8. Urodziny
Data:21.08.2018rok
Po prostu nie uwierzycie, uratowałam wczoraj Andrewa. Zaraz wszystko wytłumaczę.
Wiecie wczoraj wieczorem po tym jak zrobiłam dla autobotów prezenty poszłam spać. Lecz jakoś nie mogłam zasnąć, więc przebrałam się wzięłam odtwarzacz MP3 i wyszłam do parku który znajduje się bardzo blisko. Usiadłam na ławce, posłuchałam piosenek i zobaczyłam, że ktoś wchodzi na ulicę. A był to Andrew. Miał kaptur, więc nie mogłam go rozpoznać. Stał tak i... chyba czekał na jakieś auto lub inny pojazd który mógł go rozjechać. A potem wyjechała ciężarówka. Nie wiem z jakiego powodu nie miała zapalonych (w nocy) przednich świateł. On zdjął kaptur gdy była z jakieś pięć metrów przed nim, normalnie ze łzami w oczach uśmiechnął się i zamknął oczy. Ja zszokowana skoczyłam i go odepchnełam. Potem się rozpłakał, ja próbowałam go pocieszyć, uspokoić ale on tylko mnie odepchnął i pobiegł. Kazał mi za sobą nie iść inaczej by się zabił. Zabił rozumiecie. Powiedział, że powinnam się nie mieszać i, że zrobił coś strasznego i nie chce abym przez niego cierpiała.
Nie wiem jak byście zareagowali w takiej sytuacji, ale ja za nim nie poszłam. Czułam, że...no po prostu wiedziałam, że nie żartuje. Muszę z nim pogadać. No bo jak to, co mógł takiego zrobić. Hehehe... chyba nikogo no wiecie. A może... No dobra to jak na tą chwilę koniec wpisu.
★★★
Izabella schowała pamiętnik pod poduszkę i poszła obejrzeć filmik z YouTube o kata. Potrafiła bardzo szybko nauczyć się różnych sztuk walki. W jeden dzień potrafiła nauczyć się tego co dorosła osoba przez dwa miesiące. Potrafiła też o wiele więcej... ale o tym puźniej, przejdźmy do momentu w którym do jej pokoju ktoś zapukał. Zatrzymała filmik i podeszła drzwi. W nich stał, tak właściwie to schylał się Green. Przywitał się i powiedział, że musi z resztą pojechać na misję i, że może go nie być przez kilka godzin. Ona trochę smutna wiadomością powiedziała aby na siebie uważał i by jak najszybciej wracał. Podziękował i gdy miał już pujść przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz. Odwrócił się i powiedział, że gdy wróci z misji chciał by ją wziąć na przejażdżkę. Ona szczęśliwa uśmiechnęła się do niego i jeszcze raz życzyła mu szczęścia na misji. Poszedł do głównej sali. Izabella zamknęła drzwi i włączyła filmik od początku.
O piętnastej potrafiła już obydwa kata. Uczyła się ich tylko dwie godziny. Potem usiadła na łóżku i podłączyła telefon do ładowania. Wpisała do internetu piosenkę "Deadpool rap„. Jej ulubionym super bohaterem był właśnie on, czyli Deadpool i Spiderman.Gdy była zmęczona lubiła słuchać na słuchawkach muzyki, zwłaszcza z przekleństwami. Ale tylko wtedy gdy była, (jak już mówiłam) zmęczona. Nigdy jednak nie śpiewała. Było to związane z jej dzieciństwem. Ale o tym puźniej pogadamy. Znalazła nawet taką fajną aplikacje na telefon, dzięki której może słuchać za darmo ulubionej muzyki. Często gdy było jej smutno puszczała sobie "Hall of fame„. Od razu przestawała być smutna. Lecz teraz jakoś nic jej nie cieszyło. Cały czas myślała o Andrewie. "Co mógł takiego zrobić„. Zastanawiała się. Wpisała w wyszukiwarce internetowej "Andew„. Chciała napisać jeszcze nazwisko ale jego nie znała. Poszukała czy nie ma profilu na Facebooku, nic nie znalazła. To znaczy nie znalazła ikonki z jego zdjęciem, więc uznała, że nie ma konta. Tak samo jak ona. Z resztą samych Andrewów było strasznie dużo. Potem sprawdziła w wiadomościach i grafice. Tam znalazła tylko kawałek regionalnej gazety z nagłówkiem:
"ANDREW BOON UCIEKŁ Z DOMU DZIECKA„
Mały pięcioletni Andrew Boon uciekł z domu dziecka. Jest to jego już trzecia próba ucieczki z miejskiego domu dziecka. Jeżeli ktoś z państwa go spotka prosimy się skontaktować z domem dziecka w Los Angeles. Numer telefonu i adres sierocińca znajduje się pod artykułem. Dziękujemy za uwagę.
Pod wycinkiem oprócz numeru telefonu i adresu było też zdjęcie Andrewa. Wyglądał tak samo tylko był szczerbaty i mniejszy. Uśmiechnęła się mimowolnie do siebie. Ale to zdjęcie skrywało coś mrocznego. Gdy się dłużej popatrzyło na zdjęcie można było zobaczyć, że chłopiec miał na policzku siniak posypany pudrem aby go nie było widać. Pod oczami miał wielkie cienie a na czole widniała długa blizna. Po tych szczegółach przestała się uśmiechać. Gdy przeczytała jeszcze raz artykuł zaczęła coś sobie przypominać. Przypomniała sobie rzecz o której już dawno nie myślała, tak dawno, że prawie zapomniała. Lecz po takich wydarzeniach zawsze zostają blizny. Ona miała jedną ogromną i to nie na ciele lecz na psychice. Tej rany nic nie zagoji. Nawet zemsta. Wyszła z tej strony i wpisała "Los Angeles sierociniec ul. The prison 34„. Od razu wyskoczył jej następny artykuł, a na w nim potwierdzające jej obawy wiadomości. Odrazu odłączyła swój telefon. Wzięła słuchawki i na kartce papieru napisała krótką wiadomość do reszty, aby nie zastanawiali się gdzie jest. Wzięła słuchawki i pobiegła do głównej sali, a w niej wściekły stał Power Electro i przeklinał jaka to ludzką technologia jest bezużyteczna. Nie przejęła się tym zbytnio i pobiegła do wyjścia. W całej bazie był tylko Electro, więc nawet nie zwrócił uwagi na to, że wyszła. Przed wyjściem zostawiła kartkę. Po chwili wróciła i dopisała, że przeprasza Greena jeżeli wróci puźniej niż miała.
Pobiegła ze złomowiska do sklepu w którym wczoraj był Andrew. Lecz ponieważ była niedziela sklep był zamknięty. Ona wściekła zaczepiła pewną starszą panią i zapytała się czy wie gdzie mieszka Andrew Boon. Ona trochę zdziwiona, że pytała o Andrewa przez chwilę milczała lecz po chwili zaczęła jej tłumaczyć jak dojść do domu w którym mieszka. Ona podziękowała i pobiegła tak jak jej kazała staruszka. Znalazła się pod adresem który jej podała. Zadzwoniła do drzwi i czekała. Otworzył drzwi Andrew, bardzo się zdziwił widząc ją przed drzwiami z telefonem i słuchawkami w rękach. Chciał coś powiedzieć ale ona go ubiegła. Zapytała się czy nikogo nie ma w domu, on pokręcił przecząco głową. Uśmiechnęła się chytrze i wepchnęła go do domu zamknęła drzwi na zamek i kazała gadać. Nie wiedział o co jej chodzi. Ona widząc, że nic nie rozumie założyła słuchawki i włączyła piosenkę. Wyskoczyła jej jedną z ulubionych i zaśpiewała:
-"Tak, możesz być najwspanialszy
Możesz być najlepszy
Możesz być King Kongiem, bijącym się w pierś
Możesz zdobyć świat
Możesz wygrać wojnę
Możesz rozmawiać z Bogiem, iść i walić w jego drzwi
Możesz podnieść w górę swoje ręce
Możesz wygrać walkę z czasem
Możesz przenosić góry
Możesz rozbijać kamienie
Możesz być mistrzem
Nie czekaj na szczęście
Poświęć się, a odnajdziesz siebie
Stojąc w holu sławy
A świat będzie znał Twoje imię
Bo palisz się najjaśniejszym płomieniem
A świat będzie znał Twoje imię
I będziesz na ścianach w Sali Sławy
Możesz pokonać odległość
Możesz przebiec milę
Możesz przejść przez piekło z uśmiechem na twarzy
Możesz być bohaterem
Możesz zdobyć złoto
Bijąc wszystkie te rekordy, o których sądzili, że nigdy nie zostaną pobite
Zrób to dla swoich ludzi
Zrób to dla swojej dumy
Jak kiedykolwiek się dowiesz, jeśli nigdy nawet nie spróbujesz?
Zrób to dla swojego kraju
Zrób to dla swojego nazwiska
Ponieważ nadejdzie dzień
Kiedy ty
Kiedy będziesz Stać w Sali Sławy
A świat będzie znał Twoje imię
Bo palisz się najjaśniejszym płomieniem
A świat będzie znał Twoje imię
I będziesz na ścianach Sali Sławy„.- zaśpiewała aż w jej piersiach zabrakło powietrza. On stał lekko skołowany i znowu chciał coś powiedzieć lecz ona znów go ubiegła. Zapytała się czy ma nóż. On stał wstrząśnięty przebiegiem zdarzeń. Najpierw wprasza się do jego domu, potem zamyka drzwi, zaczyna śpiewać a na koniec jeszcze pyta się czy ma nóż. Cały czas myślał, że z ich dwójki to ona jest normalna lecz bardzo się zdziwił. Wogule nie odpowiedział na pytanie, nawet się nie ruszał. Ona poszła do kuchni wzięła wielki nóż do krojenia mięsa. Popatrzyła się na niego i odcięła sobie kawałek mięsa z ręki. On w tym momencie krzyknął ze zgrozą. Ona z przygryzoną wargą popatrzyła się na rękę. Lecz stała się rzecz osobliwa. Jej rana zaczęła się bardzo szybko goić. Po jakiejś minucie ręka była cała. Andrew z niemym podziwem podszedł do niej i wziął od niej nóż. Znowu się rozpłakał, tym razem ona też płakała. Odłożył nóż a ona się do niego przytuliła i powiedziała.
- Nareszcie znalazłam kogoś takiego jak ja. Nie musisz już uciekać, wiem jak to jest gdy ktoś... ktoś cię zmieni. Ale to już nie ważne, ważne jest to jak z tamtąd uciekłeś, co potrafisz i czy ktoś tam został.- on popatrzył się na nią powarzne i kazał jej iść za nim do jego pokoju. Ona miała iść gdy zobaczyła na podłodze krew.
- Eee...wiesz może najpierw tu posprzatamy, no wiesz aby nie wyszło, że chciałeś się pociąć lub coś podobnego- powiedziała spokojnie. On obejrzał się przez ramię i powiedział, że ma rację i, że zraz przyniesie ścierkę.
Po tym jak posprzątali poszli na górę do jego pokoju. Był dość duży. W większości był czarny z niebieskimi dodatkami. Stanęła w drzwiach i kazała mu się nie przejmować tym jeżeli jego rodzice wrócą. Ujęła to tak, że się tym zajmie. Usiadł na fotelu i zaczął się tłumaczyć.
- Tak na prawdę nie mam na imię Andrew. Jestem Jack Roling.- powiedział ze smutną miną. Izabella uśmiechnęła się.
- Więc witaj w klubie. Ja też nie nazywam się Izabella tylko Patrycja Wilson. Musiałam zmienić imię, nazwisko, kolor włosów i oczu. Nie jestem blondynką tylko szatynką i nie mam niebieskich oczu tylko zielone jak ty. Każdy kto został poddany...no wiesz przemianie ma takie zielone oczy. Dlatego to ukrywam. Ale już ci nie przeszkadzam, opowiadaj dalej.- powiedziała szczęśliwa, że może to komuś w końcu powiedzieć. On kiwnął głową i opowiadał dalej.
- Ja potrafię... no teleportować się i lewitować. Gdy miałem pięć lat zostałem oddany do sierocińca. A jakiś miesiąc po tym jak zostałem tam dany przyjechali wojskowi i wzięli wszystkie dzieci od pięciu lat w zwyż. Zostaliśmy zabrani do tak zwanego sierocińca w Los Angeles. Lecz to tylko z pozoru sierociniec, tak właściwie to była jakaś wojskowa baza w której robili różne testy i badania na dzieciach. Wstrzykiwali nam różne specyfiki i...- przestał opowiadać ponieważ cały się trząsł. W jego oczach można było zobaczyć łzy. Podeszła do niego i przytuliła go. On wytarł łzy i zaczął opowiadać dalej.
- Mając sześć lat zaczęli nas trenować do walki. Uczyliśmy się różnych sztuk. I strzelania z broni palnej. Kazali nam nawet strzelać do żywych zwierząt. To było okropne. Mając pięć lat spróbowałem uciec i uciekłem na kilka godzin. Ale dali mi jakiś czip lub inny czujnik przez który mnie znaleźli. Potem byłem pod cało dobowym nadzorem. Trzymali mnie w klatce która była pod prądem, więc nie mogłem się teleportować. Ale po trzech latach zrobiliśmy strajk i wszystko...-
- Spaliliście, wiem przeczytałam o tym w internecie. Ale, czy inni żyją? I po co nas tworzą?- zapytała. On tylko wzruszył ramionami.
- Wiesz... dawno nikogo z nich nie widziałem. Wiem, że żyje jedna dziewczyna która podpaliła te budę. I chyba jeden chłopak który miał język węża i na twarzy łuski. Ale gdzie teraz, są nie mam pojęcia. Ale teraz ty coś o sobie powiedz. Teraz zamieszkałem z mojimi biologicznymi rodzicami. Ale tak naprawdę kim jesteś i czy mogę ci ufać?- zapytał. Ona wstała i podeszła do okna.
- Jak już mówiłam jestem Patrycja Wilson. Mając cztery lata zostałam oddana do sierocińca. Tak jak ty zostałam zabrana, tylko oni się nie przejmowali wiekiem. Brali nawet nawet niemowlęta, rozumiesz to niemowlęta. Im też wstrzyknęli to coś. Mnie wzięli na specjalne, tak to ujmę, zamówienie. Potrafię po zaśpiewaniu piosenki lub, no wiesz o co mi chodzi biegać z prędkością 1500km na minutę, moje komórki macierzyste mogą mnie uleczyć w ciągu kilku minut i mam nadludzką siłę. A to wszystko przez fale dźwiękowe które przeze mnie przechodzą i moje ciało zaczyna się...za długo by tłumaczyć. Po prostu w skrócie można powiedzieć, że moje komórki się mnożą i dzięki temu mogę się regenerować, podnosić wielkie ciężary aż do trzech ton i biegać tak szybko, że świat się zatrzymuje w miejscu. Powiedziano nam, że zostaliśmy stworzeni by bronić świat przed...transformersami i deceptikonami. Ale ja, ją byłam za słaba. Próbowali wyplenić ze mnie strach, uczucia, lecz byłam tylko dzieckiem, wystraszonym bachorem, który bał się zabijać, ludzi i Transformersy. Ale puźniej po dwóch latach tortur i męki zrozumiałam, że...to właśnie kobieta jest zemstą, że sprawię aby ich zabolało. To ja wymordowałam stację koło las Vegas. Inni uciekli, wzięli dzieci i nigdy nikogo już nie widziałam. Potem przez pół roku szukałam mojej biologicznej rodziny. Odnalazłam dziadków u których mieszkałam trzy lata, potem w wypadku samochodowym umarli. Mój czynnik gojący mnie uratował, ale oni...zdąrzyli mi powiedzieć gdzie mieszkają moji rodzice. Wzięłam pieniądze i inne potrzebne mi rzeczy. Większość drogi przebiegłam, ale jestem krótko dystansowcem, no wiesz mogę biec bardzo szybko ale przez krótki czas. Więc potem jechałam autobusem. On się zepsuł więc przebiegłam resztę drogi. Gdy już byłam we wsi...oni nie żyli. Miasto które było najbliższe...do niego chodziłam do szkoły i no wiele osób mnie nie polubiło. I tam mieszkałam z dziadkami. Strasznie się tam czułam, chodzi mi o szkołę. Gdy dowiedziałam się, że moji rodzice nie żyją zamieszkałam z mojim przyjacielem. A teraz wybacz, muszę już iść, obiecałam komuś, że się z nim przejadę. I z resztą twój rodzice już wrócili.- otworzyła okno na oscierz i przez nie wyskoczyła. Podszedł do niego i popatrzył się w dół lecz jej już nie było tylko lekko wypalona trawa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top