Zły Wybór

  ————————
  Informacja przed historią:

W razie zastanowienia/zdziwienia/kontrowersji/innej niespotykanej emocji w stosunku do irracjonalnych sytuacji oraz zachowań bohaterów, informuję, iż dana historia oparta jest na śnie. A jak wiadomo w nich rzadko można spotkać logikę.
———————

Postrach rodzin aresztowany!

Wczorajszej nocy (26-27.02) policja trafiła na trop Mariusza H. i pomyślnie go aresztowała. 22-latek był postrachem każdego rodzica od 4 miesięcy. Mężczyzna zabił 4 dzieci w wieku: 0,5 roku, 1,5 roku, 3 lata i 5 lat.

Morderca już dzisiejszego ranka trafił pod sąd w celu wymierzenia kary. Informujemy państwa, że Mariusz H. otrzymał wyrok 5 lat pozbawienia wolności z – podkreślamy – możliwością skrócenia wyroku z dobre sprawowanie! W imieniu obywateli, a zwłaszcza rodziców, spytaliśmy prowadzącego śledztwo komisarza Arkadiusza Kwasa:

– Dlaczego denat za tak karygodną zbrodnię został dopuszczony do możliwości wcześniejszego zwolnienia?

– Mariusz H. jest podejrzany o brak stabilności psychicznej, co daje mu możliwość współpracy z psychiatrą więziennym, w celu leczenia. W naszym prawie widnieje zapis, że osoby obciążone chorobą psychiczną w razie wyleczenia mogą żądać wypuszczenia warunkowego za dobre sprawowanie.

– Nie uważa pan, że za taką zbrodnię powinien dostać wyższą karę z brakiem zwolnienia warunkowego?

– Osobiście zgadzam się ze wszystkimi rodzicami, gdyż sam jestem jednym z nich. Aczkolwiek nasze prawo ustala to, w jaki sposób mamy sądzić przestępców i niestety nie możemy nic na to poradzić.

To wszystkie informacje, jakie udało nam się zdobyć. W imieniu wszystkich obywateli zadajemy przedstawicielom naszego państwa pytania: Czy naprawdę tak się powinno traktować mordercę dzieci? Czy powinien dostać tak niski wyrok? Czy nie czas zmienić naszego prawa? Co Wy byście zrobili, gdyby jako ofiary padły Wasze dzieci?

Spojrzała na zdjęcie obok wyciętego artykułu. Przedstawiało młodego mężczyznę z zamazanymi oczami – Mariusz H.. Przez jakiś czas jeszcze śledziła tekst napisany kilka lat temu.

Właśnie przyglądała się zdjęciu, gdy usłyszała za sobą.

– Kochanie, co roisz? Spóźnisz się na spotkanie.

Odłożyła wycinek do szuflady i ją zamknęła. Spojrzała za siebie. Zobaczyła tam mężczyznę ze zdjęcia. Ale tym razem widziała wszystko. Całą twarz oraz te jego zielone, kochające ją oczy. Uśmiechnęła się, podniosła z łóżka i podeszła do niego.

– Już idę, Mariusz. Dzieci już śpią?

– Tak, zmykaj już i baw się dobrze. Resztę zostaw mi.

– Jasne. Powodzenia.

Podziękował jej, a ona zmieniwszy nuty, wyszła z mieszkania. Zeszła schodami i wyszła z budynku. Myślała o nim. Wszyscy jej mówili, że ten związek jest chory. Że nie powinna za niego wychodzić, a tym bardziej mieć z nim dzieci. Przecież o kiedyś zabijał dzieci! To jest niemożliwe! Chore! Nienormalne! Ale nie słuchała ich. To było 8 lat temu! To już przeszłość! A ona wie, że jej mąż odpokutował. Opowiadał jej o tym, ile się wycierpiał w więzieniu. Jak był katowany przez współwięźniów za swoją zbrodnię. Odpokutował! Też jest człowiekiem! Zasługuje na spokój! Mówiła ona.

Poza tym, miłość nie wybiera. Doskonale o tym wiedziała. Zawsze zakochiwała się w złych facetach, ale tym razem jest inaczej. On jej nie krzywdzi. Są razem już prawie 2 lata i ani razu jej nie skrzywdził. Tylko kocha i rozpieszcza. Dlatego nie robiła sobie nic z oburzenia sąsiadów z bloku. Nie posłuchała nawróceń księdza, który zgodził się udzielić im ślubu. Kochali się i to było dla niej najważniejsze.

Przeszła przez ulicę i weszła do kawiarenki, w której umówiła się z przyjaciółmi. Czekali już na nią. Dwie przyjaciółki i przyjaciel z dzieciństwa. Zanim usiadła przy stoliku, spojrzała w kierunku bloku, w którym mieszkała. W oknie ich mieszkania stał Mariusz. Pomachał jej. Uśmiechnęła się i dołączyła do przyjaciół.

Rozmawiali i śmiali się przez długi czas. Miło spędziła z nimi chwile. Gdy zbierali się z kawiarni i żegnali przed jej wejściem, usłyszeli jak ktoś ją woła.

– Maria! Kochanie!

Spojrzeli w stronę bloku. W otwartym oknie stał jej mąż z ich rocznym dzieckiem na rękach. Pomachał jej, szeroko się uśmiechając. Ona zaśmiała się na ten widok, podczas gdy jej znajomi zamarli, dostrzegając to, czego ona jeszcze nie zauważyła.

W końcu to dostrzegła. Mariusz nie trzymał dziecka przy sobie. Miał wystawione ręce za okno razem z ich potomkiem. Już się nie uśmiechali. Ani on, ani ona. Przeraziła się. I słusznie. Jej mąż w końcu zabrał ręce spoza ram okna, zrzucając przy tym dziecko...

Metr od chodnika to nie było dużo, lecz w tym wypadku była to wystarczająca odległość. Nie mogąc się ruszyć, przyglądali się jak jej syn uderza o chodnik. Dopiero po tym zareagowała, a wraz z nią jej przyjaciel. Nie zwracając uwagi na – i tak już martwe – dziecko, ruszyli za jej mężem. On zniknął wewnątrz mieszkania. Wpadli na klatkę schodową, po czym szybko dotarli do odpowiednich drzwi. Mieszkanie było puste. Przynajmniej tak im się wydawało.

Będąc w głębi mieszkania, usłyszeli trzask drzwi frontowych. Ruszyli za mężczyzną czym prędzej. Na klatce schodowej słyszeli jak ktoś wbiega po schodach nad nimi. Również zaczęli się po nich wspinać. Oboje chcieli dostać się do tego mordercy jak najszybciej. By nie uciekł przed sprawiedliwością. Wspinali się po nich dopóki kroki nie ucichły. Stanęli rozglądając się po klatce. Nigdzie nie mógł się schować, aczkolwiek i tak go nie było. Zniknął.

Nagle się pojawił znikąd. Stał za nią. Jej przyjaciel wręcz wrzasnął wystraszony. Go tam wcześniej nie było! Ona odwróciła się, ale on już zniknął. Spojrzała na przyjaciela, a jej mąż znów się pojawił. Tym razem go dostrzegła. Nie skończyło się to dla niej dobrze. Mariusz złapał ją za głowę i skręcając jej kark, uderzył nią w ścianę, po czym zniknął.

Przyjaciel stał w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Sparaliżowany wpatrywał się w ciało Marii. Nie oddychała. Panika zaczęła go ogarniać. Wszystko się pogorszyło, gdy przed jego twarzą pojawił się on. Jej zabójca zaczął pojawiać się i znikać tuż przed nim. Patrząc na niego tak jakby on miał być jego kolejną ofiarą. Wydawało się jakby migał wraz z żarówką nad nim.

Trzask. Żarówka nad jego głową pękła, a on poczuł przeszywające go zimno. Wiedział, że musiał uciekać i tak zrobi. Natychmiast zaczął zbiegać po schodach. Chciał uciec. Uciec od mordercy. Od ciała swojej przyjaciółki. Modlił się w duchu, by mężczyzna go nie dopadł. Bał się śmierci i konfrontacji z nim. Nie chciał podzielił losu kobiety i jej dziecka. Trafił na piętro z jej mieszkaniem. Szukając tam ratunku, wbiegł do niego i zabarykadował drzwi. Mimo tego bał się, że to nie wystarczy.

Dlatego ignorując wszystko, podbiegł do okna, otworzył je, wszedł na parapet i chciał wyskoczyć. Wyskakując z niego, przerażony zauważył pod nim właśnie Mariusza, który w jego mniemaniu nie był już człowiekiem, lecz demonem. Demon więc czaił się pod oknem, wśród krzewów, próbując złapać za kostkę wyskakującego przyjaciela swojej martwej żony. Na szczęście mężczyzny – nie złapał go. Przeskoczył krzewy i biegiem ruszył przed siebie. Nie wiedział kiedy zrobiło się tak ciemno.

Biegł, nie zwracając uwagi na nic. Biegł, czując na karku podmuch wiatru i grozy. Śmierć i ten demon go goniły. Nie widział tego, nie słyszał, ale czuł to lepiej niżby chciał. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że biegł przez jakąś ciemną uliczkę. Nogi same go niosły. Nie dawał im żadnego wytchnienia.

W końcu jednak upadł. Przerażony nawet nie chciał się podnieść, czując zbliżające się niebezpieczeństwo. Lecz nadzieja kazała mu się podnieść i walczyć o życie. Dlatego też zaparł się na rękach i podnosząc głowę z torsem, spojrzał przed siebie. Zamarł, widząc to, co się przed nim znajduje. A była to ostatnia rzecz, którą zobaczył nim coś odebrała mu zmysły.

Uśmiechnięty, mały krasnal ogrodowy... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top