Rozdział 3
Dracon uśmiechnął się chytrze i zmierzył dziewczynę spojrzeniem. Parkinson otworzyła szerzej oczy, uniosła prawą brew i zerwała się z miejsca.
Widział powoli zmieniającego się Pottera w ubraniach jego przyjaciółki.
Jej szata zniknęła za drzwiami, które zatrząsnęły się z hukiem.
Mimowolnie parsknął śmiechem na wspomnienie swojego wroga wyginającego się pod nim jak kocica. Dziwne, że tak dobrze udawał.
Draco myślał, że tylko on nosi maskę. Chociaż z drugiej strony... czyżby Potter robił za szpiega? Tylko u kogo? U Dumbledora? Czego mógł się dowiedzieć, gdyby wypił odrobinkę więcej Ognistej? Mógł wszystko wygadać.
Rozłożył się na łóżku i wpatrzony w sufit myślał o wszystkim. Tuż przed oczami przeleciał mól. Zabawne, że owad jest bezpieczniejszy od niego. Nawet jego wolność jest mniej ograniczona od tej jego.
Zamknął oczy z poirytowania, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
- Czego oni dzisiaj ode mnie chcą?!
Mruknął pod nosem, po czym podniósł się z łóżka i otrzepał niewidoczny pyłek. Stanął przed lustrem oceniając krytycznie swój wygląd. Przeczesał dłonią po blond włosach i uśmiechnął się do siebie. Skrzywił się jednak na tą próbę ukrycia emocji szamoczących się w środku.
Usłyszał zniecierpliwione ponowne pukanie i ruszył do drzwi. Otworzył je jednym szarpnięciem i z zamkniętymi oczami zaczął:
- Potter, jeśli to znowu ty, to przysięgam, że...
Otworzył oczy, a przed nim stała ogromnie zdziwiona Parkinson.
- Oh, Pansy. Co tam? Chwila! Potter, co ty knujesz, hmm? Wróciłeś po Whiskey, czy co?
Mina dziewczyny była bezcenna, ale czy aby na pewno to ona? Nie mógł być pewny. Nic już nie wiedział. Czuł się bezradny i oszukiwany. Ludzie grali na jego uczuciach i posługiwali się nim. Miał dość. Chciał się ukryć przed światem i nigdy nie wychylać się z powrotem.
Zmrużył oczy i zatrzasnął drzwi. Osoba za nimi stojącą była jednak szybsza i w ostatniej chwili wsunęła małą stopę między futrynę uniemożliwiając ich zamknięcie.
Chłopak ruszył w stronę łóżka, z którego tak szybko się wtedy zerwał. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. A tym bardziej z Parkinson. Nadal widział ją przypartą do ściany jego dormitorium. Nie mógł wybić sobie z głowy tego obrazu. Wzdrygnął się na samą myśl.
Pansy ostrożnie uchyliła drewno i zajrzała do środka.
Draco najwidoczniej jej nie zauważył, bo dalej leżał na wznak na łożu. Cichutko zamknęła za sobą pokój i usiadła obok tlenionego blondyna. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, przewracając oczami na widok otwartej butelki alkoholu.
- Ładnie to tak pić beze mnie?
Zapytała irytująco słodkim glosikiem. Poczuła, jak chłopak się spina i uśmiecha złowrogo. Nie wiedząc skąd taka reakcja, podeszła do stoliczka. Dopiero teraz zauważyła, że stoją na nim dwa kieliszki.
- No proszę, nie dość że beze mnie, to na dodatek nie sam.
Wymamrotała pod nosem, zastanawiając się, kto mógł być towarzyszem Malfoya.
- Właściwie, to piłaś ze mną.
Wychrypiał zmęczony, nie podnosząc się i dalej tępo wpatrując w sufit.
Ślizgonka zmarszczyła brwi i spojrzała na niego pytająco. On jednak nie mógł tego widzieć. Zwłaszcza, że nie wykazał chęci wyjaśnienia, co ma ma myśli. Westchnęła więc tylko i ruszyła w stronę łóżka, siadając na krawędzi.
- Draco, co się stało?
- Nic takiego, Potter był u mnie udając ciebie i chciał się chyba przelizać. Skąd ja mam wiedzieć, co mu siedzi w głowie?! Przecież to nienormalne, do cholery! On i ja! Ha! Może chciał wyciągnąć ode mnie jakieś informacje. A może chodziło o coś innego. Mam już tego dosyć! Wszystkiego!
Ślizgon wypluwał słowa z szybkością różdżki Czarnego Pana. Nigdy nie widziała podobnej sytuacji w jego wykonaniu. Ani tym bardziej tak natychmiastowej zmiany emocji na jego twarzy.
Pansy otworzyła usta zdając sobie sprawę ze znaczenia tych słów.
Spojrzała na Malfoya z niedowierzaniem. Jej wyraz twarzy złagodniał jednak, gdy ujrzała, że chowa twarz w rękach, które trzęsą się lekko. Nie pomyślałaby, że można być w takiej rozsypce. Podejrzewała, że nie chodzi tu tylko o przemądrzałego okularnika. To by było zbyt oczywiste. Sprawa musiała być poważna. Chłopak leżący obok niej nie przejmował się byle czym.
Dlatego też położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu, gladząc kciukiem po miłej w dotyku koszuli umazanej krwią. Nie przejęła się tym, ani nie zabrała ręki, czując że przyjaciel spiął się pod jej dotykiem. Chciała pomóc. Chciała, żeby choć przez chwilę poczuł się bezpieczny.
Ułożyła się więc obok niego i po chwili oboje odpłynęli w niespokojny sen przesycony koszmarami, bólem i strachem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top