🎵 - Rozdział 1 - 🎵
~ POV Y/n: ~
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek, który leżał na szafce nocnej obok mojego łóżka. Była 09.50. Usiadłam i niemrawo przesunęłam wzrokiem po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na zdjęciu, które również leżało na szafce nocnej. Ujęłam nieco obtłuczoną ramkę ze zdjęciem w ręce.
Westchnęłam cicho z żalem patrząc za zdjęcie. Fotografia przedstawiała mnie i Dream'a mojego dawnego przyjaciela. To były beztroskie czasy... Ale jak zwykle musiałam coś zepsuć. Starałam sobie wmawiać, że to nie tylko moja wina, choć niestety niezbyt to działało. Odłożyłam zdjęcie na szafkę o wstałam. Podeszłam do szafy i z półki zdjęłam płytę z piosenką "Please tell Rosie" (albo jak kto woli "Music is my best friend"). Włożyłam ją do szafy grającej i zaczęłam śpiewać, w międzyczasie ubierając się, itd.
Even if the lights go out
Even in the summer rain
Even if the sun comes up
Ooh, we keep on dancing, keep on
Even if the lights go out
Even if the rock is long
Even if our heart is broken
Oh, we keep on dancing, keep on dancing
Please tell Rosie
I'm not gonna come back
'Til September 'cause music is my best friend
Once you tell her
To water the flower
I wanna to remember
Music is my best friend
Please tell Rosie
I'm not gonna come back
'Til September 'cause music is my best friend
Once you tell her
To water the flower
I wanna to remember
Music is my best friend
Ubrałam jasnoszarą bluzę, zwykłe jeansy, Adidasy i związałam włosy w kitkę. Poszłam do kuchni i wstawiłam tosty do tostera. W międzyczasie wyjęłam z szafki kocie jedzenie i wsypałam Evie do miski. Szylkretowa kotka zamruczała wdzięcznie i zajęła się jedzeniem. Ja w tym czasie nalałam sobie soku i przyszykowałam dżem. Nagle tosty wyskoczyły z tostera, a ja wywaliłam się na podłogę i zbiłam szklankę z sokiem.
Y/n: JEZUUUUUUU! ZAWAAAŁ...
Evie, która skryła się za ścianą, wróciła ponownie do kuchni. Wstałam z podłogi i zaczęłam zmywać sok z ziemi, zbierając też odłamki szkła. Spojrzałam z nienawiścią na tosty po czym posmarowałam je dżemem i zjadłam. Słodki smak zemsty XD. Po zjedzeniu posiłku, wyszłam na dwór na spacer.
Po drodze do lasu nuciłam sobie jakąś melodyjkę. Wszystko było dobrze, dopóki nie usłyszałam znajomego syczenia z tyłu. Natychmiastowo odskoczyłam na bok. Upadłam pod wpływem ekspolzji Creeper'a. Potem dostałam wyrzuconym w powietrze kamieniem i zemdlałam.
~ POV Ranboo: ~
R: Idę na spacer, Tubbo!
Tb: Spoko, wróć przed wieczorem! - Odparł zajęty gotowaniem kozioł.
R: Oke!
Wyszłem z domu i wspomagając się nieco teleportacją dotarłem do bramy L'manburga. Przekroczyłem ją i ruszyłem w stronę lasu. Często chodziłem tam na spacery. Piękny i cichy las...
Gdy byłem już na skraju lasu, usłyszałem wybuch Creeper'a. Creeper'y nie wybuchają same z siebie, więc natychmiastowo pobiegłem w stronę wybuchu. Początkowo w chmurze dymu nie było nic widać, jednak po chwili dym zaczął się rozpływać, a ja ujrzałem leżącą na ziemi dziewczynę. Bez wahania podbiegłem do niej. Leżała bez ruchu. Czy ona żyje? Pomyślałem.
R: Wszystko w porządku? - zapytałem, nie otrzymując jednak odpowiedzi.
Sprawdziłem czy oddycha. Oddychała. Z głowy dziewczyny ciekła strużka krwi. Musiała dostać czymś w głowę. Pewnie dlatego straciła przytomność. Klęczałem tak przy niej nie bardzo wiedząc co zrobić. Musiałem zatamować krwawienie, to pewne. Zająłem się więc odrywaniem rękawa mojego garnituru, by przycisnąć materiał do jej głowy. W międzyczasie nieznajoma zaczęła odzyskiwać przytomność.
Y/n: Co się..? - Zamilkła widząc mnie.
Z pewnością nigdy nie widziała jeszcze pół endermana. Oderwałem rękaw i przycisnąłem do jej rany.
Y/n: Oh.. twój rękaw...
R: Spokojnie, to nie mój jedyny garnitur. Poza tym, musiałem coś zrobić. Nie mogłem cię tak zostawić. Przynajmniej w ten sposób pomogę - Powiedziałem - Szkoda, że nie mam przy sobie mikstury regeneracji...
Y/n: Moja chatka znajduje się niedaleko. Mam tam różne mikstury. Zaprowa- - już chciała wstać lecz ją zatrzymałem.
R: Zaniosę cię. Jesteś ranna. Wskaż mi tylko drogę - powiedziałem.
Y/n: Tam - wskazała kierunek.
Podniosłem ją. W sumie, była nawet lekka. Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nagle na moją rękę spadła kropla deszczu. Cholera. Syknąłem z bólu. Dziewczyna spojrzała na mnie.
Y/n: Deszcz.. lepiej się pośpieszmy!
Biegłem ile sił w nogach. Wreszcie dotarliśmy do jej chatki. Całkiem przytulna, muszę przyznać. Ułożyłem ją na łóżku w jej pokoju i wziąłem z jej pracowni miksturę regeneracji i siły.
Usiadłem na łóżku obok niej i zdjąłem materiał z jej głowy, po czym wylałem na ranę trochę mikstury regeneracji. Rana natychmiastowo zaczęła się goić. Podałem jej do wypicia miksturę siły, a gdy ją wypiła, była już całkowicie zdrowa. Tylko jej włosy były nadal posklejane od krwi. Dziewczyna usiadła na łóżku obok mnie, i wylała trochę mikstury regeneracji na swoje palce po czym zaczęła smarować miksturą moje rany po deszczu. Odczułem lekkie zakłopotanie.
~ POV Y/n: ~
Lecząc rany pół endermana, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był taki.. inny. Inny na swój sposób... Wyglądał pięknie. Jedna połowa jego ciała była czarna, a druga biała. Miał również dwukolorowe oczy. Jedno zielone, jedno czerwone. Przez jego zmierzwione, puszyste włosy przebijały dwa małe rogi. Oczywiście jeden biały, jeden czarny. Był wysoki, ale znacznie mniejszy niż inne endermany. Miał również ogon, zakończony małym "pędzelkiem". Ubrany był w czarny garnitur z czerwonym krawatem oraz miał na głowie koronę.
Y/n: Dziękuję za to, że mnie uratowałeś.
R: Nie mógłbym cię tam zostawić.
Y/n: Jak ci na imię?
R: Ranboo. Nazywam się Ranboo - uśmiechnął się - A ty?
Y/n: Ja jestem Y/n - odpowiedziałam - Chcesz coś do picia? Lub coś zjeść.. mam ciastka.
R: W sumie to zjadłbym coś.
Y/n: To chodź - poprowadziłam go do kuchni.
Evie podeszła nieufnym krokiem do Ranboo i zaczęła go obwąchiwać.
R: Ooh..! To twój kot?
Y/n: Tak, to jest Evie. Moja kotka.
R: Słodka jest.. - pogłaskał Evie. Ta mu zamruczała.
Y/n: Co chcesz do picia? Kawę? Herbatę? Sok? Wo.. - przerwała - no tak, ty nie pijesz wody... Przepraszam..
R: Nie, nie spokojnie. Piję i myję się tylko w wodzie, do której najpierw naleję specjalny płyn.
Y/n: Ah, okej..
R: A i soku poproszę.
Y/n: Oke, też se przy okazji naleję.
Nalałam do dwóch szklanek soku i postawiłam na stole. Usiadłam na krześle.
Po chwili złapaliśmy jakiś wspólny temat, i śmialiśmy się w najlepsze. Później zaczęło się robić ciemno.
R: Ja niestety muszę już iść. Obiecałem przycielowi, że będę przed wieczorem.
Y/n: Odprowadzić cię?
R: Jak chcesz.
Y/n: Oke to idziemy!
Odprowadziłam Ranboo na skraj lasu.
Y/n: Spotkam cię jeszcze kiedyś? - zapytałam z lekkim smutkiem w głosie.
R: Możemy jutro, jak chcesz. Tutaj się spotkamy - uśmiechnął się.
Y/n: Pewnie. O której?
R: 14:50?
Y/n: Spoko.
R: To do zobaczenia!
Y/n: Paaaa!
Patrzałam jak odchodził. Spoko z niego gość. Po chwili wróciłam do domu.
------------------------------------------------------------
1118 słów (bez tej notatki) no szczerze, nie spodziewałam się, że tyle napisze XD
Rodział 2 już niedługoooo
A tak wgl, to jak wam się podoba?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top