rozdział 20

- Gdzieś ty się zapodziała? Leo cię szukał, a Matt nawet nie wspomniał, że wychodzisz.

Naomi wywróciła oczami na słowa brata. Fakt, że powiedziała, że wychodzi, i mimo że nie było to tajemnicą, to nie chciała, żeby wszyscy wiedzieli. Wystarczyła myśl, że sama musiała wszystko załatwić, że musiała udawać.

- Mam sprawę do załatwienia, Frankie. - mruknęła dziewczyna, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu pewnego chłopaka. Zauważenie go było jej priorytetem, nawet jeśli wszędzie kręcili się ludzie.

- Tą, o której myślę? - spytał Frankie, drapiąc się po głowie. Domyślał się, o co chodzi i choć nie znał do końca szczegółów, wiedział, jakie zadanie miała jego siostra. Może nie interesował się tym tak bardzo, ale dziewczyna zawsze mogła liczyć na jego wsparcie. Wbrew pozorom nie był wcale tak lekkomyślny czy głupi.

- Tak. - przytaknęła od razu Naomi, po czym nagle oderwała się od ściany jednego z budynków, dostrzegając na horyzoncie dość znajomą twarz, na którą tyle czekała. - I muszę kończyć. Mój cel jest na dwunastej.

- Powodzenia. I nie daj się zabić, siostra.

- Da się zrobić. - odparła, uśmiechając się pod nosem. Ceniła sobie wsparcie Frankie'ego, kochała go niezależnie od tego, co robił i jaki miał charakter. Był przecież jej starszym bratem, który wskoczyłby za nią w ogień. Dosłownie. - Widzimy się później, cześć.

Frankie nie protestował, gdy się rozłączyła. Zajął się sobą, natomiast Naomi natychmiast ruszyła w stronę chłopaka, który kierował się w jej stronę. Prędko do niego podeszła, uśmiechając się pod nosem.

Czas zacząć udawać.

- Cóż za spotkanie. Louis, jak dobrze pamiętam. Jak komputer? Nie jest zniszczony? Żyje? - zapytała niemalże od razu, na co Louis, nieco oszołomiony, odpowiedział dopiero po chwili. Widok dziewczyny mocno go zdziwił,bale również ucieszył, bo bądź co bądź była ładna i mu się w jakimś stopniu podobała, choć nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy.

- A tak, jest cały. Choć i tak miałem kupić nowy. - stwierdził, drapiąc się po karku, nieco zawstydzony i zakłopotany. Nie spodziewał się ponownego spotkania z nią i to w tak krótkim czasie. - Blanka, tak? - spytał dla upewnienia, wskazując w jej stronę dłonią. Nastolatka pokiwała głową, zakładając kosmyk swoich rozpuszczonych włosów, w których nie chodziła za często.

- Zgadza się.

- Jak tam urodziny? - zagadnął, ciekawy tamtego tematu. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że Naomi na żadnych urodzinach nie była i na swoje nieszczęście też o tamtej sytuacji zapomniała.

- Urodziny, oczywiście. Wyszło wszystko świetnie. - powiedziała prędko, chcąc jak najszybciej zmienić temat ich rozmowy. Prędko przybrała swój firmowy uśmiech, splatając razem palce za plecami. - Miło, że pamiętałeś.

- A tak jakoś... - zaśmiał się cicho, jeszcze bardziej zawstydzony całą sytuacją. W jego głowie narodził się jednak plan, jak temu zapobiec, i natychmiast wziął się za jego realizację. - Spieszysz się gdzieś?

- Właściwie to i tak nie mam, co tu robić. Chciałam trochę pozwiedzać, zanim wrócę do siebie. - oznajmiła Naomi, wzruszając ramionami. Jak ogromne miała szczęście, że wtedy przypomniał o tych urodzinach, a ona przypomniała sobie o tych rzeczach, które wtedy do niego powiedziała. To ratowało jej tyłek w tamtej chwili.

- To może cię oprowadzę, co? Znam dość dobrze to miasto. - zaproponował niemalże od razu, nie zastanawiając się nawet nad tym. To był jakiś odruch, którego nie potrafił kontrolować.

- Mógłbyś? Byłabym wdzięczna, naprawdę.

Jego uśmiech... Złamał ją, ale nie mogła przecież tego pokazać. Był jej "misją", miała dowiedzieć się, jak najwięcej, a nie łapać z nim jakąś nić porozumienia. Ale nie mogła nic poradzić na to, że jego oczy i uśmiech tak na nią działały.

- To gdzie chciałabyś iść najpierw? - spytał, co wyrwało ją z chwilowego transu. Naomi uśmiechnęła się do niego, starając się jakoś opanować. Nie mogła nawalić.

- Wybierz, ja nie za bardzo się znam.

~*~

Dochodził pomału wieczór, co jednak nie przeszkadzało Naomi czy Louis'owi, którzy wciąż chodzili po mieście. Żadne z nich nie zwracało zbytniej uwagi na godzinę, czy późną porę. Naomi łapała się na tym, że nie był wcale taki zły, a później dochodziło do niej, że pracował dla policji i jej szukał.

I ich temat prędko zszedł na tamte tory.

- Słyszałaś może o Willow? - spytał znikąd, a ją jakby sparaliżowało. Serce zabiło jej mocniej, dotarło do niej, że wtedy musiała się mocno pilnować, by nie zdradzić, że wiedziała dużo na... Swój temat.

- O kim? - odparła po chwili, marszcząc brwi. Niezależnie przełknęła ślinę, modląc się w duchu, żeby łyknął jej ściemę.

Dobrze wiesz, o kim.

- O Willow. Jest niebezpieczna i zdecydowanie ma dobrego cela. Wielokrotnie już zabiła, ale najwyraźniej nie ma żadnych wyrzutów sumienia.

- Masz pewność? Nie znasz jej. - powiedziała, jakby oburzona, jednak Louis nie zwrócił uwagi na zmianę jej tonu, za co dziękowała mu z całego serca.

- Fakt. Ale takie osoby, jak ona nigdy nie mają wyrzutów sumienia. - stwierdził oczywistym tonem, a ją wtedy coś ukłuło w sercu. Nie miał pewności, nigdy nie był w takiej sytuacji, nigdy nie musiał zabić, okraść kogoś, czy pobić. Nie mógł tego wiedzieć.

Zdziwiłbyś się, Louis.

- A właściwie, dlaczego mi to mówisz? Chyba lubisz takie klimaty, co? Morderstwa, zbrodnie, itp. - zaśmiała się cicho, odwracając go delikatnie w ramię. Musiała jakoś rozluźnić atmosferę, choćby dla samej siebie.

- Nie do końca, ale ta dziewczyna jest dla mnie zagadką, którą chciałbym rozwiązać. - powiedział niezwykle zdeterminowany, a uśmiech z jej twarzy zniknął, bo widziała, że wkręcił się w temat i mówił całkiem poważnie. - Wiesz, ona nie zostawia po sobie śladów, policja nie wie, kim naprawdę jest i jak wielu już zabiła, a na pewno to już spora liczba. - dodał, zerkając na nią ukradkiem, jakby chcąc sprawdzić jej reakcję. Kiedy Naomi nie zareagowała na to w żaden sposób, Louis kontynuował, nie zdradzając nawet, że sam maczał w tym palce. - Moi rodzice są policjantami i w ostatnim czasie zbierają informacje na jej temat, co nie jest takie proste. Wiedzą, że musi z kimś współpracować, bo sama zdecydowanie nie zabiłaby w dwóch miejscach na raz.

- Nie znam jej i nie wiem o niej za wiele. Nie mogę ci mówić, co mógłbyś zrobić w tej sprawie, jak ją znaleźć, czy coś. Ale na twoim miejscu może spróbowałabym ją namierzyć? Albo, czego ci nie życzę, kiedyś ją gdzieś spotkać i coś sprawdzić, nie wiem, czym się tam zajmuje policja. - oznajmiła wbrew samej sobie. Kłamanie i nakłanianie go do tamtych czynności było dla niej chyba najtrudniejszym zadaniem. - Spróbujcie może znaleźć jakieś ślady na jej temat, cokolwiek. Przecież nie może być nieskazitelna, perfekcyjna, idealna, nie? - dodała już ze śmiechem, choć wcale nie było jej do śmiechu.

- Możesz mieć rację. - stwierdził, początkowo niezbyt przekonany do tego pomysłu. Zaraz jednak dotarło do niego, że miała rację, a on nie mógł o tym zapomnieć i jak najszybciej przekazać wszystko policji. - Muszę im o tym powiedzieć. Nie będziesz chyba zła, co? - spytał, bo mimo wszystko to był właśnie JEJ pomysł. Nie chciał go sobie przywłaszczać, ale miał lepszy dostęp do wszelkich danych i znajomości, niż ona.

Bynajmniej w jego mniemaniu.

- Jeśli w taki sposób mogłabym jakoś pomóc policji...

Jeśli mogłabym zrobić cokolwiek, by psiarze stracili osobę, która im pomaga i za dużo wie, to chętnie to zrobię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top