Rozdział 32

Szybowała nad górami porośniętymi zielonym lasem, spoglądając w błękitne niebo, które rozpościerało się na dobre kilka kilometrów przed nią. Dotknęła dłonią puchatej, biało-kremowej chmury, która rozpłynęła się jak piana na wodzie. Czuła ciepły wiatr, który rozwiewał delikatnie jej włosy. Ciepły, a zarazem orzeźwiający. Zapikowała w dół. Po przekroczeniu miękkiej bariery, ukazała się jej zielona kraina, rozpościerająca się aż po horyzont.

Obraz zaczął się zamazywać, gdy usłyszała potężny huk. Książka wypadła jej z ręki. Wylądowała na krańcu łóżka, po czym sturlała się na podłogę. Dawn rozejrzała się chaotycznie po pokoju. Nic nie zauważyła. Wszystko ucichło. Huk, który rozbrzmiał jeszcze przed chwilą, teraz zdawał się być jedynie w jej głowie. Spojrzała za okno. Wieczorne niebo rozpościerało się z nim.

Zniechęcona podniosła się z łóżka, zdejmując z siebie ciepły koc. Podniosła książkę z ziemi i założywszy zakładkę w miejscu, gdzie skończyła, odłożyła ją na półkę. Wyszła z pokoju. Niepokojąca cisza ciągnęła się korytarzem. Poczuła dziwny niepokój. Zamknęła drzwi, po czym zbiegła szybciutko po schodach. Weszła do kuchni, gdzie czekała ją niemiła niespodzianka.

Daniel stał pochylony nad zlewem ze zwieszoną głową. Wydawało jej się, że jedną ręką majstruje coś przy twarzy. Dziewczyna niepewnie do niego podeszła. Daniel niezgrabnie wycierał krew, która ciekła mu z nosa. Gdy zauważył Dawn, lekko się wzdrygnął.

-Co się tutaj stało? – spytała oniemiała. Mężczyzna mruknąwszy coś niezrozumiale, podszedł do lodówki. Wyjął z niej jakieś plastikowe opakowanie z niebieskim żelem w środku. Przyłożył dziwną kostkę do czoła, opierając się uprzednio o blat w kuchni. – Halo! Czekam na odpowiedź. – przypomniała o swojej obecności. Dopiero teraz zauważyła zbitą szklankę na podłodze, której kawałki moczyły się w bursztynowej cieczy.

-Pan Kristian się stał, a co. – odpowiedział przytłumionym głosem, wzruszając delikatnie ramionami.

-Co ci zrobił? – zapytała przejęta. Podeszła do mężczyzny, zważając by nie poranić sobie stóp.

-Mała sprzeczka. – machnął ręką, mimo iż wyczuła w jego głosie tłumioną złość.

-Mała? – zakpiła. – Jakoś nie widzę tutaj małej sprzeczki. – Daniel westchnął ciężko.

-Trochę się powadziliśmy. Nie masz co się martwić.

-Gadaj co się tutaj stało, albo zacznę być niemiła. – skrzyżowała ręce na piersi. Daniel posłał jej lekko zdenerwowane spojrzenie, jednakże okazywał chęć do współpracy.

-Zaczęliśmy się kłócić. Dotarła do mnie informacja o kolejnych atakach na wampiry. Tym razem w formie jakiś pułapek. Zbiorowe morderstwa. Niezbyt przyjemne widoki. Kristian trochę nie wytrzymał.

-Trochę? – zdziwiła się. – Gdybym ja usłyszała taką wiadomość, to chyba by ze mnie diabeł wylazł! – rzekła, czując jak w jej żyłach buzuje krew. – Ale nie ma powodu do tego, żeby cię bić. – ochłonęła gwałtownie. Daniel posłał jej dość niezrozumiałe spojrzenie. – Okay. Co się za tym kryje?

-Kristian chciał iść sprawdzić raport. – zaczął. – Dostaliśmy informacje, że Łowcy szykują kolejny atak. Chciał poprowadzić akcję, która miała za zadanie złapanie ich na gorącym uczynku... Nie zgodziłem się.

-On jest idiotą? – wrzasnęła, zastanawiając się ile razy w swoim życiu już zdążyła wypowiedzieć tą kombinację słów.

-Jak widać. – Daniel wzruszył ramionami. – Chyba mi złamał nos. – mężczyzna zasyczał boleśnie.

-Gdzie on teraz jest?

-A bo ja wiem? Wybył. Pogoda paskudna, ale idealna na spacerek. – rzekł sarkastycznie.

Nagle Maria wparowała do kuchni. Zastygła w jednej pozie, widząc bladego Daniela z żelowym opatrunkiem przy czole i cieknącą po brodzie krwią, oraz Dawn stojącą z boku. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale Dawn wcięła się jej w zdanie.

-Ja lecę go szukać, a ty się ogarnij. – nie czekała na odpowiedź Daniela i pytania Marii. Wyszła z budynku, po drodze ubierając kurtkę z kapturem.

Na dworze lało jak z cebra. Deszcz nacinał pod straszliwym kątem. Nie zdążyła dojść na chodnik, a już czuła skutki nie zabrania parasola. Spojrzała na swoje spodnie. Mocno przemoknięte. Ale nie ustawała. Gorączkowo zastanawiała się, gdzie mógł uciec poszukiwany przez nią chłopak. Na myśl przychodziło jej kilka miejsc, ale żadne nie było w miarę sensowne. Szła przed siebie bez żadnego celu. W końcu wywnioskowała jedno. Jeżeli Kristian chciał się gdzieś udać, to na pewno przetransportował się tam za pomocą swoich czarnych skrzydeł.

Rozglądnęła się w około, by zorientować się czy nikt jej nie obserwuje. Poderwała się do lotu. W dalszym ciągu nie wiedziała, gdzie ma się udać. Latała ponad dachami budynków, obserwując miasto z lotu ptaka. Ciemność jej nie sprzyjała, gdyż nocne światła budynków zaczynały razić ją w oczy. Rozglądała się wszędzie, gdzie tylko mogła. Jednakże nic to nie dawało. Stwierdziła, że nie ma to większego sensu. Wylądowała w jakimś ciemnym zaułku.

Wyprostowała się, rozciągnęła. Otrzepała ubrania z kropel wody, co i tak wiele nie pomogło. Oparła się o pobliską ścianę. Musiała pomyśleć.

Kristian zachowywał się dziwnie. Raz był uległy i potulny jak baranek, choć nie do końca, a innym razem zachowywał się jak rozpieszczone dziecko. Nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. Gdy tylko słyszał o tym, że komuś z wampirom dzieje się krzywda, nie potrafił się opanować i nawet pociągał się do przemocy przeciwko własnemu bratu. Nie potrafiła go rozgryźć. Gdy sądziła, że wszystko jest w porządku, nagle cały świat obracał się jej o sto osiemdziesiąt stopni. Mimo iż wiedziała o nim coraz więcej, to czuła jakby się od niego oddalała.

Nie wiedziała czy czuła do niego żal, czy złość. To jak zachowywał się w stosunku do swojego brata, było dla niej nie do przyjęcia. Nigdy nie posiadała rodziny, ale gdyby ją miała, na pewno ceniła by ją bardziej niż własne potrzeby. A on bez zastanowienia mógł wymierzyć swojemu bratu lewy sierpowy, łamiąc mu nos.

Westchnęła ciężko. Poczuła mocne szarpnięcie za rękaw kurtki. Tak mocne, że aż przewróciło ją na ziemie. Teraz złość mieszała się wewnątrz niej, szukając drogi ustępu. Miała ogromną ochotę zaspokoić swoje rozszalałe nerwy i wyżyć się nawet na pobliskiej ścianie. Starała się opanować, ale głębokie oddychanie nie przynosiło rezultatów. Spojrzała ku górze. To co ujrzała oszołomiło ją, jak silny cios z patelni w skroń.

Kristian stał and nią z zaciśniętą w pięść dłonią. Przyglądał jej się z kipiąca złością, ciężko wzdychając. Przypominał jej rogatego byka, który spostrzegł jakiś czerwony element ubrania.

-Co ty tu robisz? – warknął przez zaciśnięte zęby. Podniosła się, czując, że jej spodnie zostały pobrudzone błotem.

-Zabawne, że pytasz, wiesz? – zaśmiała się, otrzepując kurtkę. – Szukam cię, a co. – Kristian już dłużej nie mógł wstrzymywać swoich emocji. Zamachnął się pięścią. Ugodziła ona ścianę tuż obok jej lewego ucha. Niewątpliwie nie było to lekkie uderzenie. Poczuła jakby ściana za jej plecami drży minimalnie. Serce podskoczyło jej do gardła. Pożałowała swoich słów w ułamku sekundy.

-Jeżeli chcesz wyjść z tego spotkania z całą buźką, to radze ci wycofać się stąd w trybie natychmiastowym. – jego oczy tajemniczo zabłysły. Niestety groźnie. Poczuła jak coś wypełnia ją od środka. Z niewiadomych przyczyn napełniła się odwagą.

-Ty myślisz, że się ciebie przestraszę? – postawiła się. Odepchnęła się delikatnie od ściany. Wyprostowała się. Chłopak jednak nie poruszył się nawet o milimetr. Parsknął śmiechem.

-Nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę. Więc spadaj stąd, nim całkowicie stracę nad sobą panowanie.

-Panowanie? – uniosła się. – To ja zaraz stracę kontrole! Masz pojęcie co ty w ogóle zrobiłeś? – chłopak jedynie pożerał ją wzrokiem. Dawał jej wyraźne znaki, że nie ma najmniejszej ochoty by prowadzić z nią konwersację. Ona jednak nie po to latała w deszczu, by teraz poddać się całkowicie. Musiała odpłacić się za przemoczone ubrania.

-Wiem. I nie potrzebuje o tym rozmawiać. – syknął.

-Chyba cię popaprało! Z jakiegoś głupiego powodu pobiłeś brata! Ja rozumiem się drzeć, a nawet szarpać, lub chcieć ucieczki! Ale żeby złamać nos bratu?! To już wychodzi ponad ludzkie pojęcie! Jeszcze niedawno mówiłeś, że twój brat jest dla ciebie ważny! I co?! I nagle to wszystko od siebie odsuwasz?! Jesteś niezrównoważony psychicznie czy jak?! To jest do diabła twój brat! Osoba, która cię kocha, nieważne jak nieznośny jesteś! Stara się robić wszystko dla twojego dobra, a ty całkowicie to zlewasz!

-Zamknij się. – poprosił łagodnie, lecz przez zaciśnięte mocno zęby.

-Nie! Jesteś skrajnym idiotą! Nie dbasz ani o swoje zdrowie, ani o zdrowie swoich bliskich, mimo iż mówisz, że nie chcesz ich stracić! Przeczysz samemu sobie! To jakiś paradoks! Ja wiem, że można przechodzić okres buntowniczy ciężko, ale to co ty robisz.... Nie potrafię nawet opisać tego słowami! Zachowujesz jak rozwydrzony bachor, któremu brakuje piątej klepki! Masz ponad sto osiemdziesiąt lat! Jesteś dorosły! Powinieneś mieć rozum na karku! Co ty sobie myślisz?! Że żadna odpowiedzialność cię nie sięgnie za rzeczy, które wyprawiasz?! Prędzej czy później skończy się taryfa ulgowa i zmyje ci ten uśmieszek z twojej twarzy!

-Zamknij się. – przerwał jej groźnie.

-Nie zamknę się, bo ktoś musi ci uświadomić to, co robisz! A to, co robisz jest wręcz niedopuszczalne! Jeszcze niedawno rozmawiałam z tobą na ten temat. – nieco złagodniała, lecz wciąż wrzeszczała. Czuła jak cała jej złość ulatuje z niej poprzez krzyki. – Gdy wspominałam o twoim bracie, byłeś potulny jak baranek. Zgadzałeś się ze mną! A teraz gdy nie było mnie w pobliżu, ty od tak zaatakowałeś własnego brata! Bo co?! Bo ten nie pozwolił ci ruszyć na samobójczą akcję!

-Zamknij się! – wrzasnął, chcąc przekrzyczeć jej wrzaski.

-Nie jesteś w stanie zbawić świata! Nie zrobisz wszystkiego sam! Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że takich akcji nie da się przeprowadzić pochopnie! Je trzeba zaplanować! DOKŁADNIE! To co ty chciałeś zrobić, było jak wejście lwu do paszczy. Nie dość, że lekkomyślne to jeszcze zabójcze! Człowieku ogarnij się, pomyśl na spokojnie, a dopiero wtedy działaj! A nie... - nie zdążyła dokończyć zdania. Chłopak jej w tym przeszkodził.

Przyparł ją całym ciężarem do ściany znajdującej się zaraz za nią. Jednym zdecydowanym ruchem wpił się w wargi dziewczyny. Ta początkowo zdziwiona jego zachowaniem, miała ochotę oderwać się od niego i porządnie mu przywalić. To co wyrabiał było nie tylko nie do przewidzenia, ale i nie do zaakceptowania. Jednakże jego usta były tak miękkie i przyjemne, że pod ich dotykiem poczuła jak jej kolana zaczynają się uginać. Gdyby nie jego mocne ramiona, siedziałaby na ziemi po kolana w błocie. Odwzajemniła pocałunek z podwójną ochotą. Jej palce wplotły się w jego czarne kosmyki, chcąc jak najbardziej zmniejszyć odległość jaka pomiędzy nimi panowała.

Złość która w nich wrzała starali się wyładować poprzez idealne, harmonijne zgranie ich warg i języków, które poruszały się jak zaczarowane, sprawiając im obydwu niesamowitą przyjemność. Jej serce w jednym momencie dało o sobie znać, doniosłym biciem między jej żebrami. Zdawało jej się, że zaraz wyskoczy ono z jej piersi. Było tak głośne, że mógł je usłyszeć. Czułą ciepło jego jednej ręki, która oplotła ją mocno wokół talii, jeszcze bliżej przyciągając jej ciało do swojego. Odchylił jej głowę delikatnie do tyłu, dając sobie jeszcze większy dostęp do sprawiania jej nieziemskiej przyjemności.

Jeden moment, a wewnątrz niej rozpoczęła się prawdziwa burza hormonów , emocji i myśli. Myślała, że zaraz oszaleje. Dotyk jego warg był tak miłym i przyjemnym uczuciem, że chciała go jeszcze więcej. Pragnęła go całym swoim ciałem. Ich języki zaczęły tańczyć w namiętnym tańcu, prowadzone przez jednego z nich. Dziewczyna nie wiedziała co poczynić z rękami. Zaplotła je więc na jego karku, całe swoje skupienie wkładając w pocałunek. Nie spostrzegła się nawet kiedy, wręcz wisiała na nim. On jednak nie robił sobie z tego wielkiego problemu. Oparł ją o ścianę, przez co nie odczuwał tak jej ciężaru.

Nie tak dawno martwiła się o niego, każdą cząstką swojego ciała. W jednym momencie był cały jej. Bezpieczny i tylko jej. To uczucie było dla niej wręcz boskie. Najlepsze, co w życiu czuła. Ciepło, a zarazem przyjemne orzeźwienie. Dreszcz płynący po jej plecach co jakiś czas, gdy jego język ocierał się o jej wargi, paraliżował ją z pięciokrotnie większą siłą niż jakikolwiek wcześniejszy strach, który odczuwała kiedykolwiek. Nie poszukiwała miłości. Uważała to za zbyteczny balast. Jednakże w tamtym momencie oddałaby wszystko, aby takich chwil było zdecydowanie więcej. Pragnęła go więcej. Już wiedziała jakie uczucie wypełniało ją od środka. Już wiedziała jakim uczuciem darzyła chłopaka. Chciała mu to wszystko przekazać w tym jednym namiętnym pocałunku.

Ciężkie krople deszczu spływały po ich ubraniach, które były już przesiąknięte do cna możliwości. Chłodny wiatr zawitał do zaułka, owiewając ich twarze. Uczucie było nieprzyjemne, jakby tysiące ostrzy przecięło ich policzki. Oni jednak napędzani byli swoim wzajemnym ciepłem, nie potrafiąc oderwać się od siebie nawet na milimetr. Powoli brakowało im tchu. Ciepłe oddechy mieszały się ze sobą, przelewając w siebie nawzajem wszystkie żale, rozgoryczenia, uniesienia... Wszystkie emocje jakie w sobie dusili.

W końcu zaczęli zwalniać. Chłopak z każdą sekundą bardziej zwalniał muskanie jej ust. W końcu zakończył to finalnym cmoknięciem.Odsunęli się od siebie na odległość paru milimetrów. Ich gorące oddechy ogrzewały ich twarze. Wpatrywali się w siebie świecącymi od emocji oczami.Jakby na jedną krótką chwilę cały świat znajdujący się wokoło znikł. Wszystkie problemy uciekły, zmartwienia zmalały, a sprawy, które niewątpliwie nalegały na rozwiązanie ucichły. Byli tylko dla siebie. Czy właśnie to jedno małe wydarzenie mogło zapoczątkować coś wielkiego?    

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ciekawi mnie jak podoba wam się TA wersja pierwszego pocałunku. Uwierzcie, za nim powstała własnie taka agresywna odmiana, było kilka innych i to wielokrotnie zmienianych. Chwała mi, że wreszcie wpadałam na jakiś logiczny sposób, który pogodził romantyczną scenę z wybuchowym charakterkiem Kristiana o.O. (Nie dobra, to nie było zbyt skromne). Spędziłam jakąś godzinkę na korekcie, sprawdzaniu błędów interpunkcyjnych i dopisywaniu zdań w momentach, gdzie zdawało mi się to niezbędne, więc... Nie bądźcie świniami i zgwiazdkujcie i skomentujcie jeśli się podobało. Ewentualnie chętnie przyjmę wszelaką krytykę ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top