Rozdział 38
-Do czego oni dążą? – spytała Dawn. Od kilkunastu godzin zadawała sobie to pytanie.
Łowcy posunęli się już za daleko. Ludzie robili wszystko, by uprzykrzyć im życie. Odechciało jej się żyć na tym świecie. Na początku wściekłość wrzała w niej tylko przez to, że prawie ją usmażyli jak kurczaka. Teraz miała im za złe, że chcieli doprowadzić do śmierci Daniela i Kristiana. Widok chłopaków leżących i ledwo dychających był dla niej niesamowicie bolesny. Nie wspominając już o Marii, która nie potrafiła wyjść z pokoju swojego ukochanego, nie upewniając się wcześniej pięć razy, czy aby wszystko z nim w porządku.
Mężczyzna pozostawał nieprzytomny, mimo iż rana na jego brzuchu goiła się należycie. Gorzej było z Kristianem. Infekcja postępowała z godziny na godzinę, co doskonale było po nim widać, mimo iż starał się to ukryć. Męczyła go wysoka gorączka, a do tego dochodziły potworne bóle głowy i wszystkich kości. Wszyscy starali się go jakoś podtrzymać na duchu, pomóc, utrzymać przy zdrowych zmysłach. Lecz nie dawało to rezultatów. Wszyscy wiedzieli, że jeżeli szybko nie odkryją lub nie dostaną leku to Kristian umrze. Nie mogli do tego dopuścić. Nie pogodziliby się z jego śmiercią. Dodatkowo czuliby się źle, gdyby musieli przekazać tak tragiczną wiadomość jego bratu.
-Do zniszczenia naszej rasy, a co ty myślałaś? – odpowiedziała Maria, która weszła do pokoju. Postukała delikatnie obcasami, zbliżając się do dziewczyny. Przytuliła się do niej przyjacielsko na powitanie.
-Co z Danielem? – spytała, gdy kobieta sięgnęła do szafki po dwa kubki.
-Jak na razie mu się nie poprawiło. Wciąż jest nieprzytomny. Ale już wszystko w porządku. Rana się goi. Może nie w zaskakująco szybkim tempie jak na wampira przystało... ale wciąż dobrze. – Maria westchnęła ociężale, wpatrzona w swoje dłonie.
-A... - chciała spytać o Kristiana, jednakże jego imię nie mogło przejść jej przez gardło. Bała się tego, co usłyszy.
-Co z Kristianem? – dokończyła za nią. Czajnik oznajmił koniec swojej pracy. Maria chwyciła go za uchwyt i zalała dwa kubki, z uprzednio włożonymi do nich torebkami herbaty.
-Nie zamierzam cię okłamywać. Nie jest dobrze. – odparła bezradnie. – Gorączka wciąż rośnie. Jeśli czegoś nie wymyślimy... - wzięła łyka gorącej herbaty. Dawn poparzyłaby sobie tym język, ale dla Marii było obojętne to, co właśnie piła. Chciała tylko zatopić w czymś swoje smutki, przez co nie czuła ciepła cieczy, którą napełniała usta. – Umrze do dwóch dni. – te słowa całkowicie przygnębiły Dawn.
Nie mogła zrobić zupełnie nic. Była tak samo bezradna, jak każdy w centrali. Mogli jedynie przypatrywać się, jak organizm Kristiana przegrywa walkę z trucizną. Ten widok przygnębiał ją jeszcze bardziej, gdy go sobie wyobrażała.
-Tak szybko? – westchnęła z nadzieją, że się jedynie przesłyszała.
-To ten bardziej kolorowy scenariusz. – Maria spojrzała na już i tak zdołowana dziewczynę. Dawn zwiesiła głowę. Ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła pogodzić się z taką wiadomością. To był jak wyrok. Lecz nie dla Kristiana, a dla niej samej. Dlaczego miała cierpieć za grzechy kogoś? – Bardzo chciałabym ci teraz powiedzieć „Nie przejmuj się", ale... Nie mogę.
-Wiem. – skwitowała szybko, chcąc ją uciszyć. Chwyciła kubek stojący obok jej uda. Jednym ruchem wypiła połowę kubka, chcąc zagłuszyć ból psychiczny, który rozrywał ją od środka. – Oni... Doskonale wiedzieli kim byli Kristian i Daniel. – odwróciła temat. Maria zaciekawiła się.
-Co masz przez to na myśli?
-Łowcy doskonale wiedzieli kogo atakują.
-Skąd takie podejrzenia?
-Kristian... wspominał o liście od Mike. Doszliśmy do wniosku, że jednak kłamał. Że wybrali się na dawny posterunek z Danielem po kolejnym ataku Łowców. Ale dlaczego?
-Nie odpowiem ci na to.
-Bo to co mówił Misha było błędne. Ktoś musiał ich tam zwabić. Mówiąc "ktoś" mam na myśli Mike'a.
-Gdybyś to powiedziała, a uznam, ze tego nie słyszałam, to pomyślałabym, że Mike działa po ich stronie.
-Do tego zmierzam. - Maria wbiła w nią zdziwione spojrzenie.
-Nagle znika. Nie zostaje po nim żaden świat. A Kristian i Daniel nie mogli zostać zaatakowani przez ponad dziesięciu łowców w tak losowym miejscu. Może nie brzmi to specjalnie logicznie, ale to tylko zarys tego co mogło się tam stać.
-Mike wciągnął ich w pułapkę! – wrzasnęła, uderzając mocno kubkiem o blat.
-Być może. Ale nie o to się rozchodzi. Pomyśl. Łowcy wykorzystali ich jak jakiś pieprzony eksperyment. A przynajmniej Kristiana. Wiedzieli, że albo nie znamy czarnej krwi, albo nie wiemy do czego ta trucizna jest zdolna. Dlatego nie będziemy wiedzieli, co będzie się z nim działo. A co się stanie jeśli Kristian i Daniel będą niezdolni do czegokolwiek? Całe Srebrne Kły staną pod murem. Nie będzie nikogo, kto mógłby wydawać rozkazy. Bez rozkazów we wszystkich zasieje się ziarnko niepewności, plus wszyscy będą zadawali sobie jedno pytanie: Co dalej? – spojrzała na Marię znacząco.
-W ten sposób zatrzymaliby całą organizację.
-A jeżeli Mike jest po ich stronie to także znają lokalizację centrali. Wszystkie te pytania, informacje jakie chcieli od nich wyciągnąć były bezcelowe. Tak naprawdę chcieli tylko dokonać podwójnej egzekucji. Egzekucji na osobach, które odgrywają role szefów w Srebrnych Kłach. – po kilku godzinach rozmyślania wszystko zaczęło układać się pomyślnie.
-Bez braci nie mamy siły głosu. Reszta wampirów by nam nie uwierzyła. – Maria przez chwilę zagłębiła się we własnych myślach.
-A teraz gdy oni są osłabieni, będą chcieli nas zaatakować. Wampiry bez ich przewodnictwa są w całkowitej rozsypce. Nawet wszyscy naczelni nie zdołają ogarnąć tego harmidru.
-Jeżeli Daniel szybko nie odzyska przytomności, a Kristian umrze...
-To jesteśmy w czarnej dupie. I To na poważnie. – dokończyła Dawn. Umilkły. Miały nie lada orzech do zgryzienia.
Dawn ześlizgnęła się z blatu. Odłożyła opróżniony kubek do zlewu. Ignorując zamyśloną kobietę, wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do jednego z pokoi, który znała już doskonale. Chwyciła za klamkę i nacisnęła ją delikatnie. Drzwi ustąpiły bez większego trudu. Przeszła dwa metry, po zamknięciu drzwi, a jej oczom ukazało się ogromne, białe, hotelowe łóżko.
Na nim zakopany w krystalicznie białej pościeli leżał ciężko oddychając Kristian. Gdy tylko usłyszał jej ciche kroki, zwrócił na nią swoje brązowe oczy. Zauważyła w nich cienką iskierkę. Uśmiechnęła się miło w jego kierunku. Podeszła do łóżka. Delikatnie usiadła na jego krańcu. Pogłaskała go po wołach. Odgarnęła kilka kosmyków z jego czoła. Uśmiechnął się zmęczony.
-Cześć. – rzekł, mimo iż powitanie już dawno mieli za sobą.
-Jak się czujesz? – spytała, starając się ukryć przejęcie w jej głosie. Jemu potrzebny był teraz spokój i oparcie, którym ledwo go obdarzali. Sami byli przerażeni jego stanem.
-Nawet dobrze. – odpowiedział ociężale. Zapadła chwilowa cisza. Dawn zbierała myśli. – Przestań. – Odezwał się pierwszy. – Jesteś tu tylko po to, by odsunąć moje myśli od nieuniknionego. Daruj sobie. I tak nic mi już nie pomoże. – Dawn widziała, że słowa ledwo opuszczają jego usta. – Lepiej gadaj co z Danielem?
-Naprawdę interesuje cię jego stan, podczas gdy ty jesteś konający? – posłał jej jedynie niezrozumiałe spojrzenie. – No tak. On też martwiłby się o ciebie. – pokręciła lekko głową. – Wszystko w porządku. Wciąż śpi, ale rana goi się prawidłowo. Wyzdrowieje w trymiga. – uśmiechnęła się miło. Mimo wszystko wiedziała, że sztucznie uniosła kąciki ust.
Wargi chłopaka zadrgały. W pierwszej chwili zabierał się do wypowiedzenia kilku słów, jednakże jego głos załamał się całkowicie, widząc łzy zbierające się w jej oczach. Odwrócił wzrok. Ukrył twarz w miękkiej poduszce. Załkał cicho. Jego klatka zadrżała charakterystycznie, mocno, krótko. Dawn również nie mogła już powstrzymywać się od płaczu. Wszystkie emocje, które starała się w sobie stłumić przez te kilka dni, teraz zwróciły się z podwójną siłą. Poczuła kłucie pod powiekami. Widząc załamanego chłopaka, sama podupadła. Nie mając już siły wstrzymywać się od łez, przybliżyła się do niego i wtuliła się w jego ciepłe ciało.
-Ja nie chce żebyś odchodził... - wychlipała, ściskając w dłoni jego koszulkę, jakby chcąc za wszelką cenę zabrać ją ze sobą.
-A myślisz, że ja chce was opuszczać? – uśmiechnął się przez łzy. Podniósł jej głowę. Ujął jej twarz w swoje ciepłe dłonie. Jej łzy ześlizgnęły z jej policzków i roztrzaskały się o jego bladą skórę. Płakali obydwoje, jednakże równocześnie uśmiechali się do siebie. Po kilku sekundach zaczął cicho chichotać. Dziewczyna jednak nie była skora do śmiechu. Rozpłakała się na dobre. Wtuliła się w niego, chcąc poczuć ciepło jego ciała. Zawyła żałośnie. Chłopak przez chwile leżał osłupiały. Objął ją ręką. Ostatkiem sił przycisnął ją do swojego ciała. Uśmiechnął się szerzej.
-Proszę cię, nie płacz. – poprosił błagalnym tonem. – Bo ja też zacznę.
-Już płakałeś.
-Ale mi nie wypada. Chłopak ma być silny. – chciała go jakoś zripostować, ale jej umysł lśnił pustkami. Jedynie mocniej zacisnęła dłoń na jego koszulce, starając się z całych sił powstrzymać emocje, kryjące się pod jej powiekami.
-Nie rozumiesz, że bez ciebie to nie będzie to samo? – jej głos jeszcze mocniej się załamał. Wszystkie emocje, które w sobie tłumiła wreszcie doszły do głosu. Starała się być silna w obecności innych. Nie chciała uchodzić za wrażliwą nastolatkę. Ale przy Kristianie nie mogła się już powstrzymać.
Odsunął ją od siebie. Ujął jej twarz w swoje ciepłe dłonie. Wzdrygnęła się. Spojrzał w jej oczy. Koiło ją to. Spowolniła oddech. Przełknęła ślinę. Zbliżył się do niej. Chciał ją pocałować, lecz nie miał siły by pokonać odległość ich dzielącą. Jedynie zsunął jedną rękę z powrotem.
Po uspokojeniu się starł kciukiem ostatnią łzę, ostałą na jej policzku. Spojrzał głęboko w jej oczy. Mimo iż jego tęczówki były delikatnie wyblakłe to na krótką chwilę zalśniły ciepłą czekoladą. Oddech Kristiana spowolnił.
-Nie chce odchodzić od ciebie... - załkał cicho. Słone łzy zmoczyły jego wargi.
Słowa omijały jej uszy. Nie docierało do niej nic. Przeczesała jego włosy, odsuwając je z jego czoła. Położyła dłoń na jego policzku. Zbliżyła się delikatnie. Musnęła jego wargi. Odwzajemnił pocałunek. Drobny zabieg, a na chwilę zapomniała o wszystkim złym, co miało niedługo nastąpić. Oderwała się od niego. Spojrzała w jego oczy, uspokajając się ciepłą czekoladą jego tęczówek. Ciepła łza spłynęła z jej brody.
-Przyjemne... - mruknął. Przejechał kciukiem po jej dolnej wadze. Uśmiechnęła się.
-Poczekaj kilka dni, a obiecuje, że przeżyjesz taką rozkosz jakiej nigdy nie zaznałeś. – rzekła głosem mocno przepełnionym podtekstami. Odwzajemnił jej uśmiech. Poruszył zabawnie brwiami, co spowodowało u niej cichy chichot. Jednakże chwilowe uczucie szczęścia, szybko ustąpiło miejsca smutkowi. Znów się rozkleiła. Wtuliła się w jego ciało. Usłyszała jak Kristian ciężko wzdycha.
-Błagam cię, przestań. – powiedział. Jego szczęka zadrżała. – Nienawidzę kiedy płaczesz. – pogłaskał ją po włosach.
-A co mam innego robić?! – jęknęła dość cicho. – Nie mogę zrozumieć jednego... Dlaczego do cholery ty? – chłopak uśmiechnął się smutno.
-Bo nie Daniel. – odpowiedział szybko. Odsunęła się. Spojrzała na nieco, nie rozumiejąc jego słów.
-Co? – wychlipała dość niezrozumiale. Chłopak spoważniał, ale wiedział, że nie wybrnie z tematu.
-Łowcy. Mieli do wyboru mnie albo Daniela. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego przekonałem ich, żeby pokuli mnie. – uśmiechnął się sztucznie. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Kolejny fakt, który nie pozwalał jej oddychać. Kolejne słone łzy zebrały się w jej oczach. – Nie płacz. – polecił, nim zdążyła załkać. Pogłaskał ją po policzku.
-To mnie nie uspokoi. – zaprzeczyła, czując jak jedna łza spływa w dół po jej skórze.
-Wiem. – westchnął bezradnie. – Zostań na chwilę. – Dawn nie trzeba było długo prosić. Szybko ułożyła się na łóżku pod ciepłą kołdrą. Kristian bez zastanawiania się, objął ją ramieniem.
Uzależniła się od niego. Nie wyobrażała sobie swojego życia bez jego uśmiechu, bez jego czarnych włosów tak delikatnych w dotyku, tych wszystkich ripost, które potrafiły ją nieziemsko wkurzyć. Nie mogła nawet pomyśleć, że już nigdy nie ucałuje jego delikatnych, malinowych ust, których tak pragnęła każdego dnia.
Na samą myśl o tym, że już nigdy go nie zobaczy, dziwny dreszcz nią zawładnął. Czerń spowiła jej umysł. Kristian wyczuł to. Mocniej przytulił ją do siebie. Poczuła jego ciepłe usta na własnym czole. Po chwili ciepły oddech owiał jej twarz. Starała się opanować całe drżenie jej ciała, jakie nią władało. Kristian delikatnie głaskał ją po ramieniu. Uśmiechał się.
Jedna myśl błysnęła przez jej umysł. Jeden pomysł. Jeden plan. Nagle wszystkie rubryczki zaczęły układać się w całość, tworząc obrazek idealnego planu. Nie dała się przekonać. Całym sercem pragnęła zatrzymać go przy sobie. Nawet jeżeli miałaby na tym ucierpieć. Jej serce było dzielone na coraz to mniejsze kawałeczki z każdym dniem, w którym obserwowała, jak on kona. Musiała to jakoś zatrzymać. A sposób był tylko jeden...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyznam się szczerze, że pisząc ten rozdział... się rozpłakałam! Dajcie znać jak wasze emocje... I mam jeszcze jedną smutna wiadomość. Nie wiem ile jeszcze pociągnę, ale niechybnie zbliżamy się do końca tego opowiadania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top