Rozdział 7 "Wszystkie laski za drzwi"
Obudził mnie śpiew ptaków. Słowików. Takich złotowłosych, z sześciopakiem na brzuchu i kolczykiem w uchu. W woli konkretów to był jeden słowik. Gdyby kogos to interesowało.
-O mój Boże! Jak mogłem się tak spić? Taki wstyd! - Ryo-chen kręcił się po pokoju niczym rasowa modelka po wybiegu. Chwiał się tylko troszeczkę... czyżby nie wytrzeźwiał do końca?
-Zamknij się - mruknęłam pod nosem i zakryłam się kołdrą. To nie tak, że przespałam ostatnie 24h, wcale.
-Ryotacchi! Jak dobrze, że wstałaś! - rzucił się w moim kierunku. - Film mi się urwał chwilę po śpiewach twoich i Aomine... mój Boże, co tam się działo.
-Nic wielkiego - podniosłam się do siadu. - Zabawiłeś się i zarzygałeś. Dzień jak co dzień.
-Co? - jeknął i usiadł na stole. - Czy... ktoś to widział?
-No wiesz... wszyscy bawili się razem, więc... - wzruszyłam ramionami - pewnie wszyscy.
-O mój Boże! - zakrył twarz rękoma. - I jak ja się teraz pokaże światu?! Już widzę te nagłówki...
W tym momencie do pokoju wtargnął gość. Oboje zamarliśmy. Ostatnie czego nam w tej chwili potrzeba to goście. Zwłaszcza tacy.
-Yhm... cześć Kise.
W progu stała drobna, czarnowłosa dziewczyna. Ubrana w spódniczkę i koszulę przypominała jedną z tych uroczych i bezbronnych bohaterek haremówek.
-Hej - Kise susem doskoczył do drzwi łazienki. - Dasz mi pięć minut?
-Jasne - powiedziała dziewczyna cicho, niemal niesłyszalnie, a Kise zniknął w łazience.
Wstałam z łóżka. Zdawałam sobie sprawę z faktu iż wyglądam koszmarnie. I raczej nie pachę różami. Ale cóż... Kise zabukował się w łazience. Nic na to nie poradzę.
-Jestem Kuroko Ryota - odezwałam się do dziewczyny podchodząc do szafy.
-Wiem - mruknęła dziewczyna w odpowiedzi.
-Eh? - zdziwiłam się. - Skąd?
Bynajmniej ja jej nie kojarzę.
-Królowa Pokolenia Cudów, przed którą sam Absolut chyli czoło. Pierwsza Dama najlepszych... - zaczęła wyliczać.
-Nagłówki gazet - mruknęłam niezadowolona.
Skoro przyszła do Kise, to oczywiste, że mnie zna. Prawdopodobnie jestem jej wrogiem numer jeden, a teraz walczy ze sobą by nie wydrapać mi oczu za to, że spałam z Kise. Typowa psychofanka. Nic wielkiego.
-Już jestem! - zawołał Kise, wkraczając do pokoju.
-Dobrze cię znowu widzieć– uśmiechnęła się do niego. – Stęskniłeś się?
-Przepraszam, to naprawdę niegrzeczne z mojej strony, ale... muszę spytać. Czy my się znamy? – dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
Więc oficjalna wersja wydarzeń wygląda tak: Ryo-chen spotkał faneczkę na jakimś fanmeetingu, a ona uroiła sobie w tej swojej ślicznej główce, że się pobiorą i będą żyli długo i szczęśliwie. Smutne...
-Nie pamiętasz mnie? – spojrzała na niego skrzywdzona, ale dodała po chwili – w sumie minęło sporo czasu odkąd ostatnio się widzieliśmy. A ja zachowałam się odrobinę nie w porządku. Nie żebyć ty zachował się odpowiednio. Nazywam Mahiro Yuuki. Chodziliśmy ze sobą w gimnazjum.
Kise zbladł. Zupełnie jakby zobaczył ducha. Kim ona jest? Na pewno nie jego dziewczyną. Ryo-chen z pewnością się z nią nie spotykał. Nigdy. Sporo dziewczyn twierdzi, że z nim chodziło, ale żadna nie powiedziała tego otwarcie do niego. A ta cała Mahiro... nie, z pewnością ona i Ryo-chen nie byli razem. Wiedziałabym.
-Co tu robisz, Mahiro? – spytał sztywno. Już się nie uśmiechał. Choć starał się tego po sobie nie pokazywać spotkanie z dziewczyną było mu bardzo nie na rękę.
-Chciałabym z tobą porozmawiać. O tym co się wtedy stało – uśmiechnęła się delikatnie.
-Ale o czym chcesz rozmawiać? – parsknął. – Minęło siedem lat. Teraz chcesz rozmawiać?
-Zdaję sobie sprawę, że minęło dużo czasu, ale... - nagle jej spojrzenie padło na mnie. – Możemy porozmawiać na osobności? Bez niej? – skinęła w moją stronę.
Wyjęłam z szafy pierwszą lepszą bluzkę i jeansy.
-Już wychodzę – skierowałam się do łazienki.
Chociaż, nie żebym miała coś przeciwko, ale to mój pokój.
-Nie, Ryotacchi – złapał mnie za nadgarstek.- Jeśli masz mi coś do powiedzenia, mów przy niej – zwrócił się do Mahiro. Nie mam przed Ryotacchi żadnych tajemnic – dziewczyna rzuciła mi niezadowolone spojrzenie.
-Ta sprawa dotyczy tylko nas. Nie chcę rozmawiać o tym przy twojej dziewczynie.
Posłałam jej spojrzenie pełne politowania. Ludzie, nie jestem dziewczyną Kise! Kiedy opinia publiczna to zaakceptuje.
-To co łączy mnie z Ryotacchi ciebie nie dotyczy. I jeśli chcesz ze mną rozmawiać, to tylko przy niej – Ryo-chen rzucił dziewczynie twarde spojrzenie.
-Dobrze – westchnęła. – Kise, ja wiem, że popełniłam błąd. Nie powinnam była cię zostawiać. Nie w taki sposób. I chcę to naprawić.
Albo się naćpała, albo naprawdę, ona i Ryo-chen byli razem. I to ona go zostawiła. Z jakiegoś powodu to się kłóci z samą ideą życia Kise. Mimo to najgorsze jest to, że... mi nie powiedział. Myślałam, że wiem o nim wszystko. Jak się okazuje, myliłam się.
-Niby jak? – parsknął Kise. – I co ty w ogóle chcesz naprawiać?
-Dajmy sobie jeszcze jedną szansę – podeszła bliżej i całkowicie mnie ignorując, złapała Kise za ramiona. – Ja... wciąż cię lubię. I wiem, że ty mnie też.
-Coś ci się pomyliło, Mahiro. Nie wiem dlaczego uważasz, że po siedmiu latach cokolwiek do ciebie czuję. Nie wierzę też, że ty czujesz coś do mnie – odsunął się od niej. Przy okazji pociągnął mnie za sobą.
Dla osoby z zewnątrz to musiało wyglądać komicznie. Nie. Nie trzeba patrzeć na to z boku by wyglądało śmiesznie. W jakiś dziwny, pokręcony sposób w tym uczestniczyłam i ledwo nad sobą panowałam. To raczej nie jest odpowiedni moment na śmiech, prawda?
-Ale Kise...
-Nie! Nie Kise! Mahiro... - zawahał się. – Między nami nigdy nic nie było. Przedstawienie, które urządziliście wtedy z Haizakim było co najmniej żenujące. I jasne, nie było to najlepsze zachowanie, ale proszę cię! – Kise nakręcał się coraz bardziej. – Byłaś kolejną dziewczyną, która upatrzyła sobie we mnie idealnego kandydata na męża. Nic więcej.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy. Chyba nie przewidziała takiego obrotu sprawy.
-Ty nie... nie kochałeś mnie? – wyszeptała zszokowana.
-A czy ty czułaś w rzeczywistości coś do mnie? Widziałaś tylko nazwisko dające ci rozgłos. A kiedy odniosłem porażkę i na horyzoncie pojawiła się lepsza partia... - pokręcił głową, jakby sam nie wierzył w to co mówi – po prostu odeszłaś. Wydaje mi się, że nie ma nad czym debatować. Każde z nas może iść w swoją stronę.
-Kise, to nie tak... - zaczęła zachrypniętym głosem.
-A według mnie właśnie tak. Nie chcę żebyśmy byli razem. Przez te siedem lat wspomniałem cię tylko raz, gdy Haizaki mi o tobie przypomniał. Nic więcej. I raczej w przyszłości też nie zajmiesz miejsca w moich myślach. Rozmowa skończona – wyglądał jak nie on. Jego spojrzenie było beznamiętne, zimne. Usta zaciśnięte w wąską kreskę, a ciało spięte. Tak bardzo różnił się od tego codziennego Kise.
Dziewczyna rzuciła mu ostatnie zranione spojrzenie i wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami.
-Nigdy więcej nie chcę przez coś takiego przechodzić – szepnął i mocno mnie objął. – Nigdy.
-Hej, spokojnie – przytuliłam go. – Każdą następną laskę wykopię za drzwi, dobrze?
-Będę ci wdzięczny, Ryotacchi.
-Więc nie masz się czym martwić. Co by się nie działo, masz mnie.
Dokładnie tak, Kise. Choćby nie wiem co, masz mnie.
Cześć, hej i czołem! Czy u kogokolwiek jest śnieg? Bo przez jego brak ubieranie choinki było... dziwne. Conajmniej. A co do rozdziału: najprawdopodobniej to ostatni przed Gwiazdką. Dlatego życzę wszystkim wesołych świąt już teraz :D
+z jakiegoś powodu nie wszystkim pokazują się trzeci i czwarty rozdział. Nie mam pojęcia dlaczego. Jeśli ktoś wie dlaczego tak się dziej, proszę o kontakt. Będę wdzięczna za pomoc!
Wesołych!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top