6. Zostaw ją!

Wzdycham głośno i odkładam telefon na szafkę, a następnie kładę się na łóżko. Jak ja chciałabym móc komuś powiedzieć o TYM. Nie wiem jak mogłam być taka głupia żeby się w TO wplątać. Chciałabym już z TYM skończyć. Czuję, że jestem coraz bardziej senna więc nakrywam się kołdrą i odpływam tam gdzie czuję się bezpiecznie.


- Córciu - mówi moja mama i potrząsa mną lekko próbując mnie obudzić. - Córeczko, wstawaj. Adam do ciebie przyszedł. - na te słowa od razu się podnoszę. - To ja was już zostawię. A ty się lepiej ubierz. - odpowiada i wychodzi z pokoju.

- Cześć, Oliwia. Stęskniłaś się, prawda? - pyta Adam stanowczo i siada obok mnie.

- O-oczywiście, że t-tak. Ale czy ty nie miałeś wrócić j-jutro?

- A co?! Umówiłaś się z jakimś chłopakiem?! Chyba wiesz, że nie lubię kłamstw. - niemalże krzyczy i podnosi się z łóżka.

- Przecież w-wiesz, że k-kocham tylko ciebie. Nie m-mogłabym cię zdr-radzić.

- Mam nadzieję. Dobra, ubieraj się. Musimy iść do moich rodziców więc wybierz coś ładnego.

- Ale ja nie j-jadłam jeszcze śniadania. - mówię cicho wiedząc z jaką reakcją się spotkam.

- I ty myślisz, że mnie to k*rwa obchodzi?! Wstawaj i się ubieraj albo pójdziesz w piżamie!

Ze łzami w oczach podchodzę do swojej komody i szybko wybieram jakieś ciuchy. Następnie kieruję się w stronę mojej łazienki.

- Gdzie ty się wybierasz? - pyta Adam zagradzając mi drogę.

- Idę się u-ubrać. - odpowiadam cicho i próbuję dostać się do drzwi.

- Masz to zrobić tutaj. - mówi ze swoim uśmieszkiem.

Wzdychając głośno ściągam piżamę i szybko nakładam na siebie wybrane ubrania.

- Co tak krótko?! Hmm...Dzisiaj śpisz u mnie. Stęskniłem się za twoim ciałem. A teraz chodź. I pamiętaj, żadnego głupiego zachowania. - mówi i kieruje się w stronę wyjścia z pokoju. Idę za nim biorąc z szafki nocnej swój telefon. - Nie będzie ci potrzebny. - śmieje się i odkłada komórkę z powrotem.

- A-ale...

- Coś ci nie pasuje? - odwraca się w moją stronę pełny gniewu.

- N-nie.

- Oduczyłaś się posłuszeństwa przez ten tydzień kiedy mnie nie było. Przypomnę ci jak należy postępować. - mówi i ciągnie mnie za rękę w stronę wyjścia z domu. Gdy przechodzimy obok kuchni puszcza mnie i z uśmiechem żegna się z moją rodzicielką.

- Śpię dzisiaj u Adama, dobrze? - pytam mamę, która właśnie wyciąga coś z lodówki.

- Nie ma sprawy. A śniadanie? - odpowiada pytaniem na pytanie. Spoglądam ukradkiem na chłopaka i widząc jego wzrok od razu reaguję.

- Zjemy coś na mieście. Do jutra. - mówię i idę ubrać buty.

- Rób tak dalej, a może ominie cię kara. - chłopak szepcze mi do ucha i uśmiecha się szeroko.

Wychodzimy na dwór i kierujemy się w stronę centrum, czyli do miejsca zamieszkania rodziców Adama. Przechodzimy właśnie przez pasy kiedy przypominam sobie coś ważnego.

- Muszę się wrócić po klucze. Zapomniałam ich, a nie wiem czy ktoś będzie jutro w domu kiedy wrócę. - mówię i odwracam się z zamiarem pobiegnięcia po przedmiot.

- Nigdzie nie pójdziesz.- zatrzymuje mnie łapiąc mocno za rękę.

- A-ale, ja muszę....A-ała. - szepczę patrząc na swoje ramię.

- To cię boli?! - krzyczy Adam i mnie puszcza. - A to?! - mówi i uderza mnie z całej siły w policzek. Upadam na ziemię trzymając się za miejsce uderzenia i zaczynam cicho szlochać. - Wstawaj, bo ktoś jeszcze zobaczy!

- Zostaw ją! - słyszę nagle jakiś krzyk.

 - Wiedziałem! - ciągnie mnie za rękę i nie zważając na mój ból zaczyna biec.

- Chyba mówiłem żebyś ją zostawił! - mówi jakiś chłopak i uderza go w brzuch. Adam puszcza moją rękę i oddaje cios. Po chwili zdaję sobie sprawę, że moim wybawcą jest Piotrek. Nie chcąc żeby zrobił sobie krzywdę zaczynam krzyczeć bo na nic innego nie mam teraz siły...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top