Rozdział 36

Ostrzeżenie: Jako iż znam porywczość niektórych osób, które czytają moje opowiadanie to przestrzegam. Czytajcie ten rozdział wolno i z dystansem, by w najmniej odpowiednim momencie nie krzyknąć "Kurwa". Miłego czytania :)

***

Życie trzyma się jednej zasady. "Memento mori" - "Pamiętaj o śmierci". Czyha na każdym kroku, cierpliwie czekając na twój niewłaściwy ruch, by pochwycić cię w silne szpony i nigdy nie wypuścić. Zasada, o której pamiętał każdy późnym średniowieczem. Jednakże czy stała się ona wyblakła w obecnych czasach? W erze, gdy oczy wszystkich zaślepione są technologią, typowymi wzorcami i bezwartościową pogonią za pieniędzmi? Śmierć jest wszechobecna. Posiada towarzysza. Towarzysza, którego zdecydowanie częściej zdarza nam się spotykać na codziennej drodze. Towarzysza, który czasami pomaga nam w ucieczce prze okrutną śmiercią.

Strach... Strach, o którym zapominamy. Strach, który daje nam o sobie znać w momencie gdy się wahamy, lub gdy przeczuwamy coś złego. Jednakże czy on sam w sobie jest zły? Jest jak ostrzeżenie. Ostatnia deska ratunku, która chce przemówić nam do rozsądku, nim zdążymy zrobić coś absurdalnie głupiego. Nieustraszony... Przymiotnik istnieje... Ale czy istnieje osoba, którą można by nim określić? Nawet najbardziej odważni znajdą rzecz, która zasieje w nich ziarnko niepewności.

A w krok za nią podąża życie..

Życie jak koło, kołem się toczy.  Jak koło fortuny obdarowuje nas konkretnymi sytuacjami. Jak na loterii... Raz płacz, raz śmiech, raz strach, raz zdezorientowanie. Emocje, które czasami sterują człowiekiem, przygotowane są przez los.

 Tak samo było i tym razem. Została wezwana do centrali przez Marię. Daniel razem z Kristianem nie pojawili się ani w siedzibie organizacji, ani w ich własnych domu już od paru dni. Maria zaczynała się o nich martwić. Dawn starała się ją jakoś uspokoić. Byli dorośli i wiedzieli co robili. A przynajmniej Daniel. Lecz również ona czuła, że coś jest nie tak.  Chłopcy nigdy nie znikali na tak długo, a w szczególności we dwójkę. To było dużo więcej niż podejrzane. Starała się nie dopuszczać do siebie myśli, iż mogło im się coś stało.

Siedziała na stole, machając nogami i czekając na jakąkolwiek odpowiedź od Daniela. Nie odpowiadał na wiadomości przekazywane przez komunikator. Był poza zasięgiem. Kristian nie posiadał go, więc kontakt z nim był tym bardziej utrudniony. Westchnęła ciężko, zaplatając ręce na piersi. Była bezradna.

Dawn spojrzała na zegarek, w który się zaopatrzyła. Ku jej zdziwieniu okazał się być całkiem przydatnym gadżetem w jej obecnym życiu. Musiała pilnować każdej minuty, by równocześnie zdążyć na studia oraz wykonywać pracę dla Srebrnych Kłów. Mała wskazówka zdążyła zatoczyć koło od kiedy pojawiły się w centrali. Powoli Dawn kończyła się cierpliwość.

Wtem drzwi pokoju otwarły się na oścież. Odbiły się od ściany z trzaskiem. Kobiety w momencie odwróciły się w ich kierunku. W progu stanął Kristian z powieszonym na nim Danielem. Mężczyzna był nieprzytomny w większym stopniu. Posuwał nogami, lecz większość jego ciężaru spoczywała an bracie. Kurczowo trzymał się za brzuch, gdzie pod jego dłonią widniała spora karminowa plama. Oddychał ciężko. Kaszlał. Jego skóra kolorem przypominała kartkę papieru. Kristian nie wyglądał lepiej. Miał całą poobijaną twarz we krwi. Dyszał ciężko. Widać było, że ciągnięcie brata sprawia mu trudności. Mimo wszystko nie pozwolił Danielowi zniżyć się na poziom podłogi. Byli cali mokrzy. Co w prawdzie pogoda na zewnątrz nie była specjalnie ciepła, a wręcz przeciwnie, ale nie padało. Jedynie wiał zimny i srogi wiatr.

Dziewczyny były w szoku. Nie spodziewały się takiego widoku. Stały sparaliżowane, starając się wytłumaczyć sobie w głowie, co takiego mogło się im przytrafić. Nie wyglądali jakby właśnie co się pokłócili. A nawet jeśli, to nie było logicznym, że doprowadzili się na sam kraj zdrowia. Ewidentnie się bili. I to poważnie. Obydwaj byli czymś wyczerpani do cna możliwości.

Kristian omiótł wzrokiem dziewczyny. W jego oczach czaiły się łzy. Ciężko łapał oddech. Ostatkiem sił sprowadził brata na ziemie i oparł o pobliską ścianę. Sam dźwignął się z wielkim trudem na nogach i podtrzymując się ściany, spojrzał na dziewczyny.

-Co tak stoicie? – wydyszał. Jego oddech jeszcze bardziej przyspieszył. One stały sparaliżowane, nie wiedząc jak postąpić. Dopiero kiedy Kristian zaczął nieprzytomnie mrugać oczami, a jego głowa zaczynała zmierzać w dół, rzuciły się im na pomoc.

Dawn przytrzymała chłopaka, zmierzającego na niechybne spotkanie z podłogą. Maria podbiegła do Daniela, chcąc skontrolować jego stan. Mężczyzna ruszał minimalnie głową, lecz już po chwili całkowicie zastygł. Jego ręka, która mocno uciskała brzuch, nagle upadła bezwładnie na podłogę. Maria panicznie zaczęła klepać go po policzku, licząc, że tylko zasnął.

-Da...Daniel – wysapał Kristian, siadając na podłodze. Otarł wargi, z których jedna była rozcięta.

-Co wam się stało? – palnęła Maria, nie mogąc doczekać się wyjaśnień.

Dawn nie była w stanie wydusić z siebie chociażby słowa. Mimo iż również zadawała sobie pytanie: „Co się im stało?" to nie potrafiła go wykrztusić. Wciąż przypatrywała się Kristianowi, jakby wszystkie jej najstraszniejsze koszmary się ziściły.

Był obolały, porządnie wyczerpany. Jego organizm był poważnie osłabiony. Trząsł się z zimna. Ciężko łapał oddech, ale mimo iż jego skóra przypominała trupa, to on pozostawał przytomny ze wzrokiem wlepionym w brata, jakby oczekując cudu. Miał rozległe rany na ciele. Ubranie przemoczone, w dodatku całe poszarpane, ukazując w niektórych miejscach krwawiące rany. Przeczesał mokre włosy ręką. Nie czekała długo. Zdjęła ze swoich barków rozpinaną bluzę i przykryła nią chłopaka, który nawet nie zwrócił na to uwagi.

-Dźgnęli go nożem. – zaczął wyjaśniać. – Kilkakrotnie. Ostrze miało jakieś dziesięć centymetrów. Ma głęboką ranę. – nie to jednak pragnęły usłyszeć. Maria szybko podciągnęła koszulkę mężczyzny. Faktycznie miał potężną dziurę w brzuchu.

-Biegnij po pomoc... Sama nie dasz rady... - jęknął po chwili. Kaszlnął. Chwycił się za brzuch. Stęknął. Skulił się nieznacznie. 

-Kristian, a co z tobą? – spytała kobieta, rozrywając koszulkę Daniela jednym pazurem.

-Nic. – uciął szybko. – No dalej. Idź po kogoś! Sama nie dasz rady! – rozkazał władczym tonem. Blondynka spojrzała na Dawn, która jedynie tępo przyglądała się całej sytuacji, nie chcąc przyjąć jej do wiadomości.

-Lecę po pomoc. – oznajmiła zgodnie z prośbą młodszego chłopaka. – A ty postaraj się dowiedzieć, co się stało. – dodała, patrząc prosto w oczy dziewczyny. Wręcz wybiegła z pokoju.

Została sama z dwójką rannych chłopaków. Nie wiedziała od czego zacząć. Tysiące pytań cisnęło jej się na usta, a ona nie potrafiła wybrać, które jest najważniejsze. Wiedziała, że Daniel potrzebował natychmiastowej pomocy. W głowie lśnił jej jedynie numer "112", pod który każą dzwonić, gdy coś się dzieje. Dziecinada. Nim ktokolwiek zdążyłby tutaj dotrzeć, on wykrwawiłby się na śmierć. Przyglądnęła się każdemu z nich.

Daniel poza raną w brzuchu wydawał się nietknięty. Jedynie tak samo jak brat miał przemoknięte włosy i kilka zadrapań na rękach. Rana już nie krwawiła mocno, co było dobrym znakiem. Z Kristianem było nieco gorzej, mimo iż na pierwszy rzut oka zdawał się wyjść z wszystkiego bez szwanku, nie licząc kilku zadrapań. Jak się okazało nie były to tylko nieszkodliwe siniaki. Jego rany były głębsze. Na całym ciele miał jakieś rozcięcia. Jego ubrania były wręcz w strzępach. Dłonie miał sine, a nie brakowało na nich śladów krwi. W dodatku jego skóra mogła z powodzeniem zlewać się ze śniegiem.

-Wyjaśnisz mi to wszystko? – spytała chamsko, w końcu zebrawszy resztki odwagi jakie jej pozostały.

-Daniel. Pierwsze on. Potem pogadamy. – rzekł, nie zmieniając chłodnego tonu. Obdarzył ją zimnym spojrzeniem.

-Maria zaraz się nim zajmie. Tylko wróci. A ja chce wiedzieć, co doprowadziło was do takiego stanu. – chłopak wziął kilka głębszych oddechów, zbierając myśli.

-Zaatakowali nas... To była pułapka. Nie mieliśmy szans. – pokręcił bezradnie głową.

-Kto was zaatakował? Gdzie? –spytała, chociaż już sama zdołała odpowiedzieć sobie na takie pytania.

-Łowcy... W starej elektrowni wodnej, gdzie kiedyś mieścił się jeden z posterunków.

-Jakim cudem daliście się złapać? Wy?

-Mi-Mike... - jedno słowo, a zdołało ją wbić w podłoże. – Dostaliśmy od niego wiadomość. Podobno znał słaby punkt Łowców... Chciał się spotkać. Przesłał adres.

-Nie zdziwiło was to? Dostajecie wiadomość od osoby, która została porwana przez Łowców i od tak mu wierzycie? – Dawn stała się dociekliwa.

-Błagam... Nie zadawaj takich pytań. – jego kąciki ust uniosły się na krótką chwilę w słabym uśmiechu.

-Dobrze.

-Zwabili nas na posterunek... Skupiony atak... Co najmniej dziesięciu na jednego – pokręcił delikatnie głową z braku sił.

-Co się tam działo? Ile tam byliście? Co wam zrobili? – dopytywała. Wiedziała, że zmusza go do morderczego wysiłku, ale te informacje mogły uratować im życie.

-Jakieś cztery dni. Nie wiem... Straciłem rachubę... - przekręcił głową. Oparł ją o ścianę.

-Co się tam działo? – naciskała.

-Chcieli informacji. Odnośnie miejsca centrali. Chcą nas zniszczyć...

-Zniszczyć?

-Tak. Jeżeli zniszczą organizacje, może być po wampirach.

-Co wam robili? Konkretniej.

-Podtapiali nas w rzece, cieli, strzelali z pistoletów... - zaśmiał się cicho. – Wielkiego cela to oni nie mieli. Bardziej uczyli się strzelać.

-Nie próbowaliście się bronić?

-Owszem... Staraliśmy się... Przez pierwsze dziesięć sekund... Było ich zbyt wielu... I te pierdolone klaksony...

-Klaksony? – zdziwiła się.

-Jakby za każdym razem gdy mówisz jakieś słowo, ktoś buczałby ci prosto do ucha, czymś co przypomina klakson samochodowy, to byś mnie może zrozumiała... - wysyczał. Na samą myśl o takich torturach, rozbolała ją głowa. Chłopak kaszlnął mocno.

-Martwiłyśmy się o was. – powiedziała, mimo iż chciała powiedzieć to w myślach. Kristian poniósł wzrok. Wlepił czekoladowe oczy w Dawn. Jakby słowa, które powiedziała go zdziwiły. Chłopak uśmiechnął się słodko, unosząc jeden kącik ust.

-Obydwie... czy tylko ty? – dopytał, jakby czytając jej w myślach. Speszyła się. Czuła ciepło na policzkach. Nie chciała jednak okazać słabości.

-Wszyscy. – odpowiedziała, jakoś chcąc wybrnąć z niekomfortowej sytuacji. – Nie było was parę dni. Nie było z wami żadnego kontaktu. Powoli przeczuwaliśmy najgorsze. – skłamała gładko. O ich zaginięciu dowiedziała się na kilka godzin, przed ich powrotem. Mimo to przyznała się w duchu, że te kilka godzin było dla niej mordęgą.

-Dawn... - zaczął niepewnie. Kaszlnął mocno. Spoważniał. Nie. Złagodniał. Odwrócił speszony wzrok, rezygnując.

-Co, Kristian? Słucham cię. – czuła jak jej serce podskakuje do gardła. Wciąż wpatrzony w podłogę, odnalazł ręką drogę do jej tali. Owinął ją mocno i przyciągnął do siebie. Nie patrząc w jej oczy, położył swoja głowę na jej ramieniu, wtulając twarz w blond włosy. Bicie jej serca stało się głośne jak dzwon wieży zegarowej. Zdawało jej się, że chłopak z łatwością może je usłyszeć.

-Dobrze, że jesteś. – wyszeptał ledwo słyszalnie. Zmroziło ją. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. Słowa zabrzmiały jej jak ostateczne pożegnanie. Gwałtownie odwróciła wzrok w kierunku jego głowy. Zauważyła, że oddycha spokojnie, co ukoiło jej narwane nerwy. – Boje się... – dodał po chwili. Jego głos się załamał. Poczuła jak kołnierz jej koszulki zaczyna być wilgotny, ale zrozumiała to dopiero wtedy, gdy usłyszała jak Kristian wciąga gwałtownie powietrze. Zaczął się trząść. Tym razem nie z zimna. Lecz od płaczu.

Przez pierwsze kilka sekund nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Siedziała, wpatrzona w czarną ścianę, starając się uświadomić, co właśnie usłyszała. Czuła ciepło jego szarpanego oddechu na karku, lecz mimo to nie była w stanie pogłaskać go po czarnych włosach dla uspokojenia. W końcu opamiętała się i zrozumiała, gdzie się znajduje.

-Czego... Czego się boisz? – wyjąkała. Niepewnie przytuliła go do siebie. A może to ona przytuliła się do niego?

-Że was stracę... Wszystkich... Nie chce tego. Już zbyt wielu was zginęło... I to z mojej lekkomyślności... – chociaż chciała się wtrącić, to milczała. – Wtedy z tobą... – dodał. Wokół nich panowała zupełna cisza. – Gdy musiałem skoczyć... Bałem się... Ale nie tego, że ty zginiesz. Bałem się, że ja zginę. Zaglądałem śmierci w oczy... Nie chciałem tego... Strach władał moim ciałem. Chciałem uciekać w innym kierunku. Ale nie było innego wyjścia... – zamilkł na chwilę. Jej ręka powędrowała do jego jedwabistych włosów. Delikatnie go głaskała, bardziej by uspokoić siebie. – Wtedy spojrzałem na ciebie... Byłaś jeszcze bardziej przerażona. Kręciłaś głową, oznajmiając, że nie chcesz tego robić. Że nie chcesz skakać... Że też się boisz... Coś we mnie pękło... Miałaś łzy w oczach. Nie wiem czy to z powodu dławiącego dymu, czy inaczej... Ale się bałaś. Tak jak ja. I to napełniło mnie tchórzliwą odwagą... Wtedy mimo, że się bałem to... potrafiłem skoczyć... Bez zastanawiania się... Bez myślenia... bez wiedzy, że może się to źle skończyć... – spojrzał na nią krótko.

Niespodziewanie szybko objął ją swoimi ramionami i mocno przytulił do swojego ciepłego ciała. Zamknął ją w tak mocnym uścisku, iż ledwo mogła oddychać. Zszokowana dała się wręcz miażdżyć przez chwilę. Objęła niepewnie jego szyje ręką, gdy ten zatapiał twarz w jej blond włosach. Jej szczęka drżała, nie mogąc przyswoić wypowiedzianych przez niego słów.

Była zszokowana jego nagłą uległością i delikatnością. Jego nagłą zmianą ze szkolnego chuligana, kochającego niebezpieczeństwo w wrażliwego chłopaka z uczuciami na wierzchu. Właśnie jej się zwierzył. Zwierzył z rzeczy jakie go dręczyły, kłopotów jakie przeżywał, snów jakie napełniały go strachem. Ukazał jej twarz, jaką zapewne jeszcze nikomu nie pokazał. Łagodnego, uległego i delikatnego Kristiana. Kristiana we łzach. Sama poczuła łzy, przypominając sobie tamten dzień. Tamten strach...

-To... piękne.– wydusiła z siebie. – Nie sądziłam, że mogę kogoś zmusić do czegoś, tak lekkomyślnego. – zaśmiała się nerwowo. On poszedł w ślad za nią. Pogłaskała go czule po włosach. Odciągało ją to od uczucia podduszenia. Odsunął się. Spojrzał w jej oczy. Zdawał się uspokajać przez tego typu poczynania.

-Dziękuje. – jęknął. Pogłaskał ją kciukiem po policzku. Wilgotnym policzku. Niepewnie zmniejszył odległość między nimi. Przymknął oczy. Tak delikatnie jak mógł, musnął jej wagi. Poczuła metaliczny smak krwi. Jednakże nie zamierzała przestać.

Zarzuciła ręce na jego szyje i wpiła się w jego wargi, tak jak on zrobił to tego pamiętnego dla niej dnia. Tak bardzo pragnęła odwdzięczyć mu się tą samą przyjemnością, jaką on ją obdarował. Mimo iż był słaby i obolały, to potrafił odwzajemnić pocałunek nawet z dwojaką siłą. Pieścił jej wargi, jakby robił to po raz pierwszy. Delikatnie i subtelnie, by nie odstraszyć, a zachęcić. Dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, powodując jej drżenie. Chłopak oparł się o ścianę. Dziewczyna nie odsuwała się nawet na setną część milimetra, chętna do spędzenia tej chwili jak najbliżej jego tylko mogła.

Po kilkunastu muśnięciach, powoli odsunęła się odniego. Unikał jej wzroku. Szybko oparł głowę o jej ramię. Dyszał ciężko, leczsłyszała, że się uśmiecha. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak emocje?


   

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top