Rozdział 8
Szła chodnikiem, kierując się do dobrze już znanego domu. W jej głowie wciąż krążyły dzisiejsze wydarzenia. Mimo iż dzień był jak najbardziej przyjemny i pożyteczny to jedno zdarzenie, jedno spojrzenie, jedna osoba zdołała zburzyć całą tą harmonię.
Chodziło oczywiście o Kristiana. Nie miała pojęcia, że osoba, u której mieszkała, będzie z nią na roku. Z jednej strony była szczęśliwa, bo w razie problemów mogła poprosić go o pomoc. Ale jak poprosić kogoś o pomoc, kto łypie na ciebie groźnie, będąc oddalonym o kilkaset metrów. Nie było proste. Dodatkowo ten jego zniesmaczony wyraz twarzy za każdym razem, gdy na niego spojrzała.
Podążała za nim już od samego początku jej powrotu. Starała się utrzymywać w pewnej odległości, by nie naruszyć jego świętej przestrzeni osobistej. Mogła do niego podejść, zagadać, postarać się, by podróż do ich wspólnego miejsca zamieszkania była przyjemna, jednakże ona już próbowała z nim porozmawiać i nie skończyło się to kolorowo. Wolała się, więc nie wychylać tym razem.
W końcu skręcili w ostatnią uliczkę. Już tylko kilka metrów dzieliło ich od upragnionego końca. Mrugnęła. Chłopak, który jeszcze przed chwilą szedł przed nią, zniknął. Stanęła jak wryta. Zdawało jej się, że ludzie nie potrafią stać się niewidzialni, ani zniknąć w ułamek sekundy. Rozglądnęła się gorączkowo w około. Zupełnie nic. Poprzez zachmurzone niebo przedarło się kilka promieni słońca. Chodnik zupełnie pusty, a przed nią jedynie dom, do którego wcześniej zmierzała. Nie było nawet żadnych krzaków, do których być może mógłby wskoczyć.
Wzruszyła ramionami, wiedząc, że jego poszukiwania będą nadaremne. Przeszłą przez otwartą bramę. Zauważyła Daniela, ubrudzonego na twarzy smarem, który schylając się nad otwartą maską, starał się naprawić coś w swoim samochodzie.
-Cześć. – rzuciła na powitanie, podchodząc bliżej. Uniósł głowę i spojrzał w jej kierunku.
-Cześć. – powiedział z uśmiechem. Chwycił lekko poszarzałą szmatkę, leżącą z boku i wytarł w nią dłonie. – Jak tam po pierwszym dniu w szkole? – spytał beznamiętnie.
-Normalnie. Przez trzy godziny siedziałam na tyłu i słuchałam paplaniny jakiegoś mężczyzny. Było dość nudno, ale w nagrodę poznałam kilka osób. Można powiedzieć, że zyskałam przyjaciół – wyszczerzyła się na myśl o sympatycznej szatynce. Oparła się o ścianę domu. – A tobie, co? Auto się popsuło? – spytała, patrząc, jak podpiera się rękami o samochód.
-Tak. – jęknął przeciągle. – Coś mi szwankuje. – poprawił włosy, gdyż kilka kosmyków oparło mu na czoło, zasłaniając widoczność.
-Dlaczego nie pojedziesz do mechanika? Byłoby szybciej i lepiej. – wzruszyła ramionami.
-Nie pojadę do mechanika, bo za najmniejszą usterkę, którą mogę sam naprawić zapłacę kilka stów. No chyba, że to byłoby coś poważnego. A to pewnie jakaś błahostka. – machnął ręką lekceważąco. Zastanowiła się przez chwilę, jak potoczyć dalej rozmowę.
-Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Kristian studiuje ten sam kierunek, co ja? – spytała po kilku sekundach, przypatrując się jak mężczyzna majstruje coś przy silniku. Znaczy wydawało jej się, że to był silnik. Wolała trzymać się z dala od wszelakiej motoryzacji. Mężczyzna podniósł się i spojrzał na nią zszokowanym wzrokiem. Podrapał się po tyle głowy. Poruszył brwiami dość zabawnie, przez co zaśmiała się cicho.
-Wiesz, nie często rozmawiam z moim bratem. Jak już coś to zazwyczaj się kłócimy o jakieś drobiazgi. Jest strasznie cięty, a ja nie lubię jak on mi podskakuje. Dlatego nie potrafimy rozmawiać w ciszy i spokoju. Kiedyś coś tam wspominał, że się dostał, ale nie zwracałem na to uwagi. U niego każdy temat wkrótce przerodzi się w sporą sprzeczkę. Ej! – uśmiechnął się szeroko. – Ale popatrz na plusy. Jak naprawię auto to będę was podwoził do szkoły. W końcu jeżeli uczycie się w jednym miejscu to będzie mi łatwiej.
-Fakt. – pstryknęła palcami.
-A kogo poznałaś? Znam niektóre dzieciaki w twoim wieku. – chwycił latarkę stojącą z boku. Poświecił nią, gdzieś w głąb samochodu.
-Głównie zakolegowałam się z dziewczyną imieniem Rose. – odparła bez długiego zastanawiania się. Chłopak oparł się rękoma o samochód. Przysięgłaby, że właśnie doszedł do tego, co zepsuło się w jego pojeździe. On jednak zaczął się zastanawiać.
-Taka wysoka, długowłosa szatynka z czarną, wełnianą czapką? – spytał, mrużąc oczy, gdyż słońce przyświeciło mu prosto w twarz.
-Tak. – powiedziała zaskoczona. Jakby czytał jej w myślach.
-Jest z domu naprzeciwko. – wskazał dłonią na budynek, nie odwracając się.
-Naprawdę? – aż podskoczyła na myśl o entuzjastycznej dziewczynie. Rozstały się zaraz po zajęciach, więc nie miała przyjemności dowiedzieć się, w której części Moskwy mieszka.
-Tak. – zaśmiał się, widząc uradowaną blondynkę.
-A ty byłeś na studiach? – zapytała zaciekawiona. Wciąż niewiele o nich wiedziała.
-Tak. – jęknął przeciągle. – Skończyłem medycynę. – odpowiedział, jakby była to najnormalniejsza rzecz w świecie.
-Serio? – jej zdziwienie nie miało końca. – Jesteś lekarzem?
-Nie. Nie jestem. – pokręcił głową. – Nie ciągnie mnie do zarywania nocek, nawet jeżeli mieliby mi za to płacić krocie. A potem jeszcze miałbym wyrzuty sumienia, gdybym komuś nie pomógł lub okazałoby się to niewystarczające. Ale za to posiadam własny zakład fryzjerski. Jak chcesz mogę zrobić ci jakąś ładną fryzurkę, jeśli będziesz chciała. – uśmiechnął się cwaniacko, wskazując palcem na jej burze blond-białych włosów.
-Wybacz, ale na razie pasuje mi moje obecne uczesanie. Ale przynajmniej wiem, dlaczego zawsze masz idealnie ułożone włosy – obydwaj wybuchli śmiechem. – A tak z innej beczki. Nie wiedziałeś może Kristiana? – miała nadzieję, że po prostu szybciej dotarł do domu. Z niewiadomych jej powodów lekko się zmartwiła, gdy straciła go z oczu.
-Nie. – pokręcił głową. – Ale pewnie poszedł po wykładzie gdzieś ze swoimi kolegami. Rzadko się zdarza, żeby wracał prosto do domu po szkole. – wzruszył obojętnie ramionami.
-Może ci w czymś pomóc? – rzekła po chwili zastanawiania się, co będzie robić. Zadań domowych nie miała, a czekanie na odpowiedź od starszyzny byłoby tylko stratą czasu.
-Raczej nie znasz się na tych mechanicznych wichajstrach. – wyprostował się. Przeciągnął. Rozmasował kręgosłup. – Jak chcesz pomóc to idź do kuchni. Zapewne są tam Maria i moja mama. Już prawie trzynasta. Pora obiadu. – dodał, patrząc na zegarek.
~~~~~~~~~~~
Obiecuję, że już niedługo zacznie dziać się zdecydowanie więcej ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top