Rozdział 22
W piątek coś się zmieniło. Noah nie była w szkole od feralnego poniedziałku. Nie czuła się na siłach, a atak paniki pod lochami profesora Snape'a był jedynie pretekstem do opuszczania zajęć. W rzeczywistości bała się. Była śmiertelnie przerażona. Mimo, że emocje opadły choć trochę, ona przez tydzień siedziała w swoim dormitorium. Dużo myślała nad tym wszystkim. Wpatrywała się w widok za oknem, który zawsze tak uwielbiała. Teraz, patrząc na niego nie czuła absolutnie nic. Beth codziennie podsuwała jej notatki i próbowała podnieść na duchu, ale w końcu dała sobie spokój.
W piątek z samego rana Smith wlokła się na śniadanie. Była tak nieludzka pora, że możliwość spotkania kogokolwiek zmalała do minimum. Jej marzenia zostały szybko zdeptane.
- Hej! Smith!
Odwróciła się w stronę głosu, zatrzymując się. Zdziwiony wzrok utkwiła w Malfoy'u, który swoim nonszalanckim krokiem zmierzał ku niej. Kpiący uśmieszek widniał na jego wargach. Nic się nie zmieniło. Chociaż tyle.
- Czego chcesz?
Zapytała neutralnie, powoli ruszając w stronę Wielkiej Sali. Głód przeszkadzał jej w normalnym myśleniu, a nie zamierzała marnować cennych sekund na rozmowę ze Ślizgonem.
Zrównał się z jej tempem, idąc obok.
- Musimy zrobić ten projekt na transmutację. Chyba nie zapomniałaś, co?
No właśnie, kurwa zapomniałam!
- Tak. Pamiętam.
Wkroczyła do pomieszczenia i ruszyła do stołu Ravenclawu. Jej przyjaciółka chyba umyślnie przynosiła coraz mniej jedzenia. Teraz była zmuszona wyjść z bezpiecznej strefy.
- Nie ma opcji, żebyś kogoś spotkała. Wystarczy, że wcześniej wstaniesz. Przecież nikt nie będzie na ciebie czekał - Beth piekliła się, pakując książki- Nie mogę przez resztę roku cię dokarmiać! Przecież musisz w końcu wyjść!
No i wyszła. Jej szczęście nie pozwoliło na samotne przejście do celu.
Chwyciła grzankę i natychmiast zatopiła w niej zęby. Dracon zaśmiał się z politowaniem, zakładając ręce na piersi.
- Głodzili cię tam? Wyglądasz gorzej niż skrzat domowy.
Wywróciła oczami i wyminęła go, ruszając w drogę powrotną. Nie zamierzała słuchać docinek pod jej adresem. Brakowało jej na to sił.
- Twoje skrzaty domowe raczej nie wyglądają za dobrze.
Wymamrotała pod nosem, na co Malfoy skrzywił się nieznacznie i poszedł za nią, wkładając ręce do kieszeni.
- Nie mów, że te wszy nie umarły. Nie spodziewałem się tego po tobie, Smith.
Spojrzała na niego morderczo i przełknęła kawałek tosta, który akurat miała w ustach.
- "WESZ". Nie myślałam, że jesteś aż tak tępy. Nie spodziewałam się tego po tobie, Malfoy.
Ostatnie zdanie wymówiła w ten sam sposób, jak on chwilę temu. Ślizgon parsknął delikatnie, nie patrząc na dziewczynę. Szli w milczeniu, przerywanym cichym żuciem grzanki.
Noah zastanawiała się, dlaczego Dracon ma tak dobry humor. Podążał obok niej pogrążony we własnych myślach. A jednak wyjątkowo nie wyglądał, jakby coś knuł. Daleko jej było, aby go o to osądzać. Nie była Potter'em, który wszystkich denerwował swoimi teoriami. Cały czas wyskakiwał z czymś nowym. Nie miał ważniejszych rzeczy na głowie? Na przykład ratowanie świata?
Zaczęli długą wędrówkę na siódme piętro, gdzie znajduje się Pokój Wspólny Ravenclawu. Krukonka skończyła jeść i otrzepała ręce z okruchów.
- Właściwie po co ze mną idziesz? Będziesz wracał po tych wszystkich schodach?
Pytanie zawisło w powietrzu, wyrywając blondyna z zamyślenia. Zatrzymali się, patrząc sobie w oczy. Noah uniosła brwi do góry, ponaglając go do odpowiedzi ruchem ręki.
- Chciałem ci pomóc, ale skoro tak stawiasz sprawę...
Zdziwiła się na te słowa, nie rozumiejąc. Ten zdarzył się już obrócić i zejść kilka stopni w dół. Stanął jednak, słysząc za sobą jej głos.
- Pomóc w czym? W wejściu po schodach? - ostatnie słowa ociekały sarkazmem. Chłopak spojrzał na nią jak na idiotkę i oparł się o balustradę.
- W taszczeniu książek i innych potrzebnych rzeczy. Sama tego nie zniesiesz - widząc jej skołowany wzrok, pokręcił głową z niedowierzaniem- przecież mieliśmy robić prezentację na transmutację. Nie zrobimy tego u ciebie. Nie mam zamiaru siedzieć między przemądrzałymi Krukonkami, czekając kiedy któraś wpadnie do środka. Davies lubi ploteczki, a ja unikam takich pierdół. Pójdziemy do mojego dormitorium.
Smith była tak zdziwiona, że uwagę o swoich koleżankach puściła mimo uszu. Jej oczy mimowolnie otworzyły się szerzej, a ona nie potrafiła oderwać wzroku od tych szarych tęczówek. Patrzył na nią uśmiechając się kpiąco i z wyższością, którą niemal emanował, mimo że stał niżej.
- Do... twojego dormitorium? - powtórzyła, zakładając kosmyk włosów za ucho ze skrępowaniem - A nie idziesz na zajęcia?
- Pójdę na eliksiry o 11. Jest dopiero 6, więc zdążymy. Na wcześniejszych lekcjach jakoś mi nie zależy, a wydaje mi się, że nie masz zamiaru dzisiaj w nich uczestniczyć - z przebrzydłym uśmieszkiem wchodził po schodach, tym samym zbliżając się do Krukonki. Ona natomiast stała w miejscu, nie potrafiąc się ruszyć.
Malfoy zatrzymał się na stopniu tuż przed nią, nadal przewyższając ją o kilka cali. Mierzył ją obojętnym wzrokiem. Noah głośno przełknęła ślinę, cofając się o krok. Napotkała wyżej położony grunt i potknęła się. Już leciała do tyłu, przymykając oczy, gdy poczuła mocny uścisk na ramieniu. Uniosła powieki i zobaczyła pochylonego nad nią Dracona, który postawił ją z powrotem do pionu. Unikając jego natarczywego spojrzenia, odwróciła się do niego tyłem.
- Wezmę, co trzeba i przyjdę. Jakie jest hasło?
- Bazyliszek.
A potem odeszła bez słowa z szybko bijącym sercem i palącym jej plecy spojrzeniem Ślizgona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top