Dziwna wojna

--------

Informacja przed historią:

W razie zastanowienia/zdziwienia/kontrowersji/innej niespotykanej emocji w stosunku do irracjonalnych sytuacji oraz zachowań bohaterów, informuję, iż dana historia oparta jest na śnie. A jak wiadomo w nich rzadko można spotkać logikę.

--------

– Nigdy nie pisałem się na to gówno! – warknął, przeładowując karabin.

– A kro się pisał?! – usłyszał krzyk Nikolaja.

– Nie obchodzi mnie to! W dupie mam taką wojnę! – uderzył bronią w kamień, za którym się chował.

– Ale przynajmniej wróciłeś w rodzinne strony! – zaśmiał się jego towarzysz.

– Rodzinne strony?! – prychnął, wychylając się zza głazu. – Raczej nie nazwałbym tego wizytą domową!

– Racja! Nieczęsto na rodzinnym spotkaniu masz szansę strzelać do wroga! – zarechotał Nikolaj. – Na dziesiątej u ciebie! – krzyknął zaraz.

Mężczyzna szybko odnalazł wskazany punkt i widząc wroga, wypruł z maszyny krótką salwę. Słyszał jak jego towarzysz również strzelał. Schował się i przeładował broń. Musieli ruszać do przodu, ale nie miał pewności czy przy tak oczyszczonym terenie będzie to bezpieczne.

Wzrokiem poszukał Nikolaja. Był schowany za ruinami budynku. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały jego towarzysz się wyszczerzył i pokazał środkowy palec. Sasza prychnął cicho śmiechem i odwzajemnił mu ten gest. Już miał krzyknąć mu parę miłych słów, gdy usłyszeli z radia.

– Żołnierze, teren wyczyszczony! Macie skierować się na pole na północ od was! Ten, który nie pojawi się w ciągu kwadransa, zostanie rozstrzelany za dezercję!

Komunikat się zakończył. Mężczyzna tylko jęknął i już miał zdenerwowany krzyczeć, lecz wyprzedził go jego przyjaciel.

– Co do chuja?! Przecież to cztery kilosy stąd! Co my mamy zapierdalać po drzewach jak tarzan, by zdążyć?

– Mnie nie pytaj. – westchnął mężczyzna. – Ale tobie może by się udało. Przypominasz małpę. – zaśmiał się, wychodząc z ukrycia.

– Wiesz co, Sasza... Mnie przynajmniej te kurwy z dowództwa nie zastrzelą, bo nie zdążę. – powiedział, rozglądając się.

– Niby czemu?

– Mam rower. – zarechotał i ruszył biegiem przed siebie.

– Rower? – zdziwił się, po czym wrzasnął. – Nikolaj, cholera! Bierz mnie na bagażnik! – pobiegł za nim.

Gdy tylko dotarli na miejsce, usłyszeli swoich kolegów, którzy się z nich naśmiewali.

– Patrzcie, panienki na rowerku przyjechały!

– Pierdolcie się, chłopcy! – zawołał Nikolaj. – Sam lepiej spróbujcie przebiegnąć cztery kilosy w piętnaście minut!

– Byłoby dwóch mniej!. – zaśmiali się.

– Uciszyć się, pieski! – krzyknął nagle dowódca. – Naszym kolejnym zadaniem jest rozbrojenie min na tym polu.

– Co to kurwa jest? – zdziwił się Sasza, przyglądając się polu.

– Miny do rozbrojenia, żołnierzu. A myślisz, że co? Latające robaczki? – prychnął ich przełożony.

– To czemu to wygląda jak biedronka? Co my mamy zrobić? Odstraszyć to? – zaśmiał się, któryś z wojskowych.

– Zmylenie wroga. W ten sposób nasz przeciwnik chce, byśmy czuli się bezpiecznie, dlatego miny mają kształt biedronki.

– Ale po cholerę im niebieskie i czerwone biedronki? – zdziwił się Nikolaj.

– Żebyś nie wiedział, która jest prawdziwa.

– A wy wiecie, pułkowniku?

– Prawda jest taka, że każda z tych min jest prawdziwa. Przetestowaliśmy to już w pierwszych fazach misji. Mieliśmy z nimi do czynienia wcześniej. A teraz wy macie je rozbroić. Chyba nie muszę wam mówić jak to zrobić? – cisza ze strony pułku mówiła jednak co innego. – Macie do cholery przebiec przez to pole! – wrzasnął dowódca. – Niech te miny eksplodują! Każdy bierze miotacz ognia. Ogień trzeba zwalczać ogniem!

Po chwili ciszy i niedowierzania w słowa pułkownika, ktoś odważył się zapytać.

– Jak do kurwy przebiec przez nie?! Ma nas wyjeść na drugi koniec tego zasranego pola?!

– To już rozkaz odgórny! Nie ja wymyślałem sposób na przejście tego cholerstwa! A teraz brać roń i ruszać dupy do roboty! Niech szczęście będzie z wami!

Armia zmieszana i niezadowolona tym faktem, zaczęła przygotowywać się do wręcz samobójczej misji. Wielu z nich nie mogło sobie wyobrazić tego, że mają pozwolić sobie na tak prosty sposób śmierci, ale uważali to za lepsze niż rozstrzelanie za niewykonanie rozkazu. A kto wie, może im się poszczęści.

Sasza przygotowany do wyprawy tuż przed polem westchnął i przeżegnał się, na co zaraz usłyszał śmiech Nikolaja.

– Do kogo się żegnasz jebany heretyku?

– A jak myślisz? Do tych zasranych biedronek, by mi nóg z dupy nie powyrywały.

– Racja. Kurwa, jaki to będzie wstyd. Zabity przez biedronkę. Jak to będzie brzmiało na akcie zgonu.

Po tym zauważył jak i jego towarzysz się żegna. Nie wierzył w to, co zaraz zrobią, ale cóż... Nie mogą sobie pozwolić na nazwanie ich dezerterami albo co gorsza zdrajcami wojennymi. Dlatego też po usłyszeniu sygnału wraz z całą armią ruszyli biegiem przed siebie. Pod nogami przeplatały im się kolorowe biedronki. Niebieska, niebieska, czerwona, niebieska, czerwona, czerwona... i tak dalej. Słyszeli wybuchy po bokach. Nie zwracali na to uwagi. Z wręcz zamkniętymi oczami biegli jak najszybciej, by tylko to pole się zakończyło. Każdy z nich w głowie przeklinał swój piekielny los. Ale nie mogli nic na to poradzić. Taka jest wojna.

Kilka minut, które dla nich ciągły się niemiłosiernie, usłyszeli sygnał, mówiący iż zadanie zostało wykonane. Po kilku szybkich krokach to, co pozostało z ich armii się zatrzymało. Potworzyli oczy i nie wierząc we własne szczęście, zrozumieli, iż ofiary były minimalne. A im nic takiego się nie stało. Pole natomiast zostało oczyszczone z min.

Sasza już chciał się zaśmiewać ze szczęścia, lecz spoglądając w dół, uświadomił sobie jedną z najgorszych rzeczy. Resztę o tym poinformowały tylko jego zdenerwowane, a jednocześnie zrozpaczone słowa:

– Noż kurwa mać!

Niebieskie nie wybuchają, prawda? – usłyszał niepewne pytanie Nikolaja.

Spojrzał na niego zrezygnowany, widząc jak cała reszta towarzystwa się od niego oddala, by możliwość wybuchu ich nie sięgnęła.

– A skąd mam to do cholery wiedzieć?

– Zejdź z niej. Tylko powoli. – powiedział jego przyjaciel, celując w minę z miotacza.

– Jeśli jest prawdziwa, to nam obu nogi z dupy wyrwie.

– Chwalebna śmierć. – mruknął nieprzekonany Nikolaj.

– Chwalebna! – prychnął Sasza. – Rozsadzi nas pierdolona biedronka! Uważasz to za dumę?!

– Kurwa mać! Spierdalaj z tej miny! Ta niepewność mnie dobija! – wkurzył się.

– No ja pierdolę...

Mężczyzna nie wiedząc już co ma zrobić, stwierdził iż posłucha Nikolaja. Jak ma umrzeć, to i tak umrze. Jeszcze raz przeżegnał się, prosząc, by wcześniej coś go zestrzeliło, jeśli ta mina ma wybuchnąć. Zamknął oczy i powoli podniósł jedną nogę. Zaraz po tym drugą, czekając po cichu na niemałe pierdolnięcie.

Gdy tylko zszedł z miny, nie mógł uwierzyć w to, co się dzieję. Po raz kolejny okazało się, że szczęście ma jeszcze większe niż mógłby pomyśleć. Mina była niewypałem. Nie tylko on odczuł ulgę, ale i jego towarzysze, którzy natychmiast do niego podeszli, mówiąc, że już myśleli, iż już po nim. Z wielką ironią podziękował im za tą troskę, po czym spojrzał na dowódcę, który z zadowoleniem czekał, aż armia się uspokoi. Emocje opadły, a pułkownik się odezwał.

– Gratuluję, panienki! Misja wykonana z powodzeniem! Chwila odpoczynku i zbieramy się dalej!

– A co z tym niewypałem? – spytał ktoś.

– A co nam do tego? To tylko jeden niewypał. Niby co z tym chcesz zrobić? Naprawić?

– Ale chyba tego tak nie zostawimy?

– Zostawimy! To już nie nasz interes.

– Spalmy to. – powiedział nagle Sasza.

Wszyscy na niego spojrzeli. Byli zdziwieni taką propozycją, zwłaszcza z jego strony. Dowódca również na niego patrzył. W końcu sam Sasza powiedział.

– Spalmy to cholerstwo. – skierował na miną swój miotacz.

– Nie pierdol, Saszeńka! – zdenerwował się pułkownik. – Nic nam do tej miny. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Wszyscy szykować się do kolejnej wyprawy. Macie dziesięć minut, by stawić się gotowym przed potokiem! Rozejść się.

Cała armia posłuchała przełożonego. Tylko Sasza z Nikolajem stali nad tą nieszczęsną niebieską biedronką, zastanawiając się, co zrobić. W końcu Nikolaj zapytał.

– Ty, Sasza, po chuja to palić?

– Stracha mi to napędziło. Kurwa, należy to spalić. To jedyne rozwiązanie. – oświadczył, patrząc z błyskiem piromani na minę.

– A wiesz co. Masz do cholery rację. Gówno tylko problemów nam narobiło. – sam złapał za swój miotacz.

Spojrzeli na siebie i kiwnęli naraz głowami. Zaraz spojrzeli a niebieską biedronkę wielkości miny. Wymierzyli broń i wypuścili z niej morderczy ogień. Przez kilka sekund traktowali minę ogniem, co w pewnej mierze sprawiało im przyjemność. Dopiero po dwóch minutach zaprzestali ognia i spojrzeli na osmoloną i bezużyteczną minę. Przewiesili miotacze przez plecy i skierowali się do swoich towarzyszy.

– Jasna cholera, to było coś. – mruknął Nikolaj.

– O wiele lepsze niż strzelanie. – zaśmiał się Sasza. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top