Rozdział 13

Biegli po korytarzach Hogwartu. Noah wsłuchana w dźwięk ich kroków i bicie własnego serca. Serca, które sprawiało wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Co chwilę potykała się o swoje nogi. Sprawca bowiem nie rozwiązał opaski na jej oczach.

Błądziła w ciemnościach. A jedyne co dawało znak, że nadal jest wśród żywych to żelazny uścisk na jej nadgarstku.

Zaczęła zwalniać, opierając się ile mogła. Nie chciała się poddać. Chciała walczyć. Nie wiedziała, kto biegnie obok. A chciała się dowiedzieć.

Zatrzymała się jak wryta, sięgając ręką do opaski. Napastnik nie zdążył zareagować, a chwilę później Krukonka wiedziała już wszystko.

- Weasley!

Zaniemówiła z wrażenia. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Chłopak uśmiechnął się głupio, zbliżając się do niej. Noah zaczęła się cofać aż natrafiła plecami na ścianę. Przełknęła głośno ślinę. Czego mogła się po nim spodziewać?

- A kogo się spodziewałaś, Smith? Malfoya?

Przy jego nazwisku, parsknął niemiło i zmierzył ją krytycznym spojrzeniem. Był zdecydowanie za blisko. Czuła jego charakterystyczny pot. Rude włosy sterczały na wszystkie strony, a on sam ciężko oddychał. Mogli tak nie biec. Przed czym uciekali?

Dziewczyna się bała. Ronald uchodził za wybuchowego i skorego do awantur. Czy mógł jej coś zrobić?

- Czego chcesz?

Warknęła, próbując pokazać że się nie boi. Zatuszować wszystkie emocje, które szamoczą ją na wszystkie strony. Nie bardzo jej się to udało. Jej ręce niewyobrażalnie się trzęsły. Gryfon widząc to parsknął wrednym śmiechem.

- Nie bój się. Przecież nic ci nie zrobię. Chyba, że będziesz stawiać opór.

Co to miało znaczyć?

Dziewczyna przypomniała sobie, że przecież nie jest bezbronna. Przez ten stres nie myśli trzeźwo. Już sięgała do kieszeni, kiedy na jej gardle spoczęła różdżka Ronalda.

- Nie tak prędko.

Zamarła, wyciągając ręce do przodu. Pokazała, że nie jest w stanie mu zagrozić. On jednak nadal nie cofnął broni.

- Uwierz, że mi też się to nie podoba. Nie przepadam za przypieraniem dziewczyn do ściany. Nie jestem Malfoyem. A właśnie o niego chcę Cię zapytać.

Noah zmarszczyła brwi. Co takiego chciał wiedzieć? Przecież ona i ten Ślizgon rozmawiali raptem kilka razy od rozpoczęcia roku szkolnego. A nawet te krótkie pogawędki skończyły się wyzwiskami i docinkami.

Co takiego mogła mu powiedzieć?
Co mogła wyznać na swoją obronę?
Co ma zrobić, żeby wszyscy zostawili ją w spokoju?!

Nie wiedziała. Wszystko było jedną wielką niewiadomą. A ona sama nie była pewna, czy chce ją odkryć. Dracon to zagadka. A rozwiązanie jej nie będzie takie proste. Zwłaszcza ze stojącym nad nią Gryfonem.

Ten rok miał być cudowny. Spokojny, monotonny. Jak wszystkie poprzednie. Zawsze, kiedy nie szuka wrażeń, one przychodzą. Tak, jakby los robił jej na złość. Profesor Trelawney na pewno zobaczyłaby okrutną śmierć w jej fusach po herbacie.

- Powiem Ci. Ale nie teraz. Nie tutaj.

Wyszeptała, przekrzywiając głowę. Odwracanie uwagi czasem wychodzi na dobre. Przybliżyła się do niego delikatnie. Chłopak spojrzał na nią dziwnie, ale uścisk na jego drewienku zelżał.

Traci czujność. O to chodziło...

Odsunęła się znów, a on podążał za nią spojrzeniem. Sięgnęła do kieszeni, aby chwilę później rzucić zaklęcie.

- Expelliarmus!

Krzyknęła, po czym odwróciła się na pięcie. Zaczęła biec, nie patrząc za siebie. Nie słyszała kroków. Ale być może była zbyt zestresowana, żeby cokolwiek zarejestrować.

Jej nogi poruszały się w rytm serca. Długie włosy podskakiwały wraz ze stawianymi krokami. A ona sama słabła z każdą chwilą, nie zwalniając tempa. Musiała uciec. Jak najdalej. W miejsce, gdzie jej nie znajdzie. Gdzieś, gdzie będzie bezpieczna.

Szkoda tylko, że skręcając za róg musiała na kogoś wpaść. Znowu i bezpowrotnie.
Dobrze znany jej głos wypełnił ciszę.

- Smith? Co ty tu robisz?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top