Pierwsze zaskoczenie

- Czarny Kocie, uważaj, Lady Wi-Fi znowu atakuje!

- Nie złapiecie mnie! Ha ha ha! - po pokoju rozniósł się "złowrogi" głos brązowowłosej dziewczynki. Marinette zakryła usta dłonią, by powstrzymać chichot, który mimowolnie chciał się wydobyć z jej ust. Wiedziała, że śmianie się z nieudolnych prób udawania wrogiego krzyku przez sześciolatkę nie było dobrym pomysłem. Zamiast tego uniosła wysoko swoją szmacianą lalkę, uciekając jednocześnie przed ową Lady Wi-Fi. Zaraz jednak się zatrzymała w połowie ruchu, przybierając zamyśloną minę. Zdezorientowana Manon cofnęła się na swoje miejsce. - Co się stało? 

- Jeśli mam cię złapać, to dlaczego ja uciekam? - nastolatka spytała samej siebie, na co dziewczynka obok zareagowała cichym chichotem. Słysząc to, granatowłosa rzuciła się w jej kierunku z uniesioną w górze lalką. - Zaraz cię dopadnę, Lady Wi-Fi! Nie myśl sobie, jestem najszybszym Czarnym Kotem w okolicy! 

Dziewczęcy śmiech spowodowany naśladowaniem przez Marinette głosu jednego z bohaterów Paryża rozbrzmiał w pomieszczeniu, przez co i ona sama zareagowała tym samym. Dopadła Manon, przyciągając ją do siebie i łaskocząc po żebrach, tak, że miły dla ucha śmiech przerodził się po chwili w dzikie piski. Mimo wielkiej katorgi dla uszu siedemnastolatka nie odpuszczała i dalej trzymała w żelaznym uścisku małą istotkę. 

Dopiero dźwięk otwieranej klapy do pokoju na tyle zdezorientował Marinette, że dziewczynka była w stanie o własnych siłach uciec z rąk oprawcy. Kiedy tylko zauważyła kto wtargnął do środka, natychmiast pobiegła w tamtym kierunku. 

- Adrien! 

Chłopak nawet nie zdążył postawić drugiej nogi na deskach, kiedy prosto w ramiona wskoczyła mu Manon. W ostatniej chwili złapał ją w pasie z cichym jękiem, bo choć dziewczynka była drobna, to swoje ważyła i nie raz już się o tym zdążył przekonać. W miedzy czasie, Marinette podniosła się z podłogi i usiadła na kolanach, przyglądając się z uśmiechem obojgu. Cieszyła się, że jej podopieczna tak polubiła blondyna i nie miała problemu, by przychodził, kiedy się nią opiekowała.

- Cześć, mała... - wydusił w końcu Adrien, kiedy tylko brunetka poluźniła uścisk wokół szyi. Postawił ją powoli na ziemi, odwracając się następnie w kierunku granatowłosej i podchodząc ku niej bliżej. Nachylił się nad nią, po czym złożył na jej policzku czuły pocałunek. - Hej, Mari. 

- Hej - odpowiedziała mu, posyłając w jego stronę niewielki uśmiech. Był to naturalny odruch, który nie był w żaden sposób wyuczony. 

- Przepraszam za spóźnienie, ale sesja się przeciągnęła. To w co się bawicie? - padło z ust Adriena, na co Marinette spojrzała ze smutnym uśmiechem w stronę Manon. 

- Teraz to już w nic... Mama dzwoniła przed chwilą i powiedziała, że już jedzie. 

Słysząc jej słowa dziewczynka wygięła usta w podkówkę, przez co blondyn jednym ruchem porwał ją z powrotem w ramiona. 

- Nie smutaj mi tutaj! - powiedział, unosząc ją wysoko w górę. W całym pomieszczeniu rozbrzmiał krzyk połączony z chichotem, a następnie cisza, kiedy to chłopak posadził małą na biodrze. - Obiecuję, że następnym razem się nie spóźnię i na misji nie będzie brakować Czarnego Kota. 

- Ale dzisiaj był Czarny Kot! - zaprotestowała gorliwie, wyciągając palec wskazujący w siedzącą nieopodal nastolatkę - Marinette była nim dzisiaj! 

- Marinette? - udawał zaskoczenie, a potem spojrzał w kierunku swojej dziewczyny. - Jak mogłaś? To moja rola!

Podniesione w niewiedzącym geście ramiona powiedziały mu wszystko, a gdy chciał wtrącić coś jeszcze, nagle do pokoju wkroczyła wysoka kobieta w krótkich, różowych włosach. 

- Mama! - krzyknęła sześciolatka, wyciągając rączki w stronę rodzica. 

- O matko, Adrien, postaw ją, przecież ona jest ciężka! - powiedziała Nadja na widok chłopaka, trzymającego jej córkę. On natomiast uśmiechnął się tylko, postanawiając jednak odstawić mały obciążnik na podłogę. - Manon, weź swoje rzeczy, musimy jeszcze jechać do lekarza... Dziękuję wam bardzo, że z nią zostaliście, mam teraz tyle roboty... 

- Nie ma problemu... - odrzekła natychmiast granatowłosa stając koło blondyna. - To była sama przyjemność. 

- Wiem, ale przecież to taki urwis... Manon, no już, nie mamy czasu - pogoniła córkę, kiedy zauważyła, że ta zamiast pakować plecak, postanowiła bezzwłocznie dokończyć niepomalowany rysunek. Szybko się jednak zreflektowała, wrzucając do różowego tornistra swój piórnik z kredkami i podchodząc zaraz do zdenerwowanej mamy. - Pożegnaj się ładnie z Marinette i Adrienem. 

- Pa pa! - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, a pozostała dwójka odpowiedziała jej tym samym. Po chwili w pokoju można było usłyszeć odgłos zamykanej klapy, a zaledwie sekundę potem, blond włosy chłopak porwał dziewczynę w ramiona, patrząc jej głęboko w oczy. 

- Moja Biedroneczka była dzisiaj Czarnym Kotem, hmm? 

Niebieskooka zaśmiała się lekko, po czym zarzuciła race na kark Adriena, przegryzając prowokująco wargę. 

- A co? Przeszkadza ci to? 

- Patrzcie, jaka kocica... - spojrzenie zielonych tęczówek automatycznie skierowało się ku różowych warg dziewczyny, przez co Adrien zacieśnił uścisk na wąskiej talii, przyciągając tym samym nastolatkę bliżej. 

Kiedy rok temu zostali parą, oboje byli jeszcze strasznie nieśmiali i kompletnie zieloni w nowej sytuacji. W końcu związek w tym wieku był bardzo ryzykowną rzeczą, a czasem nawet niepoważną w oczach niektórych osób. Wtedy ograniczali się zaledwie do przytulania, przelotnych buziaków na pożegnanie czy trzymania za ręce w szkole. Z dnia na dzień, tygodnia na tydzień zaczęły jednak zanikać drobne rzeczy, które wtedy były dla nich naturalną sprawą, jak na przykład jąkanie Marinette, zagubione spojrzenie Adriena, czy nieśmiałość do siebie nawzajem. Co wcale nie znaczy, że całkowicie zniknęły. 

Teraz, kiedy ich usta połączyły się w gwałtownym pocałunku, nie było czasu ani głowy na wspominanie podobnych rzeczy. Nie widzieli się dzisiaj cały dzień, ze względu na obowiązki blondyna, jednak dziewczyna w pełni to rozumiała i nie miała mu tego za złe. Bardzo cieszył ją fakt, że spędzał z nią każdą, wolną chwilę i doceniała to. A kiedy już mieli chwilę "sam na sam" w tym wirze codziennych zajęć, wtedy... 

No cóż...

Wtedy, nie można było ich od siebie oderwać, co doskonale znały dwie małe istotki, które chwilę później wyleciały ze swoich kryjówek i zjawiły się zaraz obok pary, która usilnie próbowała ich zignorować. Ich usta nadal poruszały się zgodnym rytmem, a w momencie, kiedy granatowłosa rozchyliła usta, by pogłębić pocałunek, z pomiędzy jej warg uciekło ciche mruknięcie. Szybko  jednak zostało ono zagłuszone przez język chłopaka, który w tym samym momencie przejął zdecydowaną przewagę nad pocałunkiem. 

Niestety w kontynuowaniu tej drobnej przyjemności przeszkadzał im fakt, że oboje musieli oddychać. Tak więc chwilę później oderwali się w końcu od siebie, ku ogromnej uciesze jednego z Kwami, który nie mógł powstrzymać złośliwego komentarza. 

- No wreszcie się od niej odkleiłeś... Nie ma co, czterdzieści sekund, nowy rekord. 

- Jeszcze mam zamiar go poprawić - powiedział, patrząc wyzywająco w fiołkowe oczy. 

Ich właścicielka natomiast, nie mogła powstrzymać rumieńca, który bezwiednie wystąpił na jej bladych policzkach i odwróciła zmieszana wzrok, zabierając przy okazji ręce z karku Adriena, by móc przywitać się z czarnym stworkiem. 

- Hej, Plagg. Niech zgadnę... pewnie jesteś głodny po całym dniu siedzenia w kieszeni Adriena, co? Przynieść ci camembert? 

Mały stworek natychmiast się rozpromienił, przenosząc wzrok na blondyna. 

- Widzisz? I tak się powinno traktować magiczne stworzenie, a nie głodzić je jak barbarzyńca! 

- O co ci chodzi? - zaprotestował tamten, jednak nie mógł powstrzymać rozbawienia. - Przecież dałem ci dwa krążki dzisiaj!

 - TYLKO dwa krążki, Adrien. Powinieneś się wstydzić! - zaakcentowało Kwami, po czym odwróciło się do obojga tyłem. 

Marinette spojrzała zrezygnowana na swojego chłopaka i uniosła do góry jedną brew. 

- No co? - spytał, widząc jej spojrzenie. - To ty go rozpieszczasz. 

- Ja z wami nie wytrzymam... - Westchnęła, nie mając siły na dalsze dyskusje. Zamiast tego, otworzyła klapę do pokoju, a następnie zeszła do kuchni, przy przynieść obiecany kawałek sera. 

W między czasie zielonooki usiadł na małej sofie pod ścianą, która jako jedyna chyba została po dawnym wystroju pokoju, oprócz biurka. Teraz na ścianach widniał szary kolor, a dywan na podłodze, podobnie zresztą jak pościel czy fotel na kółkach był czarny, po części poprzetykany różowym wzorkiem. Dziewczęca toaletka zastąpiona została obszerną komodą, na której stały ich wspólne zdjęcia oraz dwie ozdobne świece. 

Adrien jednak szybko stracił tym zainteresowanie, bo już po chwili do pokoju wróciła dziewczyna. Choć od odkrycia tożsamości minął rok, nie mógł uwierzyć, że spadło na niego szczęście w postaci ukochanej, która (o zgrozo!) odwzajemniła jego uczucia. Miał wrażenie, że z każdym dniem zakochiwał się na nowo w jej spiętych w tamtej chwili w kucyk granatowych włosach, jej drobnym ciele, na które założyła dzisiaj zwykłe jeansy oraz T-shirt i koszulę, w sposobie jaki się poruszała i złotym sercu jakie posiadała. I pomyśleć, że to właśnie rok temu pierwszy raz ją pocałował, a zaledwie kilka dni później byli już parą... 

Rok to tak dużo i tak niewiele... 

Rok...

No właśnie. ROK.

Ta świadomość uderzyła w niego tak gwałtownie, że aż wciągnął ze świstem powietrze. Natychmiast spojrzał na kalendarz, który wisiał na przeciwległej ścianie. Tak jak myślał, do pamiętnej daty zostały zaledwie cztery dni, a sam nie mógł uwierzyć w to, że był w stanie zapomnieć o czymś tak ważnym jak rocznica jego związku. 

Marinette szybko zauważyła zmianę w zachowaniu chłopaka. Zmarszczyła brwi, po czym usiadła koło niego na kanapie. 

- Wszystko w porządku? Coś się stało? 

Wyrwany z ze swoich rozmyślań blondyn, spojrzał na ukochaną, po czym przytulił ją do siebie w uspokajającym geście. 

- Nie, nic się nie stało. Przypomniałem sobie tylko o czymś... 

- Masz jeszcze jakąś sesję dzisiaj? - spytała dziewczyna odrywając się na chwilę od chłopaka. - Musisz już iść? 

- Nie, kochanie, spokojnie, jeszcze nie idę - Uśmiechnął się do niej, po czym złożył na jej czole szybki pocałunek. - Tak szybko się mnie nie pozbędziesz. 

W pokoju zapadła przyjemna cisza, a każde z nich było pogrążone we własnych myślach. Adrien zaczął kombinować na temat rocznicowej randki, natomiast Marinette bez celu jeździła paznokciami po kolanie chłopaka. 

Taki stan rzeczy jednak nie trwał długo, ponieważ niespodziewanie usłyszeli głuchy huk za oknem. Marinette wzdrygnęła się zaskoczona, tak samo zresztą jak i Adrien. 

- Co to było? - spytał chłopak, jednak nastolatka nie odpowiedziała mu od razu. 

Oboje wstali i ruszyli w stronę okna, by zobaczyć co mogło wywołać hałas. Granatowłosa złapała za klamkę, po czym jednym ruchem, uchyliła okno. 

- Pewnie jakiś gołąb uderzył w... - zacięła się, bo to, co zobaczyła było bliskie prawdy, jednak nie tak jak tego się spodziewała - ...szybę. 

Adrien, wyczuwając strach w jej głosie, przepchnął się przed nią, wychylając głowę za okno. Ku jego zdziwieniu na parapecie leżał szary ptak, jednak był całkowicie nieruchomy. I nie chodziło wcale o to, że był martwy... 

Zielonooki wziął ostrożnie zwierzę na ręce i obejrzał je z każdej strony. Wokół jego piór unosiła się żółta poświata, a przerażone oczy wbiły w niego swój wzrok. Ptak zdecydowanie nie był martwy... Był zaczarowany... 

Zanim jednak zdążyli dojść do jakichkolwiek wniosków, nad sobą usłyszeli kolejno trzy podobne odgłosy co przed chwilą. Spojrzeli po sobie zdziwieni, po czym natychmiast ruszyli w kierunku drabinki, która poprowadziła ich na balkon. Za nimi poleciały równie zdezorientowane Kwami. 

Widok jaki zastali na górze, był im zadziwiająco znany, jednak nadal ciężko im było w to uwierzyć. Na podłodze tarasu leżały zatrzymane w ruchu gołębie, natomiast w parku, niedaleko piekarni widać było pojawiające się co jakiś czas promienie światła. W momencie, gdy jeden z nich trafił w przechodzącą przez ulicę kobietę, ta pokryła się złocistym refleksem, by po sekundzie stanąć w bezruchu. 

Cała czwórka była w szoku i może stałaby nadal w miejscu, gdyby nie głośny śmiech oraz słowa, które nastąpiły zaraz po nim:

- Jestem Łapacz Czasu! Biedronko, Czarny Kocie, gdzie jesteście? Poświęćcie dla mnie chwilkę swojego cennego czasu!

Pierwszy rozdział przedstawia się tak. Napiszcie mi co o tym myślicie i jak Wasze wrażenia. Wprowadziłam nieco zmian do wystroju pokoju Marinette, bo pomyślałam sobie, że głupio by było, gdyby siedemnastolatka miała różowy pokój. ^^" Ich sielanka w sumie nie trwała długo, już teraz coś się dzieje, jednak w kilku następnych rozdziałach zdołają to nadrobić. Więc już teraz ostrzegam, że przez jakiś czas będzie cukierkowo ;D

Tak więc, komentarze i gwiazdki mile widziane ^3^ Możecie mi też dać znać jak u was z rozpoczęciem roku, tęskniliście za szkołą? XD

Ja się żegnam i do napisania w niedzielę! :*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top