Prolog

Wszystko się waliło. Cały ich świat. Wszystko co uważali kiedyś za piękne, właśnie popadało w ogromną ruinę. Coś co kiedyś było ich rajem, właśnie stawało się najprawdziwszym piekłem. Budynki zawalały się pod własnym ciężarem. Słońce zachodziło czarną barwą, a jego ciemne promienie paliły ich w skórę. Krystaliczne wody rzek, wodospadów, jezior, które otaczały całą krainę pochłonęła czarna, kleista maź. Zaczęła bulgotać, a tam gdzie spotkała się z roślinnością, powodowała jej natychmiastową śmierć.

Księżyc wyjrzał na niebo. Świecił piękną czerwienią, lecz ta barwa nie była już dla nich dobra. Złowrogo raziła ich w oczy, powodując chwilową ślepotę. Wszystkie gwiazdy uciekły z nieba, zostawiając je w swej czarnej, nocnej barwie. Nadzieja rozsypała się razem z nimi.

W koło jedynie oszałamiający wrzask mężczyzn, kobiet, dzieci. Małe dziewczynki potykając się o własne nogi starały się biec, co sił w nogach w jednym kierunku. Jednakże już nie było ucieczki. To był koniec.

A oni wciąż stali. Na samym środku placu, wpatrzeni, jak mury świątyni zawalają się z każdą sekundą niżej i niżej. Obserwowali jakwszystko, co starali się ocalić, ginie na ich oczach. Wszyscy biegli wprzeciwnym kierunku. Tylko oni trwali chcąc zobaczyć po raz ostatni upadłemiasto – Blood Moon.    


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top