18
Natsu spakował ostatnie paczki z prowiantem do plecaka i zarzucił go sobie na plecy. Nie pamiętał już kiedy ostatnio w ten sposób wyruszał na kolejną wyprawę. Lucy gotowa do drogi stała w otwartych drzwiach ich pokoju, czekając aż skończy się szykować.
- Gotowa do drogi? - zapytał posyłając jej szeroki uśmiech, na co odpowiedziała skinieniem głowy. Ramię w ramię opuścili pensjonat i skierowali się ku głównej bramie. Miasto i jego mieszkańcy zaczynali budzić się do życia, i szykować do kolejnej bogatej w dobrą zabawę nocy. Choć czas który spędzili w tym miejscu był niesamowity, Heartfilia wątpiła by była w stanie zostać w mieście na dłużej. To nie to, że nie lubiła częstych i głośnych imprez które odbywały się w Gildii, często z błahych powodów. Jednak będąc w Magnolii, w każdej chwili mogła opuścić to rozhukane towarzystwo i wrócić do swojego domu, gdy miała ochotę odpocząć. W tym miejscu nie miała na to szans. Trudno o znalezienie zacisznego kąta, kiedy to nie jedna Gildia imprezuje, lecz całe miasto! Nie zmieniało to jednak faktu, że Cana z pewnością bardzo szybko mogłaby się tutaj zadomowić, pomyślała uśmiechając się pod nosem. Brama miasta pojawiła się wreszcie w zasięgu ich wzroku, i Lucy zaczęła zastanawiać się co dalej. Zwykle mieli jakiś konkretny cel podróży do którego zmierzali, lecz teraz? Mieli błądzić bez celu szukając jaskini której nawet nie była w stanie zobaczyć?
- Gdzie my właściwie idziemy? - spytała zerkając na Natsu, z którego ust nie schodził wesoły uśmiech.
- Już myślałem, że nigdy nie spytasz - odparł i zachichotał zakrywając dłonią usta, jakby wiedział coś o czym ona nie miała bladego pojęcia.
- Co przede mną ukrywasz!? - warknęła poirytowane jego śmieszkowaniem. Zdecydowanie nie lubiła gdy była przez niego wyśmiewana i pomimo tego, że Natsu o tym doskonale wiedział, robił to nadal.
- Nic, zupełnie nic - odparł próbując zahamować kolejny wybuch wesołości. Lucy oburzona nadymała policzki i przyspieszyła kroku zostawiając Natsu za sobą. Dogonił ją dopiero kiedy przekroczyła wreszcie mury miasta.
- Lucy zaczekaj! - zawołał za nią chwytając jej rękę. Heartfilia zerknęła na niego z ukosa i wyszarpnęła dłoń z jego uścisku. Natsu westchnął i spojrzał na nią tym razem już z bardziej poważną miną.
- Jest coś czego ci nie powiedziałem - zaczął.
- Naprawdę? Nigdy bym nie zgadła! - rzuciła teatralnie Lucy klaszcząc w dłonie, co zwróciło na nich uwagę strzegących bramy strażników.
- Lucy.... - powiedział Natsu z lekką dezaprobatą marszcząc brwi.
- Mów, już nie przerywam - odparła bez cienia skruchy.
- Nie powiedziałem Ci, że gdy wypiłem wodę ze źródła poczułem się bardzo dziwnie, a w moim umyśle pojawiły się fragmenty scen z mojego smoczego życia... - urwał na moment widząc jak Lucy spogląda na niego z wielkim zainteresowaniem. Wręcz rozsadzała ją ciekawość którą próbowała przed nim ukryć. Jak widać bezskutecznie - jednym słowem, widziałem Smocze Źródło. Wiem gdzie szukać jaskini.
Lucy z dzikim okrzykiem radości skoczyła ku niemu, mocno obejmując go w pasie. Choć była gotowa by żyć z Nastu bez względu na wszystko, nie oznaczało to, że ta informacja jej nie ucieszy. Mieli wreszcie realną szansę na normalne wspólne życie.
- Jak daleko stąd jest to miejsce? - zapytała spoglądając w górę ku twarzy Dragneela.
- jakieś dwa dni drogi stąd - odparł przyciągając ją bliżej siebie.
- Naprawdę!? - zawołała zaskoczona nie wierząc w to, że znajdują się tak blisko celu.
- Nie bez powodu zabrałem cię akurat do tego miasta - odparł puszczając jej oczko - Będzie szybciej jak polecimy - dodał biorąc ją na swoje umięśnione ręce. Na plecach tuż po obu stronach plecaka, wyrosły mu smocze skrzydła podobne do tych z jakimi paradował END. Natsu zamachał nimi kilka razy, i wzbił się w powietrze z wtórującymi mu piskami Heartfili.
-------------------------------------------------
Touka ziewnęła przeciągle nad stosem brudnych naczyń, które jeszcze pozostały jej do umycia. Z cichym westchnieniem wzięła do ręki talerz i zaczęła czyścić go gąbką, dopóki jego powierzchnia nie zaczęła lśnić. W duchu cieszyła się, że dzień wreszcie chyli się ku zachodowi, bo to oznaczało brak kolejnych naczyń do umycia po członkach Gildii.
- Kiepska noc? - spytała Mira pojawiając się w kuchni, na co Białowłosa kiwnęła głową. Żeby to jedna, dodała w myślach i wzdychając wzięła kolejny brudny talerz do ręki. Od kilku dobrych nocy nie była w stanie zasnąć, ciągle odtwarzając w pamięci wieczór w który zaprosiła Zorę do siebie. Wieczór, a konkretnie sam moment pocałunku jakim go obdarzyła i krótkiej wymiany zdań która potem nastąpiła. Uczucia i myśli które towarzyszyły jej od tego momentu, nie dawały jej spokoju towarzysząc na każdym kroku. Nawet teraz, myjąc naczynia, jej myśli pobiegły ku Ideale którego od tamtego dnia nie miała okazji widzieć. Miało to swoje plusy i minusy. Plusy, bo miała szansę przeanalizować swoje uczucia i zastanowić się nad tym co dalej, a minusy, bo nagle okazało się, że cholernie za nim tęskni. Silnie odczuwała brak jego obecności a nawet dotyku! Nagle zapragnęła by ją przytulił, by pokazał jej jakie to uczucie gdy ktoś trzyma cię w swoich ramionach, jako forma przejawu pozytywnych uczuć a nie brutalności. Z kolei jej usta pragnęły po raz kolejny poczuć na sobie dotyk jego ciepłych warg, co doprowadzało Toukę niemal do szału. Zatopiona we własnych myślach wyprostowała się jak struna, gdy do jej uszu dobiegł ściszony męski głos, który sprawił, że poczuła gorąco na policzkach. Nigdy nie sądziła, że dożyje dnia w którym jakikolwiek obiekt płci przeciwnej, wzbudzi w niej odruchy inne niż chęć ucieczki. Miała dziką ochotę wyskoczyć z kuchni z szerokim uśmiechem i pomachać energicznie właścicielowi głosu na powitanie jak skończona idiotka.
- Mira? Fullbuster tu był? - zapytał Zora ściszonym głosem.
- Nie - odparła Strauss - jeszcze go dziś nie widziałam. Podać coś? - zapytała jak zawsze z uśmiechem na ustach.
- Nie trzeba, dziękuję - rzekł i odszedł od blatu, by usiąść w luzackiej pozie przy jednym ze stoików.
Touka czuła jak jej serce przyspieszyło, a w głowie zaczęło szumieć tak, jakby Zora znajdował się tuż za jej plecami, a nie siedział w pomieszczeniu obok i nawet nie wiedział o jej obecności. Przecież to było absurdalne. Prychnęła głośno z zapamiętaniem szorując szczotką spory garnek. To tylko wymysły jej wybujałej wyobraźni prawda? A jeśli nie?... Udając pełne skupienie na swojej pracy, nie mogła się jednak opanować i z zaciekawieniem zerkała w kierunku Ideale. Przesunęła wzrokiem po całej jego postaci, z uwagą studiując jego wygląd. Płomienne zaczesane do góry włosy, kolorem kontrastowały z niebieską barwą jego tęczówek, jednocześnie w jakimś stopniu się uzupełniając. Dolna część twarzy jak zawsze była zasłonięta, jednak posiadała otwór na kuszące ją od jakiegoś czasu usta. Umięśnione ramiona i klatka piersiowa, wyłaniały się spod lekko rozpiętej czarnej kamizelki wsuniętej za spodnie, które dobrze przylegały do jego nóg. Białowłosa poczuła jak robi jej się gorąco, gdy taksującym wzrokiem sunęła po jego sylwetce. Speszona bardziej przysunęła się do zlewozmywaka, by Ideale przypadkiem nie zobaczył jej zaczerwienionych policzków. Wielkie drzwi do Gildii stanęły otworem i do środka wszedł Gray. Rozejrzał się po opustoszałym pomieszczeniu i skierował prosto do Zory. Białowłosa ponownie zerknęła zza zasłaniającej ją szafki, by zobaczyć co się dzieje. Wręcz zżerała ją od środka ciekawość po co tych dwoje spotkało się razem o tak późnej porze. Ich poważne miny nie wróżyły niczego dobrego, a Touka poczuła jak drzy z niepokoju.
- Zawołasz mnie gdy pojawi się klient? Muszę iść na zaplecze żeby napisać listę z zakupami na jutro? - zapytała Mira przechodząc obok niej.
- Tak! Oczywiście - niemal wykrzyknęła. Gdy tylko Mira zniknęła za drzwiami, Touka na czworakach wymknęła się z kuchni, i usiadła pod blatem baru. Stąd mogła usłyszeć cicho lecz wyraźnie rozmowę jaką prowadzili Zora i Gray. Znów podsłuchiwała, za co prawdopodobnie będzie się smaży w piekle, jednak nie miała innego wyboru. Wiedziała, że Ideale nigdy nic by jej nie powiedział. Ona tym czasem wręcz łaknęła każdej informacji która go dotyczyła. Wiedziała jak niebezpieczną grę podjął w Podziemiu i chciała mieć pewność, że nic mu nie jest. Głównym jednak powodem podsłuchiwania do którego nie chciała się przyznać, była chęć usłyszenia po raz kolejny jego głosu.
- Dlaczego chciałeś mnie widzieć? - spytał Fullbuster.
- Od razu przechodzisz do rzeczy - zauważył Zora a kącik jego ust nieznacznie uniósł się ku górze - w Podziemiach robi się gorąco i na dniach wybuchnie powstanie - zaczął Zora zdawkowym tonem, jakby opowiadał o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat, a nie grożącej im w każdej chwili wojnie - Zbierają ludzi chętnych do ataku na Gildie.
- Co to ma wspólnego ze mną? - spytał Gray spoglądając na niego z pod przymkniętych powiek.
- Nie będę ukrywał, że przyda mi się wsparcie. Sam nie zdołam dotrzeć do planów ataku. Mógłbym cię wprowadzić jako ochotnika - oznajmił Ideale uważnie mu się przyglądając - Masz dobre referencje jako były członek Avatara. W końcu nigdy oficjalnie nie zostało potwierdzone co stało się z organizacją. Nikt nie wie, że to akurat była twoja sprawka - dodał.
- Akurat to była wina Płomyczka - rzucił Gray oburzony, choć w duchu uśmiechnął się na samo wspomnienie jego zaskoczonej miny, gdy już było po wszystkim.
Fullbuster siedział zamyślony, choć i tak już wiedział, że przyjmie propozycję Zory. To było bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, jednak podczas jego trwania mógł sprawdzić swoje umiejętności. Być może również udowodni sam sobie, że jest na tyle silny by ochronić Juvię.
- Zgadzam się - powiedział z uśmiechem czując ekscytację równą tej, jaka zawsze towarzyszyła Zapałce. Żałował, że nie ma go teraz z nimi, bo prawdopodobnie już dawno wdarli by się do podziemi i urządzili im istne piekło.
- W takim razie musimy zajrzeć do Mistrza, żeby zaakceptował plan - rzekł Ideale.
Touka czuła jak drży ze strachu na całym ciele, słuchając prowadzonej rozmowy. Była przerażona. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co się stanie jeśli zostaną zdemaskowani. Widziała już na Ideale jak Liga traktuje tych, którzy im się przeciwstawiają i mogła być niemal pewna, ze tym razem Zora może nie mieć już tyle szczęścia. Czuła rosnącą panikę na myśl o tym, w co ma zamiar się wpakować. Nie mogła na to pozwolić i wiedziała, że Juvia będzie myśleć tak samo o Fullbusterze. Wygramoliła się spod baru i w pośpiechu zdjęła fartuch, którym rzuciła w kąt tuż przed nosem zdezorientowanej Miry wychodzącej z zaplecza. Bez słowa opuściła Gildię tylnym wyjściem, nawet się za siebie nie oglądając. Miała bardzo niewiele czasu jeśli chciała zdążyć nim chłopcy opuszczą Gildię.
----------------------------
- Juvia nie zgadza się by Panicz Gray brał w tym udział - rzuciła Lockser uderzając pięścią w blat olbrzymiego biurka Makarova. Touka i Lockser wtargnęły do gabinetu Mistrza Gildii i z determinacją wypisaną na twarzach, wyraziły swoje niezadowolenie. Stały teraz ramię w ramię spoglądając na siedzących przed Makarovem chłopaków. Gray mimowolnie drgnął słysząc huk, jaki wydobył się w wyniku kontaktu pięści Juvi z blatem mebla. Znał niebieskowłosą nie od dziś, a mimo to był zaskoczony jej postawą. To znaczy nie pierwszy raz widział ją wściekłą, ale tym razem ewidentnie była wściekła na niego, co było czymś zupełnie nowym.
- Juvi wystarczy, że Panicz Gray już raz grał rolę szpiega - Warknęła zakładając ręce na bujnych piersiach - Juvia nie potrzebuje by Panicz Gray coś jej udowadniał.
- Muszę udowodnić coś sobie Juvia - odparł poirytowany Fullbuster gromiąc ją wzrokiem. Stojąca obok niej Touka, zaciskała swoje drobne dłonie w piąstki. Miała tak pewną swojego zdania minę jak wtedy, gdy po raz pierwszy oznajmiła wszystkim, że Natsu to jej ukochany. Jednak tym razem jej wzrok był utkwiony w Zorze, którego wyraz twarzy był równie nieustępliwy co jej własny.
- Juvia, nie masz pojęcia o co nas prosisz - odezwał się wreszcie Gray - To bardzo ważna misja i od niej zależy przebieg całej bitwy - powiedział spoglądając na nią pochmurnie.
- Juvia chciałaby wiedzieć, dlaczego to zawsze mysi być Panicz Gray - niespodziewanie zwróciła się do Makarova który zaskoczony jej pytaniem zaczął się jąkać.
- Ja... Ja..
- Dziewczyny, ta misja to czysta formalności - zapewnił Zora rozpierając się wygodnie na swoim krześle - Nie musicie się nami absolutnie przejmować - dodał.
- Czemu ci nie wierzę? - rzuciła naburmuszona Białowłosa.
- Ty nikomu nie wierzysz Touka - rzekł wstając - chyba, że ten ktoś nazywa się Dragneel - dodał mało uprzejmym tonem i opuścił gabinet Mistrza. Touka czuła jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Słowa jakie opuściły jego usta ugodziły ją prosto w serce. Ufała Natsu odkąd udzielił jej bezinteresownej pomocy i był jedyną osobą, w której dobre intencje bezgranicznie wierzyła. Tak było jeszcze do nie dawna. No własnie... Akurat TE słowa wypowiedziane przez Zorę, zabolały ją najmocniej bo nie wiedział jednej rzeczy. Teraz to jemu ufała bardziej niż komukolwiek innemu, nawet bardziej niż samej sobie. To własnie JEMU, nikomu innemu TYLKO jemu, pozwoliłaby się przytulić... Nikomu tak nie ufała. Wybiegła z pokoju tłumiąc swój szloch. Nie zareagowała na wołającą ją po imieniu Mirę, gdy mijała bar. Nie zwróciła uwagi na stojącego pod Gildią Zorę, kiedy wybiegła na zewnątrz. Biegła w kierunku swojego mieszkania, a obficie płynące łzy rozmazywały jej obraz przed oczami. Ból który czuła w środku, zdawał się powiększać z każdą kolejną minutą i Touka po raz pierwszy od dawna myślała, że już więcej nie zniesie. Nie był to taki sam ból jak wtedy, gdy została w potworny sposób wykorzystana, jednak był równie silny. Wbiegła po schodach na piętro i gdy tylko przekroczyła próg swojego mieszkania, rzuciła się na łóżko głośno szlochając. Dlaczego tak się czuła? Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym co myśli o niej Zora Ideale? Olśnienie przyszło nagle, gdy kolejna fala łez zaczęła moczyć poduszkę w którą wtuliła swoją twarz. Gdy wreszcie dotarła do niej ta prosta i krótka odpowiedź na dręczące ją pytanie, usiadła na łóżku z malującym się na jej twarzy niedowierzaniem. Przyswojenie sobie tej informacji nie trwało jednak długo. Otarła dłońmi resztę spływających po policzkach łez i z determinacją spojrzała przed siebie. Wreszcie odnalazła coś, a raczej kogoś, kto dał jej siłę do działania.
--------------------------------------------------
Choć Lucy zawsze uważała, że w ramionach Natsu jest jej niesamowicie wygodnie, tym razem musiała poprosić o przerwę. Czuła, że jeżeli jeszcze chwile będą podróżować w ten sposób, to na jej ciele pojawią się bolesne siniaki od silnego uścisku Dragneela. Z niemałym zadowoleniem dotknęła stopami ziemi i przeciągnęła się rozprostowując odrętwiałe kończyny. Natsu Jak zwykle w dobrym humorze, nie omieszkał posłać jej swojego zgryźliwego uśmiechu i zachichotać pod nosem. Heartfilia jednak udawała, że tego nie widzi i zabrała się za wyciąganie z plecaka jedzenia, które dla nich przygotowała. Natsu przyglądał jej się w zamyśleniu, opierając się ramieniem o gruby pień drzewa. Lucy jeszcze nie zdążyła zauważyć, że moc źródlanej wody zaczęła się wyczerpywać. Gdzieś w połowie drogi do miejsca w którym teraz się znajdywali, poczuł jak jego ciało zaczyna ulegać powolnej transformacji. Spoczywający na ziemi jego smoczy ogon, był na to żywym dowodem. Skóra pod jego ubraniem zaczynała twardnieć i zamieniać się w łuski, a na jego dłoniach pojawiły się pierwsze oznaki rosnących pazurów. Zaczął się zastanawiać, ile jeszcze czasu pozostało mu w swoim tylko już w połowie ludzkim ciele. Z zamyślenia wyrwała go cisza, przerywana jedynie śpiewem mieszkających w okolicy ptaków. Odszukał wzrokiem Lucy, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały zrozumiał, że wreszcie to do niej dotarło. Jednak w żaden inny sposób nie dała tego po sobie poznać i z szerokim uśmiechem zaprosiła go na zasłużony posiłek. Usiadł na przeciw niej i wręcz rzucił się na jedzenie jak to miał w zwyczaju. Lucy wzięła jedną z kanapek i przyglądając mu się z czułością, przeżuwała kolejne kęsy. Nie sądziła, że kiedyś będzie jej brakowało takich właśnie momentów, kiedy Natsu obżera się nie myśląc o niczym innym niż napełnienie swoje brzucha.
- Ale się obżarłem - powiedział wreszcie masując się po swoim wypchanym brzuchy - było pyszne jak zawsze Lucy - dodał i westchnął z przyjemnością opierając się o drzewo. Heartfilia posłała mu ciepły uśmiech. Choć nie chciała burzyć tej chwili spokoju, musieli niestety poważnie porozmawiać.
- Ile mamy czasu? - zapytała lekkim tonem, jakby pytała o pogodę. Natsu natychmiast spoważniał i spojrzał na nią z uwagą.
- Nie wiem. Biorąc pod uwagę postępy, to chyba nie wiele - odparł spoglądając na swoje szponiaste smocze łapska. Czuł, że również skóra na jego twarzy zaczyna zamieniać się w łuskę. Wolał nie wiedzieć jak w tej chwili musi wyglądać, choć znając Lucy, za pewne w dalszym ciągu nie uważałaby go za potwora. Akceptowała to podobnie jak wreszcie i on.
- Chyba lepiej i bezpieczniej będzie zaczekać - powiedział - możemy ruszyć na piechotę, ale latanie na razie bym sobie podarował - dodał.
- Też tak uważam - odparła Lucy, po czym niespodziewanie rzuciła się w jego objęcia. Natsu w pierwszej chwili zamarł zaskoczony jej postępowaniem. Zdawał sobie sprawę z tego jak wygląda i nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś okazywał mu swoje uczucia w tej formie.
- Jak cieplutko - mruknęła Lucy przytulając twarz do jego twardego torsu. Słysząc to Dragneel natychmiast się rozluźnił i objął ją swoimi ramionami, na co zamruczała z przyjemności. Ucałował jej włosy wdzięczy, że ją ma i oparł brodę na czubku jej pięknej główki. Skrzywił się nieznacznie, gdy poczuł jak jego rogi boleśnie zaczynają wyżynać się spod skóry głowy. W zasadzie to bolało go całe ciało, jednak w żaden sposób nie chciał tego okazać Lucy, by nie musiała się o niego martwić. Wiedział, że z pewnością pragnęłaby mu pomóc, a niestety nie była w stanie nic na to poradzić. Podobnie zresztą jak on.
- Naprawdę? A wydawało mi się, że czujesz się teraz odrobinę lepiej - usłyszał jej głos w swoich myślach.
Natsu zaśmiał się w duchu nad swoją głupotą. Zupełnie zapomniał to tym małym drobnym aspekcie, jakim był fakt odczytywania swoich myśli i uczuć. Musiał jej jednak przyznać rację. Gdy Lucy znalazła się w jego ramionach, ból jaki go ogarniał stał się bardziej znośny.
- Rzeczywiście Lucy, masz rację - przyznał, na co zadowolona pocałowała go w usta i wtuliła się w zagłębienie jego szyi. Jej odurzający zapach i oddech smagający jego skórę, doprowadzał go do szaleństwa.
- Lucy nie igraj z Demonem - zamruczał w jej włosy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top