rozdział 14

Louis wyprowadził Naomi z pomieszczenia, pilnując jej uważnie, by nie zrobiła nic głupiego. Ochroniarze, jak i znajdujący się tam policjanci przyglądali się im uważnie, mierząc ich wzrokiem, ale żadne z nich nie zwracało na to większej uwagi. Jedyne co siedziało wtedy w głowie dziewczyny to świadomość, że gdzieś tam znajdowali się jej bracia, ukochany i przyjaciel.

- Kim oni właściwie dla ciebie są? - zagadnął Louis, ciekawy, kim tak właściwie była czwórka chłopaków, którzy razem z nią zostali złapani. Zdawał sobie sprawę, że musieli być blisko, bo pytali głównie o nią.

- Moją rodziną.

Tamten uśmiech na jej twarzy jasno sugerował mu, że tak właśnie było. Sam się delikatnie uśmiechnął, kładąc dłoń na jej plecach, tym samym kierując ją w odpowiednią stronę. Kiedy tylko wyszli zza zakrętu, oboje dostrzegli czwórkę chłopaków kłócących się z jakimś policjantem. Naomi zerknęła ukradkiem na Louisa, po czym odwróciła głowę do swoich bliskich.

- Ej! Chłopaki! - zawołała z uśmiechem, by zwrócić na siebie ich uwagę.

Nie musiała długo czekać na ich reakcję. Wszyscy odwrócili się w jej stronę, po czym ruszyli na nią, tracąc zainteresowanie policjantem, który prędko zniknął w jakimś pomieszczeniu. Jako pierwszy pojawił się przy niej Leo, który od razu ją do siebie przytulił, ciesząc się, że wreszcie mógł ją zobaczyć. Zaraz odsunął się od niej nieznacznie, łapiąc jej twarz w swoje dłonie. Naomi zaśmiała się cicho, łącząc ich usta razem. Zaraz jednak znów go przytuliła.

- Tak się cieszę, że nic wam nie jest. - powiedziała, ściskając go mocno. Czuła się w tamtym momencie spełniona, nie potrzebowała nikogo więcej do szczęścia, niż ich towarzystwa.

- Traktowali cię dobrze? - spytał Leo, odsuwając się od niej, by mogła przywitać się z resztą. Patrzył jednak na nią, z troską odgarniając włosy z jej twarzy.

- Teoretycznie tak. W praktyce trochę im to utrudniałam. - zaśmiała się Naomi, witając się szybkim przytuleniem z pozostałą trójką chłopaków. - Tak przy okazji, chciałam wam w końcu kogoś przedstawić. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale chcę żebyście go znali. - dodała, po czym odwróciła się do stojącego nieopodal Louisa, którzy przyglądał się im w ciszy. - To Louis.

Cała czwórka spojrzała na stojącego obok Naomi blondyna, który speszył się pod ich czujnym spojrzeniem. Trochę go wtedy przerażali.

- A to Fire boy, Lost, Oprhan i Viligante. - przedstawiła Naomi, wskazując na każdego po kolei. Posłała im szczery uśmiech, nie mogąc się przed tym najzwyczajniej w świecie powstrzymać.

- Chciałbym powiedzieć, że miło was poznać i w ogóle, ale nie wiem, czy to odpowiednie słowa. - zaśmiał się Louis dość nerwowo, drapiąc się po karku. Cieszył się, że w końcu ich poznał, ale sam fakt, że stał przed zabójcami... - Mam nadzieję, że dobrze was traktowali. Starałem się, by nie zrobili wam krzywdy.

- Prędzej to my byśmy zrobili krzywdę im. - odpowiedział Matt z powagą, a po plecach chłopaka przeszły dreszcze. Żadne z nich się tym nie przejęło, bo bracia dziewczyny natychmiast stanęli po obu jej stronach, patrząc na nią z czułością.

- Najważniejsze, że Willow jest cała i zdrowa. - dodał Frankie, obejmując nastolatkę w pasie. Pocałował ją w głowę, zerkając na swojego brata, który stał tuż obok.

Louis obserwował ich, z daleka już widząc, jak silną więź wszyscy ze sobą mieli. Traktowali się najlepiej, jak się dało, żaden z nich nie zwracał uwagi na umiejętności, wiek, czy płeć pozostałych. Szanował to i w jakimś stopniu zazdrościł im tamtej relacji.

- My już się będziemy zwijać. Dziwnie się czuję w tym miejscu. - oznajmiła nagle Naomi, wyrywając tym blondyna z chwilowego zamysłu. - Dzięki za pomoc, Louis.

- Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość. - odparł zgodnie z prawdą, uśmiechając się delikatnie. - I współczuję straty rodziców.

Matt i Frankie spojrzeli na swoją siostrę, zdziwieni, że chłopak w ogóle o tym wiedział. Żadne z nich wie jednak nie odezwało, łącznie z Naomi.

Zaraz cała piątka wyszła z budynku, nie chcąc wracać tam już nigdy więcej.

~*~

Atmosfera, jaka panowała po śmierci Danielle i Cole'a była nie do zniesienia. Rodzeństwo Beckett chodziło strute przez cały czas, ale nikt nie raczył ich pocieszać, nikt nie powiedział, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży... Nie zamierzali kłamać, choć nadzieja na lepsze jutro była.

Tamtego deszczowego dnia odbywał się pogrzeb małżeństwa na pobliskim cmentarzu. Nie znalazło się tam dużo osób, jedynie najbliższa rodzina, pracownicy Christine i Drago, a także pracownicy Luizy. Każdy z nich pożegnał się z Danielle i Cole'em, po czym rozeszli się w swoje strony. Naomi, Matt, Frankie i Leo jednak zostali, patrząc na grób zmarłych z pewnego rodzaju bólem.

- Nie mogę uwierzyć, że ich już nie ma. Że nigdy się do nich nie odezwę, nie przytulę, nie pokłócę... - powiedziała cicho Naomi, czując, jak dłoń Leo zacisnęła się na jej talii.

- Jeszcze będzie dobrze. - powiedział, opierając głowę o tą jej. Chciał w ten sposób dać jej znać, że zawsze był tuż obok niej, niezależnie od sytuacji. - Nawet jeśli ich tu teraz nie ma, to zawsze pozostaną w waszych sercach.

Nie odezwali się już więcej. Naomi wtuliła się plecami w pierś Leo, który objął ją od tyłu i tępo patrzyła na świeży grób rodziców przed sobą. Matt i Frankie stali tuż obok, co wyglądało, jakby robili za ich ochroniarzy. I zapewne staliby tak przez dłuższy czas, gdyby tuż za nimi nie rozległ się znany im głos.

- Wybaczcie, że przerywam wam tą chwilę, ale chciałem chwilę z wami porozmawiać. - powiedział Louis, podchodząc do nich bliżej. Pozostawał jednak czujny i trzymał ich na pewien dystans, nie chcąc im w żaden sposób podpaść.

- O co chodzi? - spytała Naomi, przenosząc na niego swój wzrok. Louis prędko dostrzegł, jak blisko stała z Leo i od razu domyślił się, że między tamtą dwójką coś było. Szczególnie, że widział, jak ostatnim razem się całowali.

- Wiem, jak absurdalnie może to teraz zabrzmieć, ale może chcielibyście nam pomóc?

Cała czwórka spojrzała po sobie, marszcząc brwi.

- Co masz na myśli? - zagadnęła dziewczyna, ponownie się do niego odwracając. Chłopak wyprostował się nagle, zamierzając im wszystko wyjaśnić. Przecież takie dostał zadanie.

- Mówiłaś o tym facecie, policja już zaczęła poszukiwania, ale nie wiemy za wiele. Poprosili mnie, bym do was zagadał i poprosił o pomoc.

- Kto by pomyślał, że policja będzie potrzebowała pomocy zabójców. - odezwał się nagle Matt, zerkając z nieufnością na Louisa.  Naomi od razu uderzyła brata w pierś, nie dziwiąc się, że mu nie ufał.

- Przestań. - warknęła mimo wszystko, chcąc go uspokoić. Nie chciała robić kwasów, bo Louis sporo jej już pomógł, a przede wszystkim uwolnił, za co naprawdę mu dziękowała. - Jak miałaby wyglądać niby ta współpraca?

- Wiemy, że większość z wami pewnie jest szpiegami i, jak wielokrotnie się przekonaliśmy, wiedzieliście o wszystkim znacznie wcześniej, niż policja. Gdyby nie niektóre wasze przestępstwa, pewnie nigdy nie wiedzielibyśmy o niektórych sprawach.

- To akurat fakt. To my zaczynaliśmy, a policja tylko się o wszystkim dowiadywała, już po fakcie dokonanym. - odparł Leo, kiwając głową na potwierdzenie tamtych słów. Zerknął na rodzeństwo, zdając sobie sprawę, że mieli to samo zdanie, co on.

- Sami widzicie. Jesteście ogniwem, które napędza policję. To matoły, ale szybko się uczą. - skomentował Louis, rozbawiając tym pozostałych. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Czy ty żeś właśnie obraził swoich kolegów? - spytał Frankie, patrząc na niego z rozbawieniem. Zaczynał to pomału lubić.

Louis wzruszył tylko ramionami, śmiejąc się pod nosem. Naomi spojrzała na niego, uśmiechając się delikatnie.

- To jak? Zgadzacie się nam pomóc?

- Pod warunkiem, że nas nie zamkną po wszystkim. - oznajmiła dziewczyna, stając z chłopakiem twarzą w twarz. Nie był to pierwszy raz i zapewne nie ostatni, ale za każdym razem wzbudzał w Louisie te same emocje.

- Da się załatwić. - zadeklarował, gotowy zrobić wszystko, byleby się zgodzili. On też zawdzięczał im już trochę, a z drugiej strony, chciał im po prostu pomóc.

- I działamy po naszemu. - dodała Naomi, patrząc na niego znacząco.

- Na to nigdy się nie zgodzą, ale zobaczę, co da się zrobić. - oznajmił Louis, zerkając ukradkiem na resztę. Zaraz wrócił wzrokiem na dziewczynę przed sobą, której najbardziej wtedy ufał. - Będę już spadać. Zgadamy się jeszcze, Willow.

- Jasne.

Już po chwili Louis odszedł od nich, więc Naomi odwróciła się przodem do pozostałej trójki, uśmiechając się pod nosem. Choć czuła się fatalnie, świadomość, że wszystko mogło się ułożyć, napawała ją pozytywnymi emocjami.

- Nawet miły ten cały Louis. - skomentował nagle Frankie, na co pozostali zaśmiali się cicho.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top