Rozdział 10
Draco obudził się następnego dnia w swoim dormitorium. Niechętnie wstał, wykonując poranną toaletę.
Lubił wstawać wcześnie, aby w samotności udać się na śniadanie. Nie czując na sobie spojrzeń obcych mu ludzi. Ludzi, oceniających go na każdym kroku, w rzeczywistości nie mając z nim nic wspólnego. Zupełnie go nie znając.
Kroczył po korytarzach, zmierzając w stronę Wielkiej Sali. Po drodze zastanawiał się, kiedy Smith zorientuje się, że nie ma swojej różdżki.
* * *
Noah krzyczała, biegając po pokoju i przeszukując każdy kąt.
Jak mogła być tak nieuważna, żeby zapomnieć własnej różdżki?! Złapała się za głowę, gdy zrozumiała, kto ma jej własność.
- Co za perfidny, przebrzydły gad!
Wypadła z pomieszczenia niczym wściekły tajfun. Oburzeni pierwszoroczni rozbiegli się pod ściany, nie chcąc narazić się wściekłej dziewczynie.
Kierowała się w stronę Wielkiej Sali. Wszyscy wiedzieli, że Malfoy lubił wczesne śniadanka. Prychnęła pod nosem na wspomnienie jego przebrzydłego uśmieszku.
Wbiegła na posiłek, lekko dysząc od biegu. Wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę. Ona jednak nie zwróciła na to uwagi i zwróciła zdesperowane spojrzenie na stół Slytherinu.
Przypomniało jej się.
Pomyślał Dracon, uśmiechając się pod nosem i unosząc pytająco brew, gdy zobaczył jej wściekły wzrok.
Szybkim krokiem podeszła do niego. Jej potargane włosy podskakiwały, a z oczu biła wściekłość. On jednak nie przestawał uśmiechać się z politowaniem. Gdy była o kilka kroków od niego zatrzymała się, łapiąc oddech.
- Oddaj mi ją, Malfoy!
Wywarczała, mierząc go zawistnym wzrokiem. Chłopak z błogim spokojem przełknąć kolejny łyk kawy. Odłożył puchar, wytarł wargi serwetką i wstał. Noah speszyła się nieco, widząc gurującą nad nią sylwetkę. Nie wycofała się jednak, zamiast tego wyciągając rękę w geście wyczekiwania.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Prychnął, zakładając ręce na piersi. Zamierzał wykorzystać jej humorek. Nigdy nie widział jej tak wściekłej. Mogło wyjść mu to na dobre... albo i nie.
- Nie pogrywaj ze mną! Dobrze wiesz, o co mi chodzi!
Powoli traciła cierpliwość. Wyciągnięta nadal ręka lekko drżała. Trwała jednak w tej pozycji, normując płytki oddech. Miała niemal pewność, że blondyn słyszy jej obijające się o żebra serce.
On jednak tylko uniósł brwi i zaśmiał się bezdusznie. To akurat wychodziło mu najlepiej: udawanie. A więc robił to, co umiał.
- Daj mi tą cholerną różdżkę!
Hamowła swoje nerwy, nie wiedziała tylko jak długo jeszcze jej się to uda. Ślizgon jednak nie zamierzał współpracować. Nachylił się bliżej niej tak, że poczuła duszący zapach jego wody kolońskiej. Opuściła rękę, zagryzając dolną wargę.
Co on kombinuje?
Ta myśl nie dawała jej spokoju odkąd go spotkała, ale od jakiegoś czasu nasuwała się w jej głowie dużo częściej.
- Możesz sobie pomarzyć, Smith.
Wyszeptał cicho. Ona jednak usłyszała. Natychmiast odwróciła się na pięcie i odeszła w przeciwną stronę. Za chwilę jednak usłyszała jego donośny i dźwięczny głos:
- Obraziłaś się? Szlamy już tak mają, co nie?
Zatrzymała się natychmiast. Coś w niej pękło. Duszone emocje chciały znaleźć ujście. Wypłynąć na powierzchnię i ulżyć wściekłości.
Odwróciła się i tak szybko, jak zamierzała odejść, tak szybko wróciła z powrotem. Tym razem podeszła bliżej. Spojrzała głęboko w te bezdenne tęczówki. Próbowała doszukać się czegoś więcej. Czegokolwiek poza obojętnością i kpiną. Niczego nie znalazła.
Tym razem to ona przysunęła głowę do niego. Tym razem to ona będzie stawiać warunki. Kosmyki platynowych włosów łasjotały jej policzki, kiedy otwierała usta.
- Nie bądź taki pewny siebie, Malfoy. Twoja pewność siebie w końcu cię zgubi. Nawet nie wiesz, jak szybko.
Odsunęła się od niego z głupim uśmiechem. Pragnęła, by tym razem to on poczuł się zlekceważy. Tak jak ona czuła się całe życie.
Zaczęła cofać się tyłem, patrząc na jego niewzruszone oblicze. Zanim jednak odwróciła się na dobre, zamachała przed nosem różdżką Dracona, którą chwilę wcześniej wyjęła z tylnej kieszeni jego spodni.
Jego zdziwienie było tego warte. Cieszyłaby się jak nigdy, gdyby nie to, że teraz od niego biła wciąż narastająca wściekłość.
Zwróciła się ku drzwiom i zmusiła nogi do ucieczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top