Rozdział 3

Życie nauczyło ją, że nie warto się zadręczać, gdyż zawsze za czymś tragicznym idzie dobro i szczęście. Życie kołem się toczy. Nie miała powodów żeby zasmucać się ze stracenia mieszkania. Ze szkoły wydalona nie została, a ubrania zawsze można kupić. Żałowała jedynie, że jej wszystkie dzienniki zostały spalone. Nie ocalał nawet fragment z jakimiś zapiskami. Wzruszyła ramionami na wspomnienia, które miała tam zapisane. W końcu zrobi sobie nowe.

Nie spędziła dużo czasu w szpitalu. Wypuścili ją już z rana. Wystarczyło zrobić kilka badań i przytrzymać ją przez noc na obserwacji. Gorzej było ze znalezieniem nowego mieszkania. W jeden dzień jest to praktycznie niemożliwe, a jedyne co przy sobie miała to ubrania na sobie. Musiała napisać do starszyzny z prośbą o pomoc. Nie miała innego wyjścia. Jednakże miała... Za dużo było tego dla niej.

Przeczesała palcami krótkie, sięgające jedynie do ramion włosy. Były tak jasne, że w świetle słonecznym bardziej przywodziły na myśl puchaty śnieg. Chociaż w dotyku nie były gładkie i jedwabiste to lubiła je. Słońce jak na złość prażyło. Piekło lało się z nieba, mimo iż był dopiero początek kwietnia.

Stanęła przed czarną furtką pewnego domu. Spojrzała na adres. Zgadzał się. Na szarym słupku zauważyła kwadratowy domofon. Niepewnie przycisnęła okrągły przycisk. Po kilku sekundach usłyszała buczący dźwięk, dzięki któremu wiedziała, iż może otworzyć furtkę.

Dom wyglądał na zadbany. Zbudowany solidnie, nowoczesny wyglądem. Ogród również cieszył oko. Dominowały w nim głównie czerwone, piękne róże. Podreptała szaro-czarną kostką w stronę dużych drzwi. Zadzwoniła dzwonkiem, nie wiedząc co ma do końca zrobić.

Otworzyła jej niższa, pulchna kobieta o włosach prostych, czarnych i sięgających mniej więcej ramienia. Gdy podniosła wzrok na wyższą dziewczynę, jej czarne oprawki delikatnie osunęły się na nosie. Uśmiechnęła się promiennie w jej kierunku i wytarła dłonie w ścierkę, którą trzymała.

-Witam. – rzekła z szerokim uśmiechem. Zaprosiła ją do środka gestem ręki.

-Dzień dobry. – ukłoniła się delikatnie, będąc już w środku. – Nazywam się Dawn White. Jestem tutaj w sprawie ogłoszenia.

-Proszę wejdź dalej. Może herbaty? – kobieta wyminęła ją i skierowała się do dalszej części domu. Ta niepewnie posunęła nogami, idąc za nią i przy okazji pożerając wzrokiem wnętrze.

To było jak dom jej marzeń. Ogromny salon utrzymany w jasnych kremowo-białych kolorach z jeszcze większą kanapą, kominkiem i plazmą na szklanym stoliku. Ława na kawę postawiona na puszystym dywanie. Całość połączona z dużą jadalnią i osobnym przejściem do kuchni, która nader wszystko była niezwykle nowoczesna.

Przez chwile błądziła jak zahipnotyzowana, obserwując każdy najmniejszy kawałek salonu. Została wytrącona z tego stanu poprzez kobietę, która przyszła do niego z tacą. Spoczywały na niej dwie filiżanki herbaty. Uśmiechnąwszy się nieśmiało, zajęła miejsce na obszernej kanapie obok kobiety. Widok za oknem był jeszcze bardziej oszałamiający. Mieli własny basen z leżakami i dużymi parasolami. Właśnie chyba znalazła niebo.

-Wiec w jakiej sprawię się tutaj znalazłaś? – spytała kobieta, wsypując dwie łyżeczki cukru do swojej filiżanki.

-Przeczytałam w gazecie ogłoszenie odnośnie wynajmu pokoju. – wzięła z tacy drugą filiżankę.

-Nie widzę żadnego problemu.

-Niestety, ale ja widzę. – kobieta zdziwiła się nieco, ściągając delikatnie brwi. – Widzi pani nie mam obecnie pieniędzy, dlatego nie mogę jak na razie zapłacić.

-Coś się stało? – zainteresowała się.

-Widzi pani... Cały mój dobytek został spalony. Mój mieszkanie poszło z dymem biorąc pod uwagę również ubrania, rzeczy osobiste no i przede wszystkim pieniądze. – rzekła lekko speszona.

-Jak dla mnie to nie jest wielki problem. A wprowadzić możesz się nawet od zaraz. – kobieta wydawała się naprawdę miła.

-W ramach wdzięczności, może na początku będę pomagała we wszelakich pracach domowych, by jakoś się zrekompensować? – spytała, nie będąc pewna.

-Nie musisz, ale jeżeli aż tak bardzo tego pragniesz. – dopiła swoją herbatę. – A tak na początek. Nazywam się Zaura Kostov. – podała jej rękę, którą mile uścisnęła. – Oprócz mnie w tym domu mieszka jeszcze kilka osób. Moi synowie oraz córka. Na pewno się polubicie. – ich rozmowę przerwało potężne trzaśnięcie drzwiami.

Od razu ich oczy skierowały się do wejścia. Do salonu wszedł chudy chłopak, na oko mający jakieś siedemnaście lat. Jego czarne kosmyki schludnie ułożone, połyskiwały w słonecznym świetle. Miał na sobie biały, cienki golf, chociaż sam widok bluzki z długim rękawem był dla niej dość dziwny, gdyż na dworze była wysoka temperatura. Zlustrował spojrzeniem dziewczynę siedzącą obok jego matki, po czym posłał rodzicielce zniesmaczone spojrzenie.

-Kto to? – spytał oschle, wskazując głową na dziewczynę. Zdziwiła ją jego bezpośredniość.

-Kristian. Bądź milszy. Ta przemiła dziewczyna od dzisiaj będzie z nami mieszkać. Wynajęłam jej pokój. – wyjaśniła spokojnie. Jeszcze raz zmierzył ją wzrokiem.

-Masz na myśli TEN pokój? – jego ton głosu taki oziębły powodował gęsią skórkę na jej rękach.

-Kristian zachowuj się. – uniosła się, patrząc jak syn idzie w kierunku kuchni.

-Po prostu nie jestem pozytywnie nastawiony do obcych osób w moim domu. – krzyknął z kuchni.

-Póki co ten dom należy do mnie, a ty jesteś na moim utrzymaniu. Więc jeżeli nie chcesz wylądować na bruku to zachowuj się grzecznie wobec nowej współlokatorki. – wyszedł z kuchni. Pijąc ze szklanki wodę gazowaną, przyglądał się dziewczynie. Ich spojrzenia spotkały się. Jego brązowe oczy nie wyrażały specjalnych emocji. Ona czuła jak jej serce łomocze. Nie chciała mieć złych kontaktów z osobami, u których miała jak na razie zamieszkać.

-Nie mam nic przeciwko temu, żeby pójść do hotelu. – wzruszył beznamiętnie ramionami. Skierował się na schody.

-Kristian! – krzyknęła za nim kobieta, podnosząc się z kanapy. Ten jedynie machnął ręką, wspinając się po stopniach na wyższe piętro. Kobieta oparła pięści na biodrach, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Musisz mu wybaczyć. – zwróciła się do dziewczyny, która kończyła swoją herbatę. – Jest prawie dorosły, a już myśli, że wolno mu wszystko. – spojrzała krótko na schody, na których znikł.

-Może ma jakieś problemy z dziewczyną? – mruknęła bardziej do siebie.

-Wątpię, kochanie. Po prostu nie lubi, jak ktoś mu rozkazuje. Pyskaty gówniarz. Może oprowadzić cię po domu? – spytała z miłym uśmiechem, jakby wymazując poprzednie zajście.

-Z przyjemnością. – odpowiedziała. Nim jednak wybrały się na wycieczkę poznawczą, odniosła do kuchni tace z filiżankami i pozmywała je. Wolała uchodzić za grzeczną dziewczynkę.

Dom był duży, jak dla niej. Dwa piętra, jednakże niesamowicie rozległe. Nie starała się zapamiętać ile ma sypialni, ile łazienek, ani innych nieprzydatnych szczegółów. Starała się zwrócić swoją uwagę na ich układ, by przez przypadek nie wejść do pokoju innego domownika. Spaliłaby się wtedy ze wstydu.

Na samym końcu kobieta odprowadziła ją do jej pokoju. Zostawiła ją, aby mogła zapoznać się z nowymi rzeczami.

Pokój nie był duży. Biała szafa na ubrania od razu po lewej stronie od wejścia, zaraz za nią jednoosobowe łóżko z pojemnymi szafkami pod nim. Okna naprzeciwko wejścia. Jakieś biurko, szafki z książkami i półki na bibeloty. Niewielki, ale przytulny.

Usiadła na łóżku. Miękki materac. Poskakała po nim delikatnie. Wyjrzała przez okno. Widok na ogród za domem z basenem. Gdyby miała strój kąpielowy już leżałaby na leżaku opalając się, nawet nie zwracając uwagi na to, że promienie ją osłabiają.

Zaczęła zastanawiać się co robić. Nie miała zbyt wiele do roboty w obecnym czasie. Nie posiadała telefonu, by móc pobuszować w Internecie. Nie miała swojego dziennika, w którym mogła zapisać miłe wspomnienia i przeżycia. Nie posiadała nic. Rozłożyła się na łóżku i wbiła wzrok w biały sufit. Zostały jej jedynie własne myśli...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Uwaga!!!!: Rozdział posiadał równe 1170 słów. Pragnę was ostrzec, że w tej książce rozdziały mogą dochodzić nawet do 1600 słów, co oznacza, iż będą długie. Tak na przyszłość ;)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top