Rozdział 9
Wet za wet...
*Nika*
Nie spałam resztę nocy z dwóch powodów; miałam dość koszmarów a każdy sen się nim kończył a po drugie nie chciałam budzić rodziny zastępczej. Także całą noc spędziłam na parapecie wpatrzona w widok za oknem a że nocą nic nie widać prócz gwiazd, to podziwiałam co matka natura mi ofiarowała; przepiękne gwiaździste wieczorne niebo. Okryta kocem z kolanami pod brodą układałam w głowie konstelacje zastanawiając się nad tym co ja tutaj robię. Kolejna rodzina, która przetrzyma mnie tutaj z dwa tygodnie czyli maksymalny czas po którym dziecko nudzi się nową zabawką po czym odrzuca ją w kąt. Najdłuższy czas jaki spędziłam w rodzinie to osiem miesięcy...prawie rok i 263 rany po papierosach... inne rodziny także mnie niszczyły kawałek po kawałku...
Oglądałam się dookoła i widziałam jakie warunki panowały w tym domu; łoże dwuosobowe z baldachimem, duża szafa, wielki biały puchaty dywan przy łóżku i lampa stojąca przy nim. Ściany w kolorach błękitu z białymi akcentami. Nim się obejrzałam była siódma z tego co wiem mam dzisiaj iść do szkoły. Problem w tym, że nie miałam żadnych ubrań na przebranie. Widziałam przez okno odjeżdżający samochód z posesji tego domu więc rodzice zastępczy pojechali zapewne do pracy. Nie chciałam zwracać się o pomoc do tego chłopaka bo on pałał do mnie nienawiścią co wyraził bardzo dokładnie mego pierwszego dnia tutaj. Nie miałam jednak innego wyjścia. Wychodząc na korytarz zapukałam w drzwi, które znajdowały się dokładnie obok mojego pokoju. Na moje szczęście usłyszałam stamtąd krzyk;
-Proszę!
Wchodząc do wnętrza pokoju uderzyła mnie mroczność tego pomieszczenia bowiem ściany były odcienia głębokiej czerni a na jednej z nich krwisty napis "Go to hell"
Nie rozumiałam do kogo konkretnie miał się on odnosić czy do osoby wchodzącej bez pytania czy samego właściciela. Zamykając za sobą drzwi nie widziałam nigdzie chłopaka ale po chwili usłyszałam szum wody po mojej lewej stronie, gdzie znajdowały się białe drzwi. Łazienka - pomyślałam. Ruszyłam więc w kierunku parapetu i siadając na nim oglądałam widok jaki ofiaruje mi to miejsce. Stąd widziałam ulicę i przechodniów czyli to czego wolałam unikać - ludzi. Niestety nie można tego wykonać w pełni bowiem muszę chodzić do szkoły a w przyszłości do pracy. Patrząc na tych wszystkich zabieganych ludzi zastanawiałam się czy akurat ta kobieta, czy akurat ten mężczyzna nie jest moim prawdziwym rodzicem. Jednak nie dano mi długo się nad tym zastanowić bowiem wpierw usłyszałam jak chłopak wchodzi do pokoju i od progu bezceremonialnie pyta zły;
-Co ty tu robisz?
-Chciałam zapytać czy masz jakieś ubrania w które mogę się przebrać?
Nim odpowiedział wiedziałam, że odpowie przecząco byle mieć mnie z głowy. Jego nienawiść była oczywista.
-Nie mam a teraz wyjdź.
Wstając z parapetu chwyciłam za klamkę ale nim wyszłam postanowiłam powiedzieć jedną z reguł sierocińca;
-Wet za wet pamiętaj.
Zamykając za sobą drzwi weszłam z powrotem do mojego pokoju, gdzie zaczęłam szukać książek do szkoły albo czegoś takiego. Niestety nie mogłam znaleźć. Niespodziewanie na komodzie ujrzałam karteczkę samoprzylepną. Biorąc ją w dłoń odczytałam;
Czytając to uśmiechnęłam się lekko co robiłam bardzo rzadko a praktycznie w ogóle. Wyjmując jedyną rzecz, która należała do mnie; mój pamiętnik, który założyłam gdy przywieziono mnie do ośrodka, otworzyłam go i włożyłam tam tę karteczkę po chwili chowając pamiętnik pod materac łóżka. Wychodząc z domu nie mówiąc nic nikomu błądziłam trochę uliczkami ale z wielkiego bildboardu odczytałam na jakiej ulicy znajduje się szkoła i ruszyłam w jej kierunku. Mijałam po drodze wielu ludzi, którzy omijali mnie obojętnie co było dobre; nie oceniali mnie. W zaskakująco szybkim tempie odnalazłam poszukiwany budynek. Przekraczając próg szkoły poczułam spojrzenia wszystkich na sobie ale jeśli czegoś się nauczyłam w sierocińcu to nie martwić się opiniami ludzi, których;
nie znasz, nie cenisz, są złośliwi wobec drugiego człowieka i tym podobnych. Także szłam korytarzem nie zważając na wredne zaczepki rówieśników lub trochę starszych osób. Niestety ktoś popełnił nieświadomie jeden błąd; dotknął mnie. Poczułam jak przyciska mnie do ściany i nachalnie próbuje pocałować. Jednak ja umiałam radzić sobie z takimi sytuacjami w rodzinach zastępczych, sierocińcu to i poradzę teraz. Biorąc zamach uderzyłam owego chłopaka w krocze przez co upadł z krzykiem na podłogę. Wyzywał mnie ale nie przejmowałam się tym. Ruszyłam w stronę gabinetu dyrektorskiego, gdzie odebrałam legitymację i plan lekcji. Zauważyłam, że na kartce pisze iż będę w klasie z osiemnastolatkami. Spojrzałam ponownie na dyrektorkę chcąc powiedzieć, że przecież ja mam szesnaście lat ale dyrektorka powiedziała iż po moich wynikach z sierocińca wynika, że jestem zdolna dlatego będę uczyła się dalszego programu. Zgodziłam się wychodząc z pomieszczenia ruszając ku sali 73 gdzie miałam mieć teraz geografię.
Nie szukałam zbyt długo, wystarczyło skręcić dwa razy w lewo i ukazały mi się drzwi z numerem, którego szukałam. Dotykając klamki weszłam do sali od razu podchodząc do nauczycielki.
-Dzień dobry. Pani dyrektor kazała to Pani przekazać. - powiedziałam podając jej białą teczkę, którą nauczycielka po chwili otworzyła i zaczęła czytać. W oczach nauczycielki ujrzałam łzy.
-Ile rodzin zastępczych miałaś? - zapytała
-Szesnaście
Poczułam jak nauczycielka chwyta mnie za dłonie i pytała dalej;
-Kim są teraz twoi nowi opiekunowie?
-Bardzo miłe małżeństwo, których nie docenia ich syn. - odparłam patrząc po sali natrafiając na wzrok mojego "brata" Widziałam, że jest wściekły ale nie rozumiałam dlaczego. Potem nauczycielka nakazała mi zająć miejsce. Miałam do wyboru dwa miejsca; albo usiąść z "nachalnym" albo z "bratem" Z dwojga złego wolałam tego pierwszego bo wiem, że jakby co to znów go zaatakuję. Także usiadłam obok pana nachalnego pod czujnym wzrokiem "braciszka". Przez wszystkie lekcje czułam jego wzrok na sobie...
______________________________
Przepraszam ale znikam na moment bo muszę napisać kolejne rozdziały więc znikam do 21 😂😂😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top