Rozdział 7
Sala wykładowcza była ogromna. Już kilka osób zebrało się na niższych i wyższych ławkach. Do jej pierwszego wykładu zostało jakieś piętnaście minut. Wolała być punktualnie. Rozejrzała się po całej sali. Zatrzymała się na burzy czarnych włosów. Przetarła oczy. Nie śniło jej się. Kristian siedział spokojnie, obracając długopisem w palcach. Zdawał się być skupionym na tym, co robił.
Oderwał swój wzrok, gdy długopis wypadł mu z dłoni. Podniósł go. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Nie wyglądał na zadowolonego. Zmrużył na nią złowrogo oczy. Wyprostował się. Odwróciła swój wzrok. Zeszła kilka stopni niżej. Nie wiedziała, że chodził na ten sam kierunek.
Zajęła miejsce kilka stopni niżej od niego, mając nadzieję, że nie zwróci na nią swojej uwagi. Miała do niego kilka pytań, jednakże nie posiadała odwagi, widząc jego brązowe oczy wpatrzone w nią z taką oziębłością. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie będzie dla niego miłą dziewczynką, jeżeli on będzie dla niej chamski. Coś za coś.
Nie minęło kilka minut, gdy po wyjęciu podręczników, dosiadła się do niej jakaś dziewczyna. Szatynka. Długie włosy opadały jej praktycznie do nóg, gdy siedziała. Miała je przykryte pod grubą, wełnianą, czarną czapką. Położyła zeszyt i długopis na blacie, po czym odwróciła się w kierunku Dawn. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd równych zębów. Słodkie dołeczki zaznaczyły się na jej policzkach. Wyciągnęła w jej kierunku dłoń.
-Cześć. Jestem Rose. Miło mi cię poznać. – powiedziała z niesamowitym entuzjazmem. Blondynka wpatrywała się w nią tępo, poruszając bezgłośnie wargami przez chwilę, starając się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
-Jestem Dawn. Ciebie również miło poznać. – rzekła po chwili, ujmując jej dłoń i szeroko się uśmiechając.
-Nie widziałam cię tutaj wcześniej. Jesteś nowa? – Dawn westchnęła cicho.
-Tak. Wiem, że to trochę dziwne, iż zaczynam dopiero od drugiego semestru, ale musiałam się przeprowadzić w nagłych okolicznościach. – wymyśliła na szybko.
-Też jesteś studentką pierwszego roku? – spytała. Jej pytanie lekko zdziwiło Dawn. Jakby zupełnie zapomniała o innym pytaniu, które przed chwilą zadała. Blondynce zdawało się, że jej entuzjazm był zaraźliwy.
-Z tego co widać. – wzruszyła lekko ramionami. – Wybacz, ale... My się nie znamy. Dlaczego się do mnie dosiadłaś? Wokół jest mnóstwo wolnych miejsc. – rozejrzała się szybko, po całej sali.
Korzystając z okazji, zerknęła na Kristiana. Zdawał się być całkowicie pochłonięty poprzez kręcenie długopisem na palcu, co według niej wychodziło mu całkiem nieźle. Na kilka sekund ich spojrzenia się skrzyżowały. Zauważyła w jego brązowych oczach, krótki błysk, oznajmiający nie tylko złość. Mieszanka uczuć. Chłopak szybko odwrócił wzrok, wbijając go w pierwszy lepszy punkt za oknem. Powróciła do dziewczyny.
-Owszem w koło jest wiele wolnych miejsc, jednakże jestem osobą towarzyską i lubię zawierać nowe przyjaźnie. Mam nadzieję, że cię tym nie uraziłam. – nagle jej twarz wykrzywiła się w smutnym wyrazie.
-Ależ nie! – Dawn machnęła gwałtownie rękami. – Jesteś bardzo pozytywna. I... w sumie to cieszę się, że kogoś poznałam. – uśmiechnęła się tak miło, jak tylko potrafiła. Podziałało i dziewczyna od razu powróciła do wyśmienicie pozytywnego humoru.
-Widziałaś go? – spytała wskazując głową za siebie. Dawn zdziwiła się. Obejrzała. Za ich plecami siedziało już co najmniej pięciu różnych chłopaków, a w tym Kristian.
-Ale kogo? – spytała, lustrując wzrokiem każdego po kolei.
-Tego w czarnych włosach. – to utwierdziło ją w przekonaniu, iż chodzi o Kostova.
-Tak. – odparła przeciągle, nie będąc pewną, czy powiedzieć jej o swoich relacjach z chłopakiem.
-Ładny, nie? – spytała się. Dyskretnie spojrzała na Kristiana. Zamurowało ją. Nigdy nie patrzyła w ten sposób na jakiegokolwiek nastolatka, a już na pewno nie spojrzałaby tak na TEGO chłopaka.
-Tak. Jest całkiem niezły. – przytaknęła, mając nadzieje, że nowo poznana dziewczyna nie wyczuje w jej głosie sztuczności.
-Inaczej go zapamiętałam. – rzekła, wpatrując się w niego rozmarzonym wzrokiem. Zaciekawiło to Dawn. Postanowiła wciąż prowadzić rozmowę na jego temat.
-Inaczej to znaczy jak? – spytała, wyrywając ją z zadumy.
-Znałam go, jak był jeszcze małym berbeciem. W skrócie mogłabym nawet przysiąc, że wyrośnie na geja. A tu proszę. Mogę się założyć, że ma dziewczynę, a jeśli nie to wiele się za nim ugania. Przystojniaczek z niego. – oparła podbródek na ręce, wciąż wpatrując się w chłopaka, który całą swoją uwagę skupił na okręcaniu długopisu wokół kciuka. Dawn poczuła, jak jej śniadanie właśnie zatacza fikołki w jej żołądku.
-Faktycznie nie jest zły, ale nie wygląda na przyjaznego.
-Niby dlaczego?
-Mam jakieś takie przeczucie. – wzruszyła ramionami.
-A może po prostu ci się podoba? – szturchnęła ją znacząco łokciem z chytrym uśmieszkiem. Dawn poczuła jak rumieńce barwią jej policzki.
-Wiesz. Jak na razie nie szukam chłopaka. – uśmiechnęła się do niej ciepło.
Sala powoli zapełniała się studentami, a one żwawo rozmawiały, wymieniając się informacjami na ich temat. W końcu musiały przerwać ze względu na rozpoczynający się wykład. Rose uszanowała zdanie Dawn i nie rozmawiała z nią podczas niego. Blondynka chciała skupić się w tym roku na nauce, chcąc wreszcie coś osiągnąć w ludzkim świecie. Już tyle czasu wstrzymywała się od rozpoczęcia studiów. Poza tym miała jeszcze mnóstwo czasu na spełnienie swoich innych ludzkim marzeń...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top