Rozdział 18

Profesor Snape niósł drżącą uczennicę w ramionach. Jej gałki oczne co chwilę znikały w górze, aby po chwili z powrotem się pojawić.
Tłum przerażonych szóstoklasistów rozstąpił się przed nim.

- Niech ktoś otworzy te drzwi! Natychmiast!

Warknął w przestrzeń, poprawiając uścisk, którym przytrzymywał Krukonkę.
Najbliższa osoba wykonała jego polecenie, po czym zamknęła za nimi drzwi.

Zostali sami. Severus posadził dziewczynę na ławce i potrząsnął nią lekko. Nigdy nie widział tak silnego ataku. Mugole i ta ich słaba psychika.

Stanął na przeciwko niej, odgarniając tłuste włosy z twarzy. Ten dzień robił się coraz bardziej wymagający. Wezwałby Panią Pomfrey, ale sądził że poradzi sobie sam.

Po pustej sali rozległ się donośny dźwięk. Profesor uderzył Smith w twarz. Tak dla otrzeźwienia. Zadziałało.

Wbiła w niego swoje błędne spojrzenie, najwidoczniej powoli wracając do siebie. Wzdrygnął się na ten nieobecny wzrok rodem ze słabego horroru.

- Spójrz na tablicę.

Zamrugała kilka razy, po czym zrobiła, co kazał. Zmrużyła oczy. Żywy ogień i ucisk w klatce piersiowej utrudniały jej normalne oddychanie. Ręce nadal trzęsły się niemiłosiernie, a ona sama czuła, jakby ktoś miał ją za chwilę zaatakować.

- Czytaj, Smith! Czytaj!

Zamrugała ponownie i otarła bladą jak śnieg twarz rękawem szaty.

- Eliksir gotowości. Daje pijącemu dodatkową... wy... wytrzymałość.

Zająkała się delikatnie. Severus kiwnął głową i poszedł na zaplecze. Gdy wrócił, w ręce trzymał dziwnie wyglądający eliksir o złotej barwie.

- A teraz przekonasz się, jak działa. No dalej. Pij. Chyba, że nawet tego nie potrafisz teraz zrobić.

Podał jej buteleczkę, a ona patrząc na niego podejrzliwie opróżniła jej zawartość. Chwilę później ręce uspokoiły się, a ucisk w klatce piersiowej zelżał. Oczy przestały błądzić po pomieszczeniu i zatrzymały się na opiekunie Ślizgonów.

Patrzył na nią obojętnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Już miała otwierać usta, aby podziękować za wszystko, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Uderzyły o ścianę, a do środka wparowała rozemocjonowana Beth. Gdy zobaczyła swoją przyjaciółkę, siedzącą na ławce, która uśmiechała się delikatnie coś w niej pękło.

Rzuciła się do przodu, wpadając w jej ramiona. Słone łzy spływały po policzkach Krukonek. Tuliły się przez chwilę, bez słów wyrażając swoją miłość do siebie. Bała się o nią. Myślała o najgorszym. Była bardzo słaba. Jej organizm mógł na stałe się uszkodzić. A tego by nie przeżyła. Nie mogła jej stracić.

Snape prychnął na tą oznakę czułości, która właśnie odbyła się na jego oczach. Wziął pustą butelkę, po czym zaniósł ją z powrotem na jej miejsce wśród opróżnionych flakonów.

Elizabeth chwyciła rękę przyjaciółki i pomogła zejść jej na podłogę. Rzuciły ostatnie spojrzenie na Profesora i ruszyły w stronę drzwi.

- Koniec lekcji na dzisiaj, Smith. Masz siedzieć na tyłku w tym waszym krukońskim dormitorium. To może się powtórzyć, a z twoim szczęściem różnie bywa. Jeszcze obok nie będzie kogoś, kto cię złapie. Nie chcę cię dzisiaj widzieć, zrozumiano?

Wychrypiał Snape tonem nieznoszącym sprzeciwu. Porządkował jakieś papiery na biurku, odwrócony do nich plecami.

Davies zacisnęła mocniej rękę na tej należącej do Noah. Chciała iść. Chciała jej pomóc. Zaprowadzić do pokoju i zaopiekować się nią. Potrzebowała spokoju. Bardziej niż kiedykolwiek.

A ona dalej stała. Spoglądała na plecy Severusa odziane w czarną szatę. Otwierała usta, zamykając je co chwilę. Nie mogła wydusić z siebie słowa.

- Profesorze.

Wyszeptała cichutko, niemal niesłyszalnie. On jednak usłyszał. Obrócił się z zaciętą miną, chcąc wykrzyczeć, co myśli na temat niewykonywania poleceń. Złagodniał jednak na widok dwóch nastolatek. Dziewczyn, które przeszły stanowczo zbyt wiele. Widział ich załzawione oczy i Smith, która nie potrafiła nic powiedzieć przez niedawny atak. Co takiego go spowodowało?

- Dziękuję. Za... wszystko.

Ta krótka wypowiedź zajęła jej kilka dobrych chwil. Nadal nie była w pełni sprawna. Jeszcze nie doszła do siebie.

Mistrz eliksirów skinął głową, ponownie odwracając się do nich plecami.

A one wyszły, wpuszczając do środka Krukonów i Gryfonów. Ludzi spragnionych wiedzy. Niekoniecznie tej dotyczącej eliksirów.

Nieszczęścia jednak chodzą parami. Drzwi zamknęły się za nimi z łoskotem, a one stały na jednym z korytarzy. Jedyny problem był taki, że nie były same.

O kamienną ścianę opierał się Ethan Harris.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top