7. Koniec?

- Killer: W końcu ktoś o mnie pomyślał.

- Nigdy się nie upominałeś

- Killer: Tch...

Science otworzył pudełko. W środku znajdowała się pizza. Najpierw Killer zjadł 2 kawałki, a potem ja. Szkielet duch wyszedł.

- Science: Oh, ubrudziłaś się.

Wytarł sos z mojego kącika i wytarł kciuk o serwetkę. Jakoś się dziwnie zachowuje... Nieważne.
Po zjedzeniu poszłam do domu, umyłam się i poszłam spać.

*Następny dzień, 9*

Obudziłam się i spojrzałam na zegarek.

- 9?! Jesus, zaspałam! Killer, czemu mnie nie obudziłeś!?

- Killer: Odwołałaś moje usługi.

- KILLER!

- Killer: Tak, to ja.

Zażenowana szybko się ubrałam, wzięłam plecak i wybiegłam z mieszkania, od razu go zamykając.

Po 3 minutach byłam pod szkołą. Zdyszana i zmęczona weszłam do szatni.

- Ale lepiej jak nie pójdę. Spóźnienia nie da się usprawiedliwić, a nieobecność już tak.

- Killer: Wow, w końcu użyłaś tej głowy.

Killer, imaginując, poklepał mnie po głowie. Ja tylko oparłam się o ścianę i zaczekałam na przerwę.

Killer POV ( pierwszy i ostatni raz w tej książce ;dop. Autorka)

Ale to jest nudne. Karmen zrobiła sobie drzemkę, więc skorzystałem z jej nieuwagi. Ona została na swoim miejscu, a ja zacząłem wędrować bez celu. Do dzwonka na przerwę zostało jeszcze 10 minut, więc skorzystam z okazji i kogoś tam... No.

Wyszedłem na dwór i poszedłem do jakiejś ciemnej uliczki, zaciągając za sobą randomoego chłopaka. Już miałem zaatakować, ale zobaczyłem w odbiciu na ostrzu noża znajomą postać. Puściłem randoma i odwróciłem się na pięcie.

- Czego.

Sushi z wiecznym okresem spojrzało na mnie ze złością.

- Night: Czego? Gówna psiego.

- No psa to ty nie masz

Złapał mnie mackami i ścisnął. Widocznie się wkurzył.

- Night: Żebyś się ku*wa nie zdziwił. Gdzie ty do cho*ery jesteś, jak cię nie ma!?

- W powietrzu.

Ścisnął mocniej, a ja poczułem łamiące się moje żebro.

- Night: Gadaj!

- Nie zrozumiesz *szept* pacanie.

Kolejne żebro połamane.

- Tym sposobem ranisz też inną osobę.

- Night: Ciekawe jaką.

- Za niedługo się przekonasz.

Poczułem przejmowanie kontroli nad duszą. Oho, Karmen się obudziła. Bez sprzeciwu oddałem kontrolę i teraz stałem przed ośmiornicą jako duch. On się zdziwił i rozejrzał dookoła.

- Sushi z wiecznym okresem...

Na szczęście mnie nie słyszał i nie widział. Przeteleportowałem się obok Karmen, a ona od razu na mnie spojrzała złowrogo.

- Karmen: Nigdy tak nie rób. Co ty w ogóle robiłeś?

- Aaa spotkałem jedną osobę.

Teraz zobaczyłem, że trzyma się za żebra. No tak... Tego się spodziewałem.

- Karmen: I czemu mnie bolą żebra!?

- Powiedzmy, że... Oberwaliśmy.

- Karmen: Że co!?

- Akurat w twoim przypadku będą tylko boleć, a ja ich... Nie mam.

- Karmen: Eh... Cały ty.

- Znasz mnie *szept* czasami nawet za dobrze

- Karmen: Zaraz lekcja. Tylko tym razem mi pomóż na kartkówce.

- Dobra, ale potem dajesz mi kontrolę na całe 45 minut.

Uśmiechnąłem zadziornie, a Karmen tylko wywróciła oczami.

- Karmen: Uh... Zgoda.

Powędrowałem za Karmen pod sale i akurat zadzwonił dzwonek. Dziewczyna usiadła na swoim miejscu, a facetka od matmy rozdała kartki. Ja jak zwykle podszedłem do biurka i zerknąłem na kartę odpowiedzi. Podszedłem do dziewczyny i zacząłem mówić odpowiedzi. Oczywiście jedną źle, żeby matematyczka nie posądziła o ściąganie. Po 5 minutach Karmen oddała kartkę i z powrotem usiadła na swoje miejsce.

*Po szkole*

Wyszliśmy ze szkoły, kierując się do domu Science. Ostatnio dziwnie się zachowuje w stosunku do Karmen.
Ale to nie moja sprawa. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Otworzył nam drzwi, nie kto inny jak Science i zaczął grzebać w jakiejś szufladzie. Po kilku minutach wyciągnął kartki i położył na biurku.

Karmen POV

- Science: Wymyśliłem, jak was "rozdzielić", ale będę musiał to zrobić podczas narkozy.

Stanęłam jak wryta.

- Uh... Ok. Po jakim czasie znów wrócę do normalności?

- Science: Coś koło sześciu godzin.

- Killer: Co!? Ja się nie zgadzam!

- Spokojnie, nic mi nie będzie. Znaczy nam. Whatever.

- Killer: Tch...

- Kiedy zaczynamy?

- Science: Jeśli chcesz, możesz nawet już.

- Ok.

*9 godzin później*

Obudziłam się na łóżku (spokojnie, tym medycznym, czy jak to się tam ;dop. Autorka) Usłyszałam pikanie. Moja pozycja zmieniła się do siedzącej.

- Science: O, wstałaś. Wszystko poszło zgodnie z planem.

Poprawił okulary, a ja zaczęłam wstawać. Niestety nie umożliwiły mi to kabelki.

- Science: Jeszcze nie wstawaj!

Usiadłam z powrotem na łóżko.

- Em... Skoro wszystko poszło zgodnie z planem, to gdzie jest Killer?

- Science: Oh, no tak. Tam leży.

Wskazał palcem na łóżko po mojej lewej.

- Science: Uznałem, że trzeba było mu "posklejać" te żebra. Ciekawe gdzie je złamał...

Uśmiechnęłam się lekko do siebie i położyłam z powrotem na łóżku.

- *szept* Udało się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze tylko epilog i koniec tej książeczki. Wiem, że się cieszycie :')

Bayooo diabełki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top