Rozdział 21

Wstąpiły do zapomnianej dzielnicy. Ani żywej duszy. Mimo wszystko nim weszły do opuszczonego na pierwszy rzut oka budynku, Dawn rozejrzała się w około, chcąc się upewnić, że nikogo nie ma. Do jej uszu nie dotarł najcichszy dźwięk, oprócz siarczystych kropel deszczu, obijających się o asfalt.

Weszły do budynku. Ira już ledwo dyszała. Jej zielona kurtka była całkowicie przemoczona. Z jej włosów spływały małe krople wody. Dawn widziała, że dziewczyna ledwo posuwa nogami. Coś, co dla niej było krótkim spacerkiem, dla Iry było wręcz drogą krzyżową. W końcu jednak po dłuższym czasie dotarły do upragnionego pokoju, gdzie powinien znajdować się Daniel.

Otworzyła drzwi. Mężczyzna wciąż znajdował się w pomieszczeniu. Wpatrzony w krajobraz za oknem, przysłuchiwał się kroplom deszczu, które z hukiem obijały się o szyby okien. Gdy tylko usłyszał delikatny trzask oznajmiający otwarcie drzwi, odwrócił się. Dziewczyny spojrzały na niego, jakby z prośbą kryjącą się w oczach, a przynajmniej Dawn.

Od razu podbiegł do nich i wziął Irę na ręce. Położył ją pod ścianą, gdzie mogła odpocząć. Dawn rozejrzała się po pokoju. W jednym jego kącie dojrzała Kristiana, który głowę opierając o ścianę, cicho pochrapywał. Przykryty był kurtką Daniela. Nie obudził się.

-Co się do cholery stało?! – wrzasnął Daniel, co spowodowało mocne drgnięcie Kristiana.

Chłopak wręcz podskoczył. Uniósł powieki i zaczął rozglądać się chaotycznie po całym pokoju. Jego rozespane oczy zablokowały się na Irze, która łapiąc pojedyncze oddechy, starała się opanować drżenie jej ciała. Kristian poderwał się z ziemi i podbiegł do dziewczyny, nie zważając na Dawn, którą potrącił po drodze.

-Ira, co się stało? – spytał troskliwie, będąc już obok dziewczyny.

-Nie panikuj. Mnie się nic nie stało. – uśmiechnęła się słabo.

-No właśnie widzę. – przytaknął, mówiąc sarkastycznym tonem. Pogładził ją po siwej ręce.

-Wy się znacie? – spytała zaciekawiona Dawn, podchodząc bliżej trojki. Kristian spojrzał na nią lekko niezadowolony. Zdziwiła się. Raczej nikt spoza okręgu naczelnych nie mógł skontaktować się bezpośrednio z głowami, nie wspominając o większej znajomości. Nie wiedziała kim była Ira, ale skoro osobiście znała Kristiana i Daniela, nie mogła być tylko zwykłym pachołkiem, czy posłańcem.

-To nie ma teraz znaczenia. – warknął. – Co się stało? – powtórzył pytanie w kierunku ciemnowłosej.

-Napadli nas. – zaczęła po przełknięciu śliny. – Łowcy... Znaleźli naszą lokalizację... Zaatakowali nas w momencie narady... Zabili wszystkich... - Dawn zauważyła jak Kristian niespokojnie spiął wszystkie mięśnie. Jego dłoń zacisnęła się w pięść. – To była istna masakra... Mieli pistolety z tłumikami... Wpadli... Wystrzelali... I wyszli, jak gdyby nigdy nic...

-Musieli mieć naboje z lawendą. – mruknął Daniel bardziej do siebie.

-Mieli. Ale gdy im się skończyli przeszli do bardziej starszych taktyk... Mieli świece dymne o tym parszywym zapachu... Dusiliśmy się... Nie byliśmy w stanie się bronić. Pociachali nas jak szynkę...

-Misha... -jęknął cicho Kristian, co Dawn ledwo usłyszała.

-Właśnie! – wrzasnęła nagle Ira. Złapała Kristiana za kołnierz białej koszuli. Potrząsnęła. – Misha! Uprowadzili go! – Kristian zdawał się nieobecny. Wpatrywał się tępo w załzawione oczy Iry z lekko rozwartymi ustami. Nagle wszystko zaczęło mu się zamazywać. Szok wstrząsnął nim na tyle, że nie był w stanie się poruszyć, a tym bardziej wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa. Dawn uklękła obok niego. Delikatnie nim potrząsnęła. Pomachała ręką przed oczami. Ten wciąż jak zahipnotyzowany wpatrywał się w poobijaną twarz ciemnowłosej.

Wtem zacisnął mocno zęby. Poderwał się do góry. Gwałtownie szarpnął ręką za kołnierz swojej koszuli. Kilka górnych guzików oderwało się od białego materiału, upadło na ziemię i poturlało się w różnych kierunkach. Szybkim krokiem podszedł do okna. Dawn zauważyła, że jego pazury niebezpiecznie się powiększyły wraz z kłami. Daniel wyprostował się gwałtownie, jak porażony prądem. Wiedział, co jego brat zamierza zrobić.

Nim Kristian zdołał przemienić się w małe zwierzątko, Daniel doskoczył do niego i blokując mu głowę, poprzez przytknięcie ręki do jego szyi, przygwoździł go do ściany. Chłopak obnażył kły i zasyczał przeraźliwie. Jego oczy zaświeciły krwistą czerwienią.

-Nigdzie nie lecisz. – powiedział Daniel stanowczym tonem, nie znoszącym sprzeciwu. – Rozumiesz?! – wycedził przez zęby. Zacisnął mocniej palce na jego szyi. Nie zważał na ranę, która potęgowała ból.

-Pierdol się. – warknął.

Zasyczał po raz kolejny. Machnął gwałtownie ręką. Jego pazury przecięły bluzę mężczyzny na ramieniu zostawiając na skórze trzy proste linie w rożnych długościach. Powoli zaczęła z nich sączyć się krew. Mężczyzna nie pozostawał dłużny chłopakowi. Zacisnął dłoń w pięść i częścią swojej maksymalnej siły uderzył go prosto w nos.

Świat chłopaka zawirował. Zamknął oczy, chcąc okiełznać ból rozpływający się po jego czaszce. Od ciosu brata jego głowa odbiła się od ściany, powodując dodatkowe cierpienie. Daniel puścił brata, który osunął się w dół po ścianie. Chwycił się za nos, mocno przymykając powieki.

-Bez dyskusji. – rzucił chłodno Daniel, patrząc na brata z góry. Dawn razem z Irą patrzyły zszokowane to na Daniela, to na Kristiana. Nie ukrywały, że były zaskoczone zachowaniem braci. Mężczyzna odwrócił się w ich kierunku. – Wy też tu zostajecie. Dawn. Dasz rade się nimi zająć i przypilnować? – spytał już nieco bardziej łagodnie. Zdobyła się jedynie na energiczne przytaknięcie głową. Uśmiechnął się miło, po czym w mgnieniu oka opuścił pokój.

Zdezorientowana dziewczyna została sama z dwójką osób w pokoju. Kristian, któremu wciąż kręciło się w głowie starał się wstać, jednakże upadł z głuchym łoskotem z powrotem na ziemię. Ira trzęsąc się z zimna, wpatrywała się w chłopaka, jakby chcąc mu coś przekazać. Dawn nie zastanawiała się długo. Gdy tylko Maria przyszła do pokoju, by skontrolować co się dzieje, (zapewne przysłana jako straż przez Daniela) zdjęła swoją bluzę i okryła nią marznącą dziewczynę. Ta podziękowała jej serdecznym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem spod wachlarza czarnych, długich rzęs.

Przeszła na drugi koniec pokoju i zabrała kurtkę Daniela, pod którą wcześniej spał Kristian. Podeszła do chłopaka.

-Co za chuj. – warknął cicho Kristian, kiedy dziewczyna kucnęła naprzeciwko niego.

-Nie mów tak. – poprosiła. Otrzepawszy kurtkę z kurzu, przykryła nią ramiona chłopaka, który grzecznie na to pozwolił, na chwilę odsuwając się od ściany.

-A jak mam inaczej?! – przygryzł zęby, by nieprzyzwoite słowa nie uciekły niechciane z jego ust.

-Grzeczniej. – zwróciła uwagę. Spojrzała na niego. Błądził nieobecnie wzrokiem po podłodze, jakby poszukując jakiegoś pomysłu. Nie kwapił się do rozmowy. Nie zamierzała go zmuszać. Podniosła się z klęczek. Podeszła do dziewczyn. Ira uśmiechnęła się życzliwie, gdy ta klęknęła obok niej. Maria ukradkiem spojrzała na Kristiana.

-Nie miej mu za złe. – powiedziała cicho szatynka. Dawn spojrzała na nią zdezorientowana. – Ma taki charakter. Musisz czasami dać na luz i przeczekać jego humorki.

-Nie mam mu nic za złe. Akceptuje to jaki jest. – odpowiedziała szybko, wyjaśniając po krótce ich chłodne relacje.

-Czasami wpada na szalone pomysły, ale Daniel niejednokrotnie już go powstrzymywał. – Maria uśmiechnęła się miło, spoglądając na chłopaka, który wciąż siedział pod ścianą, pogrążony we własnych myślach na tyle mocno, by nie przywiązywać uwagi do ich cichej rozmowy.

-Tym razem ledwo co go powstrzymał. – zwróciła uwagę Dawn. – Gdyby spóźnił się o ułamek sekundy...

-Nic by mu się nie stało. – pokręciła głową Ira.

-Ja jestem innego zdania. – usłyszały cichy szmer.

Zaraz potem stłuczenie szkła. Szybko obejrzały się za siebie. Kristian stał przy oknie. Z jego zaciśniętej pięści sączyła się krew. We framudze okna pozostało tylko kilka fragmentów szkła. Reszta rozsypała się po podłodze. Spojrzał na nie jakby przepraszająco. W ułamku sekundy zniknął, pochłonięty przez czarną noc.

Dziewczyny szybko podbiegły w kierunku okna. Wyjrzały za nie. Trzeba było niesamowicieskupić swój wzrok, by zauważyć maleńki czarny kształt na tle ciemnego miasta.Dawn przeklęła pod nosem dość siarczyście. Nie czekała na żadne polecenie, anikomentarz ze strony Mari i Iry. Wzbiła się w powietrze, póki jeszcze mogłazauważyć smagnięcia jego skrzydeł w tej nocy.    

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeśli ktoś chce poczytać co u mnie:

Dotknął mnie kompleks niższości... Czuje się totalnie bezużyteczna i zaczynam myśleć, że moje opowiadanie nie jest ani wysokich, a ni nawet średnich lotów. Patrząc na te inne opowiadania o Kristianie, to aż pragnę schować się z moim pod łóżko. Tamte dochodzą do wyświetleń ponad 20 tysięcy!!!!! Marzenia żeby moje doszły chociaż do 5, albo 8 tysięcy... Jeśli macie czas ( i jeśli jeszcze to ktoś czyta - to kolejne marzenie) to możecie mnie jakoś pocieszyć. Każda gwiazdka, ( a przede wszystkim ) komentarz niesamowicie motywuje mnie do dalszego pisania, bo wiem, że nie robię tego tylko dla siebie, ale i komuś innemu się to podoba ;)

A jeżeli jeszcze ktoś nie skończył czytać: Możecie dać mi znać, czy chcecie, aby przy każdym rozdziale znajdowało się jakieś zdjęcie Kristiana. Już sama nie wiem czy je dodawać czy nie.... Miłego poniedziałkowego wieczorku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top