Rozdział 34

Leniwa niedziela. Od dawna nie spotkało jej nic przyjemniejszego, nie licząc błogiej chwili w zaułku z Kristianem. Szykowała się na mały wypad wraz z Rose i Darą. Mimo iż obiecała Kristianowi, że będzie trzymać się od niej z daleka, to nie potrafiła spojrzeć na nią jego oczami. Dla niej była całkiem przyjemna i cieszyła się, że zaprzyjaźniła się z tą dziewczyną.

Dotarła do domu Dary, który stał się stałym punktem ich spotkań. Pokonała kilkadziesiąt stopni, rezygnując z użycia windy. Dotarła pod drzwi i kulturalnie zadzwoniła dzwonkiem. Po kilku sekundach otwarła jej sympatyczna dziewczyna. Poprowadziła ją prosto do salonu, chociaż drogę znała na pamięć. Usiadła na białej, wygodnej kanapie. W końcu Dara zjawia się w pomieszczeniu z dwoma kubkami herbaty, którą zawsze witała swoich gości. Dawn podniosła się i przywitała się z nią przyjacielskim przytuleniem, jak to miały w zwyczaju.

-Wybacz, ale Rose chyba nie dotrze na naszą niedzielną kawkę. – powiedziała lekko zasmucona szatynka.

-A coś się stało? – spytała zmartwiona o przyjaciółkę Dawn.

-Nie specjalnie. Wspominała, że wypadła jej ważna sprawa z chłopakiem i nie może się pojawić. – Dara zaśmiała się nerwowo.

-No cóż. Chyba dzisiaj będziemy miały spotkanie tylko w dwie. – Dawn uśmiechnęła się miło i zajęła miejsce obok dziewczyny.

-No właśnie. Miałam ci powiedzieć. Ostatnio... - Dara należała do osób, które wolały mówić, aniżeli słuchać. Jeżeli chodziło o Dawn była zupełnym przeciwieństwem. Była zadowolona, że nie musi zbyt często zabierać głosu i utrzymywać rozmowy. Dara zawsze miała tysiące tematów, by dalej potoczyć dialog.

Rozmowa trwała w najlepsze. Dawn przyjemnie czuła się w towarzystwie Dary. Po pewnym czasie dziewczyna musiała udać się za potrzebą, więc ta grzecznie czekała na swoim miejscu na powrót przyjaciółki. Dawn zauważyła, że na stoliku połyskiwał srebrny, otwarty laptop. Zgadła, iż Dara zostawiła go, zapominając całkowicie o urządzeniu.

Spojrzała na ekran. Wyświetlała się na nim skrzynka mailowa szatynki. Kilka wiadomości czekało na przeczytanie. Przez chwilę blondynka powstrzymywała swoją nieokiełznaną ciekawość, jednakże po pewnym czasie ta wzięła nad nią górę.

Przed jej oczami wyświetliła się prawdziwa tablica Mendelejewa. Kilkanaście nieotwartych maili. Większa część była z różnego rodzajów portali społecznościowych, jednakże na samym szczycie znajdował się jeden tajemniczy. Bez tematu, jedynie znać było adres skrzynki mailowej, z której pochodził. Zaciekawiło to Dawn.

Bez zastanowienia otworzyła rzeczony mail. Jej oczom ukazała się następująca treść:

Nareszcie skończyliśmy pracę nad prototypem nowej broni - Czarnej Krwi. Jak zwykle dostarczę ci kilka próbek. Uwaga! Jest silnie szkodliwa nie tylko dla potworów. Dla bezpieczeństwa przesyłam ci też kilka fiolek leku, gdyby coś poszło nie po twojej myśli. Proszę cię, bądź ostrożna. W razie jakichkolwiek problemów nie wahaj się pisać. Jak zwykle jestem do twojej dyspozycji. Pamiętaj... Jesteśmy w ciągłej łączności. Musze wiedzieć co się tam dzieje. Gdybyś miała jakiekolwiek informacje, błagam cię, prześlij mi je. Mail usuń po przeczytaniu. Nie mogą wiedzieć, że w jakiś sposób się z tobą komunikuje.

Mimo wszystko jesteśmy w ciągłym kontakcie.

Konstantin...

Szybko odsunęła od siebie urządzenie, wcześniej wychodząc z maila. Starała się jeszcze raz przeanalizować treść wiadomości, tyle że w głowie. Wynikało z niej, że ktoś, najprawdopodobniej naukowiec, kontaktował się z Darą. Pomagał jej. Jednakże w czym? W dodatku jeżeli posiadała ona truciznę, jak wynikało z maila, to Dawn była w ogromnym niebezpieczeństwie. Kristian przestrzegał ją przed tą dziewczyną. Mogła się go posłuchać i być bardziej ostrożną.

Zauważyła Darę, która zbliżała się w jej kierunku. Dziwny strach zawładną jej ciałem, kiedy jej wzrok zjechał na jej kieszeń w spodniach, w której chowała telefon. Przecież nie miała pojęcia o prawdziwej naturze Dawn. Jednakże blondynka czując się niekomfortowo w obecności jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, mogła działać niezgodnie ze swoimi myślami. Wolała nie narażać się Darze.

-Tak bardzo cię przepraszam. – powiedziała, wstając od stolika. Dara przyglądała jej się zdezorientowana. – Dostałam ważny telefon. Musze jak najszybciej jechać... - starała się wymyślić wiarygodną wymówkę, ale nie potrafiła. Toteż zakończyła wypowiedz miłym uśmiechem.

-Coś się stało? – spytała zmartwiona szatynka.

-Nie, no coś ty. – machnęła ręką lekceważąco. – Nic poważnego, ale muszę iść. Dokończymy spotkanie innym razem. Jeszcze raz cię przepraszam. – przytuliła ją na pożegnanie, po czym opuściła jej dom.

Popędziła w kierunku swojego miejsca zamieszkania. Imdłużej tam przebywała, w tym większym niebezpieczeństwie mogła się znajdować...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ostatnio mam mały problem... Chciałabym zmienić okładkę tej książki, by była bardziej zachęcająca, ale nie mam zupełnie żadnego pomysłu. Może wy pomożecie. 

A! I dzisiaj będzie jeszcze jeden rozdział ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top