Rozdział drugi

Polak wszedł do hotelowego pokoju, od razu rzucając się na łóżko. Węgier popatrzył się tylko na niego z lekkim uśmiechem. A później ustawił walizki obok szafy i kazał jemu później wypakować swoje rzeczy bo zostaną tutaj na o wiele dłużej niż myśli. Słowianin tylko mruknął na to i się przytulił do poduszki, wyobrażając sobie ze to jakaś ładna panienka. A po chwili już zasnął.

Obudził się dość późno, ale wcześniej od Węgra, bo ten dalej sobie chrapał smacznie. Poszedł się ubrać, wziął pierwsze lepsze ciuchy i ruszył do łazienki, gdzie też się na szybko opłukał, umył zęby, uczesał się i ubrał. Teraz sobie przypomniał jak Węgier mówił, że zostaną tutaj na o wiele dłużej, ale po co?Wyszedł z łazienki i zszedł na dół na śniadanie, gdzie siedziała już Słowacja wraz z Czechem. Wziął sobie jajecznicę na talerz, bułkę, szynkę, ser i tak dalej. Usiadł obok nich i zrobił sobie najpierw kanapę i wziął się za jedzenie jajecznicy.

-A gdzie Węgier?-Spytała Słowacja popijając kawę.

-Śpi, chyba walił wczoraj do późna.-Zaśmiał się Polak sam z ciebie.

-Obrzydliwe to trochę...tak przy stole, mógłbyś się hamować.-Powiedziała Słowacja z słychalną pogardą w głosie.

Polak tylko znowu się zaśmiał i wrócił do jedzenia. Zjadł kanapkę którą zrobił a później jajecznicę. Powiedział im, że zaraz gdzieś pójdzie żeby go później nie szukali. Zrobił mocną kawę i wrócił do pokoju. Wszedł po cichu, odstawił kubek obok łóżka na szafkę nocną i usiadł na łóżku.

-Wstawaj już, zaraz jedenasta.-Zaczął szturchać starszym, aż ten w końcu się obudził.

-Już już.-Powiedział Węgier, siadając i przeciągając się.-Ta kawa dla mnie?-Spytał z uśmiechem.

Polak pokiwał głową, po czym podał jemu gorącą kawę. Węgier szybko ją wziął od niego i zaczął pić. Uwielbiał kawę, a szczególnie mocną. Według niego Polak robił najlepszą jaką mógł wypić, dlatego później często mu ją robił.

-Jak coś to idę dzisiaj się przejść trochę i zapewne wrócę późno.-Powiedział Słowianin.

-Mhmm, tylko się nie zgub i wróć.-Odpowiedział jemu po chwili Węgier, kończąc już kawę.-Nie boli brązowego cukru?

-Ty nawet umiesz wyczuć jaki cukier używałem, nie mieli, skończył im się przed chwilą.

-Szkoda, jak będziesz wracał to zajdź gdzieś do sklepu i kup mi okej?

-Okej.-Uśmiechnął się Słowianin, a Węgier od razu odwzajemnił uśmiech.

Polak na szybko powiedział, że będzie już szedł. Ubrał buty i wyszedł z hotelu. Rozejrzał się oo okolicy. Nawet ładnie tutaj. Pomyślał Słowianin zaczynając już iść w jakimkolwiek kierunku. Po drodze zaszedł do parku, gdzie usiadł na ławce przy małym sztucznym stawiku, po którym akurat pływały kaczki. Rozwalił się na ławce i wpatrywał się w nie. Jak spokojne życie miały. Nie musiały się o nic martwić, no może o jedzenie ale ludzie często dokarmiają ptaki. Po prostu żyły sobie spokojnie, w każdy dzień tak samo. Aż Polak by tak samo chciał. Niby lubi te ciągle wyjazdy, robienie koncertów, nagrywanie nowych utworów, ale chyba tak jak każdy by chciał czasem pożyć tą codzienną rutyną, gdzie każdy dzień jest taki sam i nic się nie zmienia. Z jego myśli wyciągnął go kwakanie kaczki, która właśnie stanęła obok, a później też kilka innych. Nie wiedział o co im chodziło, dopóki nie zauważył że usiadła obok niego staruszka, która rzucała im jakieś ziarna.

-Dzień dobry prze pani.-Uśmiechnął się miło do niej, co staruszka odwzajemniła.-Przepraszam nie zauważyłem że pani tu siadła.-Może i był młody i jak według innych czasem bez szacunku, ale zawsze znalazł go dla starszych osób.

-Nic się nie stało kochany.-Kobieta popatrzyła na niego, a po chwili trochę się przeraziła widząc jak wygląda Słowianin. Ścięta połowa włosów, tatuaż idący wzdłuż szyi, oraz kolczyk w nosie i w innych miejscach na twarzy.-Czy ty byłeś...

-Nie nie, nie byłem w więzieniu, wszystkie starsze osoby myślą że byłem.-Zaśmiał się nerwowo po czym spuścił wzrok na swoje ręce.-Nie wybieram się tam nawet.

Kobieta odetchnęła z ulgą. Nabrała wiecie ziaren na dłoń po czym wystawiła ją do Polski, mówiąc żeby rzucił kaczkom. Wziął ziarna z jej dłoni i rzucił, tak jak mówiła. Patrzył z uśmiechem jak kaczki podeszły bliżej niego i zaczęły jeść.

-Jak nazywasz się młodzieńcze?-Spytała starsza kobieta.

-Polska, a pani?

-Malwina.-Podała jemu więcej ziaren.

-Bardzo ładne imię.-Wziąłem je i rozsypał przed sobą ponownie, a trochę więcej kaczek podeszło.-Pamiętam jak za dzieciaka na farmie babci karmiłem kaczki...nie lubiły mnie i co chwilę atakowały.-Zaśmiał się cicho sam z siebie, a kobieta wraz z nim.

-Może coś zrobiłeś że się nie lubiły.

-Dużo czasu siedziałem tam, bo były w takiej dość sporej...zagrodzie? Nie wiem jak to nazwać. A że to było jedyne miejsce gdzie raczej mnie by nikt nie szukał to siedziałem tam najczęściej grając w pasjansa.

-No widzisz, może cię lubiły tylko nie lubiły jak przesiadywałeś w ich domie. Albo kto wie, przecież nie zapytasz się takiej kaczki co ma w głowie, nie powie ci, musisz się domyślić.

-Racja...Albo po prostu jednak mnie nie lubiły bo byłem młody i głupi. Wie pani, będę już szedł, przyjaciel chciał żebym jeszcze do sklepu zaszedł i chyba zrobię mini zakupy.

-Dobrze, a jutro się tutaj też zjawisz? Wyglądasz na kogoś z kim można porozmawiać.

-Zjawię się.-Uśmiechnął się ostatni raz do kobiety.

Pożegnał się i odszedł. Wyszedł z parku i ruszył do pierwszego lepszego sklepu który zobaczył trochę dalej. Wszedł tam i zaczął od razu szukać alejki gdzie powinien być cukier, znalazł i znalazł też brązowy cukier. Wziął go i postanowił wziąć sobie coś słodkiego i może jakieś alko na wieczór. Wziął sobie jakieś chrupki, pianki i batona na drogę. Wrócił się na początek sklepu po wózek. Włożył do niego rzeczy które już wziął i poszedł na dział z alkoholem. Popatrzył się zadowolony na to co mieli, złapał za sześciopak piwa, flaszkę wódki czystej i pigwowej oraz whisky, dla Słowacji bo ta lubi. Później poszedł po cole. Na drinki żeby było. Pomyślał że jak zabraknie alko czy coli to się dopóki i tyle. Poszedł do kasy, gdzie Pani szybko skasowała rzeczy, zapłacił i zaczął wracać do hotelu. Po drodze jakaś dziewczynka, z jej przyjaciółkami podbiegła i poprosiła o zdjęcie, Polak od razu się zgodził i zrobił je z nimi. Poprosił by jemu wysłały zaraz to wstawi na jego profil na instagramie. Wyjął sobie batona i zaczął go jeść.

Wrócił do hotelu. Odłożył siatkę na krześle który był przy małym stoliku i przeszukał pokój, szukając Węgra. Ale go nigdzie nie było. Wyjął pianki z siatki i położył się na łóżku, włączając sobie jakiś pierwszy lepszy kanał, trafiło akurat na wiadomości. Jadł pianki oglądając je. Ale po dość szybkim czasie zaczął się nudzić. Bo tak sam był, jego przyjaciel gdzieś sobie poszedł. Naszła go myśl by pójść do klubu, popatrzył na godzinę i była ona idealna by gdzieś wyjść. Poszedł szybko lepiej się ubrać, wziął więcej pieniędzy i poszedł od razu. Włączył na google mapsie gdzie jest dobry klub i tam poszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top