9

Lucy czuła jak przez całe jej ciało przepływa magia, która kumulowała się w jej dłoniach i stopach. Na jej skroni, pojawiły się pierwsze krople potu z gorąca jakie w tej chwili czuła. Płomienie Natsu rozgrzewały ją od środka. Płomienie, które od jakiegoś czasu były jej przyjaciółmi i sprzymierzeńcami. Gniew który ją wypełniał, w jakiś sposób pozwalał jej zapanować nad trawiącym jej wnętrze ogniem. Demon nadal nie był w stanie użyć magii, co mogła wywnioskować po tym, że z marnym skutkiem próbował wyszarpać się z uścisku trzymających go strażników. Heartfilia nie miała wyboru. Musiała spróbować. Na jej czole pojawiła się pionowa zmarszczka, kiedy z determinacja zacisnęła usta w wąską linię. Wyprostowała się dumnie próbując nie okazać strachu jaki czuła, widząc w jak patowej sytuacji się znaleźli. Jej zaciśnięte pięści nagle pokryły się kulą ognia, co wywołało szok na twarzach strażników. Nawet END na moment przestał się szamotać, z fascynacją wpatrując się w płomienie których pochodzenie niewątpliwe zdarzył już poznać. Lucy natarła na mężczyzn, którzy jednak zdołali usunąć jej się z drogi. Czuła się jak dziecko raczkujące w ciemności, nie wiedząc jak porządnie użyć powierzonej jej mocy. Jej ruchy były nieporadne w porównaniu do pewnych i szybkich ataków Natsu. 

- No właśnie! Szybkich! - wymruczała do siebie pod nosem. Czuła skumulowaną w jej stopach energię, jednak nie wpadła na to by jej użyć. Najwyższy czas było to zmienić. Jej stopy zapłonęły żywym ogniem, a ona nagle poczuła niezmierzoną siłę w dolnych kończynach. Wystartowała pozostawiając w miejscu w którym stała niewielkie wgłębienie, i w mgnieniu oka znalazła się przy pierwszym przeciwnika który trzymał ENDa. Przyłożyłam mu palącą się pięścią prosto w brzuch. Jęknął zaskoczony odlatując do tyłu na sporą odległość. Nim drugi z napastników zdołał zarejestrować co się właśnie wydarzyło, oberwał potężny cios w twarz i stracił przytomność.  

- Nieźle - pochwalił END z chytrym uśmiechem.
Lucy przewiesiła sobie ramię Demona przez kark. Nie miała dużo czasu by się zastanawiać nad kolejnym ruchem. Dwóch pozostałych strażników, którzy byli pewni, że to właśnie na nich ruszy, wyrwali się z chwilowego zaskoczenie i ruszyli na nich. Heartfilia korzystając z ostatnich chwil działania ognia jakie jej pozostały, pędem ruszyła w kierunku lasu, nie oglądając się za siebie. Po przebiegnięciu sporego kawałka poczuła jak magia ognia ją opuszcza, i wykończona upadła na kolana pod ciężarem END'a. Demon wyrwał się z jej uścisku, jakby jej dotyk był mu nie miły i przysiadł pod rosłym drzewem. Lucy bez słowa wyjaśnienia oddaliła się w pobliskie zarośla, gdzie zrzuciła wierzchnią odzież którą stanowił strój trefnisia. Zwinęła go w kulkę i odrzuciła jak najdalej od siebie. Rozpuściła też swoje włosy, które blond lokami opadły na jej plecy. Gdyby ktoś teraz ją zobaczył, nie skojarzył by jej ani z ludźmi którzy uratowali Demona, ani z kimś kto mógłby być gościem na królewskim balu. W tej chwili miała na sobie niebieską koszulkę w serek i krótkie spodenki. Przez ramię przewiesiła swoją małą torebkę, którą udało jej się przemycić pod suknią na bal. Zadrżała gdy jej rozpalone od ognia ciało musnął letni wietrzyk, i pocierając dłońmi swoje ramiona wyszła z zarośli. END wyglądał na zmęczonego i opierał się teraz o pień drzewa. Podeszła do niego nawet nie starając się być cicho, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że i tak by ją usłyszał. Przesunęła wzrokiem po ciele, które kiedyś przez jedna chwilę należało tylko do niej, i dostrzegła ranę na jego ramieniu oraz łydce.

- Napatrzyłaś się już? - mruknął przeszywając ją wzrokiem swoich demonicznych oczu. Lucy bez słowa podeszła do niego  i przysiadła tuż obok. Wyjęła z torebki wacik i jakiś płyn w butelce, by następnie zabrać się za oczyszczanie jego rany. Demon nawet nie syknął z bólu gdy przyłożyła nasączony wacik do rozcięcia na jego nodze. Lucy zastanawiała się czy faktycznie wcale tego nie czuł, czy też po prostu jego duma nie pozwalała mu okazać, że coś go boli. 

- Wiesz, że samo się zagoi prawda? - zapytał kpiąco przyglądając się jej uważne - nie musisz tego robić. Do godziny noga będzie jak nowa - dodał.

Oczywiście, że wiedziała, jednak nie byłaby sobą gdyby nie zatroszczyła się o kogoś rannego, nawet jeżeli ta osoba była przyczyną jej licznych w minionych miesiącach łez. Gdy wreszcie skończyła, zapakowała buteleczkę do torebki bardzo skupiając się na tej czynności, bowiem nie była pewna jak powinna zacząć z nim rozmowę. Nie musiała jednak długo się nad tym zastanawiać, bo Demon ją wyręczył.

- Dlaczego? - zadał proste pytanie, bez cienia jakiejkolwiek złośliwości.
Nie spodziewała się, że akurat takie słowa  usłyszy od niego jako pierwsze. Bardziej spodziewała się przekleństw, bądź innych  mniej lub bardziej kłujących ją słów. Tym czasem Demon przeszywał ją swoim wzrokiem, jakby próbował przejrzeć ją na wylot. Jego zacięta mina świadczyła o tym, że jednak nie do końca mu się to udaje.

- Jakie to ma znaczenie? - odparła spokojnie posyłając u delikatny uśmiech. Naprawdę nie sądziła, by ENDa interesowała odpowiedź jakiej mogłaby mu udzielić.

- Odpowiedz! - warknął ukazując jej swoje kły, jednak Lucy złapała się na tym, że wcale jej to nie przeraziło. Wzruszyła ramionami jakby to co miała powiedzieć było najmniej istotną rzeczą na świecie, po czym rzekła spoglądając w jego pionowe źrenice.

- Chciałam Ci pomóc - Źrenice ENDa zwęziły się jeszcze bardziej i Lucy mogłaby przysiąc, że zobaczyła w jego oczach płomyki krwisto czerwonego ognia.

- Nie pogrywaj ze mną dziewucho! Jestem DEMONEM! - wykrzyczał jej prosto w twarz - Demonom nikt nie pomaga - dodał już ciszej.

- Nie jesteś tylko Demonem - odparła na co spojrzał na nią szczerze zdumiony.

- To czym niby jestem  - burknął. Nie czuł się najlepiej przy tej dziewczynie. Ciągle go czymś zaskakiwała, choć żyjąc w Natsu powinien już ją w pewnym sensie bardzo dobrze znać. Mimo to Lucy nadal potrafiła zrobić lub powiedzieć coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Imponowała mu swoją hardą postawą, choć doskonale mógł wyczuć od niej smród strachu. Sprawiała, że choć spędzili ze sobą stosunkowo nie wiele czasu, na jego twarzy już nie raz gościł wyraz zdumienia co okropnie go wkurzało. Był Demonem a Demony nie bywają zdziwione!

- Jesteś istotą, jedną z wielu istot - powiedziała - A każda Istota zasługuje na to by żyć - wyjaśniła z uśmiechem. 

- Ty chyba za dużo wypiłaś - mruknął - Odebrałem życie wielu istnieniom, zniszczyłem je jeszcze większej ilości osób, w tym tobie. Mógłbym zabić cię w tej chwili bez wahania, a ty miałaś szansę pozbyć się takiego potwora jak ja i nie skorzystałaś z tego! To dlatego, że to ciało należy do Natsu tak!?? - wybuchnął jednak Lucy nawet nie mrugnęła.

- Owszem, korzystasz z ciała Natsu, które jest dla mnie bardzo cenne, ale nie tylko dlatego ci pomogłam. Zostałeś źle potraktowany przez Króla. Oszukany i złapany w jego pułapkę. Nikt nie powinien ginąć dlatego, że komuś zaufał - powiedziała. Po między nimi nastała cisza, przerywana jedynie rechotem rzekotek drzewnych i swoistymi dźwiękami wydawanymi przez koniki polne, które dawały właśnie swój wieczory koncert. 

- Dziwna jesteś - powiedział wreszcie END spoglądając na nią z ukosa. Nadal nie do końca był w stanie ogarnąć rozumem jej postępowanie i tok myślenia. Nie zmieniało to faktu, że w dalszym ciągu był w stanie bez wahania ją zabić i po prostu odejść. Gdyby nie to, że dręczenie jej sprawiało mu niesamowitą przyjemność, już dano by ją zabił. Gwałtownie poderwał  głowę do góry słysząc szelest wśród liści drzew. Zaalarmowany tym faktem obnażył kły warcząc ostrzegawczo. Po chwili jednak w ich kierunku runęła niebieska kulka, która z impetem wbiła się w biust Blondynki mocno się do niego tuląc. 

- Idą tutaj strażnicy - powiedział Happy unosząc pyszczek znad jej piersiami - będą tutaj za jakieś pięć minut.

- Musisz uciekać - zwróciła się do Demona.

- A co z tobą? - Zapytał END zanim w porę ugryzł się w język.

- Nic mi nie będzie, nie rozpoznają mnie - odparła pewnie.

- Módl się lepiej by nie mieli kogoś kto ma dobry węch. Podobnie jak ja, w jakimś stopniu pachniesz Natsu - mruknął. Sam nie wiedział w sumie po co ją ostrzegł. Rozpostarł skrzydła czując, że jego błędnik już nie wariuje, i wzleciał ku niebu wzbijając za sobą tumany kurzu i liści z leśnego poszycia. 

Jellal nie wiedział którą już godzinę z rzędu, przemierza las w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów Lucy i Happiego. Umówili się, że gdy będzie po wszystkim spotkają się w obozowisku, jednak Heartfilia i niebieski Exceed nigdy tam nie dotarli. Sprawdzili okolicę wokół zamku, byli w pensjonacie z którego wyruszyli na bal, jednak również tam ich nie było. Jellal ponownie zagłębił się w las mając zamiar przejść go wzdłuż i wszerz, dopóki nie natrafi na jakikolwiek ślad. Musiał ich odnaleźć za wszelką cenę i fakt, że o opiekę nad nimi poprosiła go Erza, nie miał z tym nic wspólnego. W tej chwili była to już jego osobista sprawa. Przed misją nie znał zbyt dobrze Lucy, i była mu jak każda inna dziewczyna z Gildii Fairy Taila, po prostu obojętna. Teraz jednak gdy spędził z nią tak wiele czasu, nawiązała się między nimi specyficzna nić przyjaźni której się nawet nie spodziewał. To sprawiło, że nie była mu kimś zupełnie obojętnym. Widział jak walczy o to w co wierzy i co kocha, i podziwiał ją za to. On robił dokładnie to samo, jednak miał zupełnie inną metodę. On walczył by na czyjąś wiarę i miłość zasłużyć. By odkupić swoje winy i wreszcie poczuć, że faktycznie jest wolnym człowiekiem. Wbrew pozorom on i Lucy, mieli ze sobą więcej wspólnego niż sądził. Chciał ją chronić i nie mógł patrzeć na jej cierpienie, bo była dla niego kimś bliskim. Czując rosnący strach ruszył w drogę powrotną do obozu, kiedy nastąpił na coś miękkiego, co w dodatku brzęknęło jak potrącony dzwoneczek. Pochylił się i wymacał w ciemności gładki materiał . Gdy przysunął go bliżej twarzy, natychmiast rozpoznał w nim strój który jeszcze niedawno sam nosił, podobnie zresztą jak pozostali członkowie Crime Sorciere. W jego otwartej dłoni pojawił się tańczący złoty płomień z Rebuke, którym oświetlił sobie okolicę. W drugiej ręce ściskając materiał stroju Lucy, zaczął badać otoczenie, a to co widział coraz mniej mu się podobało. Spora ilość śladów i to różnych osób. Sądząc po ich głębokości, Jellal bez trudu mógł odgadnąć, że z pewnością należały do ciężko zbrojnych. Po innych widocznych na ziemi śladach, mógł wywnioskować, że doszło w tym miejscu do jakiejś szarpaniny co nie wróżyło niczego dobrego. Po chwili zza jednego z wysokich drzew usłyszał cichutki jęk, i prawie rzucił się w tamtym kierunku. W zaroślach tuż pod rozłożystym dębem, leżał obolały Happy ściskając kurczowo w łapkach torebkę Lucy,

- Nie pozwoliłem im zabrać kluczy - powiedział cicho i spojrzał na niego oczami pełnymi łez - Zabrali Lucy, do zamku, a ja nic więcej nie mogłem zrobić - Załkał.

- Zrobiłeś bardzo dużo Happy. Klucze są dla Lucy najcenniejsze, chroń je dalej, a nam pozwól zrobić resztę - odparł i wziął malca na ręce - mówili co mają zamiar z nią zrobić?

- Tak, wspominali coś o jakiejś ofierze - wychrypiał i stracił przytomność. 

Lucy obudziły pierwsze promienie słoneczne wpadające przez małe okratowane okienko. Leżała na zimnej kamiennej podłodze, ze związanymi z tyłu rękami  i czuła jak drży z chłodu bijącego od posadzki. Z trudem usiadła czując jak kręci się jej w głowie i rozejrzała się dookoła. Skrzywiła się z niezadowoleniem, kiedy przypomniało jej się dlaczego tutaj jest. Tuż po tym jak END odleciał pojawili się strażnicy, którzy niewątpliwie mieli za zadanie ich ścigać. Przykrywka Lucy zadziałała i nie byli w stanie w tej chwili jej niczego udowodnić. Jednak ktoś z nich, najwyraźniej wyżej postawiony stwierdził, że idealnie nada się na ofiarę przebłagalną. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Skoczyli ku niej jednocześnie, a Lucy ku swojemu przerażeniu zrozumiała, że tego dnia wyczerpała już swoje zasoby magiczne do tego stopnia, iż nawet ochrona Natsu działała w znacznie mniejszym stopniu. Jej skóra była gorąca jednak nie na tyle, by przy tak wielkiej determinacji ją dysponowali żołnierze, zamierzali ją sobie odpuścić. Ktoś wyrwał jej torebkę w której miała swoje klucze. Happy rzucił się na napastnika, i choć zdołał wyrwać torebkę z rąk mężczyzny, oberwał pięścią prosto w brzuch i uderzył w drzewo, by następnie powoli zsunąć się po nim na dół. Lucy widząc to zaczęła krzyczeć jego imię, szarpać się, kopać i gryźć ile jeszcze miała sił w swoim zmęczonym ciele, dopóki sama nie oberwała mocno w głowę i zalała ją ciemność. Teraz będąc w jednej z wielu cel jakie znajdowały się w tym miejscu, bardziej martwiła się o Happiego niż o samą siebie. Miała cichą nadzieję, że ktokolwiek zdołał go znaleźć i, że przede wszystkim nie było jeszcze dla niego za późno. Usłyszała czyjeś kroki, których dźwięk echem odbijał się po korytarzu. Przed jej celą staną strażnik w towarzystwie jakiegoś mężczyzny ubranego w elegancki codzienny surdut. 

- Zaprowadź ją do pokoju, który przygotowały służące - rozkazał. Po chwili zabrzęczał pęk kluczy i kraty jej więzienia stanęły otworem.

- Szybciej! - warknął dystyngowany jegomość - nie mamy czasu na guzdranie!

Lucy pozwoliła się wyprowadzić z lochów w których prawdopodobnie się znajdowała, do wyżej położonych pokoi dla służby. Stamtąd jakimś bocznym korytarzem z którego tylko korzystały służące, poprowadzono ją na kolejne piętro, prosto pod bogato zdobione drzwi jednego z licznych pokoi. Strażnik rozciął krępujące ją więzy i wepchnął do środka tak mocno, że boleśnie runęła na kolana, a chwile potem usłyszała głośne zamykanie drzwi na klucz. Uniosła twarz ku górze i zobaczyła, że pokój w którym teraz się znajdowała, zdecydowanie nie był przeznaczony dla byle jakiej przybłędy z lasu. Coś tutaj ewidentnie było nie tak. W tym przekonaniu utrzymał ją dodatkowo fakt, że kobieta która wyszła z sąsiedniego pokoju, oznajmiła iż kąpiel jest już gotowa. Lucy wstała i chwiejnie ruszyła za nieznajomą. Choć naprawdę sytuacja jej się nie podobała, nie mogła odmówić pełnej gorącej wody wannie. Zanurzyła się w niej wzdychając z ulgą. Kobieta nawet nie proszona zaczęła ją obmywać miękką gąbką i olejkiem lawendowym. Choć Lucy wolała umyć się sama nie zamierzała jednak protestować, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że w wielkich domach jest to czymś normalnym, a ta kobieta po prostu wykonuje swoją pracę. Po kąpieli służąca rozczesała jej mokre włosy i zakręciła w loki, które delikatnie spływały na jej plecy. Następnie kobieta próbowała ją wepchnąć z niemałym problemem w gorset, bo spory biust Lucy nie zamierzał współpracować. Heartfilia przypomniała sobie dlaczego między innymi opuściła dom. Nienawidziła pełnych gorsetów. Ostatecznie służąca która już nieźle zdołała się napocić, postanowiła wcisnąć Blondynkę w pół gorset  co Lucy przyjęła z ulgą. Pomogła jej założyć błękitną suknię z kołem wszytym w jej spód,  co sprawiało, że od idealnie zarysowanej przez gorset tali, materiał kreacji swobodnie spływał wzdłuż jej nóg na dole delikatnie się rozszerzając. Sukienka miała na gorsecie wyszyte srebrną nicią pędy roślin z małymi listkami, a z tyłu w miejscu gdzie kończył się gorset, widniała okazała srebrna kokarda, której końce sięgały niemal podłogi. Gdy Służąca kończyła układać materiał sukni by dobrze leżał na Lucy, drzwi do pokoju stanęły otworem, a do środka wszedł z dumnie uniesioną piersią nie kto inny jak Król Sunhill.

- Jest idealna - oznajmij obdarzając ją taksującym spojrzeniem.  

- Idealna do czego? - zapytała Lucy nie bawiąc się w żadne formalności.

- Idealna by wypełnić warunku kontraktu z Demonem oczywiście - odparł choć doskonale wiedział, że nie miała najmilejszego pojęcia o czym on mówił. 

- Jakiego kontraktu! - warknęła - Przecież żadnego nie podpisaliście - wypaliła zanim zdążyła ugryźć się w język. Król jednak najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi bo odparł.

- END zażyczył sobie raz w miesiącu pięknej kobiety na ofiarę. Między nami faktycznie wyszło nie najlepiej, jednak jeśli oddamy mu kogoś tak pięknego jak ty, na pewno uda nam się jeszcze dogadać.

- Nie liczyłabym na to - powiedziała sucho Lucy.

- Nie prosiłem Cię o zdane - powiedział rozzłoszczony Król - zaprowadźcie ją na główny plac! - rozkazał.

___________________________________________________________________________

Wiem, wiem. W komentarzu napisałam, że w tym rozdziale pojawi się prawdziwy Natsu, ale... rozdział wyszedł dłuższy niż sądziłam, i sytuacja w której pojawi się Natsu nieco musiała się przesunąć. Kolejna sprawa jest taka, że przez dwa tygodnie moje dziecko chorowało na anginę którą przy okazji złapałam i ja. Ci którzy znają temat wiedzą, że chore dziecko oznacza nieprzespane dni i noce, więc sama ledwo znalazłam czas na własny sen nie mówiąc już o innych rzeczach. Dlatego niestety trochę mnie tu nie było. Wybaczcie (Bije pokłony) ;) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top