Dwie niezapominajki
Całe cztery dni zeszły Adrienowi na przygotowaniach. Na jego szczęście nowy Władca Ciem odpuścił sobie na ten czas ataki, ale wiedział, że musi stać na baczności w razie jakiejś akcji. Póki co, on i Biedronka chodzili na codzienne patrole. W szkole też miał luz.
Jednak nie wszystko było tak piękne jak blondyn by chciał. Między nim, a ojcem nadal panowała napięta atmosfera, którą można było kroić nożem. I to tylko wybitnie ostrym. Od ich ostatniej rozmowy nie zamienili ani słowa, a posiłki (jeśli w ogóle wspólne) jedli w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie brzękającymi o talerze sztućcami.
Mimo wszystko Adrien wstał tego dnia z myślą, że dłużej tak nie pociągnie. Musiał porozmawiać na spokojnie z tatą i tym razem chciał uniknąć krzyków i niedomówień. Równo o siódmej podniósł się z łóżka, zerkając na datę w telefonie z lekkim uśmiechem. Osiemnasty maja - słoneczny dzień, który nie zapowiadał żadnych komplikacji ze strony pogody.
Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu swojego Kwami. Jak się okazało, nie musiał długo tego robić, leżał pogrążony we śnie na jego biurku. Póki co nie chciał go budzić, by skorzystać ze spokojnego poranka, bez typowego: "Daj mi ser!" powiedzianego piskliwym głosikiem. Po cichu więc podszedł do szafy i wyciągnął z niej zwykłe jeansy, biały T-shirt z nadrukiem i świeżą bieliznę. Z całym zestawem udał się do łazienki i już po dwudziestu minutach wrócił gotowy do wyjścia.
Ach, no tak... Jeszcze najgorsze przed nim.
- Plagg, wstawaj. - powiedział na tyle głośno, że mały stworek od razu otworzył zaspane oczy. Szybko je jednak zamknął, widząc pakującego torbę nastolatka. Miał nadzieję, że nie zauważył jego pobudki. - Nie wygłupiaj się. Wiem, że nie śpisz.
- Naprawdę? A już myślałem, że będziesz tak nieprzytomny, że nawet tego nie zobaczysz. - powiedziało ironicznie Kwami, podnosząc się w końcu ze swojego miejsca i podlatując do niego. - Prawie całą noc nie spałeś.
A to akurat była prawda i Adrien doskonale o tym wiedział, ponieważ pilnował, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Bilety załatwione (leżały w wewnętrznej kieszeni marynarki), prezent gotowy (zawinięty w kolorowy papier oraz wstążkę), kwiaty też były (do odebrania w kwiaciarni dzisiaj po zajęciach w szkole). I to wcale nie prawda, że o dobór czekającego już stroju musiał pytać Nathalie, która była akurat pod ręką.
Tak więc nic nie mogło pójść nie tak. Powinien być spokojny, a mimo wszystko wciąż miał z tyłu głowy lekki niepokój.
- Starałem się zasnąć, ale nie mogłem nawet zmrużyć oka. - próbował się usprawiedliwiać.
- Żebyś tylko nie wylądował z czołem w jedzeniu podczas randki. - prychnął Plagg, po chwili zanosząc się śmiechem.
Siedemnastolatek wywrócił oczami, zakładając torbę na ramię.
- Widzę, że żarty się ciebie trzymają... - Wskazał dłonią na miejsce kryjówki stworka. - A teraz wskakuj do torby, bo musimy schodzić.
- Nie ma mowy, nawet nie zjadłem śniadania jak na porządne Kwami przystało! - zaprzeczył oburzony i złapał za kawałek sera. - Muszę...
Nie dokończył, bo Adrien szybkim ruchem go złapał i wsadził do środka, ignorując głośne protesty.
- Zjesz po drodze, nie mamy czasu. - rzucił tylko wychodząc z pokoju.
A Plagg nie przeszedł przez torbę tylko dlatego, że w niej znalazł całe dwa krążki sera. Gdyby nie to, już dawno by się boczył na tego pajaca.
***
- Myślisz, że zapomniał?
Marinette wywróciła oczami, słysząc pytanie, na które była (jej zdaniem) tylko jedna, oczywista odpowiedź.
- On nie jest mną, Alya... Już wystarczy, że ty mi przypomniałaś o naszej rocznicy tydzień temu.
Wspólnym krokiem pokonały pasy na ulicy i kawałek chodnika, które dzieliły je od szkolnych schodów. Przeszły parę stopni, witając się przy okazji ze znajomymi i usiadły na niewysokim murku. Granatowłosa podkurczyła nogi odziane w ciemne rurki pod brodę i przymknęła oczy. Stłumiła ziewnięcie.
- Ktoś tu się chyba nie wyspał, co?
Słysząc ironiczny komentarz ze strony przyjaciółki, dziewczyna podniosła głowę, rzucając jej zmęczone spojrzenie.
- Daj spokój, siedziałam pół nocy nad tym prezentem. Mam tylko nadzieję, że mu się spodoba...
- Nie masz się o co martwić, na pewno będzie zachwycony.
Chciała mieć pewność, że tak będzie. Z drugiej strony , był to prezent zrobiony w całości przez nią, unikalny i jedyny w swoim rodzaju. Swoją drogą zamiłowanie Marinette do rękodzielnictwa miało też swoje minusy, o których raczyła jej przypominać Cesaire za każdym razem, kiedy przychodziła do szkoły ledwo przytomna. Takich rzeczy było mnóstwo: od godzin przesiedzianych nad zabałaganionym biurkiem, przez pokłute palce, na nieprzespanych nocach kończąc. Miała tylko nadzieję, że efekt jej wczorajszych starań będzie tak samo wart poświęcenia jak większość jej pozostałych projektów.
- A zaprosił cię już gdziekolwiek? - spytała nagle brunetka.
Marinette zastanowiła się chwilę, czy jej chłopak dawał jakiekolwiek sygnały co do dzisiejszego dnia, ale szybko się przekonała, że nic takiego nie nastąpiło.
- Nie, jeszcze nie... - odpowiedziała z wahaniem. - A może jednak zapomniał?
- Zaraz sama się o tym przekonasz... Właśnie przyjechał.
Niebieskooka odwróciła się do tyłu, natrafiając wzrokiem na czarny samochód, z którego wyłoniła się właśnie blond czupryna w tak zwanym "artystycznym nieładzie". Zielone oczy prześlizgnęły się po wszystkich wokół, aż natrafiły na odpowiednią osobę. Z delikatnym uśmiechem ruszył w kierunku dziewczyn, a granatowłosa szybko zeskoczyła z twardego siedzenia, poprawiając przy tym swoją luźną koszulkę. Zakochani przywitali się szybkim całusem w policzek.
- Cześć. - jako pierwszy odezwał się nowo przybyły - Jak minął weekend?
- Całkiem w porządku, ale i tak ubolewam nad tym, że dzisiaj poniedziałek. - pożaliła się Alya, wyjmując z kieszeni komórkę. - Ach! Zapomniałam spytać... Wiedzieliście, że ataki na Paryż wróciły? Kilka dni temu w parku pojawił się jakiś "Zaklinacz Czasu" czy jakoś tak...
Nim Marinette zdążyła się powstrzymać z jej ust wyrwało się szybkie:
- Łapacz Czasu.
Oboje na nią spojrzeli; mulatka podejrzliwie, a blondyn z lekkim niepokojem. Widząc ich miny szybko się poprawiła:
- Znaczy... tak słyszałam w telewizji...
- No właśnie! - podłapała brunetka. - Telewizja była szybsza ode mnie, a ja nic nie mam na Biedrobloga!
Para odetchnęła z ulgą, co na szczęście uszło uwadze Alyi, która właśnie w tym momencie zwróciła wzrok w prawo, gdzie jak się okazało stał jej chłopak. Uśmiechnęła się, chowając telefon do kieszeni.
- O! Nino już jest. Dobra, widzimy się później!
I zanim się spostrzegli już jej przy nich nie było.
Wykorzystując chwilę samotności (pomijając oczywiście całą resztę uczniów, która była w większej odległości) Adrien chwycił dziewczynę w talii i przyciągnął do siebie tak, by stykali się ciałami. Ona natomiast, położyła swoje dłonie na jego ramionach, uśmiechając się lekko.
- Zabieram cię gdzieś dzisiaj. - poinformował ją, zakładając luźny kosmyk jej granatowych włosów za poczerwieniałe ucho.
Czyli nie zapomniał...
- Ach tak...? - Uśmiechnęła się szerzej, przekrzywiając głowę. - A gdzie, jeśli mogę wiedzieć?
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie i nachylił się bardziej do ucha Marinette.
- Tak się składa, że to tajemnica i jeśli bym ci powiedział, zepsułbym niespodziankę. - powiedział, a potem dodał nieco ciszej - Lubię zaskakiwać.
Poczuła jak jej rumieńce gwałtownie się nasilają, a jej blada skóra na szyi cierpnie.
Przeklęty Kocur!
Odzyskała jednak zdolność mowy i zanim odsunął się od niej całkowicie, odpowiedziała na zaczepkę:
- Ciągle mnie zaskakujesz. Nie wystarcza ci już?
Choć go zdziwiła taką bezpośredniością, zachował zimną krew. Uśmiechnął się za to, mrużąc delikatnie oczy.
- Zawsze chcę więcej, Kropeczko.
Ich krótką wymianę zdań przerwał dzwonek na lekcję. Romantyczna atmosfera prysła jak bańka mydlana, a oni odsunęli się od siebie, by ciemnowłosa mogła wziąć swój pozostawiony na murku plecak. Weszli dalej po schodach, splatając palce swoich dłoni ze sobą.
- To o której mam być gotowa? - spytała jeszcze zanim przekroczyli próg szkoły.
- O dwudziestej będę pod twoim domem. - odpowiedział bez wahania, zerkając na nią kątem oka.
Wysokie, drewniane drzwi zamknęły się za nimi, a przyczajona za budynkiem na przeciw postać straciła ich z oczu.
Dam dam dam...! Ja nie wiem co mam do "tajemniczych nieznajomych, którzy czyhają za rogami budynków jak jacyś debile", ale zawsze muszę jakiegoś wpleść XD No po prostu nie mogę inaczej :D
No to tak: mamy rozdział nasze zakochańce umówione i sielanka trwa. Spodziewajcie się podobnej atmosfery jeszcze w następnym i następnym rozdziale, jednak pamiętajcie: coś w końcu musi pójść nie tak ;)
Jeśli rozdział się podobał zostawiajcie po sobie gwiazdki i komentarze (wszystkie opinie mile widziane). To bardzo motywuje do dalszego pisania.
Ja się żegnam, Misie i do zobaczenia już za tydzień ;***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top