wylądowała na czubku jego głowy daszkiem zwrócona idealnie do przodu - Akurat zrobił się wakat w wydziale pocztowym. Możesz zacząć od zaraz i rozwieść resztę listów na tym wózku. Przy okazji jest tam miejsce na karton z twoim rzeczami - powiedziała wkazując pudełko.
Johannes nadal oszołomiony podszedł do biurka i chwycił pudełko po czym położył je na dolnej półce wózka. Spojrzał raz jeszczę na Dinę.
- Och, i nie martw się. Jak wczoraj mnie tam wysłałeś, wykorzystałam chwilę i zrobiłam wolne miejsce. Będziesz mógł postawić tam swoje rybki.
- Mo-moje rybki? - zapytał patrząc na wielkie akwarium.
- Tak, nie jestem dobrą osobą do zajmowania się cudzymi zwierzątkami, nawet jak bardziej już nie umrą. Mi wystarczy moja klacz, Kosteczka - mówiąc to postawiła na biurku zdjęcie szkieletowego konia - Musisz tylko znaleźć kogoś kto pomoże ci je przenieść aż do Wydziału Pocztowego.
Johannes patrzył chwilę na akwarium, po czym znów spojrzał na Dinę.
- Dlaczego? Przecież ja tylko chciałem, żeby wszyscy dawali z siebie więcej niż obecnie.
- Bo przesadziłeś. Zapomniałeś jak ważne są inne rzeczy. Ale nie martw się, Wydział Pocztowy jest fajny, spodoba ci się. I jestem pewna, że jeśli znowu obudzisz w sobie dawną pasję, to dasz radę znowu zacząć awansować. Może nawet wyżej niż byłeś obecnie, bo tu osiadłeś na laurach. Śmierć chyba myśli tak samo.
Johannes na wzmiankę o Śmieci ponownie spojrzał na list. Faktycznie była tam wzmianka, że Śmierć wierzy, że ponownie zacznie awansować, jeśli wróci do ciężkiej pracy.
- Ale na razie, listy czekają. No już, uciekak stąd - powiedziała Dina i zaczęła odganiać go machnięciami ręki.
Johannes schował list do kieszeni, chwycił wózek i oszołomiony wyszedł z gabinetu.
Dina rozsiadła się w nowym fotelu i przeciągnęła. Mogła się do niego przyzwyczaić. Jednak jej wzrok mimowolnie powędrował na dwa stosy dokumentów. Jeden, ważniejszy, już skończy i drugi, dodatkowy, do zrobienia. Zdecydowanie nie chciała się za ro brać.
Wtedy jednak rozległo się pukanie do jej drzwi, dokładniej trzy krótkie uderzenia puki, po których ktoś przekręcił gałkę i otworzył drzwi.
- Panie Johannesie? Kazał mi Pan na nowo podzielić zadania w zespole, ale właściwie Pani Dina rodzieliła je bardzo dobrze i nie mam co tu popra... Dina? - to była jej była i zarazem obecna podwładna, Elwira, która przyszła z jakimś dokumnetem.
- O, Elwira, jak miło cię widzieć. Od teraz przejmuje obowiązki po Johannesie - powiedziała, po czym spojrzała na leżące na biurku dokumenty i uśmiechnęła się - Wiesz, dobrze że jesteś. Mam dla ciebie kilka nowych zadań.
_____________________________________
- I tak właśnie skończyłam na wyższym stanowisku - podsumowała swoją opowieść Dina, która leżała na leżaku, który mam rozłożony w swoim pokoju.
Siedziałem na przegu swojego łóżku z otwartą buzią i patrzyłem na nią w szoku.
- Czy ten cały Zespół Grup, którym teraz masz zarządzać upadnie?
- No wiesz? Na pewno nic takiego się nie stanie. Muszę tylko się przyłożyć do poprawnego rozkładania swoich obowiązków na nowych podwładnych.
- Aha - odpowiedziałem, mając przed oczami walący się biurowiec, kiedy nagle w mojej kieszeni odezwała się Baby.
- Hej Daniel? Masz połączenie. Z góry.
Sięgnąłem po telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił do mnie sam Archanioł Michał. Nie myśląc wiele, odebrałem.
- Halo, Michał?
- Witaj Danielu - rozległ się jego głos przez głośnik - Słyszałem, że ostatnio byłeś ze swoją ekipą na małej wycieczce po piekle, więc mam dla ciebie pewną propozycję...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top