Rozdział 4

Po wyjściu z pokoju zamknęła za sobą drzwi. Nie miała powodów by to robić. W końcu większość, o ile nie całość, jej rzeczy osobistych została spalona w pożarze. Nie miała więc czego przechowywać. Jedynie parę ubrań i torbę. Jednakże w tym domu wszystkie drzwi do pokoi były pozamykane. Wolała nie wychylać się i postępować podobnie.

Ścisnęła w dłoni mocniej kopertę i kilka monet, które dostała od miłej kobiety, do której należał dom. Była jej wdzięczna. Zgodnie z instrukcjami, które dostała od Pani Zaury, poczta znajdowała się niedaleko ich domu. Musiała tylko skierować się w prawo po wyjściu z posesji.

Idąc korytarzem w kierunku schodów, usłyszała jakieś krzyki niedaleko siebie. Przystanęła. Dochodziły zza pobliskich drzwi. Nie trwało to długo. Po kilku sekundach wyszedł z nich pewien mężczyzna. Bardzo przypominał chłopaka, który powitał ją chłodnym tonem, jednakże był bardziej męski. Mięśnie odznaczały się na jego ciele, opinane przez biały podkoszulek.

Zatrzasnął za sobą drzwi do pokoju. Skierował się w głąb korytarza w jej stronę. Podniósł wzrok. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Jego brązowe oczy zaświeciły zaskoczone. Uśmiechnął się szeroko, poprawiając czarne włosy.

-Cześć. Ty pewnie jesteś Dawn, jak mniemam? – wyciągnął w jej kierunku rękę. Ujęła ją i delikatnie ścisnęła. Uśmiechnęła się nieśmiało, przytakując. – Jestem Daniel. Jeden z domowników. Coś czuję, że często będziemy się tutaj spotykać.

-Wybacz, bo być może jestem wścibska, ale słyszałam krzyki przed chwilą zza drzwi, którymi wyszedłeś. Wszystko w porządku? – zmarszczyła lekko brwi. Nie chciała uchodzić za ciekawską, ale prawda była taka, że aż korciło ją żeby tam wejść. Mężczyzna westchnął ociężale, przecierając czoło.

-Mój brat. Pyskaty gówniarz. Nie można mu przemówić do rozsądku. – odwrócił wzrok. Widziała, że był mocno zdenerwowany.

-Przepraszam, że się wtrącam, ale może mogę jakoś pomóc? – spytała z lekka nutką nadziei w głosie.

-Nie sądzę. – prychnął pod nosem.

-Nie był dla mnie zbyt miły na dzień dobry, ale po prostu nie chce mieć złych stosunków z nowymi współlokatorami. W końcu tak czy siak, przez jakiś czas będę tutaj mieszkać.

-Wybacz za niego. – podrapał się po tyle głowy, czując się niezręcznie.

-Nie mam mu tego za złe. – wzruszyła ramionami, uśmiechając się miło.

-Czasami zachowuje się jak typowe dziecko. Nie idzie mu przegadać.

-Ale co przegadać? – pokręciła delikatnie głową. Spojrzał na nią. Milczał przez chwilę. Zastanawiał się na odpowiedzią. Westchnął ciężko, dochodząc do jakiegoś wniosku, który był dla niej tajemnicą.

-Non stop gdzieś znika, imprezuje, szlaja się po nocach. Powoli doprowadza nas tym do szału. Nie ma jednej spokojnej nocy w tym domu. Zawsze wraca nawalony jak szpadel. Matce już powoli kończy się cierpliwość. A kto wie czego on jeszcze tam nie robi? – opuścił bezradnie ręce.

-Typowy nastolatek. Umiłowanie do alkoholu. Próbowałeś dać mu porządnie w ryj? – zacisnęła dłoń w pieść, unosząc ją do góry. Spojrzał na nią zszokowany. Czasami jej natura była jej najlepszym biletem do stracenia w oczach ludzi.

-Wiesz... Mimo wszystko to mój brat. – stęknął, na sekundę odwracając wzrok.

-Wybacz. To miał być żart. Przepraszam za moje słabe poczucie humoru. – speszyła się, czując, jak czerwony rumieniec spowija jej policzki.

-Nic nie szkodzi. – uśmiechnął się, ukazując rząd równych i białych jak perły zębów.

-Skoro zwyczajna rozmowa, a w zasadzie to kłótnia, nic nie pomaga... To wybacz, ale nie mam żadnych innych pomysłów.

-To nie jest twój kłopot. Tylko proszę nie zdziw się, gdy wróci nawalony w trzy dupy i przez przypadek wpadnie do twojego pokoju. – zachichotała cicho.

-Będę ostrożna. – ich rozmowa została przerwana przez uroczą blondynkę. Na początku omiotła ją zdziwionym spojrzeniem, lecz szybko wykrzywiła usta w miłym uśmiechu. Opierając się o brak mężczyzny, podała jej dłoń.

-Jestem Maria. Miło mi cię poznać. – wydawała się uprzejma. Zupełnie jak wszyscy w tym domu na pierwszy rzut oka. – Dziewczyna Kristiana? – spytała cichym tonem w kierunku Daniela. Dawn usłyszała to.

-Nie, nie, nie, nie, nie. – rzuciła chaotycznie, machając rękami. – Wynajmuje tutaj pokój na jakiś czas. – uśmiechnęła się słabo.

-Jak na razie nie ma nic wspólnego z Kristianem. – uśmiechnął się w kierunku kobiety, która zawisła na jego ramieniu. – Mogłabyś zrobić nam herbaty? – spytał, chcąc ewidentnie się jej pozbyć. Przytaknęła, po czym wręcz w podskokach zbiegła po schodach.

-Przepraszam, że troszeczkę skrzyczę, ale... Co to miało znaczyć, że jeszcze nie mam nic wspólnego z twoim bratem? – przestraszyła się lekko. Wyraz jego twarzy mocno spoważniał.

-Nie chce cię zniechęcać do naszej rodziny, ale radzę ci trzymać się na razie z dala od Kristiana. On... jakby to powiedzieć? Nie jest „normalny". – wykonał w powietrzu jednoznaczny znak palcami, zaznaczając jedno z wypowiadanych słów.

-Co masz przez to na myśli? – dociekała. Westchnął ociężale.

-Mój brat lubi bawić się dziewczynami. Nie będę ukrywał, że traktuje je przedmiotowo. Zranił już ich kilka. Nie chcę, żeby to stało się również tobie, biorąc pod uwagę, iż wydajesz się naprawdę miła.

-Dziękuje. – uśmiechnęła się nieśmiało.

-Po prostu trzymaj się na razie od niego z daleka.

-Nie mam zamiaru wchodzić w ogień. Spokojnie. Będę się pilnować. I obiecuję, że już więcej nie będę wpychać nosa w nie swoje sprawy. – podrapała się po karku.

-Spokojnie. Prędzej czy później i tak musielibyśmy ci powiedzieć, o co chodzi. W naszym domu tylko on chodzi cały naburmuszony. Arogancki książę. Dodatkowo często się kłócimy. W szczególności ja.

-Rozumiem. Dziękuje ci. A tak przy okazji. Kim była ta dziewczyna? – skorzystała z okazji i zadała ostatnie pytanie.

-Moja narzeczona. – uśmiechnął się. – Jeśli będziesz potrzebowała pomocy to nie bój się o nią prosić. Tylko proszę bądź ostrożna, jeżeli chodzi o Kristiana. – spojrzał na nią, mając nadzieje, że zaakceptuje jego zdanie. Ona jedynie przytaknęła w odpowiedzi. Bez słowa wyminęła go w korytarzu i skierowała się do wyjścia.

Na dworze pogoda nie zmieniła się ani o krztynę. Wciąż było ciepło. A znalezienie poczty w zatłoczonej Moskwie nie było zadaniem prostym. Jednakże musiała wysłać list do starszyzny, prosząc o pomoc. Skierowała się we wskazany przez kobietę kierunek. Mały spacerek jej nie zaszkodzi...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top