24

Plan był prosty. Makarov podzielił członków Gildii na kilka mniejszych grup i część z nich, wysłał na przeciw nadciągającym oddziałom wroga. Wiedział, że z pewnością miasto po raz kolejny poniesie ogromne straty w wyniku starcia z udziałem Gildii Fairy Tail. Jednakowoż nie mieli wyboru i musieli się bronić. Laxus, Gromowładni, Lili i Gajeel pozostali  w Gildii jako ostatnia linia obrony. Choć smoczy zabójca metalu nie został tam na własne życzenie, a z czystego obowiązku. Levi nie miała zamiaru pozostawać w domu z dzieckiem, podczas gdy jej przyjaciele mieli walczyć broniąc Gildii. Pozostawiła dziecko pod opieką Bisci, która i tak już opiekowała się własną córką i w brew rozkazom Gajeela, ruszyła do Gildii by wraz z Porlyusica pielęgnować potencjalnych rannych. Redfox nie miał więc innego wybory i by chronić swoją ukochaną przyłączył się tymczasowo do Laxusa i reszty. Erza, Gray i Wendy z Carlą udali się w kierunku karczmy pod zgniłym zębem, prowadząc za sobą grupę magów Fairy Tail. Jellal i jego ekipa ruszyli na drugi koniec miasta. Rodzeństwo Strauss również otrzymało swój własny rewir do obstawienia, w czym pomogło im kilku innych magów w tym Cana i Alzack. Jet pełnił rolę zwiadowcy. Przemieszczał się najszybciej w całej Gildii, więc był idealnym materiałem na kogoś kto na bieżąco mógł kontrolować sytuację na polu bitwy. W budynku Fairy Tail utworzono centrum dowodzenia gdzie piecze nad komunikacją przejął Warren. Jego umiejętności telekomunikacji na masową skalę, była nieocenioną pomocą gdy należało podjąć natychmiastowe decyzje. Zwykle łączył się z Jet'em by poznać sytuację na polu bitwy od kogoś nie zaangażowanego w walkę. Dzięki temu ich komunikacja przebiegała niezwykle płynnie. Początkowo wyglądało na to, że Fairy Tail góruje nad przeciwnikami, jednak wszystko uległo zmianie kiedy do pola,  bitwy dołączyło kilka dobrze z pozoru im znanych postaci. Z pozoru, bo jak się w krótce okazało ich magia była już na zupełnie innym poziomie. Ich moc magiczna niewyobrażalnie wzrosła, sprawiając członkom Fairy Tail nie lada problem. Kurohebi, były członek Raven Tail stał się niemal tak szybki jak Jet. Jego umiejętność mimetyzmu weszła na wyższy poziom, pozwalając mu korzystać z kilku skopiowanych umiejętności przeciwnika w tym samym czasie. Coordinator również okazała się silniejsza niż można by przypuszczać. Choć w dalszym ciągu korzystała z techniki podmiany podobnie jak Erza, to jednak jej zbroje wydawały się bardziej demoniczne niż dotychczas. Natomiast technika rozwiązania stała się tak silna, że nawet Scarlet nie była w stanie jej się oprzeć. Jackal który dotąd uznawany był za martwego, wrócił w zupełnie nowej odsłonie. Otaczająca go aura mroku i demoniczne czerwone oczy, potęgowały strach u obecnych na polu bitwy. Jego eksplozje osiągnęły nowy wymiar siły, a czerwone dotąd płonienie zniknęły zastąpione przez błękit. Cokolwiek zrobił im Jiemma, Makarov wiedział, że nie wróżyło to niczego dobrego. Pomimo posiadania tak wielu wybitnych magów, członkowie Fairy Tail zostali zepchnięci pod same drzwi Gildii, gdzie do walki dołączył Laxus, Gromowładni i Gajeel. Gildia Podziemia zdecydowanie przewyższała ich w tej chwili liczebnością i posiadała na polu walki kilka jednostek, które można by określić mianem wybitnych. Na ten moment, Jackal, Kurohebi i Coordinator usunęli się w cień. Wyglądało na to, że mają zamiar poczekać aż magowie Fairy Tail zmęczą się walką z "motłochem". 

- Jak długo jeszcze wytrzymamy Erza? - Zawołał Macao nie kryjąc przerażenia obecną sytuacją.

- Tyle ile będzie trzeba! - odkrzyknęła przywdziewając zbroję Niebiańskiego Koła i atakując przeciwników gradem swoich mieczy. 

- Zbyt wielu ich - rzucił Gray - mam wrażenie jakby mieli nigdy się nie skończyć - dodał atakując kolejnymi lodowymi tworami.

- Zdecydowanie coś się tu nie zgadza - powiedział Jellal - Nie macie czasem wrażenia, że pokonujecie tę samą osobę więcej niż raz? - zapytał rzucając w kierunku przeciwników gwiezdny promień.

- właściwie faktycznie masz rację! - zawołała Fullbuster

- Kopie! - zawołali jednocześnie Gray, Jellal i Erza. 

- Pytanie brzmi kto jest ich twórcą - powiedziała Scarlet wzbijając się w powietrze. Gdy ogarnęła wzrokiem okolicę, dopiero wtedy dotarł do niej ogrom problemu. Wszystkie ulice prowadzące do Gildii Fairy Tail były wręcz zalane przeciwnikami, którzy z tej perspektywy rzeczywiście byli swoimi sobowtórami. Wzbiła się jeszcze nieco wyżej i zobaczyła jak nowe grupy osób powstają na jej oczach, ze znajdującego się za bramą miasta piasku. Jednak po mimo tworzywa z jakiego były stworzone ich ciała, w odczuciu nie różniły się niczym od tych prawdziwych. Nie były też jakoś bardziej podatne na wodę Juvi chociaż powinny, no i gdzie podziewał się ich twórca? Erza wylądowała obok przyjaciół dzieląc się z nimi swoimi spostrzeżeniami.

- To musi być Kurohebi - wtrącił się do rozmowy Gajeel - tylko on z tej trójki potrafił bawić się piaskiem. 

Nim Redfox skończył mówić, otaczający go przeciwnicy stanęli w miejscu jakby ktoś nagle odłączył im zasilanie. W następnej chwili przez pole bitwy przetoczyła się ogromna fala wody, zmywając nieruchome postacie w głąb miasta. W ślad za wodą pojawiła się unosząc na falach postać Białowłosej kobiety, która posłała kolejną falę wody w stronę jednej z uliczek, siejąc spustoszenie w oddziałach wroga.

- Tęskniliście? - usłyszeli za sobą męski głos.

- Zora, Touka jak dobrze, że nic wam nie jest! - odetchnęła z ulgą Juvia.

- Absolutnie nic - zapewniła Touka lądując obok Ideale.

- po mojemu wyglądacie na tak bardzo szczęśliwy, że chyba wolę nie wiedzieć co się wydarzyło - powiedział Gray ze śmiechem, a policzki Touki natychmiast pokrył szkarłatny rumieniec.

- Co by to nie było skupmy się na zadaniu do wykonania - rzucił Zora jednak nie omieszkał mrugnąć porozumiewawczo w kierunku Fullbustera - Mamy Kurohebi do przejęcia. Nie wiem jak długo moja pułapka zdoła utrzymać go w miejscu - dodał.

- powiedz tylko gdzie. Ja już się nim zajmę - powiedziała Erza że złowrogim uśmieszkiem na ustach.

Zora wskazał jej miejsce, na co natychmiast przywdziała zbroję demona i wzbiła się w powietrze. Nikt nie miał wątpliwości, że Scarlet pokaże temu magowi gdzie raki zimują. 

- Gdzie jest Mest? - spytał Gray - Nigdy go nie ma gdy jest potrzebny - rzucił nie kryjąc niezadowolenia. Zora spojrzał na Touke od której zdążył już usłyszeć całą historię i powiedział krótko.

- Tym razem naprawdę nas zdradził.

Kilka znajdujących się w okolicy osób gwałtownie odwróciło w jego kierunku głowy. Zora absolutnie im się nie dziwił. Większość z nich znała Mesta od dobrych kilku lat, więc jego postępek mógł być dla nich sporym szokiem. Jednak jak się okazało nie dla wszystkich.

- Thy... można było się tego po nim spodziewać - odparł sucho Gray - Jak widać nawet sytuacja z Acnologią niczego go nie nauczyła - prychnął i z całej siły uderzył swojego przeciwnika lodową pięścią jakby w ten sposób próbował rozładować swoją frustrację. Zora wzruszył jedynie ramionami i znajdując dogodną lokalizację zaczął zakładać swoje pułapki, które w mniejszym bądź większym stopniu mogły zaszkodzić wrogim jednostkom. 

Tym czasem we wrogim obozie musiano zorientować się w sytuacji, bo na głównym planie pojawili się zarówno Jackal jak i Coordinator. Gray i Gajeel w pierwszym odruchu zacisnęli dłonie w pięści, przyjmując pozycje gotowe do ataku. Jackal pierwszy wykonał ruch atakując ich serią wybuchów rozmieszczonych w okolicy Gildii. Nie wszystkim udało się w porę wykonać unik przed niszczycielską siłą i kilka poważnie rannych osób, trafiło pod opiekę Porlyusica i Levi. Jackal zaniósł się śmiechem i przybrał swoją demoniczną formę, przypominającą wyglądem wilkołaka. Zamachał łapami obdarzonymi wielkimi pazurami i zawarczał. Gray i Gajeel równocześnie ruszyli do ataku, używając kolejno lodowej lancy i maczugi żelaznego smoka. Jackal w formie demona był jednak o wiele szybszy. Wykonał unik i wyprowadził cios prosto w brzuch Graya, mijając się na milimetry z żelazną lancą Gajeela. Fullbustera zgiął się w pół pod wpływem uderzenia, jednak nie tracąc koncentracji użył umiejętności lodowego tworu i wysłał w kierunku wroga lodową strzałę. W tym samym czasie Coordinator przywdziała jedną ze swoich zbroi, licząc na dobrą zabawę. Czuła, że stojący przed nią magowie mają na tyle słabą wolę, że nie zdołają się oprzeć jej magii rozproszenia. Wiedząc to, chciała najpierw pozwolić sobie na odrobinę rozrywki zanim rozprawi się z tą grupą słabeuszy i miernot. Walka trwała przechylając szalę raz w jedną, a raz w drugą stronę. Makarov zdawał sobie sprawę, że jego dzieci nadal są w stanie walczyć jedynie dzięki swojej woli przetrwania. Miał wrażenie, że przeciwnicy bawią się nimi nie używając nawet pełni swoich sił. Zwłaszcza, że na polu bitwy w dalszym ciągu nie pojawił się Jiemma. Nagle w oddali na niebie zamajaczyła postać, której widoku nikt się nie spodziewał. Po okolicy przetoczył się potężny ryk, zdejmując lękiem wszystkich obecnych na polu bitwy. Bestia błysnęła w uśmiechu białymi kłami i załopotał mocniej skrzydłami, powodując silny podmuch wiatru. Jej czerwone łuski zalśniły w blasku zachodzącego słońca, kiedy nieubłaganie zbliżała się w kierunku Gildii. Wielkie cielsko pokryte czarnymi splątanymi wzorami, zawisło parę metrów nad placem boju i rozwarło wielką paszczę z której smok po chwili zionął szkarłatnym ogniem, powodując popłoch w oddziałach Jiemmy. Gray Erza i Zora początkowo równie przerażeni co pozostali, nagle spojrzeli na siebie z uśmiechem. Znali te łuski aż nazbyt dobrze. Jakiekolwiek wątpliwości rozwiały się kiedy znad skrzydła smoka wyłoniła się blondwłosa uśmiechnięta dziewczyna.

- Udało się im - wyszeptała Erza spoglądając w niebo.

- Ani przez chwilę w to nie wątpiłem - dodał Gray, na co Scarlet cicho się zaśmiała.

- Natsu! Lucy - Wykrzyknął Happy i pędem ruszył w ich kierunku. Choć nadal był trochę zły na Heartfillie, mimo wszystko także bardzo za nią tęsknił. Z impetem wpadł w jej ramiona tuląc pyszczek do piersi.

- Wybacz mi Happy - chlipnęła Lucy mocniej przyciskając go do siebie.

- Po prostu nigdy więcej mnie nie zostawiaj - mruknął urażony kotek jednak nie miał zamiaru oderwać się od swojej przyjaciółki.

Smok jeszcze raz ryknął i zanurkował zionąc potężnym strumieniem ognia. Lucy nieomal spadła z jego grzbietu przed czym uratowała ją szybka reakcja Happiego. Uniósł ją w sowich małych łapach w powietrze i z niemałym wysiłkiem wylądowałna ziemi. Tym czasem smok przeleciał kilka razy nad polem bitwy dziesiątkując oddziały wroga po czym wylądował obok Blondynki już w swojej ludzkiej postaci. Happy jako pierwszy wtulił się w swojego przyjaciela, pochlipując cicho. Nie miało znaczenia, że w dalszym ciągu znajdowali się na polu walki, nie miało znaczenia, że powinni teraz bronić swojej gildii. Fairy Tail było jedną wielką rodziną, która właśnie odzyskała swojego dawno utraconego członka. Kto był tylko w stanie się ruszać, z okrzykiem na ustach pobiegł w kierunku Natsu by go powitać. Złapali Dragneela w swoje ręce i wiwatując zaczęli podrzucać do góry. Makarov stojący w drzwiach Gildii, otarł wierzchem dłoni płynące po policzku łzy radości. Prawdopodobnie gdyby nie sytuacja w której aktualnie się znajdowali, wyprawiono by przyjęcie powitalne na cześć Natsu. Gdy wreszcie Dragneel dotknął stopami ziemi zawołał:

- Walczymy o naszą Gildię! Ale się napaliłem!

- Ja też. Czekałem na Ciebie Natsu - usłyszeli głęboki głos, a kiedy Natsu odwrócił się w jego kierunku zobaczył wysokiego muskularnego mężczyznę z białą brodą. Na jego szyi spoczywał naszyjniki z olbrzymich czerwonych korali, a na osłoniętej klatce piersiowej znajdował się sporych rozmiarów tatuaż.

- Jiemma - powiedział Dragneel mierząc go nienawistnym wzrokiem - Czym sobie zasłużyłem na Twoją uwagę? - spytał, nie oczekując odpowiedzi. Był gotowy do walki jednak musiał przyznać, że coś się  w ,Jiemmie zmieniło. Był demonem, to już wiedział jednak mimo to miał wrażenie, że jego poziom mocy drastycznie wzrósł. Jego energia była inna, bardziej mroczna. Natsu był w stanie ją rozpoznać, bo END był na bardzo podobnym poziomie. Może nawet niższym, ale Natsu nie miał zamiaru tego sprawdzać.

- Jesteś przyczyną upadku Tartarosa, upadku Zerefa! Byłeś jego najpotężniejszym dziełem i nas zdradziłeś. Teraz nadeszła pora, żebyś zapłacił za to ty i cała twoja Gilda! - warknął Jiemma.

- Dlaczego wszyscy myślicie, że wiecie czego chciał Zerefa - warknął Natsu zaciskają dłonie w pięści.

- Szefie możemy się nim zająć - zaoferował Jackal pojawiając się obok Jiemmy wraz z Coordinator.

- sam się nim zajmę - warknął Jiemma spoglądając gniewnie na swoich podwładnych.

- To ja jestem waszym przeciwnikiem - zawołał Gray uruchamiając moc zabójcy demonów. Czarny tatuaż rozpełzł się na całe jego ciało a temperatura w otoczeniu Fullbustera spadła o kilkanaście stopni.

- Pomożemy ci - zapewniła Erza, która zdążyła już przekazać Kurohebi do tymczasowej celi w Gildii. Lucy potwierdziła kiwnięciem głowy.

- No to do roboty! - Krzyknął Natsu i  rzucił się na Jiemme. Jego ognista pięść sięgnęła celu, jednak nie zrobiła na przeciwniku większego wrażenia. Nawet smok ugiąłby się pod siła jego uderzenia, ale nie Jiemma ,który twardo stał w miejscu niczym posąg.  Natsu nie miał zamiaru się podać i zwiększył siłę ciosów. Uderzał teraz w zabójczo szybkim tempie, jednak Jeimma w dalszym ciągu stał nie wzruszony.

- Zapamiętałem, że byłeś silniejszy. Nie zawiedź mnie szczeniaku - powiedział i jednym uderzeniem wbił Natsu w ścianę pobliskiego budynku. Dragneel otarł stróżkę krwi, która spłynęła z rozciętej wargi i podniósł się z powrotem na nogi. Milczący dotąd END odezwał się cicho w jego głowie "Musisz bardziej się postarać bo zginiemy". Natsu prychnął i zaciskając zęby, po raz kolejny ruszając do ataku. Zaczerpnął smoczej energii, a na jego ramionach pojawiły się zalążki smoczych łusek. Z jego ust zaczęły wydobywać się języki ognia, kiedy nabierając nadludzkiej prędkości doskoczył do przeciwnika.

- No i to mi się podoba! - zawołał Jiemma odpierając ataki. Jego oczy zalśniły od ekscytacji, jakby możliwość walki z Dragneelem niepomiernie go cieszyła. Oboje nabierając prędkości zaczęli ścierać się ze sobą, niczym dwie odbijające się od siebie rozpędzone kule. Jedna ognista a druga fioletowa. Lucy spoglądała na to z niepokojem, jednak musiała skupić się na własnej walce. Przywdziała gwiezdną suknię Aquarius, jednocześnie otwierając bramę skorpiona i Byka. Jackal oblizał swój wilczy pysk i zawył cicho. Heartfillia przygotowała się do ataku. Nie pierwszy raz spotykała się z tym przeciwnikiem na placu boju więc teoretycznie wiedziała czego powinna się po nim spodziewać. Tym razem miała zamiar wygrać i pozostać na nogach do samego końca. Gray i Erza walczyli z Coordinator, która uznała, że zabawa dobiegła końca i zaczęła używać swojej magii rozproszenia. Nie spodziewała się jednak, że wpadnie w pułapkę, która pokrzyżuje jej szyki i zmusi jedynie do używania magii podmiany. W tej samej chwili Lucy wykonała unik, na milimetry mijając się z ostrymi szponami Jackala. Nie mogła więc pozwolić sobie na chwilę słabości. Pełna determinacji wyjęła Fleuve d'étoiles i rozpoczęła atak. Jackal miał tą umiejętność, że potrafił atakować na dystans jednak tym razem Lucy już wiedziała jak powinna to rozegrać. Skorpion wywołał burzę piaskową, która zmniejszyła pole widzenia Jackala. W tym czasie zaatakował Taurus skupiając na sobie całą uwagę przeciwnika. Heartfillia uderzyła Jackala od tyłu, wykonując uderzenie biczem i na koniec częstując go strumieniem wody Aquarius. Jackal, który zdążył obrócić się w jej kierunku, zaczął dusić się wdzierająca się do jego pyska wodą. Na oślep zamachał łapami uderzając Heartfillię, która cudem zdołała wylądować na własnych nogach. Taurus oberwał o wiele mocniej i zniknął. Scorpio cofnął swoje zaklęcie, by piach nie wdzierał się również do oczu i ust Lucy. Blondynka zamknęła jego bramę i przyzwała capricorn przyjmując również jego formę. Kumulując w nogach energię Natsu, z impetem skoczyła do góry nacierając na włochate cielsko bestii. Seria ataków z dwóch źródeł jeszcze bardziej rozsierdziła Jackala, który wyczekawszy moment kłapnął paszcza chwytając w swoje zębiska czerwona szarfę ze stroju Lucy. Sięgnął ku niej swoimi łapami a na ustach Heartfilli zamiast przerażenia, pojawił się zadziorny uśmiech. Objęła ściskającego ją Jackala w pasie, uruchamiając ochronę podarowaną jej przez Natsu. Wilkołak z łatwopalnym futrem stanął w ogniu. Jego bolesne wycie potoczyło się po okolicy zwracając uwagę na jego agonię. Jackal odepchnął Lucy i zaczął uciekać w kierunku znajdującej się w mieście rzeki.

- Jestem pod wrażeniem Blondi - pochwalił Zora. 

- widzę, że Natsu dobrze o ciebie zadbał. Teraz nawet zaczynasz mnie przerażać - przyznał Gray. Zarówno chłopcy jak i Erza zwyciężyli w  swojej walce, która dzięki Zorze zakończyła się szybciej niż przypuszczali.  Teraz pozostał już tylko Jiemma, jednak jego siła przewyższała wszystkich w Gildii razem wziętych. Wszystkich oprócz Natsu, a raczej ENDa którego siłę Heartfillia miała okazję już poznać. Spojrzała na walcząc z niepokojem. Czuła przez łączącą ją więź, że z Natsu nie jest dobrze. Dragneel też to czuł. Podniósł się na nogi po kolejnym upadku spluwając krwią. Z jego rozciętego łuku brwiowego, sączyła się szkarłatna stróżka  zamazując pole widzenia. Czuł, że ma złamane przynajmniej dwa żebra. Dysząc ciężko spojrzał na Jiemme. Miał rację w swojej początkowej ocenie. Ten mężczyzna był demonem najwyższego sortu i nawet Gray ze swoją magią zabójcy demonów, nie był by w stanie go pokonać.

- Weź moją przeklętą moc smarkaczu! - Wrzasnął END w jego głowie

- I tak przejmiesz kontrolę jeśli stracę przytomność - syknął Natsu zaciskając pięści.

- To nie wystarczy - warknął, a kiedy różowowłosy po raz kolejny ruszył do ataku zawołał - przez ciebie zginiemy!

Natsu nie miał zamiaru go słuchać. Skoczył ku Jiemmie wkładając w swój atak całą swoją energię. W następnej chwili poczuł mocne uderzenie, a potem była już tylko ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top