🎶 - Rozdział 20 - 🎶

~ POV Y/n: ~

Jechaliśmy konno. Byliśmy coraz bliżej bazy Dream'a. Spojrzałam z niepokojem na Ranboo. On odwzajemnił spojrzenie. Podjechałam bliżej niego.

Y/n: Gdy się o tym mówiło, czuło się większą pewność, ale teraz... - zamilkłam.

R: Damy radę - szepnął z delikatnym uśmiechem.

Y/n: Boję się - wyznałam - Boję się, że któreś z nas nie wróci już nigdy do domu...

R: Nawet tak nie myśl. Pokonamy go. Wywalczymy lepszą przyszłość dla przyszłych pokoleń.

Y/n: Mam nadzieję... - wyszeptałam cicho.

Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce.

Y/n: Ranboo - spojrzałam na niego. Serce waliło mi ze strachu - Obiecaj mi, że wrócisz. Że przeżyjesz. Błagam...

R: ... - spojrzał na mnie zmartwiony - Obiecuję... - odparł w końcu.

Wszyscy zsiedliśmy z koni. Przytuliłam się do niego.

Y/n: Kocham cię.. i proszę.. pamiętaj o tym.

R: Ja też cię kocham - po tych słowach pocałował mnie czule.

Drżąc, złapałam go za rękę. Z nadzieją, że nie idziemy na pewną śmierć. Z nadzieją, że przeżyjemy.

Ledwo zdążyliśmy przywiązać konie do drzew a już pojawili się przeciwnicy.

Antfrost, Sapnap, Badboyhalo, jakiś jeszcze jeden i... Quackity. A to menda!

Natychmiastowo na nas zaszarżowali. Wyciągnęli kusze i miecze. Bad strzelił do mnie z kuszy. W ostatnim momencie się uchyliłam. Zmieniłam się w kota i poszarżowałam na niego. Zastosowałam ten sam manewr co u Technoblade'a kilka dni temu. Jednak gdy chciałam wyrwać mu z rąk kuszę, odepchnął mnie, przez co upadłam.

Tuż za mną był klif. Natychmiastowo odsunęłam się trochę od niego i znowu zaatakowałam Bad'a. Z wściekłością rozcięłam mu czoło, a potem złamałam nos. Zakrawiony upadł na ziemię. Szybkim ciosem pozbawiłam go przytomności na najbliższy czas.

Wtedy nagle przede mną pojawił się Sapnap. Zaskoczona cofnęłam się i natychmiastowo tego pożałowałam. Poleciałam do tyłu. Z tyłu był klif. Leciałam w dół. Przerażenie opanowało całe moje ciało. Zaraz upadnę. Roztrzaskam się, połamię. Zamknęłam oczy. Łzy zebrały się w moich oczach. Umrę. Pomyślałam o Ranboo i reszcie. o tym, że już nigdy ich nie ujrzę.

W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Przestałam spadać. Ktoś mnie trzymał. Usłyszałam jak krzyczy: "Mam cię!". Otworzyłam oczy. Sapnap trzymał mnie za rękę. Zaskoczona wbiłam w niego wzrok.

Y/n: Sapnap..?

Z wysiłkiem wciągnął mnie na górę.

Y/n: Ty.. uratowałeś mnie... Dlaczego?

Nie odpowiedział. Przeczesałam wzrokiem pole bitwy. Nigdzie nie widziałam Ranboo. Sapnap, jakby domyślił się czego szukam odparł:

S: Pobiegł do twierdzy. Zapewne do komnaty Dream'a. Leć - mruknął i wskazując mi drogę. Widząc moje wahanie odparł: No idź! Nie bez powodu cię uratowałem. Idź tam i zakończ to szaleństwo z Dreamem.

Szybko pozbierałam się i pobiegłam. Zatrzymałam się jednak. Odwróciłam się i spojrzałam na Sapnapa.

Y/n: Dziękuję - odparłam i pobiegłam dalej. Wtedy drogę zagrodził mi Quackity. Był w masce, nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że to on.

Q: A dokąd to, hm? - wycelował we mnie toporem - Zapłacisz mi za to, co zrobił mi Techno!

Chciałam go odepchnąć, ale ten zrobił to pierwszy. Poleciałam do tyłu. Zaatakował mnie toporem, ale zdołałam obronić się mieczem. On jednak nie przestał. Machał toporem na prawo i lewo. Był całkiem szalony. Szaleniec! Wtedy uniósł topór nad moją głowę. Odturlałam się.

Y/n: Dobrze się czujesz?! - warknęłam, kontynuując serię uników. Wtedy topór przeleciał centymetr ode mnie. Z przerażeniem spojrzałam się na wbity w ścianę z tyłu topór.

Q: Wyśmienicie! - odparł śmiejąc się jak psychopata. Wyciągnął kuszę i wycelował we mnie. Wtedy coś na niego wpadło a strzała wyleciała w niebo. Od razu rozpoznałam Evie, która uczepiła się Quackity'ego i orała mu głowę pazurami.

Y/n: Evie?! Co ty tu robisz?!

Kotka jednak nie przestawała atakować Quack'a. Kupowała mi czas. Z trudem zdecydowałam się biec dalej, zostawiając Evie z tym psychopatą.

Wbiegłam do budynku. Wszędzie było pełno budynków i korytarzy. Zanim znajdę odpowiedni pokój, może być już za późno! Z wykopa otwierzałam każde drzwi. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za ramię.

G: Mama nie uczyła cię pukać, Y/n?

Y/n: ..Co..? George..? Czekaj ty żyjesz?!

G: Głupie pytanie.

Wszystko działo się tak szybko, zaczynałam nie nadążać. Szczęk mieczy uświadomił mi dopiero, że zaczęłam walczyć z Georgem. Nasze miecze uderzały o siebie, sypały się iskry. Wtedy użyłam manewru rozbrajania. Wytrąciłam mu miecz z rąk i wycelowałam oba mieczami w jego gardło.

Y/n: Szach mat!

G: Sprytnie. Ale nie przemyślałaś pewnej rzeczy - wyciągnął ze swojej kieszeni Enderperłę i rzucił nią gdzieś za mnie.

Y/n: Cholera-

Wtedy dostałam kopa w plecy i poleciałam do przodu. Miecze wypadły mi z rąk. Już miałam złapać za swój, gdy poczułam miecz George'a przy swoim gardle.

G: I co teraz?

T: Teraz dostaniesz w ryj.

Strzała z kuszy Techno przeleciała ze świstem tuż obok ucha George'a. Ten obrócił się zaskoczony, a ja w tym czasie wyswobodziłam się zaatakowałam go. Powaliłam go na ziemię i przyłożyłam jego łbem o ścianę. Stracił przytomność. Ja i Techno pobiegliśmy dalej, szukając odpowiednich drzwi. Po jakimś czasie dołączyła do nas reszta. Teraz bitwa rozgrywała się w środku. Wrzaski odbijały się echem po ogromnej hali, a krew tryskała wszędzie naokoło. W pewnym momencie usłyszałam przeraźliwy koci wrzask, pełen agonii.

Y/n: Evie! - kotka leżała na posadzce w kałuży krwi, wygięta pod nienaturalnym kątem. Nie żyła. Nad nią stał Quackity z toporem.

T: Ja to załatwię. Ty idź szukać Ranboo - nie kryjąc wściekłości ruszył na Quackity'ego z mieczem.

Z jeszcze większą desperacją otwierałam drzwi po drzwiach aż wreszcie znalazłam ten odpowiednie. Wpadłam do wielkiej komnaty. Na środku stał Dream, a na podłodze leżał Ranboo. Z jego torsu spływało mnóstwo krwi.

Y/n: Nie... Nie..! NIE! - podbiegłam do niego i uklękłam przy nim. Chwyciłam jego rękę. Była już niemalże zimna. Oczy miał zamknięte. Ciepło powoli opuszczało jego ciało. Krew brudziła moje ubrania, gdy klęczałam przy nim.

Łzy leciały mi z oczu. Wyłam jak małe dziecko. Straciłam go. Najpierw Evie, teraz on...

Y/n: Obiecałeś..! Obiecałeś, że przeżyjesz! OBIECAŁEŚ! - krzyczałam dławiąc się łzami. Serce ściskało mi się z rozpaczy. Kochałam go. Kochałam go całym sercem, a świat mi go odebrał.

D: Jakie to przykre - odparł Dream z uśmiechem.

Uniosłam głowę. Wbiłam w niego mordercze spojrzenie.

Y/n: TY! TO WSZYSTKO TWOJA WINA! - wstałam - TY WREDNY, PARSZYWY, ZDRADLIWY, KŁAMLIWY KARALUCHU! NIE ZASŁUGUJESZ NA TO BY ŻYĆ!

Z okrzykiem bojowym ruszyłam na niego i machałam pazurami na prawo i lewo, napędzana wściekłością. Zdezorientowany zatoczył się do tyłu i upadł. Wyciągnęłam miecz. Dźgnęłam go w brzuch. Najpierw raz. Potem drugi. I trzeci. Nie miałam dla niego litości. Nie po tym, co zrobił.

Zaśmiał się ostatkiem sił.

D: Wiesz co zrobiłaś? Jak mnie zabijesz, to już nigdy go nie zobaczysz. Tylko ja znam zaklęcie, by go ożywić. Popełniłaś drugi najgorszy błąd w swoim życiu.

Zatrzymałam miecz w powietrzu.

Y/n: Nie.. to nie może być prawda... Kłamiesz..! Kłamiesz! KŁAMCA!

Z satysfakcją wpatrywał się we mnie, jak przerażenie zaczęło malować się na mojej twarzy.

Y/n: TY IDIOTO! CZEMU WCZEŚNIEJ MI NIE POWIEDZIAŁEŚ?!

Nadal się uśmiechał.

D: Bo nie dałaś mi się wypowiedzieć. Teraz żałuj. Bo to wszystko twoja wina.

On miał rację. To była moja wina. Zawiodłam. Zjebałam wszystko po całości. Zawaliłam sprawę. Jak mogłam... Patrzyłam jak wykrwawia się na moich oczach. Zabiłam go... Miecz upadł z brzękiem na ziemię. Ponownie przyklękłam przy Ranboo.

Y/n: Zawiodłam... Przepraszam... - łzy płynęły po moich policzkach jak dwa potoki. Łkałam nad nim. Straciłam go... Straciłam...

Co z tego, że Dream nie żyje? Co z tego, że wygraliśmy? Co to za wygrana skoro straciliśmy tak wiele... Dlaczego?!

Złożyłam pocałunek na jego zimnych już ustach. Był to już zapewne ostatni nasz pocałunek. Wtedy poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Zmusiłam się do spojrzenia na tą osobę. Był to Sapnap. Za nim stała reszta. Techno, Phil, Tommy, Will i Tubbo.

S: Jeszcze nie wszystko stracone - odparł z przekonaniem - Ostatnia umiera nadzieja...

------------------------------------------------------------
1271 słów!

Nie bijcie za ten rozdział, błagam QwQ

Będzie jeszcze epilog, spokojnie Q<Q

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top