rozdział 11
Dwa tygodnie później
Edwin nie wiedział, że Naomi przeżywała po raz kolejny swój mały kryzys w łazience. Nie zwracał uwagi, że siedziała tam już piętnaście minut, kolejny raz czekając na wynik testu ciążowego, który kupiła dzień wcześniej w pobliskiej aptece. Była załamana i szczęśliwa jednocześnie, choć cholernie się wtedy bała. Nie była gotowa na macierzyństwo, nie była gotowa, by skontaktować się nawet ze swoimi braćmi, czy przyjaciółmi, a co dopiero z Leo, który nieustannie do niej wydzwaniał.
- Żyjesz tam, Naomi? - spytał głośno Edwin, nieco zmartwiony, że tak długo siedziała w łazience. Było to dla niego dziwne.
- Tak! Już wychodzę!
Naomi natychmiast schowała testy do kieszeni spodni i przemyła twarz, chcąc pozbyć się śladów łez. Sama nie wiedziała, dlaczego w ogóle płakała - czy z radości, czy z bezsilności, która była jednak o wiele silniejsza. Ogarnęła się szybko, po czym wyszła z łazienki, dostrzegając Edwina siedzącego w salonie i grającego wtedy w jakąś grę. Właśnie tak go sobie zawsze wyobrażała w dorosłym życiu.
- Dobrze pamiętam, że twoja mama jest lekarzem, prawda? - zagadnęła, siadając obok niego. Jego towarzystwo bardzo jej służyło.
- Taak, jest, tyle że ginekologiem. Nie pomoże ci zbytnio, jeśli źle się czujesz. - wyjaśnił Edwin, nawet na nią nie spoglądając. Nie miał na to czasu w tamtym momencie.
- Tak, wiem. Po prostu chciałam się upewnić. - odparła Naomi od razu, zakładając kosmyk włosów za ucho. Nie przypominała wtedy tej bezwzględnej, pewnej siebie dziewczyny. - Dałbyś mi do niej numer?
- Po co?
- Wiesz, zawsze ją lubiłam. Chciałabym się z nią spotkać i chwilę porozmawiać. Słyszałam też, że rozmawiałeś z nią dzisiaj rano. Wybacz, że podsłuchiwałam.
- To coś poważnego? - spytał od razu, pauzując grę, by skupić się na niej całkowicie. Zmartwiło go, że chciała numer do jego matki. Widząc jednak jej minę, postanowił ustąpić. - Niech ci będzie. Wiesz, że nie potrafię ci odmówić. Nigdy nie potrafiłem.
- Dzięki, Eddie. - wyszeptała, przytulając go od boku. Była mu niesamowicie wdzięczna.
- Proszę, nie mów tak na mnie.
- Eddie...
Edwin złapał najbliżej leżącą poduszkę i zaczął w nią krzyczeć, co Naomi skwitowała śmiechem. Kiedy znów na nią spojrzał, uśmiechnęła się do niego tak niewinnie, że nie potrafił jej odmówić. Choć nigdy nie traktował ją w inny sposób, niż przyjaciółkę, tak nigdy nie potrafił zrobić czegoś wbrew jej woli. Była przekonująca, była jego cholerną słabością, dla której był w stanie zrobić wszystko.
- Masz. Poszukaj sobie jej numeru.
Naomi wywróciła oczami, ale odebrała od niego telefon i zaczęła szperać po jego telefonie, w poszukiwaniu odpowiedniego kontaktu. Nie była szczególnie zdziwiona, że dał jej swój telefon, nawet jeśli miał zapisanych kilka podejrzanych numerów. Nie zwracała na nie uwagi, najzwyczajniej w świecie nie zamierzając drążyć. Ona sama miała numery do swoich przyjaciół, którzy, bądź co bądź, byli kryminalistami tak jak ona sama. Jedynie Louis, Erick i Penny byli osobami, które w jakiś sposób mogły wzbudzić zaufanie.
- Masz mnie zapisaną królewna? - parsknęła, rozpoznając swój numer w jego kontaktach. Nie spodziewała się, że będzie miał ją tak zapisaną.
- Narzekasz? Lepsze to niż kryminalistka. - skwitował, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic.
- Dzięki, miłe to było.
- Nie zaprzeczysz! Wciąż nie wiem, jakim cudem cię tutaj przygarnąłem. Ufam ci, bo nigdy nie byłaś dla mnie agresywna, nigdy nie zrobiłaś nic, przez co uznałbym cię za zagrożenie. Ale sam fakt, że potrafisz zabić bez mrugnięcia okiem... - wyjaśnił, kręcąc głową sam do siebie. Sam nie wiedział, dlaczego na to wszystko pozwalał, nie musiał jej przecież pomagać. - W dodatku ta broń...
- Mam też kilka noży. - dodała Naomi, specjalnie mu o tym mówiąc. Lubiła go straszyć w ten sposób.
- Świetnie. - skwitował, odchylając głowę do tyłu.
- Ostatni raz zabiłam jakieś cztery miesiące temu, od tego czasu ani razu nie pociągnęłam za spust.
- Nie wiem, kiedy ty się tak zmieniłaś, Naomi. W życiu bym nie powiedział... - zaczął Edwin ponownie, znów kręcąc głową. Momentami naprawdę zastanawiał się, czy to była ta sama Naomi, którą tak polubił w dzieciństwie.
- Możemy o tym nie rozmawiać? Będę wdzięczna, jeśli będziesz mnie traktować jak równą sobie, tak jak kiedyś. Wiem, że to będzie teraz trudne, ale... - powiedziała, ale nie dane jej było dokończyć, bo Edwin niemalże od razu jej przerwał.
- Masz moje słowo, królewno.
Naomi czuła wtedy taką wdzięczność, jak gdyby dotąd. Z dnia na dzień uświadamiała sobie, że przebywanie w towarzystwie Edwina znacząco jej służyło. Nie czuła się tak zestresowana, jak wcześniej, nie przejmowała się tym, że znów będzie musiała zabić, jednocześnie w ten sposób wracając do pracy. Żyła tak, jak chciała, w miejscu, które nigdy nie należało do niej, a które w ostatnim czasie stało się jej domem. Cieszyła się, że Edwin w ogóle pozwolił jej zamieszkać u siebie, że nie wyrzucił jej, kiedy tylko dowiedział się, co robiła i kim była. Był przy niej bez względu na wszystko.
- Kocham cię, wiesz? - powiedziała cicho, patrząc na niego z wdzięcznością. Tak bardzo cieszyła się, że jej nie odtrącił.
- Masz narzeczonego. - przypomniał, marszcząc brwi. Nie spodziewał się tamtego wyznania.
- Tak, ale... - zaczęła, chcąc się jakoś wytłumaczyć, jednak on znów nie pozwolił jej dokończyć.
- Ja ciebie też, królewno.
~*~
Kiedy Naomi wchodziła do gabinetu matki Edwina, czuła, że zaraz zemdleje. Niby wiedziała, że kobieta nic nikomu nie powie, ale sam fakt, że miała jej zrobić badania, które miały tylko potwierdzić jej ciążę...
- Dobry. - przywitała się, wchodząc do odpowiedniego gabinetu. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe.
- Cześć, kochanie. Jak ja dawno cię nie widziałam. Ale żeś wyrosła. - odpowiedziała kobieta, podchodząc do niej czym prędzej. Natychmiast zamknęła ją w uścisku.
- Pani też się nieco zmieniła.
- Zestarzałam się trochę. - zaśmiała się, spoglądając na samą siebie. Zaraz jednak wskazała jej w odpowiednią stronę. - Proszę, połóż się na łóżku i podciągnij koszulkę. Już do ciebie idę.
Naomi zrobiła to, o co kobieta ją poprosiła i ułożyła się na kozetce. Lekarka natychmiast się koło niej znalazła, odpaliła odpowiednie urządzenie i posmarowała jej brzuch maścią. Już po chwili dziewczyna poczuła na ciebie urządzenie, którym wykonywało się USG, więc odruchowo spojrzała na niewielki monitor, który znajdował się obok.
- Spójrz. Tutaj... Tutaj rozwija się nowe życie. - wyjaśniła kobieta, wskazując dłonią na monitor. Choć niewiele można było zobaczyć, Naomi wiedziała.
- Czyli dobrze przeczuwałam, że jestem... - zaczęła, spoglądając na kobietę z lekką obawą, załamaniem, smutkiem, ale również szczęściem.
- Tak, kochanie. Będziesz mamą.
Po skończeniu badania i krótkiej rozmowie z matką Edwina, Naomi postanowiła się przejść. Musiała przemyśleć wszystko na spokojnie, poukładać sobie wszystko w głowie. Niby to była kwestia potwierdzenia ciąży, wiedziała, że teraz jej życie zmieni się diametralnie. Sama już nie wiedziała, czy cieszyć się z tego dziecka, czy płakać. Zawsze chciała mieć dzieci, chciała mieć pełną rodzinę, ale odkąd zginęli jej rodzice... Wszystko straciło sens.
Naomi nie przejęła się zbytnio, kiedy pierwsze krople spadły na jej twarz. Nie zwróciła uwagi na to, że z minuty na minutę zaczęło padać coraz mocniej. Widziała jedynie uciekających przed deszczem ludzi, którzy za wszelką cenę próbowali się ukryć. Ona jednak szła przed siebie spokojnym krokiem, nie zakładając na siebie nawet kaptura. Pozwoliła wodzie spływać po swojej twarzy i włosach.
Wzdrygnęła się nagle, kiedy jej telefon zaczął nagle dzwonić. Natychmiast wyciągnęła go z kieszeni kurtki, dostrzegając, że dzwonił do niej Edwin. Nie robił tego zbyt często, właściwie to zrobił to tylko raz, od kiedy znów się spotkali. Dlatego odebrała, bo mógł chcieć od niej wszystko.
- Co jest? - spytała niemalże od razu, nie zwracając uwagi na to, że się nie przywitała. Rzadko kiedy się z nim witała.
- Gdzie ty jesteś? Mama dzwoniła i powiedziała, że od niej wyszłaś, a wciąż cię nie ma. Na zewnątrz pada, przeziębisz się.
- Martwisz się, Eddie. - skwitowała, nieświadomie się uśmiechając. Ton jego głosu jasno sugerował, że się o nią martwił.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to skopię ci tyłek. - warknął, łapiąc się za nasadę nosa. Nienawidził, gdy tak się do niego zwracała, nawet jeśli było to urocze na swój sposób. - I tak, martwię się, okey?
- No dobrze, już dobrze. Jestem niedaleko twojego mieszkania, zaraz będę.
- Wykończysz mnie. Wykończysz mnie, dziewczyno. - mruknął ostatecznie, wzdychając głośno. - Widzę cię tu za kilka minut, mam ważną sprawę, królewno.
Nie dając Naomi w żaden sposób odpowiedzieć, Edwin natychmiast się rozłączył. Ona sama schowała telefon z powrotem do kieszeni i przyspieszyła nieco kroku, chcąc jak najszybciej wrócić do mieszkania chłopaka, by się przebrać w coś suchego i przede wszystkim dowiedzieć, o co chodziło z tą ważną sprawą, którą do niej miał.
Dotarła tam już po kilku minutach, czując jedynie zimno. Wzdrygnęła się, ściągając z siebie przemoczoną kurtkę oraz buty, po czym ruszyła w głąb mieszkania. Na jej drodze niemalże od razu stanął Edwin z kocem w ręku, co nieco ją zdziwiło. Uśmiechnął się delikatnie, podchodząc do niej i owijając ją ów kocem, by było jej ciepłej.
- Dzięki, Eddie.
- Naomi, zaraz coś ci zrobię. - powiedział stanowczo, mierząc ją wręcz nienawistnym spojrzeniem.
- Mów lepiej, co to za ważna sprawa, którą dla mnie masz. Coś się stało? - spytała, opatulając się szczelniej kocem.
- Wpadł na mnie dzisiaj pewien chłopak. Zaczęliśmy rozmawiać, aż w końcu pokazał mi twoje zdjęcie i spytał, czy gdzieś cię widziałem. Skłamałem, że cię nie znam, ale prosił, żebym się z nim skontaktował, gdybym cię gdzieś spotkał. - wyjaśnił pokrótce, siadając wraz z nią na kanapie. - Zaraz po tym od razu do ciebie zadzwoniłem.
- Wiesz, jak mu na imię? - spytała, zaciekawiona, kto to mógł być. A mógł to być dosłownie każdy.
- Coś na M, ale nie pamiętam teraz.
- To nie może być Matt, prawda? - spytała dla upewnienia, marszcząc brwi. Wiedziała, że Edwin znał jej braci.
- Nie, nie, to ani Matt, ani Frankie. Rozpoznałbym ich, oni mnie z resztą również. Nie zmieniłem się aż tak bardzo na przestrzeni lat. - stwierdził ze śmiechem, czemu nie można było zaprzeczyć.
- To akurat fakt. - zaśmiała się, bezwstydnie lustrując go wzrokiem - Jeśli to chłopak i jego imię zaczyna się na M, to ewidentnie musi być Milo. Nie znam nikogo innego, kto mógłby mieć imię na M i mnie szukać.
- Może, nie wiem. Mam do niego numer. - stwierdził Edwin, wyciągając z kieszeni telefon, by jej go podać. Ona jednak pokręciła głową.
- Tak, ja też.
Naomi chciała dodać coś więcej, ale poczuła nagle nieprzyjemny smak w ustach, o czym świadczyło tylko jedno. Nie mówiąc nic, zatkała usta ręką i wręcz biegiem ruszyła do łazienki, zwracając całą zawartość swojego żołądka do ubikacji. W oczach momentalnie pojawiły się jej łzy, a Edwin, który wszedł za nią do pomieszczenia, złapał wszystkie jej włosy, by sobie ich nie ubrudziła. Z czułością położył dłoń na jej plecach, nie patrząc jednak, kiedy wymiotowała.
Kiedy w końcu jej przeszło, natychmiast podniosła się na równe nogi i podeszła do umywalki, by przepłukać usta. Zaraz po tym usiadła na ziemi, opierając się o szafkę pod umywalką. Edwin zrobił to samo, obejmując ją ramieniem i przyciągając do swojego torsu. Martwił się.
- Kolejny raz już słyszę, że wymiotujesz. To nie może być zatrucie, bo już dawno by przeszło. - stwierdził, jak gdyby nigdy nic. Zerknął na nią, dostrzega, że była wyraźnie blada. - Jesteś w ciąży, prawda? To dlatego chciałaś spotkać się z moją mamą.
- Wybacz, że nie powiedziałam ci od razu. Chciałam sama to załatwić. Nie chcę cię obarczać swoimi problemami, bo i tak już dużo dla mnie robisz.
- Naomi, jesteśmy przyjaciółmi. Pomogę ci w każdej sytuacji i z każdym problemem. Tylko musisz mi o wszystkim mówić.
- Wiem, Edwin. Po prostu... - zaczęła, wzdychając cicho. W jej oczach momentalnie zagnieździły się łzy, których tak bardzo nie chciała. - Zbyt wiele spada na moje barki przez ostatnie miesiące, że nie daję już rady. To dlatego postanowiłam na jakiś czas uciec z LA, by odpocząć.
- Zamierzasz wrócić? - spytał, chcąc wiedzieć, co planowała. Zamierzał jej pomóc bez względu na wszystko.
- Nie wiem.
- Twoi bliscy na pewno się martwią. Twój narzeczony, twoi bracia, przyjaciele... Nie możesz ich zostawić. Musisz dać im znać, że żyjesz i gdzie jesteś. - oznajmił, zdając sobie sprawę, jak trudne to dla niej było. Musiał jednak coś zrobić.
- Nie mogę, Edwin. Nie jestem gotowa. - wyszeptała, czując dziwny ścisk w sercu. Miała tak wielką ochotę się rozpłakać.
- Naomi...
- Proszę, nie drąż.
Edwin westchnął ciężko, po czym podniósł się na równe nogi. Nachylił się jednak i, ku zaskoczeniu Naomi, złapał ją pod kolanami, podnosząc do góry. Zaskoczona, natychmiast objęła jego szyję ramionami, wtulając się w jego tors. Czuła się wyjątkowo bezpiecznie w jego towarzystwie, hamował się przy niej - nie palił, nie ćpał, nie pił... Widziała w nim swojego dawnego, nieco pulchnego przyjaciela, który był dla niej jedną z najważniejszych osób.
- Dziękuję, Eddie.
Wtedy, ku zaskoczeniu Edwina, Naomi pocałowała go w policzek, nieświadomie sprawiając, że się zarumienił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top