Rozdział 46

Ich rozmowa została przerwana. Drzwi do pokoju otwarły się z mocnym hukiem. Przez nie wpadła brązowowłosa dziewczyna, która następnie z trzaskiem zatrzasnęła je za sobą. Oparła się o nie, jakby chciała je zabarykadować. Dawn od razu rozpoznała w kształtnej dziewczynie Darę. Nie wiedziała czy uciekać, czy rzucić się na nią z pazurami. Szatynka spojrzała na parę siedzącą na łóżku.

-Kristian. – wręcz krzyknęła. – Idą tu. Musicie stąd spadać. – chłopak widocznie przejął się jej słowami, gdyż poderwał się na nogi. Zachwiał się krótko, co nie umknęło uwadze Dawn.

-Cholera. – przeklął. Widać, że inne słowa cisnęły mu się na usta, ale powstrzymał się w obecności kobiet. Spojrzał na Dawn. Bez zawahania odgarnął koc na bok i wziął dziewczynę na ręce, ignorując ból w lewej ręce.

-Co ty robisz? – wrzasnęła. Chłopak popędził wprost na białą ścianę. Stanął przed nią. Nacisnął jej cześć. Ku jej zdziwieniu prawie cała odsunęła się, ukazując długi korytarz.

-Uciekam. A ty ze mną. – rzucił ostatnie spojrzenie na Darę, która przytrzymywała drzwi. Wymienili uśmiechy.

Przekroczył próg. Drzwi zasunęły się tuż za nim. Puścił się biegiem. Spieszyło mu się. Ona rozglądała się po korytarzu. Wyglądał zupełnie inaczej niż te, którymi poruszała się dotychczas. Na myśl przywodził jej biuro lub potężnie rozrośniętą firmę.

-Puść mnie. – zażądała Dawn, lekko klepiąc go po klace.

-Nie ma mowy. – powiedział dobitnie.

-Dlaczego?

-Bo nas tylko spowolnisz. Ledwo stoisz na nogach.

-A skąd ty to wiesz? Nie dałeś mi nawet postawić nóg na podłodze.

-Widzę po twojej ranie. Sam pamiętam, jak po uratowaniu ciebie cierpiałem. Mimo iż ja zraniłem się w szyję, to także ledwo stałem, czując jak cały czas kręci mi się w głowie.

-Bardziej cię spowalniam teraz. Twoja rana krwawi. Sprawia ci to ból.

-Skończ już z tym dobra. Już jesteśmy. – wedle jej wcześniejszej prośby postawił ją na podłodze, ale w windzie, po czym nacisnął przycisk najniższego piętra. Oparł się ciężko o ścianę. Ścisnął rękę, jakby chcąc scalić rozerwane mięśnie.

-Co zamierzasz teraz zrobić? – spytała dziewczyna, powoli czując jak siły ją opuszczają. Chłopak miał racje. Tylko by go spowolniała.

-Uciec stąd. Jeżeli złapią cię razem ze mną to obydwoje będziemy mieć przesrane.

-Inaczej się wyrażę. JAK zamierzasz stąd uciec?

-Jedziemy do podziemnego garażu. – wskazał na panel z guzikami, oznaczającymi konkretne piętra. – Tam mam motocykl. Spieprzymy stąd jak najdalej.

-Gdzie? Centrala już nie istnieje! A nawet jeżeli to Łowcy doskonale wiedzą, gdzie się znajduje. Nie mamy miejsca, do którego moglibyśmy spokojnie uciec.

-W Moskwie funkcjonuje nie jeden hotel. Moglibyśmy wykorzystać któryś. – uśmiechnął się cwaniacko. Dziewczyna jedynie pomrugała nieprzytomnie powiekami, milcząc w odpowiedzi.

-A co... z resztą? – zwiesiła smętnie głowę. Chłopak westchnął ciężko.

-A co ma być? Podkreślam to po raz kolejny. Dopóki będę przekonywać Łowców, że posiadają ważne informacje to nie położą na nich brudnych łapsk. Ale nawet ja nie mogę kłamać w nieskończoność. W końcu połapią się o co chodzi. Więc musimy coś zrobić. A mówiąc „coś", mam na myśli wyciągnięcie ich z tego piekła.

-Masz jakiś plan? – spojrzał na nią wymownie.

-Wiem, że przed wyjawieniem ci mojego „sekretu" byłem chamski i wredny, ale spontanicznie działałem nawet za dzieciaka. – wreszcie rozbrzmiał krótki pisk, oznajmiający koniec podróży. Wyszli powolnym krokiem z windy. Kristian rozglądał się uważnie przy każdym kroku. Po paru metrach chłopak musiał podtrzymać Dawn, gdyż nie była w stanie pokonywać kolejnej drogi. Posadził ją na motocyklu. Podał kask. Przyglądnęła się mu.

-A twój? – spytała, z niechęcią obracając przedmiotem w dłoniach.

-Wolę dbać o twoje bezpieczeństwo. Z tobą jest gorzej. – posłuchała. Nie miała siły, by się kłócić. Gdy tylko usłyszała warkot silnika, z całych sił oplotła ciało Kristiana ramionami. I tak czuła, że to nie wszystko na co ją stać, jednakże jakoś musiała utrzymywać się na motorze.

Po kilku minutach Kristian zaparkował. Poczuła to, ale oczy powoli przymykały jej się ze zmęczenia. Chłopak poruszył się, oznajmiając, że chce zejść z maszyny. Odsunęła się od niego. Pomógł jej zejść. Obejrzał jej ubrania. Koszulkę miała porwaną w miejscu, gdzie zadał jej cios, a w dziurze widniała czerwona plama na bandażu. Kristian bez zawahania zdjął swoja kurtkę i owinął nią dziewczynę, zasłaniając przy okazji nie do końca obejrzaną ranę.

-Gdy tak się pokarzemy, od razu mogą mnie posądzić o jakieś pobicie, albo porwanie. – przytaknęła. Dała się pociągnąć w kierunku wejścia do hotelu. Podeszli do recepcji. Kristian załatwił wszelkie formalności.

Po krótkich kilku minutach odebrali kluczyki i skierowali się do windy. Dawn nie umknął wzrok recepcjonistki, która przypatrywała jej się podejrzliwie. Zignorowała to jednak, chcąc jak najszybciej dostać się do wygodnego łóżka. Była na tyle oszołomiona, że nie zauważyła nawet kiedy pokonała całą drogę do pokoju.

Kristian zamknął drzwi na klucz. Zdjął jej kurtkę i powiesił na pobliskim wejściu wieszaku. Dziewczyna zachwiała się krótko, po czym oparła się o ścianę, starając się ukryć swoje słabości. Kristian wlepił w nią zmartwione spojrzenie.

-Dojdziesz sama do łóżka, czy mam ci pomóc? – spytał bardziej retorycznie. Przytaknęła słabo, jakby w ogóle nie zrozumiała przekazu wypowiedzi.

Odepchnęła się od ściany i chwiejnym krokiem skierowała się w głąb apartamentu. Nawet nie zwracała uwagi na kolor ścian, czy umeblowanie. Pragnęła znaleźć się w miękkim, ciepłym łóżku i zatopić się w puszystej pościeli. Po pokonaniu paru kroków, jej oczom ukazało się upragnione posłanie. Nie czekając, położyła się i opatuliła kołdrą. Czuła kłujący ból po lewej stronie biodra. Nie zamierzała jednak teraz zamartwiać się swoimi ranami. Chciała zamknąć oczy i zasnąć, wiedząc, że znajduje się w bezpiecznym miejscu.

Po kilku minutach gdy już prawie traciła świadomość, Kristian przysiadł się na krańcu łóżka. Pogładził ją po tali przez grubą warstwę okrycia. Uśmiechnął się troskliwie.

-Przepraszam. – wyszeptał. To było dla niej jak najgłośniejszy budzik. Uczucie zmęczenia odleciało gdzieś na drugi plan.

-Przestań. – wygrzebała rękę spod puszystej kołdry i delikatnie go nią szturchnęła. – To był wypadek. Sama się napatoczyłam. Myślisz, że i ja chciałam cię zranić podczas akcji, gdy ratowałeś mnie z pożaru? Nie miałam najmniejszej ochoty. A teraz jestem już bezpieczna. Potrzebuje tylko wyleżeć i wypocząć. Jutro wszystko powinno wrócić do normy.

-Nie jestem Danielem. Nie potrafię dokładnie opatrzeć twojej rany.

-Ale jesteś Kristianem. Osobą, która wyciągnęła mnie z piekła. Myślę, że mogę przymknąć oko na inne rzeczy. – puściła w jego kierunku „oczko", co odebrał z cichym śmiechem. Pogładził ją po blond włosach.

-Jeśli chcesz zrobię ci herbaty. – obejrzał się na zegar.

-Czy ja w twoim głosie wyczuwam, że masz zamiar dodać specjalny składnik, czy tylko mi się zdaje? – w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął. – Z chęcią wypije coś z krwią. Jestem trochę głodna. – chłopak jak na rozkaz wstał i wyszedł z pomieszczenia, kierując się do prowizorycznej kuchni. Doskonale widziała wszystko co robi. Sama sięgnęła po pilot od telewizora. Włączyła pierwszy lepszy kanał.

Jej myśli wciąż krążyły wokoło jednego tematu. Blood Moon. Święte miasto wampirów. Jeżeli łowcy mieli na nie chrapkę, oznaczało to ogromną wojnę. Może i Starszyzna nie pozwala na jakąkolwiek ingerencję w świat ludzki, ale nawet oni nie pozwolą się wodzić za nos. Nie mogą doprowadzić do zagłady ich populacji. Już i tak było ich mało na obecnym świecie. Musiała coś wymyśleć. Ojciec Kristiana starał się ciągnąć swoje badania, ale nie mogło to trwać w nieskończoność. A więc musieli uwolnić i jego. Do tej pory (od zaledwie kilku godzin) nie wpadła na żaden błyskotliwy pomysł, który pomógłby jej w uwolnieniu jej przyjaciół. Kristian wmówił Łowcom jakąś bajeczkę o tym, że uciekła. Ale jak długo potrwa nim się zorientują, że to kłamstwo?

Mogłaby przypuścić atak na siedzibę Łowców. Zebrać grupę odważnych wampirów, którzy pomogli by jej w najeździe. Ale nie mogła tego zrobić. Akcja groziła śmiertelnymi ofiarami, a obcowanie ze śmiercią wolała zostawić na podeszły wiek. Została więc sama pośród żałosnych refleksji i myśli, które powoli rysowały czarniejsze scenariusze.

Wreszcie wrócił Kristian z rzeczoną herbatą. Podał dziewczynie kubek. Ta podparła się na łokciach i oparła o zagłówek łóżka, układając się w wygodnej, półsiedzącej pozycji. Wzięła do rąk kubek, nagrzany od gorącego napoju. Jej zapach pobudził jej apetyt. Chłopak z podobnym napojem ułożył się po drugiej stronie łóżka. Objął dziewczynę ramieniem i skupił się na durnym reality show, w którym właśnie dwie blondynki walczyły o różnego rodzaju kosmetyki.

-Dlaczego kazałeś mi trzymać się z daleko od Dary? - spytała, wiedząc, że przerwie przyjemną ciszę. Chłopak jednak nie spoważniał. Zaśmiał się, po czym chwilowo zastanowił nad odpowiedzią.

-Bałem się, że wykryjesz nas spisek. Że odkryjesz moją tajemnicę. Nie jesteś głupim dzieckiem. Daniela i Marię mogłem mieć na oku, tak samo jak Mishę czy Irę. Wiedzieli o tym, że Dara była moją dziewczyną. Ale żadnemu nie powiedziałem, że jest Łowcą. Dlatego za każdym razem gdy widzieli mnie z nią na mieście, nie zareagowali by nerwowo. A oprócz tego bałem się także, że Dara zacznie być w stosunku co do ciebie podejrzliwa i wpędzi cię w jakieś kłopoty. Sama widziałaś po tym torze wyścigowym. Ona lubi adrenalinę. Lubi niebezpieczeństwo. Ale tym samym lubi też wciągać w nie innych. Nie chciałem, żeby ci się coś stało.

-I dlatego kazałeś mi trzymać się od niej z daleka?

-Gdybym mocniej pomyślał, zapewne wpadłbym jeszcze na kilka innych powodów. – uśmiechnął się słodko.

-Ufasz jej? – spytała dojść podejrzliwie.

-Oczywiście. Od samego początku wiedziała, że jestem wampirem. W zasadzie... to tak się poznaliśmy. Mała sprzeczka. Ale doszła do wniosku, że wampiry nie są tak złe i krwiożercze jak opisują nas w podręcznikach. Co ja plotę? Przez takich idiotów, którzy stworzyli Draculę, cała ludzkość przekonana jest o naszym złym nastawieniu do ich rasy. Dlatego gdy dowiedzieli się, że faktycznie istniejemy, a nie że jesteśmy zmyśloną bajeczką, zaczęli się bronić. Dara jest moją zaufaną, kilkuletnią przyjaciółką. Pomagała mi w gorszych sytuacjach. To ona wpadła na pomysł bycia szpiegiem u Łowców. Z początku także mi się nie podobało, ale kobita ma łeb na karku. Broniła mnie. Wciąż mnie broni. Łowcy nie są przekonani o mojej lojalności, a ona robi co może bym nie wylądował na stryczku albo bym nie dostał niespodziewanej kulki w łeb.

-Więc możemy jej zaufać?

-Oczywiście! Wiem, że z początku starałem się oczernić ją w twoich oczach, ale możesz mi uwierzyć. Dara nie jest złym człowiekiem.

-Zamierzasz wyciągnąć swojego Ojca z ich więzienia? – podjęła temat, nie wiedząc czy dobrze robi. Zatopiła się w herbacie.

-Tak. Pragnę go uwolnić. Ale musze to zrobić powoli. Przede wszystkim dlatego, że jest pilnowany przez Łowców jak oczko w głowie. Nie ma do niego dojścia. A skoro rozmawiamy o Darze... Udało jej się nawiązać z nim kontakt.

-Kon... Kon... Kon... - powtarzała Dawn jak w transie, starając się sobie przypomnieć coś co zakopała głęboko w pamięci.

-Co ci?

-Byłam kiedyś u Dary. Wiem, że nie powinnam, ale przeczytałam kiedyś e-mail Był chyba od jakiegoś naukowca. Nie mogę przypomnieć sobie imienia.

-Konstantin? – pomógł jej, bez większego wysiłku.

-Dokładnie! – wybuchła entuzjastycznie.

-Nic dziwnego. To imię mojego ojca. – uśmiechnął się.

-Więc naprawdę jest po naszej stornie. – zdziwiła się. Powątpiewała w jego teorię. W końcu w nią uwierzyła.

-Przecież nie okłamałbym cię teraz. – pogłaskał ją po ciepłym policzku. Jego dłonie były niesamowicie zimne, nawet jeżeli trzymał kubek z gorącą herbatą.

-On pisał jej coś o Czarnej Krwi. Pamiętam to dobrze, bo... gdy zachorowałeś...

-Wdarłaś się do niej i ukradłaś jedną fiolkę z lekarstwem. – Dawn popatrzyła na niego zszokowana. Nawet jeżeli to zgadywał, to musiał mieć niesamowite szczęście.

-Skąd ty to wiesz? I nie ukradłam. Sama mi ją dała.

-Bo mi powiedziała. Naprawdę myślałaś, że nie zorientowała się, że po pierwsze: grzebałaś w jej skrzynce pocztowej, a po drugie: doskonale wiedziała o mojej chorobie. Dlatego postanowiła ci ją ofiarować. Naprawdę myślisz, że dałaby ci niesamowicie toksyczną dla ludzi substancję od tak.

-To było trujące dla ludzi?

-Tak. – zaśmiał się. – Miała pilnować tego, jak oka w głowie. Ale specjalnie udawała to wszystko, by wprowadzić cię w błąd. Też bała się, że Łowcy zagrają nieczysto i mnie uśmiercą.

-Dała mi się okraść?

-Oczywiście, że tak. Swoją drogą dobry sposób na zagranie na jej uczuciach. Wiedziałaś, że jest Łowcom i wpadłaś na genialny sposób, by sprawdzić to na własną rękę.

-Nie chciałam jej sprawdzać. Chciałam ukraść ta pieprzoną fiolkę, by ratować ci życie. – obydwoje się zaśmiali. Gdy patrzyła na to teraz, z perspektywy czasu, to wszystko zdawało jej się zabawne. Nawet śmierć Kristiana, która okazała się zaplanowanym skeczem nabrała kolorów. Nie paraliżowała ją tak mocno, gdy był przy niej cały i zdrowy.

Zbliżył się do niej. Uniósł jej brodę jednym palcem. Musnął delikatnie jej wargi, by nie wykorzystywać zbytecznie jej ostatnich sił. Odsunął się minimalnie, ale nie pozwoliła mu uciec. Szybko powędrowała ręką na tył jego głowy i przyciągnęła go do siebie. Wpiła się w jego wargi, nie zwracając uwagi na szum telewizora w tle, gdzie właśnie brzmiały same piski od cenzurowanych słów.

Tak bardzo pragnęła tego pocałunku. Od tak dawna pragnęła jeszcze raz poczuć ciepło jego języka, gdy ten sunął po jej dolnej wardze. Tak bardzo chciała poczuć jego ciepły oddech na własnym policzku. Tęskniła za tym całym sercem. Chłopak zjechał swoją dłonią na jej talię. Pogłaskał ją czule po biodrze. Odwzajemniał pocałunek z podwójną chęcią i namiętnością. Gdyby nie kubki, które wypełnione były do połowy ciepłą herbatą, już dawno leżeliby zakopani w kołdrze, oddając się sobie nawzajem.

W końcu po dobrych pięciu minutach, gdy serial zdążył się całkowicie skończyć wraz z końcowymi napisami, oderwali się od siebie. Ich śmiejące się spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę, nim ci wybuchli potężnym śmiechem. Przez chwile starali się opanować oszalałe serca i zabawne emocje, które im towarzyszyły. W rezultacie zrzucili kilka poduszek. Opanowali się. Atmosfera przyjemnie ciepła ogrzewała ich swoim czarem.

Dziewczyna wtuliła się w niego, opierając głowę na jego piersi. Chłopak ucałował ją czule w czubek głowy, głaszcząc jedną ręką po ramieniu.

-Chyba nie zasnę. – mruknęła, przyglądając się jak latynoska kobieta reklamowała szampon do włosów.

-Zbyt dużo emocji jak na jeden dzień. – pogładził ją po blond kosmykach, na samym końcu chwytając jeden i zawijając go na palcu. –Chciałabyś coś?

-Po prostu pooglądajmy telewizję. Nad resztą zastanowimy się, gdy te emocje opadną. – Kristian zgodził się bez słowa. Okrył ją ciepłą kołdrą, uważając by nie wytracić jej z dłoni kubka z napojem. Ucałował w czubek głowy. Obydwoje otuleni przyjemną atmosferą skupili się na telewizji...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top