Rozdział 24
- To nie tak, jak myślisz!- Noah zerwała się z łóżka, stając na równe nogi.
- Nawet nie wiesz, ile razy to słyszałem...- Blaise powiedział to bardziej do siebie. Widząc jej zdziwione spojrzenie, zaśmiał się krótko.
- My tylko... robimy projekt na transmutację - zdała sobie sprawę, jak banalnie to zabrzmiało. Z miny Ślizgona mogła wywnioskować, że nie bardzo w to wierzy.
Chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu czarnoskóry podszedł do kufra i wyjął jakąś książkę. Podniósł ją do góry w geście triumfu i uśmiechnął się, odsłaniając swoje białe zęby.
Szybko jednak przestał i usiadł na łóżku, klepiąc miejsce obok siebie. Dziewczyna posłusznie usiadła i westchnęła cierpientniczo.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie, co tutaj robicie.
- My nie...!
- Cicho - wniósł dłoń ku górze, na co Smith przewróciła oczami - daj mi skończyć. Nie obchodzi mnie, co tutaj robicie, bo to nie moja sprawa. Draco to mój przyjaciel i nie zamierzam mieszać się do jego życia. Ale uwierz mi, że nie jest tak silny, jak wszystkim pokazuje. Tylko... tylko go nie skrzywdź, okey?
- Nie zamierzam go skrzywdzić. I nie chcę mieszać się do jego życia. Wbrew pozorom, mówię prawdę. Robimy projekt na transmutację. Malfoy poszedł po książkę do biblioteki. To wszystko.
- Wszystko? Bo mi się wydaje, że coś ukrywacie - zmrużył oczy, spoglądając na nią podejrzliwie. Mimo to, jego postawa nadal pozostała pobłażliwa, a w ciemnych tęczówkach błyszczało rozbawienie.
- Co to za książka? - Krukonka postanowiła przerwać niezręczne milczenie i wskazała długim palcem na tył okładki. Blaise obrócił tomik, aby mogła zobaczyć tytuł - "Droga na molo w Wigan"? George Orwell?
- Coś taka zdziwiona? Myślałaś, że czarodzieje czytają tylko księgi zaklęć?
- Tak. Właśnie tak myślałam. Wiesz w ogóle, gdzie jest Wigan?
- Masz mnie za ignoranta? Oczywiście, że wiem. To chyba gdzieś obok Mens, prawda?
- Nie masz pojęcia, gdzie to jest.
- Ani trochę - mruknął, kręcąc głową.
Chwilę później oboje śmiali się, jakby jutra miało nie być.
Krukonka na chwilę zapomniała, że znajduje się na wrogim terytorium.
Zapomniała, że właśnie gawędzi z chłopakiem, z którym nigdy rozmawiać nie powinna.
Zapomniała, że jutro jest niepewne i nie może się rozpraszać.
Że świat, w którym się znajduje nie jest wcale czarno-biały, lecz nasycony kłamstwami, strachem i bezsilnością.
Chyba dobrze było czasem zapomnieć. Wmówić sobie, że wszystko gra, podczas gdy jej życie było tak rozstrojone jak stare organy w opuszczonym kościele. A przecież nigdy w kościele nie była.
Na chwilę zapomniała, że Malfoy powinien dawno wrócić.
Że muszą dokończyć ten przeklęty projekt.
Że padła ofiarą kłamstwa i intrygi.
Była zbyt rozkojarzona, aby zrozumieć że pojawienie się Blaisea Zabini'ego mogło wcale nie być przypadkiem.
Co, jeśli ktoś to zaplanował, a ona pozostała jedynie pionkiem w grze?
W grze, w którą grają wszyscy.
Bez wyjątków. To bardzo pokręcone. Nawet, jeśli ktoś nie lubi grać w planszówki. Podchody są przecież lepsze. A czarodzieje na pewno znają wiele magicznych gier. Ale ta gra była inna. Dziwna. Tak dziwna jak Noah Smith, która właśnie siedziała w dormitorium Dracona Malfoya. Ta scena jest jak przystanek na jednym z pól Monopoly. Musisz dać coś w zamian, żeby się na nim znaleźć. I stracić, aby zyskać.
Krukonka jeszcze nie wiedziała, jak wiele może stracić. Inaczej nigdy nie zgodziłaby się na to wszystko. Gra potoczyłaby się inaczej.
Ona nigdy nie zgodziłaby się na wspólną naukę.
Nigdy nie poznałaby hasła do domu Salazara Slytherina.
Nigdy nie stanęłaby na progu pokoju, w którym teraz się znajduje.
Nigdy nie usiadłaby na łóżku i nie założyła ślizgońskiego swetra.
Nigdy nie pozwoliłaby samej sobie, aby znaleźć się tu, gdzie jest teraz.
Ale jak mówi mugolskie przysłowie: Nigdy nie mów "nigdy".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top