Nightmare

Ciemność. Smutek. Żal. Samotność. Strach. Wściekłość. Zawód. Złość.
Will... Will musiał tak się czuć kiedy go opuściłem. Jak mogłem. Jestem jego mentorem. Moim zadaniem jest go chronić, a ja... Nie dałem rady. Nie podołałem najważniejszemu zadaniu jakie mi wyznaczono.
                           ***
-Will! Gdzie jesteś?! Miałeś od rana ćwiczyć strzelanie z łuku. Przecież wiesz, że musisz nadrobić zaległości...

Halt szukał swojego wychowanka, już od dobrej godziny. Kiedy słońce zbliżało się ku zachodowi zwiadowca zaczął się martwić. Osiodłał Abelarda i ruszył na poszukiwanie czeladnika. Zobaczył go niecały kilometr od chaty. Chłopak trzymał w dłoni saksę i patrzył wyczekująco na swojego mistrza.

-Will? Co tu do diaska robisz?! Wracaj natychmiast do domu, bo będziesz spał na drzewie.
Na słowa zwiadowcy, chłopak tylko pokręcił głową.

-Halt. To wszystko twoja wina!
Wykrzyknął z rozpaczą w głosie i wbił sobie nóż w serce.

-Nieeeeeeee!!!!
Wrzasnął zwiadowca, ale było już za późno. Chłopiec leżał na ziemi martwy. Halt podbiegł do niego. Potrząsnął nim.

-Will proszę nie zostawiaj mnie. Will wybacz mi błagam wybacz mi.
Jego wychowanek jednak nie odpowiadał. Gdy do zwiadowcy doszło co się stało z jego oczu zaczęły płynąć łzy.

-Will proszę nie opuszczaj mnie. Will błagam! To wszystko moja wina moja wina!!!!

                          ***
-Halt! Halt! Proszę obudź się! Och Halt proszę!

Willa obudził krzyk dobiegający z pokoju Halta. Chwycił saksę z którą nigdy się nie rozstawał i pobiegł do swego mentora. Zamiast spodziewanego niebezpieczeństwa zastał swojego mistrza pogrążonego w głębokim śnie. Nie był to jednak sen spokojny. Halt rzucał się na łóżku, a po jego policzkach spływały łzy. Z jego ust raz po raz wydobywały się słowa "Will nie opuszczaj mnie, Will" "To moja wina, Will!".

Dopiero za którymś razem młody uczeń zdołał przekszyczeć sztorm panujący w sercu Halta. Zwiadowca obudził się. Przez chwilę nie wiedział gdzie się znajduje. Po chwili jednak dostrzegł swojego wychowanka.

-Will.

Szepnął łamiącym się głosem, a z jego oczu znów pociekły łzy. Halt natychmiast starł je rękawem koszuli i odwrócił wzrok od ucznia. Uświadomił sobie że to był tylko zły sen i że w żadnym razie nie powinien okazywać swoich emocji młodzieńcowi.

-Em Will przepraszam. To nic. Wracaj do siebie.

Powiedział i przybrał swój obojętny wyraz twarzy, który jednak wyraźnie kłócił się z jego opuchniętymi, czerwonymi oczami i przyspieszonym oddechem. Willa znał Halta na tyle długo żeby nie dać się zwieść. Postanowił zignorować uwagę starego mistrza.

-Halt co się stało. Słyszałem jak wołasz mnie przez sen. Mówiłeś że nie chcesz żebym cię opuścił.

Zwiadowca odwrócił wzrok od ucznia, ten jednak nie przestawał mówić.

-Halt nie wiem co ci się śniło. Nie musisz mówić jeśli nie chcesz, ale wiedz jedno. Ja nigdy cię nie zostawię. Jesteś dla mnie jak ojciec którego nie miałem. Kocham cię Halt.

Mówiąc to Will usiadł obok swojego mentora i ścisnął go w niedźwiedzim uścisku, jednocześnie gładził dłońmi plecy zwiadowcy. Na ten niespodziewany gest z oczu Halta znów pociekły łzy.

-Halt nie płacz. Jestem tu i zawsze będę.

-Will, Jaaa ja przepraszam, że zostawiłem cię w Skandii. To moja wina.

Wychrypiał starszy Zwiadowca.

-A więc to o to chodzi. Halt to nie była twoja wina. Nigdy cię o to nie obwiniałem. Rozumiesz?

Will spojrzał nauczycielowi w oczy.

-To nie była twoja wina.

Powtórzył i mocniej przytulił przyjaciela. Teraz również Halt odważył się odwzajemnić gest wychowanka. Wtulił głowę w lewe ramię chłopaka. Było mu tak dobrze i ciepło. Starszego zwiadowcę ogarnął spokój.

-Dziekuję ci... Synu

Szepnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top