Rozdział 8
*Valentino*
Wstając nazajutrz ubrałem się w moje ulubione ubrania; luźna czarna koszulka z napisem "Go to hell" i czarne jeansy z głębokimi kieszeniami. Układając włosy żelem usłyszałem pukanie do drzwi co było dziwne zważywszy na to, że o tej porze rodziców nie ma w domu.
-Proszę! - krzyknąłem
Myjąc dłonie od żelu wyszedłem z łazienki, która jest bezpośrednio przyłączona do mojego pokoju. Zauważyłem siedzącą na mym parapecie Nikę.
-Co ty tu robisz? - warknąłem zły za naruszenie mojej prywatności
-Chciałam zapytać czy masz jakieś ubrania w które mogę się przebrać? - zapytała patrząc na widok za oknem.
-Nie mam a teraz wyjdź. - odparłem kłamiąc
Dziewczyna wstała z parapetu po czym chwytając za klamkę obróciła się ku mnie nim wyszła;
-Wet za wet pamiętaj.
Nie wiedziałem co miała na myśli i nie miałem zamiaru się tym przejmować. Biorąc plecak zszedłem na parter i rozglądając się dookoła nie mogłem znaleźć Niki. Wzruszając ramionami wyszedłem z domu wsiadając do auta i odjeżdżając z piskiem opon. Kilka minut szybkiej jazdy i byłem pod szkołą. Wchodząc do budynku zauważyłem nie małe poruszenie. Podchodząc do Laurie'go zapytałem;
-Co tu się dzieje?
Chłopak śmiał się i dopiero po chwili mi odpowiedział.
-Ta nowa jest dziwna. Ktokolwiek do niej pochodził i chciał porozmawiać nie odpowiadała na żadne pytania. Jeden z chłopaków złapał ją za ramię i przyciskając do ściany chciał pocałować. Nie uwierzysz co zrobiła... - zaśmiał się - Uderzyła go w krocze.
-Który to? - zapytałem przez zęby
-Andrew; wieczny podrywacz a zginał się z bólu jak dziecko.
Nie rozumiałem poczucia humoru mojego przyjaciela a on mojej powagi. Idąc na lekcję usiadłem wraz z Bethany w ostatniej ławce przy oknie gdzie rozmawialiśmy o nas. Musiałem z nią poważnie porozmawiać. Nasza relacja nie miała sensu.
-Słuchaj Beth...muszę ci coś powiedzieć... - zacząłem
-Tak? - zapytała z niezrozumiałą nadzieją w głosie
-Nie możemy być dłużej razem, przepraszam jeśli cię skrzywdziłem lecz nie czuję do ciebie żadnych emocji...wybacz.
Widziałem jak Beth patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami z otwartą buzią po czym jakby otrząsając się z szoku mówi;
-Jak tak możesz!? Nie możesz mnie opuścić! Te wszystkie pocałunki, a kantor u woźnej!? To nic nie znaczyło? - krzyczała na całą klasę, która teraz patrzyła się na nas a niektórzy nawet śmiali. Bethany jakby zdając sobie sprawę co powiedziała wybiegła z klasy z płaczem. Nie pobiegłem za nią bo wiedziałem, że to tylko pogorszyłoby sytuację. Wystarczy, że nauczycielka geografii patrzyła się na mnie jakby chciała mnie uderzyć. Nagle drzwi od klasy otworzyły się a przez nie weszła... Nika. Obserwowałem ją jak podchodzi do nauczycielki, rozmawiają chwilę po czym nauczycielka nakazuje jej usiąść na krześle przy jej boku i mówić coś.
Nika mówiła, mówiła i mówiła a nauczycielka płakała, po raz pierwszy ktokolwiek widział by ta wredna babka płakała. Nagle złapała za dłonie Nikę a po chwili przytuliła.
Jedyne pytanie jakie usłyszałem z ust nauczycielki to;
-Kim są teraz twoi nowi opiekunowie?
Czarnowłosa spojrzała na mnie i odpowiedziała;
-Bardzo miłe małżeństwo, których nie docenia ich syn.
Co prawda nie powiedziała nazwiska ani nie wytknęła mnie palcem ale poczułem się tym dotknięty. Nie mogłem jej tego darować. Jeśli pozwolę na taką kroplę nienawiści to potem nie zauważę nawet jak spadnie na mnie ulewa...
______________________________
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top