Tarta z malinami

Szłam powoli, ciesząc się otaczającą mnie przyrodą. Lekki, letni wietrzyk przyjemnie chłodził moje rozgrzane ciało, równocześnie poruszając znajdującym się po obu stronach ścieżki zbożem. Do moich uszu dotarł śpiew ptaków.

Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Cieszyłam się, że w końcu mogłam chodzić tam, gdzie chciałam. Przez tyle lat nie mogłam opuszczać murów pałacu. Mój ojciec wziął sobie do serca zasadę neutralności i przez nią nie byłam w stanie żyć tak, jakbym chciała.

Ale teraz wszystko się zmieniło i dziękowałam za to losowi.

Wzięłam głębszy oddech, uśmiechając się szerzej, gdy poczułam zapach kwiatów. Przymknęłam oczy, rozkoszując się nim, ale po chwili otworzyłam je ponownie. Nie chciałam ubrudzić moich jasnych butów, a ścieżka, którą szłam, pełna była kałuż z błotem, które były pozostałością po ostatnim deszczu.

Zerknęłam w bok na drzewo rosnące w pobliżu. Pośród zielonych liści dostrzegłam pojedyncze owoce, co także wywołało mój lekki uśmiech.

Po paru minutach ścieżka zakręciła, a ja zatrzymałam się zachwycona tym, co ujrzałam. Przede mną rozpościerała się średniej wielkości łąka, pełna różnokolorowych kwiatów. Byłam już kiedyś w tym miejscu, ale było to na jesień i wszystko wyglądało wtedy zupełnie inaczej. Teraz było zdecydowanie piękniej.

W oddali dostrzegłam postać stojącą przy rozłożonym na ziemi kocu. Obok stał niewielki koszyk, a także leżał rower.

Chłopak odwrócił się i zamachał do mnie. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale mogłam się założyć, że właśnie rozjaśnił ją szeroki uśmiech. Sprawiło to, że sama uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i ruszyłam w jego stronę, uważając, żeby nie zahaczyć o coś moją jasną sukienką.

Setha polubiłam od samego początku, gdy tylko go poznałam. Imponował mi pod wieloma względami, jak na przykład tym, że został współopiekunem smoczego azylu w tak młodym wieku. Był świetnym przyjacielem, a później także chłopakiem. Początkowo spotykaliśmy się w tajemnicy, ale później Seth jakimś cudem zdołał przekonać moją matkę, która zaakceptowała naszą relację. Ojcowi to się nie spodobało, ale nie chciał się kłócić. Zresztą z czasem chyba nawet polubił chłopaka, który za każdym razem, gdy mnie odwiedzał, przynosił jakieś ciasto domowej roboty upieczone przez jego babcię Ruth.

Idąc przez łąkę, przypatrywałam się każdemu mijanemu kwiatkowi. Widziałam białe stokrotki, fioletową koniczynę, żółte mniszki, a także wiele innych. Postanowiłam sobie, że wracając zerwę parę z nich na bukiet.

Seth przywitał mnie z otwartymi ramionami. Odwzajemniłam uścisk, ciesząc się tym poczuciem bezpieczeństwa, jakie mi zapewniał. Od buntu smoków, który był już dobre parę lat temu, bardzo się zmienił i wydoroślał. Jedynie jego oczy nadal pozostały takie same jak kiedyś — pełne entuzjazmu, energii i radości.

— Cieszę się, że cię widzę — powiedziałam, posyłając mu radosny uśmiech.

— Ja też, Evo. — uzdrawiacz cieni odgarnął jakiś zagubiony kosmyk moich czarnych włosów z twarzy.

Usiedliśmy razem na kocu, a Seth dokończył wyjmować z koszyka jedzenie. Przede mną znajdowała się obecnie butelka z sokiem porzeczkowym, a także talerze z kanapkami, owocami i ciastkami. Chwyciłam za jedno z nich i ugryzłam je, rozkoszując się słodkim smakiem.

— Więc jak ci mija czas? — rzucił chłopak. Zmarszczyłam lekko brwi, bo jego głos wydał mi się dziwnie napięty. Postanowiłam to jednak zignorować, uznając, że się przesłyszałam.

— Dobrze. Ojciec pozwala mi na coraz więcej. Nadal chyba nie jest do końca do tego przekonany, ale stara się tego nie pokazywać — odparłam, tym razem wrzucając sobie do ust winogrona. — A tobie?

— Też nie najgorzej. Nowel i Doren jedynie trochę marudzą, że nie spędzam z nimi tak dużo czasu jak kiedyś. — Seth się zaśmiał. — No i Kendra z Paprotem nie za bardzo pozwalają mi się zbliżać do Chloe. Twierdzą, że, cytując, jestem za mało odpowiedzialny, żeby zajmować się ich córką. Kompletnie nie rozumiem, o co im chodzi. Przecież poszedłem na studia i nie wywołałem żadnego kataklizmu przez ostatnie parę lat!

Zaśmiałam się razem z nim.

— Chciałabym ją poznać — stwierdziłam. — Ale ojciec mnie raczej nie puści. Aż tak bardzo mi nie pójdzie na rękę. A szkoda, bo za niedługo są jej urodziny, prawda?

— Tak, pod koniec sierpnia. Też chciałbym, żebyś się pojawiła. Bez ciebie nie będzie tak cudownie.

Spuściłam wzrok i uśmiechnęłam się lekko. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu zaczęliśmy rozmawiać dalej na różnorakie tematy, poczynając od studiów Setha (które, jak sam określił, w porównaniu z walką ze smokami były banalne, mimo że wybrał jeden z trudniejszych kierunków, wprawiając tym samym w zdumienie całą rodzinę) i kończąc na Knoxie, który zrezygnował z dalszej nauki, żeby szkolić się pod okiem Tanu w tworzeniu eliksirów.

Spędziliśmy tak dobre parę godzin. Słońce zdążyło znacznie zniżyć się i było pewne, że zachód już blisko. Pomiędzy mną a moim chłopakiem ponownie zapanowała cisza. Spuściłam wzrok na wzorzysty koc, obserwując motyla o błękitnych skrzydłach, który właśnie przelatywał obok. Dostrzegłam też parę mrówek przemykających w trawie.

— Hej, wiesz, chciałem cię tak właściwie o coś zapytać — rzucił w pewnym momencie Seth, uprzednio odchrząkając.

— Yhy — mruknęłam na potwierdzenie, że go słyszę, chociaż równocześnie całą moją uwagę pochłonęło obserwowanie pszczoły, która właśnie przysiadła na jednej ze stokrotek.

— Evo, jesteś naprawdę cudowną dziewczyną i bardzo się cieszę, że cię poznałem. Uwielbiam twoje towarzystwo i... — urwał na chwilę, żeby wziąć głęboki oddech, po czym kontynuował. — Chciałabyś zostać moją żoną?

Uniosłam gwałtownie głowę. Usta otworzyłam w szoku, a ciastko, które trzymałam w dłoni, upadło mi na koc. Wpatrywałam się w klęczącego przede mną towarzysza z szeroko otwartymi oczami, nie do końca wierząc w to, co się dzieje.

Chciałam. Oczywiście, że chciałam. Ale kompletnie się tego nie spodziewałam i z szoku aż zapomniałam, jak się mówi.

Niewielki pierścionek z najprawdopodobniej diamentem błyszczał w słońcu. Skierowałam wzrok na Setha, który przypatrywał mi się z niepewnością w brązowych oczach. W końcu zrozumiałam jego wcześniejsze lekkie zdenerwowanie i w sumie było to nawet urocze (oczywiście nigdy nie zamierzałam go o tym poinformować).

— Wiesz, jeśli nie, to ja oczywiście zrozumiem i... — z szoku wytrącił mnie dopiero głos uzdrawiacza cieni, który, najwidoczniej zaniepokojony moim milczeniem, postanowił odezwać się raz jeszcze.

— No jasne, że chcę! — przerwałam mu, po czym rzuciłam mu się na szyję. Chłopak się zachwiał, ale po chwili także mnie objął, a w jego postawie wyczułam ulgę. Nie mogłam jednak długo się tym cieszyć, bo przypomniała mi się rzecz, o której wolałabym zapomnieć.

Odsunęłam się od niego, starając się nie rozpłakać.

— Ale mój ojciec nigdy się nie zgodzi. Prędzej rzuci cię smokom na pożarcie — powiedziałam.

Wbrew wszystkiemu Seth się uśmiechnął.

— Nie martw się, rozmawiałem z nim. Poszedłem do niego z szarlotką, wytłumaczyłem całą sprawę i się zgodził.

Wpatrywałam się w niego oniemiała. Z każdym dniem zaskakiwał mnie coraz bardziej.

Podczas gdy ja ponownie starałam się otrząsnąć z szoku, on grzebał w najwidoczniej jeszcze nie do końca pustym koszyku i po chwili wyjął talerz z ciastem.

— A dla ciebie też coś mam. Sam piekłem — rzekł z dumą, a mi zaświeciły się oczy.

— Tarta z malinami? Moja ulubiona! — wykrzyknęłam zaskoczona, nabierając na widelec kawałek wypieku, po czym wzięłam go do ust i skrzywiłam się, czując smak spalenizny. — I przypalona.

— No jeszcze nie do końca dobrze mi idzie pieczenie, ale się poprawię — zapewnił trochę zmieszany chłopak. Zaśmiałam się.

— Jest cudowna. Dziękuję.

Podał mi pierścionek, który upuścił, gdy niespodziewanie się na niego rzuciłam. Przez chwilę przypatrywałam mu się, po czym oparłam głowę na ramieniu uzdrawiacza cieni, dojadając równocześnie tartę.

Wpatrywaliśmy się w powoli zachodzące słońce. Łąka przed nami tętniła życiem, parę razy nawet, oprócz owadów, dostrzegłam kicającego w oddali zająca.

Nie miałam pojęcia, jakim cudem Seth przekonał mojego ojca, że jest dobrym materiałem na mojego męża, ale nie zawracałam sobie tym głowy. Na pytania jeszcze przyjdzie czas.

— Jesteś najlepszy, Seth — wyszeptałam w końcu prosto do jego ucha. Poczułam, jak odgarnia mi włosy z twarzy.

— Wiem — szepnął na chwilę przed tym, jak złożył na moim czole delikatny pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top