19
Touka stała przed lustrem w pokoju Juvi, przymierzając ubrania których nigdy wcześniej by na siebie nie założyła. Już sama głębokość dekoltu przyprawiała ją o niezły zawrót głowy. Lockser zaplotła jej długie lśniące włosy w grupy warkocz i zarzuciła na jej lewe ramię, by wyeksponować odsłonięte plecy. Touka nie czuła się w tym wydaniu jakoś specjalnie pewnie, jednak jej determinacja zwyciężała z czającym się w jej wnętrzu lękiem. Razem z Juvią ubraną w podobny wyzywający sposób, opuściły Fairy Hills i udały się do centrum miasta. Lockser miała swoje sposoby i dowiedziała się gdzie znaleźć wejście do Podziemi. Obie zgodnie uznały, że nie mogą zostawić Zory i Graya samych. Touka idąc ulicami miasta w kusej sukience i z rozcięciem na udzie czuła się niezręcznie a po jej plecach przebiegały ciarki ilekroć czuła na sobie wzrok jakiegoś mężczyzny. Juvia zaprowadziła ją do jakiejś knajpy " Pod Zgniłym Zębem" jak głosił szyld tego przybytku.
- Juvia uważa, że najwyższy czas zacząć grać nasze role - oznajmiła niebieskowłosa, na co Touka posłusznie kiwnęła głową. Gdy tylko drzwi do knajpy stanęły otworem, w nozdrza dziewczyn uderzył smród spoconych ciał i taniego piwa, którego Cana nie tknęłaby nawet wtedy gdyby to był jedyny alkohol jaki pozostał na ziemi. Touka zamarła czując jak paraliż ogrania całe jej ciało, kiedy zobaczyła te wszystkie wpatrzone w nią zapijaczone gęby. Czuła jak przesuwają swój oceniający wzrok po jej ciele i miała wielką ochotę najpierw się zasłonić, a potem stamtąd uciec. Jednak wtedy przypomniała sobie dlaczego znalazła się w tym miejscu i z dumnie uniesioną głową ruszyła za Juvią, ku stojącemu na końcu sali mężczyźnie. Mijani klienci zaczęli na nie gwizdać i obleśnie oblizywać usta, a znalazł się i taki który chciał klepnąć Białowłosą prosto w tyłek. Touka zareagowała i w niekontrolowanym odruchu obronnym, niemal przywaliła mężczyźnie prosto w twarz. Juvia zdołała powstrzymać ją przed tym, chwytając w ostatniej chwili jej rękę.
- Nie okazuj, że cię to rusza. Musisz być ponad to - powiedziała chicho do jej ucha.
Touka opuściła swoją dłoń, jednak z jej twarzy nie schodził grymas wściekłości. Lockser pociągnęła ją w kierunku stojącego pod drzwiami do zaplecza starszego człowieka, na widok zębów którego obie ledwo powstrzymały odruch wymiotny.
- Czego takie ślicznotki jak wy szukają w tych stronach? - zapytał Bill przyglądając im się uważnie.
- Nasi faceci znów chleją na dole. Mieli wrócić do domu już godzinę temu - powiedziała oburzona Touka podpierając się pod boki.
- Właśnie! - zawtórowała jej Juvia - a pijanym facetom tylko jedno w głowie. Niech no tylko który coś zmaluje... - warknęła.
- Ohoho! Już współczuje waszym wybrankom - odparł - któż jest tym szczęśliwcem? - zapytał.
- Zora Ideale we własnej osobie - odparła Touka zakładając ręce na piersi.
- HA ha! Zora!? No proszę. Faktycznie wchodził tu dzisiaj z jakimś znajomym - powiedział zerkając przy tym na Juvię - wchodźcie, wchodźcie - dodał otwierając im drzwi za którymi kryły się schody prowadzące w dół.
- Wielkie dzięki - odparła Touka i wraz z Lockser zaczęły zanurzać się w głąb tunelu. Żadna z nich nie miała bladego pojęcia gdzie powinny się teraz udać. Tunele rozwidlały się w kilku miejscach, jednak pomimo widniejących na rozstajach drogowskazów, w dalszym ciągu nie wiedziały gdzie powinny pójść. Wreszcie dotarły do jednej z komór która wyglądała jak mniejsza wersja rynku w Magnolii. Touka z zaciętą miną obserwowała otoczenie które nie pozostawało jej dłużne, jednak starała się nie zwracać uwagi na wścibskie spojrzenia. Gdy któryś raz z kolei okrążały plac, podszedł do nich otyły jegomość z dwoma kobietami które przyciągał do swojego boku. Spojrzał na nie krytycznie jakby próbował ocenić ich wartość, na co Touka aż się wzdrygnęła.
- Szukacie pracy dziewczyny? - zapytał - Myślę, że w moim burdelu znalazło by się miejsce dla takich ślicznotek. Mogłybyście dużo zarobić - dodał. Touka spojrzała na niego przerażona, czując się tak jakby ktoś właśnie wylał na nią kubeł lodowatej wody i powiedział, że to dopiero początek. Zora naprawdę obracał się w takim towarzystwie? Nie mogła uwierzyć jak ktoś taki jak on był w stanie żyć w takim miejscu.
- Szukamy kogoś - rzekła Juvia, puszczając jego propozycję mimo uszu.
- Kogo? - spytał - znam tu wszystkich więc chętnie mogę wam pomóc - zaofiarował się mężczyzna.
- Zora Ideale - powiedziała Touka, czym przykuła uwagę nieznajomego. Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech kiedy na nią spojrzał, a jego postawa nagle uległą diametralnej zmianie. Białowłosa nie miała pojęcia dlaczego.
- Więc to ty musisz być Touka - powiedział ciepło, co bardzo ją zaskoczyło. Spojrzała na niego z niedowierzaniem nie rozumiejąc skąd zna jej imię.
- Ach gdzie moje maniery - rzucił mężczyzna - Nazywam się Humber i jestem przyjacielem Zory. Wspominał mi o tobie, a teraz gdy cię widzę, zupełnie mu się nie dziwię, że wpadł po uszy - dodał ze szczerym uśmiechem który sięgnął nawet jego oczu.
Touka poczuła jak na jej policzkach wykwitły rumieńce, a wokół serca pojawiło się przyjemne ciepło. Więc Zora o niej wspominał. To co usłyszała od Humberta dodało jej tylko sił by stawić czoła wszystkiemu, co stanie na jej drodze. Teraz tym bardziej musiała go odnaleźć. Zacisnęła swoje dłonie w pieści i z pewnością która wybrzmiała w każdej nucie jej wypowiedzi, zwróciła się do Humberta.
- Zaprowadź mnie do niego.
---------------------------
Olbrzymi czerwony smok z podbitymi czerwienią skrzydłami i znakami wijącymi się po jego ciele, wylądował ciężko pośród drzew w rozłożystym lesie. Z jego grzbietu zwinnie zeskoczyła Blondynka z plecakiem wiszącym na jej ramionach. Rozejrzała się uważnie po okolicy jakby czegoś szukała, po czym zwróciła się do swojego smoczego towarzysza.
- Jesteś pewny, że to tutaj? - zapytała.
Smok potrząsnął swoją rogatą głową i ruszył przed siebie, pozostawiając za sobą wgłębienia wielkich łap w wilgotnej ziemi. Dziewczyna bez zastanowienia ruszyła za nim, nie chcąc pozostawać w tyle. Kiedy bestia zatrzymała się w miejscu w którym po praz pierwszy jej łapy zetknęły się z ziemią, przed nimi otworzyła się olbrzymia szczelina, a z jej wnętrza wyrósł ustęp skalny. Kamienie zaczęły się samoistnie wręcz magicznie przekształcać, aż wreszcie zobaczyli spore wejście do groty na której końcu coś lśniło.
- Naprawdę znaleźliśmy źródło Natsu! - wykrzyknęła podekscytowana Blondynka, a w jej oczach błyszczały iskierki niewysłowionej radości.
Smok skinął głową uśmiechając się tak szeroko, jak pozwalały mu na to mięśnie twarzy, ukazując dwa rzędy ostrych zębisk. Ktoś spoglądający na to z boku mógłby być przerażony widokiem tak bogatego uzębienia w paszczy bestii. Lucy jednak odpowiedziała mu równie szerokim uśmiechem na jaki było ją stać, na co Smok parsknął śmiechem. Spojrzeli na siebie już z większą powagą. Odetchnęli głęboko by dodać sobie otuchy i zanurzyli się w głąb jaskini. Choć Lucy sądziła, że pieczara będzie wyglądać tak samo jak poprzednim razem, to jednak grubo się myliła. Najwyraźniej zmieniała się wraz ze swoim nowym strażnikiem. Kiedyś zimne ciemne ściany z kamienia, teraz zastąpiła jasna szarość w której Heartfilia mogła dostrzec mieniące się kolorowym światłem drobinki kryształu. Były miejsca gdzie odbijające się od nich światło wręcz raziło ją po oczach, które musiała osłaniać przedramieniem. Po zwisających z sufitu stalaktytach spływała lodowata górska woda, leniwie skapując wielkimi kroplami na ziemię. Jedna z nich sięgnęła Lucy i ciurkiem spłynęła jej po plecach, na co aż się wzdrygnęła. Naprawdę nie cierpiała gdy było jej zimno i choć panujący w jaskini lekki chłód nie był najgorszy, to mimo to na jej ciele zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Nagle Smok przystanął i Blondynka prawie wpadła na jego tylną łapę. Przecisnęła się obok niego do przodu, by zobaczyć widok jakiego się nie spodziewała. Szare kamienie z których była zbudowana jaskinia zniknęły, a zastąpiły je ogromne kryształowe stalagmity. Niektóre sięgały do sufitu tworząc połyskującą wielobarwną tęczą ścianę. Na środku zaś, tak jak poprzednio, znajdowało się jezioro z krystalicznie czystą wodą, której niczym nie zmącona powierzchnia mogła dawać złudzenie cienkiej tafli lodu. Natsu spoglądał na to z mieszaniną różnych uczuć kłębiących się w jego sercu. Od fascynacji miejscem, przez niedowierzanie aż do strachu, że gdy wejdzie do wody nic się nie zmieni.
- No proszę, a więc jesteśmy - powiedział END stwierdzając oczywiste - będziesz tak stał, czy może wreszcie skorzystasz? - sarknął z krzywym uśmiechem na ustach. Natsu jednak nie odpowiedział. Jego tętno przyspieszyło, a potężne smocze serce biło tak, jakby chciało wyrwać się z jego piersi na wolność. Naprawdę tutaj był i zaledwie krok dzielił go od źródła które mogło sprawić, że wszystko będzie jak dawniej. Jednak mimo to, Natsu nadal się wahał spoglądając na znajdującą się zaledwie kilka centymetrów od jego łapy wodę. Czy naprawdę bycie smokiem było aż takie złe? Miał przy sobie Lucy, która nawet pomimo tej skorupy w której teraz tkwił, nie zamierzała go opuścić. Może lepiej żeby wszystko pozostało takim jakim jest teraz? Lepsze to niż poczuć zawód jeśli nic się nie wydarzy... Poczuł Dłoń Lucy na swoim przedramieniu i spojrzał na jej twarz. Wiedział, że decyzja w tej chwili należała tylko od niego i nie miała zamiaru go w żaden sposób ponaglać. Przecież tak było dobrze prawda? Niczego mu nie brakowało... Wtedy przed jego oczami pojawił się obraz jej twarzy ukazującej uniesienie, kiedy miał ją pod sobą ostatniej nocy. Zacisnął zęby tłumiąc warknięcie.
- Nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz - powiedział END.
- Zawsze będę cię kochać - wyszeptała Lucy.
Czuł ich obecność i postawił pierwszą łapę na brzegu jeziora, potem następną i kolejną, zanurzając się coraz głębiej w wodzie, która choć powinna być lodowata, dla niego wcale taka nie była. Zanurzył się niemal po samą szyję i gdy już miał powiedzieć, że niestety nic się nie dzieje, jaskinię rozświetlił jasny błysk.
---------------------------------
Zora siedział rozparty na krześle, przy stoliku w jednym z podziemnych knajp udając, że delektuje się obecnością w tym miejscu. Gray siedział na przeciw niego w swoim wydaniu jakie prezentował będąc członkiem Avatara. Czerń rozlewająca się po jego lewej stronie, obejmowała całą rękę i część torsu sięgając aż ku jego twarzy. Włosy zaczesane do góry były dłuższe niż u Ideale, dzięki czemu łatwiej można było nadać im bardziej uporządkowany kształt. Siedział z założonymi na piersiach rękami, śledząc wzrokiem przechodzących ludzi. Zora wprowadził go do Podziemi bez większego problemu i puki co, nie wzbudzali jakiejś większej sensacji. Plan na dzisiejszy dzień był prosty. Mieli jedynie pobyć w kilku miejscach, wtopić się w tłum i sprawić, żeby Fullbuster był traktowany jak wśród swoich, bez cienia jakichkolwiek podejrzeń. Wszystko jednak zaczęło się psuć, kiedy do ich stolika dołączył Ruben sprawiając, że nie tylko plan mógł w każdej chwili legnąć w gruzach.
- Witaj Zora! - zawołał Ruben siadając obok niego na krześle i poklepując go dłonią po ramieniu, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Ideale jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko gra - całkiem pięknie wygoiła się twoja buźka - zauważył - wprawne rączki musiały się tobą zając, bo nie ma nawet śladu po naszym ostatnim miłym spotkaniu.
Zora spojrzał na niego z obojętnością wypisana na twarzy, doskonale zdając sobie sprawę, że Ruben go sprawdza. Specjalnie zrobił aluzję do Touki mając nadzieję, że Ideale się odsłoni, jednak nic z tego. Zora umiał bardzo dobrze maskować swoje odczucia.
- Trzy kufle piwa kobieto! - krzyknął do kelnerki sprzedając jej klapsa w pośladek - No to jak już się spotykamy Zora, wypadałoby się razem napić prawda? - zapytał uprzejmie, jednak w jego głosie czaiła się jakaś niebezpieczna nuta. Nadzieje na to, że Ruben szybko da im spokój okazały się płonne - może przedstawisz mi swojego przyjaciela? - zapytał spoglądając na Graya.
- Fullbuster - powiedział krótko Gray mierząc Rubena wzrokiem.
- Ja Cię chyba skądś znam.. - zastanowił się na głos Ruben, stukając palcem wskazującym po swojej szerokiej brodzie.
- Byłem członkiem Avatara - rzucił szybko Gray, żeby mężczyzna czasem nie domyślił się, że również należy do Fairy Taila.
- Ach tak! rzeczywiście! Fullbuster syn Silvera jeśli dobrze pamiętam - zawołał Ruben, na co Gray kiwnął głową posyłając mu krzywy uśmiech - w zasadzie dobrze się składa, bo umówiłem się na dzisiaj z Goumonem, wiesz tym od tortur. Zresztą co ja plotę, przecież na pewno znacie się z Gildii - powiedział mężczyzna a Gray nagle poczuł, że zaczyna się pocić. Goumon. Członek Avatara, którego w ostatniej chwili zamroził powstrzymując przed przecięciem Lucy na pół. Do dziś pamiętał krzyki Natsu, który przykuty do ściany antymagicznymi kajdanami, mógł jedynie patrzeć na rozgrywającą się przed jego oczami scenę. Mógł sobie tylko wyobrażać co Dragneel musiał wtedy czuć. Kelnerka przyniosła piwo i kładąc je na stół, została brutalnie wciągnięta na kolana Rubena, który nie był w stanie powstrzymać swoich brudnych łap. Kobiecie jednak najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo zaczęła chichotać figlarnie machają swoimi sztucznymi rzęsami. Gray skorzystał z okazji i posłał Zorze umówiony znak. Ideale już wiedział, że powinni się jak najszybciej stąd ewakuować. Zresztą podejrzewał to już w momencie w którym usłyszał o spotkaniu z jednym z członków Avatara. Nie sądził, że którykolwiek z nich może przebywać w Podziemiu. Krzywiąc się z niesmakiem odprowadził wzrokiem kelnerkę, która kusząco kręciła swoimi biodrami, jakby zapraszała do dalszej zabawy.
- Na nas już pora - rzucił Zora.
- Jak to? Przecież nawet nic nie wypiliście. Zaraz przyjdzie Goumon - powiedział Ruben swobodnym tonem.
- Niestety mamy już inne zobowiązania - odparł Zora chcąc wstać, jednak silna łapa Rubena posadziła go z powrotem na krześle.
- Macie jeszcze zostać - syknął mierząc go wzrokiem - Te zobowiązania mogą poczekać - dodał.
Gdyby nie znajdowali się teraz na misji i wśród tylu potencjalnych wrogów, prawdopodobnie właśnie rozpoczęliby walkę. Jednak w tej sytuacji musieli działać ostrożnie. Żaden z nich, zarówno Zora jak i Gary, nigdy nie spodziewaliby się tego co nastąpiło. Z pośród tłumu wyłonił się Humbert, jak zwykle z nieodłącznymi dziewczynami przytulonymi do jego boków. Podszedł do nich z szerokim uśmiechem, a jego dłonie spoczywały na kształtnych biodrach obu kobiet. I nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że w owych kobietach rozpoznali Juvię i Toukę. Choć dla postronnych osób w tym wydaniu trudno byłoby je poznać, im nie sprawiało to trudność. Zbyt dobrze je znali. Gdy do Zory dotarło kogo widzi, w pierwszej chwili poczuł wściekłość i miał ogromną ochotę wstać i zaciągnąć Białowłosą z powrotem do domu, gdzie powinna była w tej chwili grzecznie przebywać. W następnej sekundzie pojawił się strach o nią, a kiedy zerknął na Graya, zobaczył w jego wyrazie twarzy odbicie jego własnych uczuć.
- Czułem, że was tutaj znajdę - zawołał wesoło Humbert - chyba nie zapomnieliście o czekających na was ptaszynach - dodał co natychmiast zwróciło uwagę Rubena. Mężczyzna przejechał wygłodniałym wzrokiem po dziewczynach, za co Zora miał ochotę wydłubać mu oczy a następnie odrąbać także i rękę aż do łokcia, kiedy jego dłoń sięgnęła ku Touce i musnęła jej policzek. Zjechała niżej chwytając ją za gardło. Ruben zacisnął na niej swoją grubą dłoń unosząc jej twarz, by muc się bliżej przyjrzeć. Dłoń Zory automatycznie powędrowała ku nożu schowanemu w wysokim skórzanym bucie. Jednak wtedy coś do niego dotarło. Jej harda postawa i spojrzenie, którym wpatrywała się w Rubena nie zdradzały nawet cienia lęku. Ubrana w kusą sukienkę z głębokim dekoltem i rozcięciem prawie do biodra, przyszła tutaj zdając sobie sprawę z tego, że będzie przyciągać męskie spojrzenia. W dodatku teraz musiała znosić dotyk dwóch obcych mężczyzn, których widziała pierwszy raz na oczy. Wiedział ile przyjście tutaj i odgrywanie narzuconej sobie roli musi ją kosztować, a mimo to tutaj była.
- Całkiem niezła - skwitował Ruben.
- Zabieraj łapska. To nie twoja własność tylko moja - Rzekł Zora podejmując strategię Humberta i dziewczyn. Może dzięki nim uda im się uniknąć spotkania z członkiem Avatara. Poza tym nie był w stanie znieś, że jakiś mężczyzna dotyka Białowłosej. Okazało się, że znosił to nawet gorzej niż Touka. Dziewczyna z determinacją w oczach wyrwała się z uścisku Rubena i z dumnie uniesioną głową ruszyła ku Zorze. Choć na zewnątrz udawała silną, w środku wcale taka nie była. Serce biło jej jak szalone ze strachu i czuła jak jej ciało zaczyna się trząść, podobnie jak świat przed jej oczami. Wtedy jednak spojrzała w niebieskie tęczówki Ideale, które w jakimś stopniu dodały jej odwagi by przebyć te ostatnie dzielące ich centymetry. Podeszła do niego z zadziornym uśmiechem na ustach, położyła swoje smukłe dłonie na podłokietnikach i pochyliła się ku niemu wypinając w stronę Rubena kształtny tyłek, a Zorze pozwalając zobaczyć z bliska swój pokaźny dekolt.
- Tęskniłeś? - zapytała uwodzicielskim głosem i kusząco przygryzła dolną wargę. Robiła to pierwszy raz w życiu i w duchu modliła się, żeby to wyglądało choć w połowie tak dobrze, jak to sobie wyobrażała. Obecność Zory dodała jej odwagi by zdobyć się na taki krok. Ideale uśmiechnął się do niej lekko, jednak w jego oczach mogła dostrzec iskierki rozbawienia. Na prawdę go to bawiło? Czuła się oburzona i nawet nie mogła tego okazać! Całe poirytowanie jednak zniknęło, kiedy Zora spojrzał jej głęboko w oczy przysuwając ku niej swoją twarz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedział niemal gardłowo, a tembr jego głosu odczuła aż w podbrzuszu co ją zaskoczyło. Wyciągnął rękę ku jej twarzy i przejechał delikatnie opuszkami swoich palców po jej skórze. Jej oczy zabłysły a usta lekko się rozchyliły, gdy poczuła jak bardzo ta pieszczota może być przyjemna. Zora sunął palcami po miejscach w których dotknął jej Ruben, jakby chciał zamazać tamto odczucie, zastąpić...
"Złe wspomnienia zastąp nowymi, lepszymi Touka"
Te słowa pojawiły się w jej głowie niemal znikąd i sprawiły, że w jej gardle powstała gula której nie była w stanie przełknąć. Jej serce zabiło mocniej wyraźnie jej o sobie przypominając, jak i o tym, że teraz już nie należy tylko do niej. Uczucia które pojawiły się w stosunku do Zory, teraz jeszcze bardziej się wzmocniły. Ideale zsunął swoją dłoń na jej biodro aż zadrżała, tłumiąc ciche jęknięcie. Biodro którego wcześniej dotykał Humber, jednak teraz już prawie o tym nie pamiętała. Zaskakując zarówno sama siebie jak i jego, usiadła bokiem na jego kolanach zaplatając dłonie na jego szyi. Zora objął ją w pasie przyciągając bliżej siebie. Touka w tej chwili zrozumiała, że należy tylko do tego mężczyzny i tylko ten mężczyzna ma do niej prawo. Teraz będąc tak blisko niego już się nie bała. Czuła się bezpieczna pomimo tego, że przebywali w gnieździe pełnym jadowitych żmij. Zora czuł przyjemny ciężar jej ciała na swoich kolanach delektując się jej bliskością, choć nie tak jakby sobie tego życzył. Trzymał ją mocno przy sobie jakby to miało już więcej się nie powtórzyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top