6.
Niebo rozbłysło w eksplozji błyskawic. Powietrze iskrzyło się, gdziekolwiek spojrzeć. Thor doprawdy był Księciem Piorunów. Kim jednak był Loki?
Książę Kłamstw parsknął śmiechem.
Był zaledwie namiastką rywala, który miał przygotować Thora na starcie z Helą. Całe życie szukał prawdy tylko po to, by dostać odpowiedź, która jawnie z niego kpiła. Teraz było boleśnie oczywiste, że w rzeczywistości nigdy nic nie znaczył.
Nigdy nie miał szans, by stać się kimś ważnym w Asgardzie. Przeciwnie, bezustannie mniej lub bardziej subtelnie dawano mu do zrozumienia, że jeśli chciał przeżyć, powinien odejść w cień. I Odyn zapewne bez mrugnięcia okiem pomógł mu usunąć się z widoku, gdyby nie fakt, że nie da się zostać czempionem, gdy nie ma z kim walczyć. W ten oto sposób stał się dla Thora nemezis na łańcuchu.
Jak to możliwe, że choć Odyn był martwy, jego złowieszczy cień wciąż wisiał nad Lokim? To właśnie ten cień, bardziej niż strach przed Helą, sprawiał, że Loki pragnął raz na zawsze porzucić Asgard. Ale skoro śmierć Odyna nie oznaczała ani jego porażki, ani zwycięstwa, to co właściwie powinien teraz począć?
Błyskawice przeświecały nawet przez jego zaciśnięte powieki.
– Odyn wygra dopiero wtedy, gdy ucieknę – wymamrotał pod nosem. W jego słowach zabrakło jednak mocy, przez co pragnienie nie mogło stać się rzeczywistością. Dopóki dręczyły go wątpliwości, był więźniem własnej słabości.
– Jestem księciem Asgardu – wymamrotał, ale wciąż bez przekonania. Okłamywanie samego siebie nigdy nie wychodziło mu tak dobrze, jak by sobie tego życzył.
– Jestem... – zaczął raz jeszcze, ale urwał gwałtownie.
Czyje kłamstwa tym razem zamierzał powtórzyć? Swoje, Odyna czy Tokka?
*
– Powiedział coś, zanim go zabiłeś? – zapytał Odyn, gniewnie marszcząc brwi. Nawet Frigga głaszcząca jego przedramię, nie potrafiła złagodzić wściekłości Wszechojca.
– Nie jestem pewien – wymamrotał Loki. Panicznie bał się tego, co mógł mu zrobić Odyn, gdyby odkrył prawdę. Domyślał się jednak, że słowa Tokka były przeznaczone wyłącznie dla jego uszu. Może i nie rozumiał motywacji swego nauczyciela, ale wciąż wierzył, że ten chciał dla niego jak najlepiej.
– Ale mówił coś, prawda, bracie? – zapytał Thor, łapiąc Lokiego za dłoń. Patrzył błagalnie, z troską i strapieniem. Jasne oczy promieniowały ufnością. Okłamywanie go było zupełnie czym innym, niż okłamywanie Odyna.
– Chyba... chyba tak.
– Nazwał cię?
– Ojcze?
– Zapytałem, czy cię nazwał? – powtórzył Wszechojciec, pochylając się na tronie tak, jak sęp pochyla się nad dogorywającą ofiarą.
– Czy to ma jakieś znaczenie? – Frigga naiwnie próbowała rozluźnić napiętą sytuację. Czy naprawdę nie miała pojęcia, że jej starania skazane były na porażkę?
– To zależy, co powiedział – odparł Odyn, nie zaszczycając małżonki choćby spojrzeniem. Kim był dla niego Tokk, że tak bardzo zalazł mu za skórę? – W końcu był magiem. Każde jego słowo mogło zmienić rzeczywistość. Muszę wiedzieć, co powiedział, aby ocalić Asgard od konsekwencji jego kłamstw.
Wszystkie słowa Tokka, nawet jeśli były tylko kłamstwami, znaczyły dla Lokiego więcej niż to, co Odyn nazywał prawdą. Tokk przecież jako jeden z nielicznych zwracał się do niego jak do królewskiego syna. A ponadto powtarzał, że Loki był uosobieniem doskonałości, cudem, na który wielu czekało od wieków. Miał to tak po prostu odrzucić? Uznać za podstępną ułudę i pozwolić Odynowi sprawić, że słowa te przestaną mieć jakąkolwiek moc?
Czego tak naprawdę bał się Odyn?
„Nazwał mnie Księciem Kłamstw", pomyślał Loki i omal nie skrzywił się na samo wspomnienie tych słów i poranionych warg, spomiędzy których uciekły.
– Nazwał mnie Księciem Magii – powiedział, dumnie zadzierając brodę. Tak, to brzmiało dobrze. Naturalnie. To właśnie była opowieść, jaką chciał po sobie zostawić.
Najwyraźniej jednak nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwał Odyn. Wszechojciec podniósł się powoli z tronu i spojrzał na Lokiego tak, że młody książę zadrżał z przerażenia. Tylko uścisk ciepłej dłoni Thora powstrzymał go przed padnięciem na kolana.
– Pamiętaj, synu – wyszeptał Odyn – że każde słowo, jakie uciekło z ust tego przestępcy, pochodzi od największego kłamcy w dziejach Asgardu. Jeśli wbrew moim ostrzeżeniom zamierzasz mu uwierzyć, wiedz, że robisz to na własną zgubę.
Loki zadrżał. Tak jak jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że miał wszystko pod kontrolą, tak teraz uświadomił sobie, że Odyn zawsze będzie wyprzedzał go o krok. Zapewne lepiej niż Loki wiedział, kim tak naprawdę był Johren i dlaczego w rzeczywistości go ścigano. Loki poznał tylko maleńki wycinek wątpliwej prawdy, poznał Tokka, który wolał zginąć, niż dać się pojmać.
Na dłoniach wciąż czuł lepką krew.
Największy kłamca w dziejach Asgardu? Czy to w takim razie ktoś inny był Księciem Kłamstw? Tokk twierdził, że Loki potrzebował czasu, może w takim razie ktoś inny był po prostu w tym momencie potężniejszy?
– Bracie? – szepnął Thor, zaniepokojony przeciągającym się milczeniem Lokiego.
Podniósł wzrok na Odyna, który wyraźnie oczekiwał jakiejś odpowiedzi.
– Wybacz, że cię zawiodłem, ojcze.
Loki skłonił się głęboko, wyrwał dłoń z uścisku Thora i czym prędzej opuścił salę tronową. Takie rozwiązanie może i chwilowo wystarczyło Odynowi, ale Thor najwyraźniej nie zamierzał się nim zadowolić. Pobiegł za Lokim, krzycząc:
– Loki, poczekaj!
Loki zwolnił, ale nie zamierzał się zatrzymywać.
– Jeśli chcesz mnie pocieszać, lepiej sobie daruj – syknął.
– Chciałem cię przeprosić.
– Przeprosić? Niby za co? – Jego talent do zbijania Lokiego z tropu nie miał sobie równych.
– Za to, że nalegałem na tę wyprawę. – Thor wyglądał na autentycznie zdruzgotanego. Jego oczy nie były już nieskazitelnie błękitne, a włosy zgubiły gdzieś dawny blask. Nawet jego złocista skóra jakby poszarzała. – To wszystko moja wina.
– Chciałeś mi tylko pomóc.
– Ale gdybym zaproponował cokolwiek innego...
– Gdybym nie chciał zrealizować tego twojego idiotycznego planu, siłą byś mnie z sobą nie zaciągnął. Więc przestań się użalać.
– Ale Gram...
– Kazałem ci przestać. Moje szanse na zdobycie Grama były, są i zawsze będą znikome. Zatem jeśli nie przestaniesz się dręczyć, śmiertelnie się na ciebie obrażę.
Thor chwycił Lokiego za ramię i zmusił do zatrzymania. Poza nimi nie było na korytarzu nikogo, ale może to i lepiej. Przynajmniej nikt nie będzie mógł powiedzieć, że przez Lokiego Thor robił się ckliwy.
– Dlaczego to robisz? – zapytał z wyrzutem.
– Niby co?
– Udajesz, że to wszystko nie ma dla ciebie znaczenia. – Thor potrząsnął głową. – Dlaczego mam wrażenie, że po prostu wycofujesz się, żeby mnie chronić?
Och, biedny, naiwny Thor. Czy Loki mógł na to zareagować inaczej niż śmiechem?
– Muszę cię rozczarować, bracie, ale moje życie naprawdę nie kręci się wokół ciebie – skłamał, sprawiając tym zapewne więcej bólu sobie niż Thorowi.
– Chciałem to zrobić dla ciebie – wymamrotał niepewnie Książę Piorunów.
– Wiem. I jestem ci za to ogromnie wdzięczny.
– Ale przecież jedyne, co cię przez to spotkało, to gniew ojca.
– Prędzej czy później i tak bym go na siebie ściągnął.
– Nie mów tak. Nie zrobiłeś przecież nic złego. – Thor musiał chyba uświadomić sobie, że wcale nie mógł być tego pewien, bo szybko dodał: – A nawet jeśli, to tylko moja wina. To ja wpadłem na pomysł, by ścigać tego całego Johrena.
– To on ścigał mnie – poprawił go Loki, nim zdążył ugryźć się w język.
– Słucham?
– Nic, przepraszam. To tylko zmęczenie.
– Ale na pewno nie jesteś na mnie zły?
– Nie, oczywiście, że nie.
Naprawdę nie był. Nawet gdyby chciał, po prostu by nie potrafił. Narastający w nim gniew nie miał nic wspólnego z Thorem. Jego źródło było Lokiemu wciąż nieznane, ale z pewnością nie był nim Thor.
Pożegnał barta, mówiąc, że chciałby przemyśleć kilka spraw w samotności. Thor przyjął to z wyraźnym smutkiem, ale nawet nie próbował go powstrzymać. Może sam również miał coś do rozważenia. Tak czy inaczej, Loki był mu dozgonnie wdzięczny.
Czekało go ponowne szorowanie dłoni z krwi, której dawno na nich nie było, a potem raz po raz powtarzanie nauk Tokka. Nauk o magii Księcia Kłamstw.
*
– Jestem Księciem Magii – szepnął sam do siebie. Złudzenia, iluzje i kłamstwa były tylko częścią magii, a Loki przecież nigdy nie lubił się ograniczać.
Jego magia była opowieścią, która sprawiała, że niemożliwe stawało się możliwe. Dopóki mógł ją snuć, był niepokonany. Nawet skuty kajdanami, uwięziony w celi, obezwładniony i ranny – dopóki mógł opowiadać, miał szansę na wygraną.
A teraz zamierzał tę szansę wykorzystać.
Jedyny problem polegał na tym, że jego opowieść przeplatała się z opowieścią Odyna. To oznaczało, że Loki miał być kłamcą, żmiją i wrogiem Thora. Niczym mniej i niczym więcej.
Ale to nic. Da radę. To przecież tylko drobna zmiana. Może wszechświat nawet jej nie zauważy?
Roziskrzone błyskawicami niebo skurczyło się do błękitnego oka, szerokiego uśmiechu i spojrzenia tak ufnego, że można było dostać od niego mdłości.
– Zostałeś.
– Oczywiście, że tak. Jestem przecież Księciem Asgardu.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top