17
No i w końcu jest kolejny rozdział! Jakiś około świąteczny leń mnie dopadł :P
-----------------------------------------------------------
Lucy obudziły się z uczuciem czegoś ciężkiego oplatającego ją w pasie, by po chwili do jej uszu dotarło głośne chrapanie. Wspomnienia z poprzedniego dnia a także nocy, zalały jej umysł sprawiając, że na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Z cichym szelestem obróciła się w objęciach Natsu, by móc na niego spojrzeć. Nie bała się, że go zbudzi, wiedząc jak kamiennym snem potrafił spać. Z uczuciem musnęła dłonią jego policzek i odgarnęła opadającą na jego czoło różową grzywkę. Gdy to zrobiła, w promieniach słońca wpadających przez okno zalśniły diamenty zdobiące jej obrączkę. Znak który oznajmiał wszystkim, że należy do kogoś dla niej bardzo wyjątkowego. Spojrzała na niego z miłością i ucałowała jego czoło, po czym wyślizgnęła się z pościeli. Przeciągnęła się leniwie i ruszyła prosto pod prysznic, którego nie mogła sobie odmówić po tak intensywnej nocy, na myśl o której na jej twarzy pojawiły się gorące rumieńce. Zastanawiała się czy kiedyś jej ciało przestanie reagować na to w ten sposób. Weszła pod prysznic i odkręciła kurek z gorącą wodą, która zaczęła obmywać jej zesztywniałe po spaniu mięśnie. Sunące po jej ciele stróżki ciepłej wody miały w sobie coś magicznego, co przypominało jej dotyk ciepłych palców Dragneela na jej skórze.
- Lucy opanuj się - mruknęła sama do siebie czując jak zaczyna robić się jej gorąco i to nie z powodu ciepłej wody. Szybko zmyła z siebie mydło i wychodząc z pod prysznica owinęła się miękkim ręcznikiem. Wróciła do pokoju i zobaczyła nadal śpiącego Natsu, który w tej chwili bez skrępowania zajął całe łóżko tylko dla siebie. Heartfilia zerknęła za okno na piękną pogodę i wpadła na pewnie pomysł. Szybko narzuciła na siebie ubranie i zabrała torebkę z pieniędzmi. Cicho zamykając za sobą drzwi wyszła na korytarz i z wesołym nastrojem, który nie uszedł uwadze recepcjonistki, niemal zbiegła na dół przeskakując po dwa stopnie. Wypadła na zalaną słońcem ulicę i odetchnęła świeżym porannym powietrzem. Pomyślała, że skorzysta z faktu, iż Natsu nadal śpi i zrobi zakupy. Uliczki były niemal puste kiedy podążała w kierunku centrum miasta. Nie dziwiło jej to biorąc pod uwagę, że wszystkie imprezy zakończyły się późno w nocy i większość mieszkańców zapewne jeszcze smacznie spała w swoich, lub nie koniecznie, łóżkach. Lucy planowała zrobić zapas żywności na dalszą podróż, ale również chciała własnoręcznie przygotować śniadanie dla jeszcze śpiącego Dragneela. Dotarła na niewielki jarmark ze świeżymi warzywami i pieczywem, którego zapach drażnił jej pusty żołądek. Przeglądając te wszystkie pyszności na straganach zaczęła żałować, że nie wzięła ze sobą większej torby, która mógłby to wszystko pomieścić. Pochylając się nad pięknie wypieczonym bochenkiem chleba poczuła dziwny niepokój, którego źródła nie byłą w stanie określić. Wyprostowała się z uwagą rozglądając się po otoczeniu. Miała nieodparte wrażenie jakby ktoś ją obserwował. W tłumie mignęła jej znajoma laska i spory kapelusz godny Merlina, kiedy poczuła jak ktoś jedną ręką obejmuje ją w pasie i przyciąga do siebie, a drugą zasłania jej usta. Nie bała się. Za nim usłyszała jego szept tuż przy swoim uchu, ciało automatycznie go rozpoznało.
- To ja Lucy - powiedział Natsu ciągnąc ją w głąb zacienionej uliczki - Ten staruch nas śledzi - dodał zirytowany zdejmując dłoń z jej ust.
Lucy lekko wychyliła się zza rogu by spojrzeć tam, gdzie wydawało się jej, że go widziała. Plac był mało zaludniony a mimo to, nigdzie nie dostrzegła śledzącego ich starca z laską. Nie wątpiła jednak w słowa Natsu wiedząc, że on z pewnością bardzo dobrze czuje jego obecność. Nagle nad placem pojawiła się szara magiczna kopuła która odcięła im drogę ucieczki, podobnie jak pozostałym przy straganach ludziom. Natsu zacisnął pięści ze złości gdy z pomiędzy stoisk na środek placu wyszedł siwowłosy Mędrzec z laska i szpiczastym kapeluszem na głowie.
- Poddaj się Smoku, stąd nie ma ucieczki! - zawołał donośnym głosem, choć równie dobrze jak Natsu wiedział, że nie musiał tego robić. Od dłuższego czasu śledził dziewczynę porwaną przez smoka. Był pewien, że gdzie ona, tam i w krótce pojawi się jego zdobycz.
-W takim razie nie mamy wyboru - rzuciła z determinacją Lucy sięgając dłonią ku przypiętym do paska kluczom. Nie miała żadnych wątpliwości, że stoczą tą bitwę razem.
- JA nie mam wyboru Lucy. Ty zostajesz tutaj - odparł Natsu co zdecydowanie jej się nie spodobało.
- Hej, nie musisz mnie niańczyć. To, że jesteś teraz piekielnie silny nie oznacza, że sobie nie poradzę - warknęła.
- Nie rozumiesz. Musisz tutaj zostać - powiedział z naciskiem chwytając ją za przedramiona.
- Dlaczego? - spytała nie kryjąc złości - co ma niby tutaj robić!?
- Bądź moją kotwicą Lucy - powiedział cicho i to ją zaskoczyło - nie wiem jaką moc posiada ten człowiek, nie wiem czy nie stracę kontroli nad sobą. Bądź moją kotwicą, a przede wszystkim chroń tych ludzi - powiedział wskazując palcem na tłoczących się pod murami budynków przerażonych ludzi, wśród których Lucy mogła dostrzec matki z małymi dziećmi. Nie pytała już o nic więcej i z determinacją skinęła głową na zgodę. Te czasy gdy podczas walki szyli na żywioł dobiegły końca. Teraz musieli działać z rozwagą, by Dragneel nie zniszczył jednym podmuchem całego miasta z niewinnymi ludźmi. Natsu wyszedł z cienia i stanął w nieznacznej odległości od Mędrca i jego świty. Lucy przybrała formę Aquarius przygotowując się by w każdej chwili ruszyć na ratunek.
- A więc tutaj jesteś - powiedział Mędrzec - choćbyś nie wiem jak dobrze się skrył w ludzkiej postaci, nadal jesteś potworem - rzucił obdarzając go krzywym spojrzeniem.
Natsu stał na przeciw niego, nieporuszony skierowaną w jego stronę obelgą. Kiedyś te słowa z pewnością spowodowałyby u niego wybuch nieopanowanej wściekłości, jednak teraz... Teraz nie robiło to na nim żadnego wrażenia, bo wiedział, że niezależnie od tego co myśli o nim świat, ci na których mu zależy zawsze przy nim będą. Dla nich zawsze będzie tą sama osobą nie zależnie od tego, czy z rogami, czy ze smoczym ciałem. Właśnie tego zdążył się nauczyć w przeciągu ostatniego roku. Spoglądał prosto na starca bez cienia jakiejkolwiek emocji na twarzy.
- Poddaj się Smoku a obiecuje, że nie będzie bolało - rzekł starzec sprawiając wrażenie bardzo pewnego siebie.
- Ja nigdy się nie podaję - odparł spokojnie Dragneel, jednocześnie przyjmując postawę gotową do ataku.
- Może to i lepiej? - zastanowił się mężczyzna - Twoja esencja będzie silniejsza - powiedział zadowolony.
- co ty pieprzysz? - warknął Dragneel nic z tego nie rozumiejąc. Jak się okazywało jeszcze nie wiele wiedział.
- To nie istotne - rzucił Starzec niedbale machając ręką.
- Cholera! - usłyszał głos END'a w swojej głowie - niedoborze.
- Może ty raczysz mi wytłumaczyć o czym mówi ten staruch? - warknął na Demona czającego się w jego wnętrzu.
- Ten gość chce pozbawić cię mocy i sił życiowych by stać się smokiem. Chce cię, nas zabić - wyjaśnił bez ogródek END.
- Przecież wystarczy, że zostałby smoczym zabójcom - burknął Natsu - choć w zasadzie i tak bym na to nie pozwolił - mruknął zaciskając usta w wąską kreskę.
- On pragnie twojej mocy już, teraz, zaraz, a nie za kilka lat. Sądząc po jego wieku nie ma czasu na dyrdymały - zakpił END - lepiej się nie daj bo ja też chcę jeszcze trochę pożyć - dodał - a gdybyś mnie potrzebował to wiesz gdzie jestem - rzucił luźnym tonem.
Rzeczywiście doskonale wiedział, gdzie go znaleźć. Skupił swoją uwagę na starcu i jego kompanach, próbując ocenić sytuację w jakiej się znajdował. W tej chwili uwięziony pod kopułą wraz z niewinnymi ludźmi, nie mógł działać impulsywnie jak miał w zwyczaju. W normalnych okolicznościach użyłby całej swojej mocy nie przejmując się otoczeniem, bo znajdujący się w pobliżu ludzie już dawno rozpoczęli by ewakuacje z zagrożonego terenu. Obecnie nie mieli takiej możliwości. Jego pieści zapłonęły i z impetem ruszył ku starcowi wymierzając cios, który jednak go nie dosięgnął napotykając na opór. Przyłożył z drugiej ręki, później wykonał wykop z półobrotu, jednak wszystkie jego ataki były blokowane przez magiczną osłonę. W momencie gdy tak niewiele brakowało by Dragneel mógł wymierzyć cios, pojawiał się magiczny niebieski okrąg przypominający ten Zory, który skutecznie parował jego ciosy. Starzec tym czasem stał nieporuszony w miejscu uśmiechając się z zadowoleniem.
- Brać go! - rozkazał pozostałym, którzy w następnej chwili rzucili się na niego. Natsu był jednak szybszy i zdążył w porę odskoczyć unikając ich pięści. Zauważył, że byli to w większości ludzie którzy nie posiadali magicznych umiejętności do walki, a przynajmniej w tym celu jej nie używali. Uśmiechnął się szeroko bo z jego obecną szybkością, nie stanowili dla niego żadnego wyzwania. Przemykał pomiędzy nimi tak szybko, że nawet nie byli w stanie go zauważyć. Lucy jedyne co widziała to to, jak na jej oczach kolejno upadają następni mężczyźni z przyczyn których nie mogła zobaczyć. Natsu nawet się nie zadyszał kiedy pojawił się tuż przed Mędrcem i poczęstował go rykiem ognistego smoka. Starzec jednak zdążył wysunąć przed siebie laskę która rozproszyła ogień Dragneela na boki. Lucy zareagowała szybko rzucając na stojących w zasięgu ognia ludzi wodną osłonę.
- Uff... - westchnęła - godziny treningu z Jellalem jednak się opłaciły - uznała ocierając pot z czoła.
Natsu próbował znaleźć jakąkolwiek słabość w obronie mężczyzny. Ponowił ataki na niego widząc kątem oka lawirującą w tle Lucy, która chroniła niewinnych ludzi przed ewentualnym rykoszetem. Natsu doskoczył do Mędrca z uniesioną pięścią jednak zamiast trafić w przeciwnika uderzył w ziemię, wytwarzając tym samym ogromny krater na środku placu. Przeciwnik nie spodziewał się tego i choć przed siłą uderzenia zdołał się obronić, nie był w stanie ustać na nogach gdy ziemia zaczęła gwałtownie poruszać się pod jego stopami. Runął na ziemię i w ostatnim momencie zdołała unieść laskę osłaniając się od ataku wyłaniającego się z kłębów kurzu Natsu. Dragneel poczęstował go serią ataków szkarłatnego lotosa nadając im niesamowitą prędkość, aż w końcu jeden z nich dosięgnął swego celu mijając barierę ochronną. Pierwszy atak sięgnął twarzy Mędrca, który próbując się bronić chwycił jego nadgarstek, jednak nadaremno. Drugi cios trafił również w twarz a mężczyzna odruchowo chwycił Natsu za drugi nadgarstek po czym stracił przytomność. Było po wszystkim. Pył opadł ukazując spory krater na środku targowiska i starego siwowłosego mężczyznę leżącego na jego brzegu. Natsu uśmiechnął się krzywo i postąpił kilka kroków za nim poczuł ostry ból w piersi, który nieomal zwalił go z nóg. Za jego plecami rozniósł się głośny szyderczy śmiech podnoszącego się na nogi Mędrca. Dragneel odwrócił się do niego z grymasem bólu wypisanym na twarzy. Poczuł jak pieką go nadgarstki i gdy na nie spojrzał zobaczył widniejące na skórze czerwone znaki. Spojrzał z nienawiścią na mężczyznę uzmysławiając sobie kiedy zostały zrobione.
- O tak! dobrze myślisz. Udawałem bezbronnego który próbuje się słabo bronić - przyznał Mędrzec potwierdzając jego domysły - i widzę, że zaklęcie zaczyna działać - dodał widząc jak znak się rozrasta owijając się jak szarfa wokół ciała Dragneela. Natsu syknął poirytowany czując pieczenie na niemal całym ciele. Nie miał pojęcia, że istnieje rodzaj magii zdolny sparzyć nawet smoka.
- Natsu - usłyszał zduszony szept Lucy w swojej głowie. Czuł, że boi się o niego i jest gotowa w każdej chwili ruszyć do ataku.
- Jeszcze nie teraz Lucy - przekazał jej przez łączącą ich więź.
Mędrzec wyjął z kieszeni szklaną buteleczkę i spojrzał na niego z kpiącym uśmiechem na ustach. Zacisnął na niej swoje długie kościste place. Natsu przeszył potworny ból od którego upadł na kolana. Jego całe ciało zaczynało drętwieć, a on sam czuł jakby ktoś próbował wyrwać mu coś z piersi. Po chwili z miejsca w którym powinno znajdować się jego serce, zaczęła wypływać biała mgła lub coś, co można przyrównać do ulatującego z papierosa dymu. Substancja powoli płynęła w powietrzu w kierunku Mędrca, by sięgnąć szklanej fiolki w której zaczęła przemieniać się w niemal przezroczystą ciecz. Dragneel czuł jak powoli zaczynają opuszczać go wszelkie siły wraz z ENDem który szarpał się w jego wnętrzu, jakby próbował to powstrzymać. Byli jednym, więc odbierając mu siły życiowe Mędrzec musiał pozbawić go ENDa.
Lucy spoglądała na to z przerażeniem. Wiedziała, że Natsu zabronił jej się mieszać do tej walki, jednak czy w tej sytuacji naprawdę miała stać bezczynnie i patrzeć na to jak życie opuszcza jej ukochanego? Sięgnęła dłonią ku kluczom na pasku i wybrała jeden z nich, z okrzykiem wyciągając go przed siebie.
- Otwórz się Bramo Scorpio!
Miała tą przewagę, że jak dotąd pozostawała niezauważona, więc mogła działać z zaskoczenia. Wraz z Scorpio wypadli z jednej z uliczek. Scorpio wyprowadził atak w niczego nie spodziewającego się mężczyznę, częstując go potężną salwą skompresowanego piasku co odrzuciło go na metr do tyłu, jednak nie pozbawiło równowagi. Pobieranie esencji do fiolki osłabło, więc starzec próbując ratować sytuację skierował laskę w kierunku Natsu i wypuścił z jej końca pocisk, by jeszcze bardziej obezwładnić swoją zdobyć. Zanim jednak magiczny sztylet dosięgnął Dragneela, trafił na przeszkodę w postaci Lucy. Heartfilia nagle pojawiła się przed Dragneelem osłaniając go wodną tarczą co jednocześnie przerwało pobieranie esencji. Starzec wyprostował się i postąpił kilka kroków w ich kierunku.
- Dziewczyna - powiedział jakby do siebie - Po co bronisz tego potwora? przecież i tak jesteś tylko jego zabawką - powiedział zwracając się do Lucy z której twarzy nie schodziła zaciętość - Odsuń się biedna omotana przez smoka dziewczyno - rzucił Mędrzec. Heartfilia jednak nie przesunęła się nawet o milimetr zaciskając w pięści swoje drobne dłonie.
- Wcale nie zostałam omotana! - warknęła.
- Biedaczka nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - zaśmiał się rozbawiony Mędrzec - Myślisz, że jesteś dla niego jedyna? Mylisz się. Jesteś jedną z wielu, a po tobie będą następne.
Natsu przymknął oczy. Nie czuł jednak złości. Żadne z nich jej nie czuło. Znali się od dawna, ufali sobie jak nikomu innemu, a przed wszystkim byli bratnimi duszami których nic nie było w stanie rozdzielić. Tego typ zarzuty z ust postronnych osób nie miały już dla nich znaczenia, bo jedno wiedzieli na pewno. Nie mieli przed sobą już żadnych tajemnic. Lucy stanęła dumnie unosząc podbródek i obdarzyła starca krzywym uśmieszkiem.
- Nie bądź taka pewna siebie. Zaraz zobaczysz ile kobiet przewinęło się przez jego łożę - zawołał. Ułożył nad fiolką swoją dłoń mrucząc jakieś słowa, a z niewielkiej ilości esencji którą udało mu się pozyskać uniósł się biały dym. Mleczna mgła zaczęła wypływać z buteleczki i formować się w kształt kobiety, by już po chwili mogli zobaczyć widmową kopię Lucy. Nic więcej się nie pojawiło. Mędrzec zdezorientowany wstrząsną fiolką jakby to miał sprawić, że zaraz pojawia się kolejne widma.
- Jakim cudem?? To przecież niemożliwe! Jesteś Smokiem! Potworem! - Krzyczał - wszystkie smoki twojego pokroju mają ich wiele...
Natsu podniósł się na nogi z krzywym uśmieszkiem na ustach.
- Ja jestem inny - powiedział spokojnie.
- Gdybyś był inny to nie wykorzystałbyś tej dziewczyny - rzucił Mędrzec.
- To moja żona idioto! - rzekł Natsu czując się cudownie gdy wymawiał te słowa.
- Cooooooo!? - zawołała mężczyzna z szokiem wymalowanym na jego twarzy i nim zdążył choćby mrugnąć, zobaczył tuż przed sobą otoczoną ogniem pieść Lucy i to na moment przed tym nim oberwał prosto w twarz. Przeleciał sporą odległość uderzając plecami w budynek, w którym pojawiło się niewielkie wgłębienie i tym razem już naprawdę nieprzytomny osunął się na ziemię.
- Całkiem nieźle - pochwalił Natsu z dumą spoglądając na Heartfilię i ucałował ją w policzek.
- Dziękuję - odparła czując jak się rumieni. To było oczywiste, że nigdy nie będzie tak silna jak Dragneel dlatego każda pochwała z jego ust niezmiernie ją cieszyła. Kopuła zniknęła i ludzie czym prędzej opuścili miejsce walki, nie chcąc dłużej przebywać w tym miejscu. Natsu podszedł do nieprzytomnego mężczyzny i odebrał od niego szklaną buteleczkę. Gdy tylko jego palce zetknęły się z jej powierzchnią, wszystko co się w niej znajdowało powróciło do prawowitego właściciela. Natsu odetchnął pełną piersią czując jak wracają mu utracone siły.
- Przepraszam, ale czy to też mam dopisać do rachunku Gildii Fairy Tail? - zapytał ten sam mężczyzna, który dzień wcześniej wystawił mu rachunek za dziurę w głównej ulicy przed kasynem.
- Tak. Dziadek... to znaczy Mistrz Makarov pokryje wszystkie koszty - zapewnił Natsu przeczesując palcami włosy z tyłu głowy.
----------------------------------------------------------------
Mira weszła po schodach na piętro Gildii niosąc na tacy sporą ilość listów. Zapukała do gabinetu Mistrza i weszła do środka zamykając za sobą drzwi. Makarov zerknął na nią z nad czytanej gazety i zlustrował wzrokiem przyniesioną tacę.
- Sporo tego dzisiaj - zauważył - dziękuję dziecko - dodał gdy białowłosa położyła listy na blacie biurka i ponownie zagłębił się w lekturze. Wyjście Miry z pomieszczenia obwieściło ciche skrzypnięcie drzwi. Mistrz Gildii złożył gazetę na pół i położył ją po swojej lewej stronie, kręcąc głową ze zdumieniem. Właśnie przeczytał artykuł dotyczący bójki w jednym z miast, które swą popularność zawdzięczały całonocnym imprezom i sporej ilości kasyn. Nie rozumiał kim trzeba być, by podczas ujęcia członka zwykłego gangu doszczętnie zdemolować główną ulicę. Przysunął bliżej siebie stertę listów i wziął pierwszy lepszy z brzegu zaadresowany schludnym pochyłym pismem. Spojrzał na adres nadawcy i nieco zdumiał się gdy przeczytał, że pochodzi od Burmistrza Nowego Orleanu.
- Czy to nie jest miasto z artykułu? - zastanowił się zerkając na gazetę, po czym wzruszył ramionami i otworzył kopertę. Jego oczy uważnie śledziły tekst a twarz robiła się coraz bledsza z każdym czytanym zdaniem.
- ILEEEEEEE!? - wrzasnął na całe gardło a jego głos echem poniósł się po całej Gildii.
- NATSU DRAGNEEL! Poczekaj tylko! Jak wrócisz to zobaczysz! - Wykrzyknął.
Wpatrując się w treść listu starł placem łzę która zebrała się w kąciku jego oka, a twarz pojaśniała od uśmiechu kiedy powiedział cicho:
- Wróć Natsu, po prostu wróć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top