rozdział 1

Bip bip bip. Cholerny budzik. Kto to wymyślił? Wolałabym się już nigdy nie obudzić. Wyłaczyłam to narzędzie tortur i ponownie chciałam powrócić to cudownego snu.
- Kochanie, zbieraj się do szkoły! - usłyszałam głos mojej mamy dochodzący z dolnej części mojego domu. Niechętnie zsunełam się z wygodnego łóżka i zeszłam na dół, aby zjeść śnidanie.
- Dzisiaj o 15 mamy być u lekarza, jesteś zwolniona z ostatniej lekcji - oznajmiła matka. Westnechałam ciężko i wziełam karteczke. Koniec końców śniadania nie zjadłam. Ruszyłam do swojego pokoju. Ubrałam czarne z dziurami, za dużą bluze i czarne conversy. Po ubraniu się udałam się do łazienki. Tam umyłam zęby i ułożyłam włosy.
Wsiadłam do autobusu i nałożyłam słuchawki w których leciał one ok rock. Ich muzykanie uspokaja.
Weszłam do klasy i usiadłam w ławce. Pierwszą lekcją była matematyka, jedna z moich ulubionych. Miałam jeszcze 5 minut, więc zaczełam rysować coś w zeszycie.
- O prosze, zobaczcie kto przyszedł!- usłyszałam głos nad sobą - nasza kochana szmaciana laleczka!
Wszyscy co byli w klasie zaczeli się śmiać. Uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie zamierzam rozmawiać z kim, kto ma niższe IQ od mojego psa.
Poczułam pieczeniena lewym policzku. Uderzyła mnie.
- Przeproś mnie dziwko! NATYCHMIAST!
- Dziwka to potoczne sformuowanie prostytutki, więc nie powinnaś mnie tak nazywać, ale siebie i swoje przyjaciółki.
Moja przeciwniczka właśnie wymierzała kolejny cios w moją stronę, gdy do klasy wszedł nauczyciel matematyki.
- Prosze usiąść na miejsca.
Wszyscy posłusznie wykonali polecenie, nawet ta pusta Amanda i jej koleżanki, które się od kilku lat nademną znęcają. Przepychanki słowne są z nią naprawde zabawne, tym bardziej, że jej słownik jest ograniczonu bardziej niż dziesięcioletniego dziecka, ale nie raz do domu wracałam posiniaczona przez jej ciosy. Zręsztą cała klasa jest przeciwko mnie.
Ostatnią moją lekcją był w-f, który wręcz uwielbiałam. Chociaż mój styl i wygląd mówi coś innego, to ja wręcz uwielbiam grać w koszykówkę, siatkówkę czy też piłke nożną. Niestyty graliśmy w zbijaka. Oczywiście byłam wybrana jako ostatnia i tylko we mnie rzucali.
Nareszcie do domu, oni będę się jeszcze godzine rzucać piłkami jak idioci, a ja jadę do lekarza.
Wychodzę z gabinetu jak zwykle wycierając nos w chusteczke, kolejne tabletki. Pfffg nie potrzebuje ich, ale mama każe brać.
- Mamo, mogę iść n dwór?- pytam rodzicielke podczas powrotu do domu.
- Tak, ale o 8 w domu.
- Okej, okej.
Po powrocie odrazu wychodzę z domu na spacer. Przemieszczał się powoli po alejkach parku, z nadzieją, że wszystkie problemy odejdą. Nagle czuję ból z tyłu głowy. Upadam na kolana i łapię się za bolące miejsce. Został wymierzony we mnie kolejny cios, tym razem kopniak w plecy. Padam twarzą na ziemię. Powoli próbuje się podnieść, zauważam, że moje ręcę są zakrwawione. Kolejny cios, upadek, przeszywający ból.
- Giń suko!!! - słyszę za sobą głoś mojej prześladowczyni.
- Zostaw ją! - słyszę krzyk młodego chłopaka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top