14

Lucy parła na przód, przedzierając się przez leśną gęstwinę. Ze słów Michio wynikało, że ich rozmowa odbyła się jakiś tydzień przed jej pojawieniem się w mieście. Nie mogła winić niebieskowłosego, że dał się namówić na wykonanie tego planu. Znała Natsu i wiedziała jaki potrafił być przekonywujący, gdy rządziły nim silne emocje. Nie zmieniało to jednak faktu, że bez słowa wyjaśnienia zostawiła Tamakiego w kawiarni i pędem rzuciła się w kierunku bramy miasta. Podążała tak jak mówiły dzień wcześniej handlarki, ku dolinie rzeki, mając nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. Rzeka w pewnym momencie skręciła odbijają od miasta i sunęła w granicy starego lasu. Otoczenie zaczęło się zmieniać, a ziemny brzeg po którym stąpała zastąpiły kamienie. Zaczęły ją boleć ścięgna w stopach, co tylko ddowodziło, że ciągle szła delikatnym spadkiem w dół. Za kolejnym zakrętem zobaczyła małą pieczarę, której wejście częściowo zasłaniamy zazielenione gałęzie wierzby płaczącej. Gdyby nie wiedziała czego szuka, prawdopodobnie ominęła by to miejsce. Powoli podeszła bliżej, uważając by nie poślizgnąć się na mokrych kamieniach. W tej chwili jakakolwiek kontuzja była jej nie na rękę. Pełna nadziejii odsunęła zielone łodygi i zajrzała do środka. Jama nie była tak spora jak ta poprzednia, jednak równie ciemna i ponura. Postąpiła kilka kroków na przód i poczuła wszechobecny zapach wilgoci, który drażnił jej nozdrza. Jej pięść pojaśniała złotą gwiezdną energią, oświetlając wnętrze. Ku swemu wielkiemu rozczarowaniu pieczara okazała się zupełnie pusta. Wyszła z niej i przysiadła na brzegu rzeki. Postanowiła zaczekać, łudząc się, że może jednak Natsu zaraz się pojawi. Czując ogarniającą ją bezsilności, spoglądają na swoje odbicie w tafli wody, kiedy do jej uszu dobiegł jakiś głośny szmer. Źródło dźwięku znajdowało się raczej spory kawałek dalej, ale Lucy pomimo bólu nóg postanowiła ruszyć  w jego kierunku, wiedziona jakimś niewytłumaczalnym przeczuciem, czy też raczej przyciąganiem. Kurczowo ściskała znajdującą się w kieszeni fiolkę z wodą, dodając sobie odwagi. Otaczający ją las stawał się coraz gęstszy, im bardziej odchodziła od rzeki, której szumu już prawie wcale nie słyszała. W zamian za to pojawiły się zupełnie nowe odgłosy, jakby parskania i szurania stopami o pokrytą starymi liśćmi ściółkę.  Odgarnęła dłonią liście bujnej paproci, wynurzając się na mniej zalesiony kawałek terenu i wtedy go zobaczyła. Jej gardło ścisnęło się na widok jaki ukazał się jej oczom i już wiedziała, że się spóźniła. Wielki czerwony smok z podbitymi czernią skrzydłami i znakami w tym samym kolorze, siedział zgarbiony między drzewami, spoglądając przed siebie błędnym wzrokiem. Wyglądał conajmniej tak, jakby był jakiś pusty w środku. Lucy mimo wszystko z wielką ostrożnością do niego podeszła, jednak bestia nie zareagowała na jej obecność. Czuła się tak, jakby spoglądała na pustą skorupę w której nikogo nie było, a przecież wiedziała, że to nie prawda. Wyciągnęła rękę ku bestii i dłonią dotknęła jego rozgrzanego pyska. Oparła o niego czoło i wyszeptała cicho:

- Natsu...

Oczy smoka powoli się otworzyły, po czym bestia uniosła swój pysk i spojrzała na nią z góry zielonymi oczami. Oczami Natsu. Serce Lucy zabiło mocniej, bo choć uwięziony w ciele smoka, Natsu naprawdę tutaj był. Wielki rogaty łeb pochylił się ku niej, a ona objęła jego pysk na tyle na ile mogła, przytulając polaczek do twardych czerwonych łusek. Był tutaj i nie odtrącał jej tak jak mogłaby się tego spodziewać, a wręcz przeciwnie. Pozwalał się nawet się dotknąć.

-  Yo Lucy! - usłyszała jego pogodny głos we własnych myślach.

-------------------------------------------------

Przez pierwszych kilka dni po tym, jak przegrali z Klątwą smoczego zabójcy, Natsu w ogóle nad sobą nie panował. Jego instynkt wziął nad nim górę i jako dzika bestia przemierzał okolicę, niszcząc i paląc na popiół wszystko, co było w jego zasięgu. END mógł jedynie oglądać to z boku, jak niechciany pasażer na pokładzie statku. Nie mógł nic zrobić trwając w zawieszeniu. Miał chwilowe wakacje, które w zasadzie mu się podobały. Przebywał zamknięty w swojej celi, która tym razem była jednak wygodniejsza. Krępujące go łańcuchy zastąpiło dobrze wyposażone pomieszczenie, więc teraz leżąc na miękkiej pościeli z rękami pod głową, w zasadzie nie miał na co narzekać. Tym czasem Natsu, czuł się jakby był w jakimś śnie. Ledwo docierały do niego bodźce z zewnątrz i miał wrażenie, jakby wszystko oglądał przez gęstą mgłę. Z całych sił próbował się wybudzić z tych koszmarnych majaków. Walczyć z instynktem którego nie chciał. Zauważył, że z każdym dniem jakby odczuwał coraz więcej. Jego instynkt zaczynał się uspokajać, aż wreszcie wrócił zdrowy rozsądek. Wycieńczony przysiadł nieopodal swojej jamy. Uzyskał tyle, że jego ciało wreszcie go słuchało.

- Jestem pod wrażeniem - rzucił END, kiedy Dragneel postanowił zajrzeć do jego więzienia - zajęło ci to zadziwiająco mało czasu - dodał.

Natsu usiadł na granatowej kanapie i rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Nieźle się urządziłeś - rzucił nie reagując na zaczepkę Demona. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zwykle trwało to latami, jednak on nigdy się nie poddawał dopóki nie osiągnął celu. Tym razem też tak było zwłaszcza, że miał dodatkową motywację. Nie zdążył opuścić tej okolicy a to oznaczało, że jeśli Michio zawiedzie, Lucy na pewno przyjedzie do pieczary. Nie mógł pozwolić by smoczy instynkt dalej nim kierował, bo prawdopodobnie mógłby zrobić jej krzywdę, a nawet.... Skrzywił się nie znacznie, gdy tylko wziął tę opcje pod uwagę. Wolał lepiej nie myśleć o możliwości spoglądania na jej poranione, martwe ciało. Już raz przeżył coś podobnego, jednak tym razem to on byłby wszystkiemu winny.

- Odkryłem jedną dobrą rzecz w tym miejscu - powiedział Demon - jak się okazuje, ja również mam tu coś do powiedzenia i mogę sobie zażyczyć czego tylko chcę - wyjaśnił zadowolony.

- Wszystkiego oprócz wolności - zauważył  Natsu.

- Owszem, aczkolwiek w tej chwili wcale mi na tym nie zależy - odparł END unosząc się dumą - Sam możesz się doskonale bawić jako smok - dodał.

- Dzięki za pozwolenie! Ale się napaliłem! - wykrzyknął kpiąco Natsu, na co oboje po chwili wybuchneli śmiechem. Choć początki ich relacji były ciężkie, powoli zaczynali wreszcie się dogadywać. Nie mieli wyjścia jeśli chcieli, by Natsu nadal pozostawał w ludzkiej postaci. Jednak gdy mimo wszystko przegrali, Natsu pozostał sam na placu boju, podczas gdy END, został wręcz zmiażdżony przez klątwę smoczego zabójców. Dragneel starał się stworzyć dla Demona jak najlepsze warunki bytowe, pozwalając kreować mu otoczenie według własnego widzimisię. Najwyraźniej END był z tego zadowolony.  Nagle Natsu zerwał się na równe nogi wzbudzają tym samym zainteresowanie Demona. Poczuł ewidentnie czyjąś obecność, i to nie byle jaką. Obecność osoby pachnącej lawendą i stokrotkami.

- Lucy - powiedział cicho i bez słowa wyjaśnienia pozostawił END'a samemu sobie.

- phi.. Miłość, kto ich tam zrozumie - skwitował Demon.

Natsu poczuł jej dotyk na swoim pysku, a do jego nozdrzy wdarł się jej odurzający zapach. Otworzył oczy i uniósł wyżej łeb, by móc na nią spojrzeć z lepszej perspektywy. Stała tam cała i zdrowa, a on zapragnął wziąć ją w ramiona i ucałować jej usta. Niestety jedyne co mógł zrobić, to pochylić ku niej swój łeb i pozwolić się przytulić. Żałował, że nie opanował jeszcze umiejętności mówienia w tym niewygodnym ciele. Jednak nagle coś sobie przypomniał i ledwo pomysł zaświtał w jego głowie, zobaczył złotą nić za którą podążył jak Tezeusz w labiryncie Minotaura. Łącząca ich więź nadal była silna. Czuł to.

- Yo Lucy! - Odezwał się, a jej zaskoczona twarz która uniosła się ku górze, wskazywała na to, że musiała go doskonale słyszeć. Po chwili na jej ustach pojawił się promienny uśmiech kiedy powiedziała:

- Znalazłam Cię Natsu! - Z jej tonu głosu biła taka szczera radość i coś, co nazwałby kwintesencją Lucy. W końcu Lucy to po prostu była Lucy. 

- Owszem znalazłaś - przyznał - i nadal masz mój szalik - zauważył nie kryjąc radości w głosie.

Lucy odruchowo dotknęła dłonią miękkiego materiału, a w jej oczach mógł dostrzec czułość. 

- Oczywiście, pilnuje go dla ciebie - odparła.

- Mnie już raczej nie będzie potrzebny - powiedział posępnie. Nagle jej twarz uległa zmianie. Spojrzała na niego pełnym determinacji wzrokiem i już wiedział, że zabawa się skończyła.

- Natsu tym razem musisz mnie wysłuchać. Wiem jak ci pomóc... - zaczęła, ale Natsu tylko prychnął.

- Nie masz zamiaru odpuścić co? - burknął.

- Tak. nie mam. Natsu którego znałam również nigdy by się nie poddał  - powiedziała rozzłoszczona. Z jej miny mógł wywnioskować, że chętnie w tej chwili zdzieliłaby go czymś po głowie, nie zważając na to jak wielka była w tej chwili.

Dragneel poczuł się tak, jakby dostał od niej mocno w twarz. Miała cholerną rację. On nigdy się nie poddawał, więc co się z nim stało? Stał się END pomyślał pochmurnie. Piekło które mu zgotował sprawiło, że był cieniem samego siebie i na pewnym etapie, faktycznie tak po prostu odpuścił. Lecz dlaczego teraz miałby się poddawać skoro sprawa z Demonem została praktycznie zakończona?

- Masz rację... - powiedział wreszcie, co ewidentnie ją ucieszyło. 

- A więc słuchaj - zaczęła - Po tym jak odszedłeś, odnaleźliśmy drogę do smoczego źródła. Pamiętasz co mówiła Porlyusica na jego temat prawda? - zapytała i nie czekając na jego odpowiedź kontynuowała - Wody Smoczego Źródła miały wyleczyć każdą ranę i gdy dotarliśmy na miejsce, dokładnie tak było. Jezioro mogło również pokazać nam to, czego pragniemy lub co się wydarzy. Ja zobaczyłam coś co sprawiło, że nie mogłam odpuścić... - urwała na moment a Natsu przyjrzał jej się z pełną uwagą - Widziałam jak stoisz w wodzie Smoczego Źródła i znów jesteś sobą - powiedziała z mocą - Mało tego. Pokonując Igni to ty stałeś się nowym strażnikiem źródła, więc cały czas masz do niego dostęp - dodała podekscytowana.

- Lucy nie sądzę... - zaczął ostrożnie - Gdyby tak było... Nie uważasz, że bym o tym wiedział? - zapytał.

- Tuż po przemianie mogłeś być zdezorientowany i nawet tego nie zauważyć - powiedziała - Poza tym rozmawiałam z Porlyusicą i ona uważa, że to całkiem możliwe.

- Skoro tak, to gdzie niby jest to źródło? - spytał z powątpiewaniem.

- Porlyuscisa mówi, że według starych podań powinno znajdować się tam, gdzie po raz pierwszy wylądowałeś po zabiciu Igni. Tam gdzie Twoje stopy po raz pierwszy dotknęły Ziemi - odparła.

- Nigdy nie byłem zbyt inteligentny Lucy, ale nawet ja widzę, że ta teoria jest strasznie naciągana - wyraził swoje zdanie - poza tym skąd możesz mieć pewność, że to co widziałaś było przyszłością, a nie tylko twoim pragnieniem? - dodał. 

Heartfilia zwiesiła głowę zaciskając dłonie w pięści, a po chwili jej ramiona zaczęły się lekko trząść. Natsu w tej chwili potwornie żałował, że nie może jej przytulić. Widział, że musiał trafić w czuły punkt tego całego przedsięwzięcia. Równie mocno jak ona pragnął, by to co mówiła okazało się prawdą. Problem polegał na tym, że nie miał zielonego pojęcia gdzie po raz pierwszy wylądował po zabiciu Igni. Choćby samo to sprawiało, że osiągnięcie celu zdawało się niemożliwe.

- W takim razie po prostu że mną zostań! - wypaliła.

- Jestem Bestią... - powiedział nie mając pojęcia który raz już to robi.

- Czy ty na prawdę nie zdajesz sobie sprawy, że to nie ma dla mnie znaczenia!? Nie obchodzi mnie czy jesteś Smokiem, Demonem, czy człowiekiem. Nie obchodzi mnie jak wyglądasz. Czy masz skrzydła, blizny, czy jesteś łuskowanym olbrzymim. Mógłbyś nawet być najbrzydszym stworem na świecie. Dla mnie to nie ma znaczenia, bo liczy się to jaki byłeś, jesteś i zawsze będziesz. Chcę być z tobą i przy tobie. Zawsze - powiedziała, a w zasadzie niemal wykrzyczała.
Natsu spoglądał na nią oniemiały. Już kiedyś mu to powiedziała, ale wtedy obecny stan był jeszcze tylko perspektywą przyszłości. Teraz zaś stał przed nią jako Smok, a ona mimo wszystko nadal twierdziła tak samo. Choć jakaś jego część cały czas wiedziała, że tak będzie, usłyszenie tego na głos sprawiało, że jej zapewnienia stały się bardziej rzeczywiste. Nie dane było mu jednak odpowiedzieć. Gwałtownie uniósł łeb do góry, gdy nagle do jego uszu dobiegły wyraźne dźwięki rozmowy po między kilkoma osobami.  Choć ludzie znajdowali się kilka minut drogi od nich, mógł doskonale usłyszeć o czym rozmawiali. Pierwsze co przyszło mu do głowy to to, że kolejni odważni bohaterowie chcąc wykazać się bardziej głupotą niż odwagą, przyszli by go zgładzić. Uważnie nasłuchiwał prowadzonej rozmowy, jednak to co dotarło do jego uszu, było czymś zgoła zupełnie innym. Zdecydowanie była to grupa magów, których poziomu umiejętności nie był w stanie przewidzieć. Jednak ich cel o którym rozmawiali...

---------------------------------------

- Jesteś pewien, że dobrze słyszałeś te staruchy na targu? - burknął rosły mężczyzna, który wyróżniał się na tle swoich kompanów potężną muskulaturą. 

- Tak, jestem pewny Jazz - odparł spokojnie starszy posiwiały mężczyzna, który szedł na czele grupy podpierając się laską. Choć nie była mu jeszcze do tego potrzebna, dopełniała jego wizerunek Mędrca w szpiczastym kapeluszu - Jama powinna być nie daleko, więc nie marnuj silł na niepotrzebne gadanie - dodał spoglądając na niego z ukosa.

- Nadal nie wiem czy chcę ryzykować życiem, dla fiolki jakiegoś eliksiru - burknął Jazz i prawie nadział się na plecy starucha, który gwałtownie stanął w miejscu i rozzłoszczony zmierzył go od stóp do głów.

- To nie jest jakiś tam eliksir chłopcze. To Smocza Esencja pozyskiwana z prawdziwego smoka! - powiedział ze złością - Tyle lat spędziłem na jej poszukiwaniach sądząc, że jedynym żyjącym smokiem jest Acnologia, którego nie miałem szansy dostać w swoje ręce... Lecz teraz to się zmieniło. Pojawił się inny smok, młodszy, niedoświadczony... Jak mógłbym nie skorzystać z takiej okazji! - powiedział podekscytowany Mędrzec.

Jazz mruknął coś niezrozumiale. Do udziału w tej wyprawie, skusiła go wizja bogactwa jaką zaofiarował jemu i jego ludziom stary człowiek w kapeluszu. Jednak jego podróż trwała już tak długo, że na prawdę zastanawiał się czy to było warte zachodu. Gwarancją otrzymania zapłaty, było wykonanie zlecenia, a więc pozyskanie Esencji. Jeśli esencji nie będzie, pieniędzy również nie zobaczy. 

- W zasadzie nigdy nie spytałem do czego ci to potrzebne - stwierdził Jazz. Mędrzec spojrzał na niego przenikliwie, jakby próbował przejrzeć na wylot jego myśli, by po chwili odpowiedzieć:

- Czy to nie oczywiste? Dzięki esencji przejmę na stałe moc tego smoka. Nie! Ja stanę się Smokiem! Nieśmiertelnym Smokiem - wyjaśnił - ruszać się bo może nam uciec! - warknął i ruszył na przód. Po paru metrach dotarli do opuszczonej jamy, jednak starzec kazał im dokładnie przeszukać okolicę. Po chwili usłyszeli ciche nawoływania jednego z kompanów Jazza i podążyli za jego głosem. Mędrzec poprowadził ich we wskazanym kierunku, nakazując by byli cicho. Przyczajeni w gęstych zaroślach zobaczyli stojącą na przeciw Smoka blondwłosą kobietę.

- Pomożemy jej? - spytał Jazz.

- Nie - odparł Mędrzec - Poczekamy aż ten potwór zajmie się jej jedzeniem i wtedy zaatakujemy. Zwierzę najbardziej bezbronne jest podczas jedzenia - zadecydował.

- Ale Smok to nie... - zaczął Jazz.

- Róbcie co mówię! - Warknął starzec.

------------------------------------------------------

Natsu zmarszczył smocze brwi w zamyśleniu. Najwyraźniej ktoś pragnął na własną rękę zostać Smoczym Zabójcą, choć nie miał o tym bladego pojęcia. Jedno było pewne. Zarówno on jak i przebywająca z nim teraz Lucy, byli w niebezpieczeństwie. pochylił ku niej łeb i starając się być jak najbardziej delikatnym, potarł nim o całą postać Lucy a ona przyłożyła czoło do jego pyska. 

- Lucy mamy towarzystwo - powiedział do niej, co przyjęła ze spokojem. trzymając dłoń na jego pysku spojrzała na niego z determinacją w oczach. Tą determinacją jaką zawsze okazywała na ich wspólnych misjach. Gdyby nie to ciało, to mógłby poczuć się w tej chwili zupełnie tak samo jak za starych dobrych czasów. 

- Poradzimy sobie z nimi - usłyszał w swojej głowie, a jej twarz rozjaśnił uśmiech.

- Nie tym razem - odparł - To nie są zwykli ludzie, nawet nie zwykli magowie. Prawdopodobnie zrobię coś co może ci się nie spodobać - zachichotał. 

Lucy odsunęła się od niego zaskoczona, nie wiedząc czego może się w tej chwili po nim spodziewać. Natsu sięgnął swoją pazurzastą łapą i zacisnął ją na jej tali unosząc ku górze. Z zarośli z okrzykiem skoczyli ku nim intruzi. Natsu nabrał powietrza w płuca i zionął w nich ogniem. Mędrzec wbił laskę w ziemię i ochronił ich przed jego atakiem, co Natsu zdołał wykorzystać na swoją korzyść. Zarzucił piszczącą Lucy na swój kark i wzbił się w powietrze, pozostawiając przeklinającego starucha na ziemi.

- Aaaaaaaaaa! - wrzasnęła Lucy, kiedy wielkie cielsko poszybowało w górę - Natsu Dragneel gdy tylko znów będziesz sobą, policzę się z tobą! - krzyknęła, po czym usłyszała w swojej głowie jego rozbawiony śmiech - Naprawdę cię to bawi?? - warknęła. 

- Oczywiście! - Natsu zaśmiał się wesoło, a Heartfilia mogła sobie wyobrazić jego szeroki uśmiech którym zawsze ją obdarzał. Aż sama uśmiechnęła się do siebie. 

- Spójrz Lucy. Zachód - powiedział.

- Nigdzie nie będę patrzeć bo spadnę - jęknęła przytulając policzek do jego łusek. 

- Daj spokój. Na prawdę myślisz, że bym ci na to pozwolił? - powiedział z udawanym oburzeniem. Lucy musiała przyznać mu rację. Chwyciła dłońmi jego rogi siadają prosto i pewnie na jego szyi. Wtedy jej oczom ukazał się nieziemsko piękny widok. Słońce chowało się za górami, zdobiąc niebo swoimi kolorami od pomarańczy przez czerwień i złoto, na delikatnym różu kończąc. 

- Zaczynam rozumieć dlaczego lubisz latać z Happym, to jest piękne! -  Powiedziała zauroczona.

- Jak się czuje Happy? - spytał cicho Dragneel. Tęsknił za przyjacielem równie mocno co za Lucy. Od dzieciństwa byli nierozłączni i jeszcze nigdy nie przebywali z dala od siebie tak długo.  Lucy odezwała się po krótkiej chwili milczenia.

- Musiałam go zostawić wbrew jego woli. Nie chciałam by dalej narażał się na niebezpieczeństwo - odparła równie cicho, że gdyby nie smocze zmysły, prawdopodobnie by jej nie usłyszał - Znosił to równie ciężko jak ja, ale poradzi sobie. Ma do czego wracać, bo Fairy Tail to jego dom - powiedziała.

- A twój nie? - zapytał zaskoczony.

- W dniu w którym przyprowadziłeś mnie do Fairy Tail, Gildia stała się moim domem. Jednak zrozumiałam, że stało się tak tylko i wyłącznie dzięki tobie. To obecność ciebie w Gildii sprawia, że czuję się jak w domu. Bez ciebie... to nie było już to samo - odparła szczerze a Natsu poczuł jak robi mu się gorąco. Nie wiedział, że od początku to on był gwarancją jej szczęścia. To co powiedziała, było ważne zarówno dla niej jak i dla niego. Nie miał zamiaru jednak dłużej się nad tym rozwodzić. Czuł się nabuzowany, szczęśliwy, że była tuż obok niego i musiał to w jakiś sposób rozładować. 

- Siedzisz pewnie? - spytał niewinnie.

- Tak, a dlaczego....AAAAAaaaaaaaa! Natsuuuuuu! - wrzasnęła kiedy Smocze cielsko zanurkowało w przestworzach. Dragneel nie miał zamiaru jej oszczędzać i co rusz pikował w górę, robił pętlę i wirując opadał na dół. Wtórowały mu wesołe i podekscytowane okrzyki Heartfili. Runął w dół robiąc korkociąg i w ostatniej chwili poderwał się tuż nad taflą wody sporego jeziora. Lucy doskonale mogła zobaczyć swoje własne odbicie w ciemnej wodzie. Zamknęła oczy i czując we włosach pęd wiatru, rozłożyła swoje ręce na boki poddając się temu niesamowitemu uczuciu. Szalik ze smoczych łusek Igneela furkotał na wietrze, jakby sam stęsknił się za tym uczuciem - Ja latam! Na prawdę latam! - wrzasnęła.

- I to na swoim własnym smoku - zauważył łobuzersko Natsu. Gdy tylko jego słowa pojawiły się w jej głowie poczuła, że nie tylko jej ciało unosi się w powietrzu lecz również i jej serce. Tak. Był jej Smokiem, jej życiem, jej wszystkim. Natsu poczuł to wszystko bardzo dobrze przez łączącą ich więź. Jej uczucia zalały jego umysł, a smocze serce zabiło mocniej. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego,  jak bardzo uczucia Lucy do niego były silne. To zaś sprawiło, że nagle zaczął spoglądać na wszystko w innym świetle. Słońce już prawie całkiem zaszło i Lucy poczuła jak zaczyna drżeć z zimna. Przytuliła się do rozgrzanego smoka, chłonąc jego ciepło.

-och no tak, zimno ci prawda? - zapytał z troską.

- Nie kiedy ty mnie grzejesz - mruknęła ziewając.

- W takim razie zaraz lądujemy - odparł Natsu. Jedną z zalet bycia smokiem, zdecydowanie był dobry wzrok nawet, gdy wokół panowała ciemność. Zobaczył dobrze ukryty występ skalany na którym wylądował, wzniecając przy tym tumany kurzy, aż Heartfilia zaczęła kichać. Zwinął się niemal w kłębek i pomógł zejść Lucy na ziemię. Blondynka po raz kolejny ziewnęła przeciągle, czując jak dopada ją zmęczenie po całym intensywnym w emocje i przygody dniu. Natsu przygarnął ją do siebie i otoczył ciepłym ogonem żałując, że jego łuski muszą być tak twarde w odczuciu dla ludzi. Lucy jednak nie miała zamiaru narzekać, ciesząc się każdą chwilą w jego towarzystwie. Blondynka z trudem broniła się przed zaśnięciem, bo miała jeszcze jedno ważne pytanie do zadania tego dnia.

- Natsu? Gdy się obudzę nadal tu będziesz? - spytała sennie. Była w tej chwili taka urocza, że Natsu mimowolnie zmusił mięśnie swojego pyska do lekkiego uśmiechu.

- Tak Lucy. Na pewno tutaj będę - zapewnił.

- Zawsze będziemy razem? - zapytała jeszcze.

Wizja spędzania razem czasu w ten sposób wydawała się całkiem kusząca. Może to nie było to o czym zawsze marzył, jednak czy to było aż takie złe? Gdy przez więź napłynęły do niego jej uczucia, zaczął ją lepiej rozumieć. Czuł jej emocje, strach przed opuszczeniem, ogromną miłość jaką go darzyła, determinację. Czy naprawdę byłby w stanie to teraz odtrącić?

- Zawsze będziemy razem Lucy. Obiecuję - powiedział pewnie - Już zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top